niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 49


- Szybko! Szybko! - krzyczałam na domowników, którzy biegali obok mnie jeszcze nie gotowi. - Naomi będzie przykro jeśli się spóźnimy!
Był dzień 7 lipca około godziny dziesiątej. Po całym domu biegała mama goniąc Bena uciekającego przed nią, bo nie chciał włożyć butów. Tata krzyczał z góry, bo nie mógł znaleźć krawata. Tylko ja stałam koło drzwi gotowa do wyjścia. Żeby nieco pomóc mamie wyciągnęłam różdżkę i użyłam zaklęcia na Bena, aby go nieco spowolnić. Kiedy przebiegał obok mnie wzięłam go na ręce i zaczęłam wkładać mu buty. Mama popatrzyła na mnie z wdzięcznością i pobiegła do taty. Ben próbował wyszarpnąć mi różdżkę z ręki, ale ja szybko ją schowałam. Oczy zaszły mu łzami. Aby mały się nie rozpłakał wyczarowałam dla niego kulę ognia na mojej ręce. Spokój trwał dopóki mama z tatą nie zbiegli po schodach. Wtedy musiałam zgasić kulę, bo rodzice nie pozwalają mi się bawić pirokinezą w obecności Bena. Rodzice poszli jeszcze do kuchni, a ja wyszłam z małym na podwórze. Czekaliśmy na nich około pięciu minut. Kiedy wyszli, obładowani prezentami dla pary młodej, ruszyliśmy w kierunku naszego samochodu. Zapakowaliśmy się całą rodziną i tata odpalił silnik. Postanowiliśmy nie podróżować tradycyjne drogą, ale teleportować się niedaleko domu Naomi. Tato wyciągnął różdżkę i uderzył parę razy w radio samochodu, szepcząc zaklęcie. Samochód wzniósł się w powietrze i obrócił wokół własnej osi. Nie minęło kilka sekund, gdy byliśmy na miejscu. W tłumie ludzi na podwórku zauważyłam Bryana, którego poprosiłam, aby towarzyszył mi na ślubie kuzynki. Powiedziałam rodzicom, że już teraz przespaceruję się w stronę kościoła. Ślub miał się odbyć za czterdzieści minut. Podeszłam do Bryana i chwyciłam go za rękę. Ruszyliśmy drogą w stronę małego kościółka.



Naomi stanęła przed panem młodym w pięknej, długiej sukni. Jej przyszłym mężem miał zostać jej chłopak jeszcze z czasów gdy chodziła do szkoły magii. Przewodniczący ceremonii kapłan wygłosił jakieś nudne kazanie. Minęła godzina, gdy ceremonia się zakończyła. W tłumie przeciskających się do pary młodej zobaczyłam Harveya z Isabell. Uśmiechnęłam się i pogratulowałam sobie inteligencji. Isabell i Harvey pasowali do siebie idealnie. Tyle tylko, że Isabell miała chłopaka Syriusza. Gdy patrzyłam na szczęście kuzyna sama uświadomiłam sobie, jaka ja jestem samotna. Gdyby Artur nie był taki głupi, byłabym tak samo szczęśliwa jak Naomi, spędziłabym wieczność z osobą którą naprawdę kocham. Wesele było by doskonale, gdyby nie wizyta niezaproszonego gościa. Akurat tańczyłam z moim Bryanem, gdy zauważyłam stojącego za oknem chłopaka - Artura. Przeprosiłam Bryana i wyszłam na dwór.
- Co ty tu robisz?! Skąd wiedziałeś, że tu będę? - krzyknęłam do Artura.
- Julia mi powiedziała. To chyba ja powinienem się pytać co ty robisz z tym Bryanem?!
- To chyba nie twój problem, nie jesteś moim chłopakiem!
- To powinienem być nim znowu, żebyś nie zadawala się z takimi jak on.
- Co z nim jest nie tak? Dlaczego tak go nienawidzisz? - spytałam.
- Hmn… Może dlatego, że to przez niego nie jesteśmy razem?
- Nie, to nie przez niego. To przez ciebie.
Zapadła niezręczna cisza. Nie chciałam dłużej z nim przebywać, więc się odwróciłam i chciałam odejść, ale Artur chwycił mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać, a on tylko się śmiał. Po kilku szarpnięciach przysunął mnie do siebie i spojrzał mi prosto w oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Moje stare uczucia do niego odżyły. Znowu byłam w czwartej klasie i potajemnie kochałam się w bracie mojej najlepszej przyjaciółki.
- Wróć do mnie. Kocham cię. - odezwał się w końcu Artur.
- Już dawno przestałam ci wierzyć.
- Andromedo.
- Nie.
Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę drzwi. Artur poszedł za mną. Przeszłam parę kroków i ujrzałam zbliżającego się do nas Bryana.
- Andromedo! Wróć do mnie. Kocham cię.
- Ale ja ciebie już nie. - skłamałam.
W tym momencie podszedł do mnie Bryan.
- Jestem z Bryanem. - powiedziałam. Rzuciłam się na szyję mojemu nowemu chłopakowi i zaczęłam go całować.







niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 48


Rok szkolny minął bardzo szybko i raczej spokojnie. Sprawa morderstwa pani Talley jeszcze nie została wyjaśniona. Miał zająć się nią ktoś z zewnątrz podczas nieobecności uczniów w szkole. Oprócz tego dostałam list od rodziców informujący mnie o tym, że będę posiadała jeszcze jednego brata lub siostrę. Moja matka znowu jest w ciąży. Początkowo wpadłam w furię jak można mieć kolejne dziecko, skoro jeszcze trzy lata temu urodziła Bena. Ale to ich sprawa. Niech sami zajmują się bandą rozwrzeszczanych bachorów. Po otrzymaniu listu z niniejszą informacją poszłam przejść się po szkole aby nieco się uspokoić. Szkoła świeciła pustkami. Na dwa dni przed wyjazdem każdy siedział w swoim pokoju i dopinał wszystko na ostatni guzik. Szłam powoli w kierunku wieży szóstoklasistów. Mijając drzwi wieży zachodniej, zauważyłam leżący niedaleko list. Podniosłam go i przeczytałam do kogo był zaadresowany:

Isabell Linares
St Louis
Croydon 99 216
London



Wyciągnęłam kartkę z koperty i przeczytałam kawałek listu:


Mam nadzieję, że zgodzisz się towarzyszyć mi na weselu mojej kuzynki Naomi. Byłbym bardzo szczęśliwy gdybyś się zdecydowała. 
                       
                                                                                    Harvey


Mój ukochany kuzyn zaprosił siostrę mojej koleżanki na ślub. Myślałam, że nie otrząsnął się jeszcze po tym jak zdradziła go Victoria. A tu proszę! Zaprasza jedną z bliźniaczek Linares na ślub. Postanowiłam, że wyślę ten list do Isabell, żeby nie było Harveyowi przykro gdy ona nawet nie odpisze. Poszłam do pomieszczenia z portalem i wrzuciłam do niego list.
Niech tylko złamie mu serce, pomyślałam. To ja się z nią rozprawię. Harvey już dość wycierpiał.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 47


Po świętach spędzonych w domu nadszedł czas na powrót do szkoły. Kiedy tylko rozpakowałam się poszłam przywitać się z Harveyem. Dowiedziałam się od niego nowych informacji na temat śmierci profesor Talley. Okazało się, że została otruta. Po długiej rozmowie z kuzynem wróciłam do pokoju. Siadłam na łóżku i zaczęłam czytać jakąś książkę dla zabicia czasu. Nagle do pokoju wparowała rozwścieczona Julia.
- Co się stało?
- Co się stało?! Spytaj Roggerka! Skoro się bardzo przyjaźnicie. - wykrzyczała.
- Ale z tobą również się przyjaźnie, i ciebie się pytam co się stało.
- Uważa, że tak obnoszę się z moją mocą, tylko dlatego, żeby pokazać mu jak bardzo jest głupi, skoro on swojej nie ma. Myśli, że robię to dlatego, żeby uważał się za mniej inteligentnego. - powiedziała Julia. - Co za egoista?! Myśli, że wszystko kręci się wokół niego.
- Pogadać z nim o tym?
- Rób jak chcesz. Nie obchodzi mnie co on myśli.
- Czyli pogadam - powiedziałam pod nosem i poszłam poszukać Roggera. Siedział na ławce niedaleko wieży wschodniej razem z jakimiś panienkami.
- Rogger, co to ma znaczyć?! - krzyknęłam i natychmiast panienki siedzące obok niego rozeszły się po całym korytarzu.
- Andromeda, hej. Niby co?
- Julia już cię nie obchodzi?! - spytałam.
- Nie potrzeba mi dziewczyny, która chce pokazać, że mnie przewyższa.
- Co?! Ty myślisz, że ona robi to, żeby cię upokorzyć? Ty głupku!
- Ja głupkiem? Następna mnie upokarza.
- Idź z nią porozmawiaj.
- Nie mamy o czym.
- Wyjaśnij jej, żeby nie za bardzo chwaliła się swoją mocą kiedy jesteś z nią. Powinna się skupić na czasie z tobą.
- Dobra, ale chodź ze mną.


Stałam pod drzwiami naszej wspólnej sypialni i czekałam na wynik rozmowy Julii i Roggera. Przez jakiś czas było słychać tylko przyciszone glosy, ale później usłyszałam krzyki obojga. Chwyciłam za klamkę i już chciałam wejść do środka, gdy drzwi się otworzyły i wybiegł rozwścieczony Rogger.
- Samolubna ignorantka! - wykrzyczał i obok jego głowy przeleciała książka.
- Egoista! - krzyknęła Julia i kolejna książka przeleciała obok Roggera. - Koniec z nami!
- I bardzo dobrze! Znajdę sobie dziewczynę, która nie będzie mnie szykanować. - wywrzeszczał Rogger i wybiegł z pokoju. Weszłam do sypialni i zobaczyłam płaczącą Julię siedzącą na łóżku. Usiadłam obok niej i ją przytuliłam.
- Wszystko będzie dobrze. Już nie płacz.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 46


- An, przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. - wyszeptał błagalnym tonem Artur. - Nie chciałem cię urazić.
- Ale to zrobiłeś, jak mogłeś tak powiedzieć?! - wykrzyczałam. Najwidoczniej mama usłyszała mój krzyk, bo przybiegła do mojego pokoju z zaniepokojoną miną.
- Kochanie, co się dzieje? - spojrzała piorunującym wzrokiem na Artura. -Wszystko w porządku?
- Tak mamo, jest ok. - odpowiedziałam.
- Ale krzyczałaś.
- Ja nie krzyczałam, tylko głośno coś oznajmiałam. Przepraszam, jeśli zbudziłam Bena.
- Nic się nie stało. Gdybyście czegoś potrzebowali, będę na dole. - mama spojrzała podejrzliwie na Artura i wyszła.
- Ile razy mam cię jeszcze przepraszać?
- Nie musisz w ogóle przepraszać. I tak ci nie wybaczę, nie tym razem.
- An…
- Wyjdź.
- Proszę cię.
- Natychmiast.


Od kłótni z Arturem minęło kilka dni. Przez ten cały czas nie odzywaliśmy się do siebie. Siedziałam z podkulonymi nogami na parapecie, trzymając kubek z gorącym kakao w ręku. Przez okno obserwowałam padający na dworze śnieg. Co chwilę popijałam gorący płyn i czułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele ogrzewając każdą cześć. Z błogiego stanu ciszy wytrąciła mnie Julia wbiegając do pokoju.
- Dromeda, ubieraj się, idziemy na dwór.
- Ale ja nie mam ochoty.
- Ale nie ma marudzenia, idziemy i już. Ubieraj się.
Niechętnie zsiadłam z parapetu i postawiłam na nim kubek gorącego kakao. Nałożyłam na siebie ciepłą kurtkę, buty, wokół szyi owinęłam wełniany szalik. Zbiegłyśmy na dół z Julią i oznajmiliśmy mojemu tacie, że wychodzimy. Gdy tylko wyszłyśmy z domu, zmroziło mnie lodowate powietrze. Wyciągnęłam z kieszeni rękawiczki i wsunęłam na ręce. Julia ruszyła w kierunku parku.
- Gdzie idziemy? - spytałam.
- Jeszcze sama nie wiem. Zobaczymy.
Przez kilka minut szłyśmy w milczeniu. Julia zdawała się mieć określony cel podróży, ale nie chciała abym się dowiedziała dokąd zmierzamy. W końcu zobaczyłam w oddali postać jakiegoś chłopaka. Julia zmierzała w jego kierunku. Gdy byłyśmy na tyle blisko by ujrzeć jego twarz, rozpoznałam Artura. Chciałam zawrócić, ale Julia mnie powstrzymała i siłą zaciągnęła w stronę jej brata. Artur obserwując całą sytuację uśmiechał się co chwilę.
- To ja was zostawiam. Tylko szybko wróćcie. - powiedziała Julia, kiedy byłyśmy na miejscu.
- Ja z nim nie zostaję. Wracam z tobą.
- Nie ma mowy. - odezwał się Artur i gdy tylko Julia ruszyła uwięził mnie w kuli wody.
- Chyba żartujesz! Żądam, abyś mnie wypuścił! Już! - wykrzyczałam do niego.
- Nie.
- Co to ma znaczyć?! Masz mnie wypuścić! - krzyknęłam i wznieciłam okrąg ognia wokół Artura.
- Proszę bardzo. Możesz mnie spalić, ale i tak wysłuchasz co mam ci do powiedzenia. - powiedział.
- Nie to nie. Sama się uwolnię. - teleportowałam się z kuli wody obok i od razu ruszyłam. Niestety Artur był szybszy i znowu mnie uwięził. Sytuacja powtarzała się kilka razy.
- Chcesz walczyć niech tak będzie. Do tej pory dawałam ci fory. Od teraz tak nie będzie.
Skupiłam myśli i wznieciłam potężną ścianę ognia przed Arturem. Dało mi to sekundę przewago nad nim. Nim Artur zamknął mnie, zdążyłam się teleportować obok. Chwilę później zamknęłam Artura w kuli ognia. Chciałam już się teleportować do domu gdy Artur się uwolnił i znowu mnie uwięził. Był widocznie znudzony moimi ucieczkami, więc nim zdążyłam się uwolnić nakazał kuli zbliżyć się do niego i gdy była wystarczająco blisko wszedł do środka, i złapał mnie w ramiona.
- Puszczaj! To przestaje być śmieszne.
- Ale ja wcale się nie śmieję. - powiedział Artur i uścisną mnie mocniej, abym nie mogła się wyrwać. Spojrzał mi w oczy i lekko mnie pocałował.
- Proszę cię, daj mi szansę.
- Miałeś już szansę. Wykorzystałeś ją.
- Przepraszam, że tak powiedziałem. Wybacz mi.
- Nigdy. - powiedziałam.
- Mam paść na kolana i cię błagać o wybaczenie?
- Rób jak chcesz to i tak niczego nie zmieni. Mam nadzieję, że następna twoja dziewczyna nie będzie tak łatwowierna jak ja.
- O czym ty mówisz? - spytał.
- To koniec, Arturze. Koniec z nami.
- Nie rób tego. Daj mi szansę.
- Nie. Ten związek i tak nie ma przyszłości. Za dużo kłamstw, za dużo bólu. - powiedziałam.
- Ale ja więcej cię nie skrzywdzę.
- Przykro mi. Żegnaj. - wyszeptałam i odeszłam. Po policzku spłynęła mi łza.

niedziela, 30 września 2012

Rozdział 45


Nadszedł grudzień. Na dwa tygodnie przed świętami szkoła świeciła pustkami. Harriet i Rogger wyjechali ze szkoły trzy dni temu. Julia i Artur mieli zostać na święta w szkole, ponieważ ich rodzice wyjechali do dziadków. Wpadłam więc na pomysł, żeby te święta spędzili u mnie.



Staliśmy na stacji wraz z grupką i innych uczniów, czekając na przyjazd pociągu. Byliśmy ostatnią grupą uczniów opuszczających szkołę na święta. Około godziny dziewiątej na stacje kolejową wjechał pociąg. Zapakowaliśmy bagaże do przedziału i usiedliśmy na swoich miejscach.
- Nie mogę się doczekać tych świąt! Będą najwspanialsze ze wszystkich! - wykrzyczała Julia. - Spędzę je z moją przyjaciółką. Chociaż Artura mogłoby nie być.
- Raczej ciebie mogłoby nie być. Tylko będziesz nam przeszkadzać. - powiedział Artur.
- Wystarczy, przestańcie! Nie chcę, że mój chłopak i moja przyjaciółka się kłócili, zwłaszcza, że są rodzeństwem.
- Dobrze, już nie będę. - szepnął Artur i mnie pocałował.
Podróż minęła szybko. Nim się obejrzałam, byliśmy w Londynie. Na stacji czekał na nas tata. Zabrał bagaże ode mnie i Julii, a Arturowi kazał sobie pomóc. Usiadłyśmy na tylnich siedzeniach samochodu i czekałyśmy na Artura i mojego tatę. Po kilku minutach oboje wsiedli do samochodu i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę w samochodzie panowała cisza. Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Gdy tylko weszliśmy do domu usłyszeliśmy wrzaski mojego małego braciszka. Cały dom pogrążony był w chaosie. Wszędzie porozrzucane zabawki, kocyki i smoczki Bena. Po chwili do salonu weszła mama w fartuchu i cała w mące.
- Witajcie. Jak widzicie nie mam za bardzo czasu, aby was ugościć, więc bierzcie na bagaże i na górę.
Posłusznie wzięliśmy bagaże i pomaszerowaliśmy schodami na piętro. Zaprowadziłam Artura i Julię do pokoi a sama zbiegłam na dół do mamy.
- Mogę iść do Bryana? Chcę się z nim przywitać. - spytałam.
- Oczywiście, tylko weź ze sobą Julię i Artura.



Spacerowaliśmy w kierunku domu państwa Sword, kiedy zauważyłam że w naszą stronę idzie Bryan. Gdy tylko mnie zauważył zaczął biec w naszym kierunku. W końcu dobiegł do nas zziajany i od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Widzę, że nasz droga Andromeda zawitała do domu. - powiedział - I kogoś sprowadziła.
- Julia i Artur zostaną u nas na święta.
- Słyszałem, że odkryłaś swoją moc. Nie do wiary! Wziecacz Ognia! Tylko nie podpal nikogo.
Po tych słowach od razu przypomniałam sobie o moim krwawym śnie z Brayanem w roli głównej. On jakby od razu zrozumiał o czym myślę i po chwili szepnął mi do ucha:
- Opowiesz mi o nim później.
Czyżby mój sen okazał się prawdą i Bryan czytał w myślach?
- Tak. - powiedział.
- Więc gdzie idziemy? - powiedziała Julia i w tej chwili przypomniałam sobie, że są ze mną Julia i Artur.
- Nie mam pojęcia. Może do parku. - powiedziałam.
- Dobra. Idziemy. - powiedział Artur i objął mnie w pasie. Rzucił Bryanowi wrogie spojrzenie i ruszyliśmy. Kiedy mijaliśmy dom usłyszeliśmy krzyki mamy stojącej w oknie:
- Artur, Julia wasi rodzice dzwonią!
- Idźcie - powiedziałam do nich. - Julia wie, gdzie jest park, dołączycie do nas. Dobrze?
- Dobrze skarbie. - powiedział Artur i razem z Julią poszli do domu.
- Więc, opowiesz mi o tym śnie? - zapytał Bryan.
- Zgoda. Ale jak gdzieś usiądziemy.
Doszliśmy do parku i znaleźliśmy wolną ławkę. Usiedliśmy na niej i od razu zaczęłam opowiadać Bryanowi o moim śnie. Kiedy skończyłam, przez chwilę się nie odzywał, ale potem powiedział:
- Chyba nie sadzisz, że mógłbym zrobić coś takiego?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Bo widzisz, ja wiem, że ty jesteś szczęśliwa z Arturem i nie posunąłbym się do takiego czynu, żeby być z tobą. - powiedział Bryan i powoli zaczął się do mnie przysuwać. Przytulił mnie do piersi i po chwili zbliżył swoje usta do moich. Odsunęłam się od niego.
- Zabiję cię! - usłyszeliśmy krzyki Artura. - Jak śmiesz przystawiać się do mojej ukochanej! Pożałujesz tego!
Zobaczyłam jak Artur zrzuca Bryana z ławki. Julia stała przerażona nieco dalej.
- Ja się nie przystawiałem! A po za tym nie zasługujesz na nią! - wykrzyczał Bryan i rzucił się na Artura. Oboje upadli na ziemię i zaczęli się bić.
- Wiedziałem, że nie należy zostawiać cię samego z nią!
- Zamknij się! To nie ja ją zdradzałem przez cały czas!
- Dosyć, wystarczy! - krzyknęłam.
Chłopcy wstali z ziemi i przez chwilę był spokój, ale później znowu rzucili się do walki. Zanim dobiegli do siebie wznieciłam między nimi ścianę ognia. Gdy tylko ją zobaczyli zatrzymali się i spojrzeli na mnie.
- Przestańcie, się bić! Przecież nie ma o co! - wykrzyczałam do nich.
- Jak nie ma o co! Jesteś ty! Muszę pokazać temu gnojkowi, że jesteś moja! - powiedział Artur.
- A więc to tak! Traktujesz mnie przedmiotowo? Nie jestem niczyją własnością! - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę domu.
- Andromeda! Zaczekaj! - krzyknął Artur i zaczął biec za mną.
- Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się do domu.

piątek, 21 września 2012

Rozdział 44


Hej!



     Chciałabym cokolwiek ci przekazać, ale sama niczego nie wiem. Każdy bardzo przejmuje się sprawą pani Talley. Próbowałam dowiedzieć się czegoś od Harveya, ale nawet starszym klasom nic nie mówią. Wszyscy są przerażeni tym, co się stało. Wierz mi, nie tylko od waszych nauczycieli nie da się nic wyciągnąć. Jeśli czegokolwiek się dowiem na pewno do ciebie napiszę. 
    Pozdrów ode mnie Isabell i Jacksona. Trzymaj się. 


                                                                             Andromeda




Przeczytałam list kilka razy i włożyłam go do koperty zaadresowanej do Sarity Linares. Wstałam od biurka i wyszłam z sypialni. W pokoju wspólnym siedziała Patricia z gazetą na kolanach.
- Hej. Może chcesz iść ze mną wysłać list? Pokazałabym ci gdzie jest taka nasza między szkolna poczta.
- Dobra, idę z tobą. - powiedziała nowa.
Razem wyszłyśmy z pokoju. Szłyśmy korytarzem. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Artura biegnącego ku nam.
- Dobrze, że cię dogoniłem. O siedemnastej jest wyjście do Needsee. Może poszłabyś ze mną?
- Jasne. Przyjdź wpół do siedemnastej. - odpowiedziałam.
- Ok. Gdzie się wybieracie? - spytał.
- Idę wysłać list do Sary, to koleżanka z wymiany.
- Więc nie przeszkadzam. Do zobaczenia wieczorem.
- Do zobaczenia. - powiedziałam i pocałowałam Artura.
Ruszyłyśmy dalej. Mijałyśmy wejście na wieżę zachodnią - dom szóstoklasistów, kiedy ze schodów zbiegł Harvey.
- Witam śliczną kuzyneczkę. Czy może idziesz wysłać list?
- Tak. Mam wziąć i twój?
- Nie, dzięki. Pójdę razem z tobą.
- Więc idziemy. - powiedziałam i pociągnęłam za sobą Patricię.
- Co tam nowego zobaczyłeś w przyszłości, co? - zwróciłam się do Harveya.
- Nic, oprócz tego, że będę miał za żoną super laskę i że, będę zabójczo bogaty.
- Jak tak, to tą super laską na pewno nie jest Victoria. Gdyby była twoją żoną to wydawałaby kasę na kosmetyki. Przy niej byłbyś biedny.
- Racja. Ostatnio dowiedziałem się od Roggera, że rozwinęłaś swój dar.
- To prawda. - powiedziałam.
- Więc? Pokażesz co umiesz? - spytał Harvey.
Podniosłam rękę i w mojej dłoni ukazała się kula z ognia. Harvey chciał jej dotknąć, ale zamknęłam dłoń.
- Bo się poparzysz, tylko ja tu jestem odporna na ogień.
- Już się tak nie chwal. Co jeszcze umiesz?
- Mogę się teleportować w ogniu. - oznajmiłam.
- Na brodę Merlina! Ale mam zdolną siostrę. Rosalyn i Evelyn na pewno będą zazdrosne. Będzie je można trochę wkurzyć. - zaśmiał się Harvey,
- Już nie mogę się doczekać kiedy spalę im ubrania. - powiedziałam. - A później chcę zobaczyć ich miny.
- Jeszcze trochę i to będzie możliwe.
- Jak to? Nie mów, że mamy zjazd rodziny!
- Coś w tym stylu. Naomi wychodzi za mąż. - oznajmił Harvey.
- Dlaczego ja nic nie wiem! O wszystkim w tej rodzinie dowiaduję się ostatnia! - powiedziałam z wyrzutem - Kiedy ślub?
- W lipcu. To już niedługo.
- Wtedy razem spalimy ubrania bliźniaczek! Ale będzie super! Ciekawe czy mogę zaprosić osobę towarzyszącą?
- Pewnie tak. Na pewno dostaniesz oddzielne zaproszenie. Tak jak ja. - powiedział.
- Ty już masz zaproszenie? To takie niesprawiedliwe!
- Naomi wysłała mi je do domu, a rodzice przysłali mi je tu. Więc pewnie ty też dostaniesz do domu.
- To dobrze. Już się martwiłam, że będę musiała iść z rodzicami.
Otworzyliśmy drzwi prowadzące do międzyszkolnej poczty. Na samym środku pomieszczenia otwarty był portal dla listów do pozostałych szkół. Podeszliśmy razem z Harveyem do niego i wrzuciliśmy listy.
- Do kogo wysłałeś list? - spytałam.
- Do Jacksona. Prosił mnie, żebym napisał do niego w sprawie tego wypadku. A ty do kogo?
- Do Sary, dziewczyny Jacksona. Też w tej samej sprawie. Niestety nic nie wiem.
- To tak samo jak ja. Dlaczego nauczyciele ukrywają przed nami prawdę? Ale i tak się wszystkiego dowiem.

sobota, 8 września 2012

Rozdział 43


Przeczytałam list od Sary i postanowiłam, że odpiszę jej następnego dnia. Usiadłam na łóżku i w tej chwili do pokoju weszła Harriet z Patricią. Harriet spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zrozumiałam, że teraz ja powinnam zająć się nową.
- Hej Patricia! - krzyknęłam - Siadaj koło mnie.
Nowa ruszyła w moim kierunku nieco zdziwiona, bo zwykle nie rozmawiałam z nią na inne tematy niż szkoła. Usiadła na skraju łóżka i czekała na to co powiem.
- Więc, podoba ci się w naszej szkole?
- Jest bardzo fajna, bardzo się różni od mojej poprzedniej szkoły. Tam nie było takiego zamku tylko nowoczesny wieżowiec.
Wow! - pomyślałam. - Pewnie ma nadzianych rodziców.
- Dlaczego będziesz tu tylko przez rok? - spytałam.
- Jeszcze nie wiem czy tylko przez rok, czy może na dłużej. To zależy od moich rodziców. Oni często podróżują.
- Pytam tak z ciekawości. Masz może jakąś moc?
- Ta. Tylko nie jest ona zbyt przydatna. Znajomość języków. - powiedziała Patricia.
- Czyli co?
- Nie muszę się uczyć jakiegokolwiek języka, bo znam wszystkie. Bez nauki potrafię mówić, czytać, pisać.
- To fajnie. Ja bym tak chciała. - powiedziała Julia.
- A wy jakie macie moce? - spytała nowa.
- Ja nie mam żadnej. - wydukała Harriet i pogrążyła się w czytaniu.
- Ja mam coś, co nazywa się spowolnienie molekularne. Patrz. - powiedziała Julia - Andromeda, rzuć coś w moim kierunku.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu odpowiedniej rzeczy. Podeszłam do stolika przy drzwiach i wzięłam stojący na nim wazon. Rzuciłam nim w kierunku Julii. Po kilku sekundach wazon zatrzymał się w powietrzu tuż przy rękach Julii. Patricia wstała z łóżka i podeszła do niej. Ze zdumieniem wpatrywała się w zatrzymany wazon. Minęła minuta i wazon spadł na łóżko Rover.
- Jejku! To jest super! - powiedziała Patricia. - A ty Andromeda?
- Pirokineza. Ostatnio odkryłam, że przy użyciu tej mocy mogę zrobić tak.
Podniosłam rękę i pokazałam dziewczynom kulę ognia w mojej dłoni.
- Umiem też wytworzyć strumień ognia lecący z mojej dłoni i potrafię się teleportować.
Skupiłam się i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się na drugi koniec pokoju. Popatrzyłam na Julię i Harriet. Wpatrywały się we mnie ze zdumieniem.
- Wcześniej tak nie umiałaś! - wrzasnęła Julia - Kiedy to odkryłaś?
- Jak wy byłyście w AM.
- To niesamowite. Kiedyś umiałaś tylko wzniecać ogień i kontrolować ciepło, a teraz to! Jakaś ty zdolna! - krzyknęła z zachwytem Harriet.
- Zaskoczysz nas czymś jeszcze? - spytała Julia.
- Czytałam jeszcze że z moją mocą wiążą się tzw. ogniste oddechy, czyli zionięcie ogniem. Ale tego jeszcze nie umiem.
- Ty to masz szczęście. Tyle mocy, a ja żadnej. - powiedziała Harriet.
- Dlaczego ty się martwisz? Jeszcze odkryjesz swoją moc i będzie najlepsza ze wszystkich. - pocieszyła ją Julia.
- Ona ma rację. Zobaczysz, jeszcze to my będziemy ci zazdrościć. A propos. - zwróciłam się do Julii - Rogger ma jakąś moc?
- Jeszcze nie, ale będzie miał. Z nim tak samo jak z Harriet. Niepotrzebnie się martwi.
- Właśnie. Popatrz na Artura. On dopiero teraz odkrył swoja moc a ma szesnaście lat. - powiedziałam do Harriet.
- Może z tobą będzie tak samo.
- Dzięki, jesteście najlepsze. - wyjąkała Harriet i rzuciła się nam na szyje. Po chwili usłyszałyśmy trzask drzwi. Dopiero tym momencie uświadomiłyśmy sobie, że nie jesteśmy same. Rozejrzałyśmy się po pokoju, ale był pusty. Patricia wyszła.