sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 24


Po upływie dziesięciu minut Bryan oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Wyciągnął różdżkę i wypowiedział jakieś zaklęcie. Po chwili pobliskie drzewo zaczęło się otwierać. W jego wnętrzu ujrzałam schody prowadzące w głąb ziemi. Bryan podszedł do drzewa i zaczął schodzić na dół. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej poszłam za nim. Im głębiej schodziliśmy, tym ciemniej i chłodniej się robiło. Nagle zobaczyłam tlące się na dole światło. Bryan szedł prosto ku niemu. Po chwili znaleźliśmy się we wnętrzu jakiegoś domu. A dokładniej w salonie. Po środku stał wielki drewniany stół, a na nim najróżniejsze przedmioty służące do warzenia eliksirów. Na ścianach wisiały suszone zioła. Obok nich znajdował regał, a wewnątrz niego pudelka z różdżkami.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
- Sam dokładnie nie wiem. Odkryłem to miejsce jeszcze podczas wakacji. Miałem ci pokazać je wcześniej, ale ty nie odzywałaś się do mnie.
- Masz pewność, że to do nikogo nie należy?
- Tak, przez cały czas obserwowałem tą okolicę. Pałętało się tu się kilku ludzi, ale żaden nie zaglądał do tego drzewa.
Bryan gestem ręki pokazał mi, że mam iść za nim. Podszedł do ściany i przejechał po niej różdżką, szepcąc jakieś zaklęcie. Nagle moim oczom ukazała się wielka biblioteka. Po środku stały fotele i stolik, na którym leżał kawałek pergaminu i pióro. Przy ścianach stały wysokie na dziesięć metrów regały. Sufit, najwyraźniej zaczarowany, przypominał gwiaździste niebo, na którym co chwilę zmieniała się konstelacja. Podeszłam do jednego z regałów i wzięłam pierwszą lepszą książkę. Usiadłam w fotelu i zaczęłam ją przeglądać. Bryan usiadł obok mnie na podłodze i zaczął mi się przyglądać. Wyjrzałam zza książki i spojrzałam na niego. Kiedy nasze spojrzenia się napotkały, szybko odwróciłam wzrok. Kątem oka zobaczyłam, że Bryan się uśmiechnął. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki. Zerwałam się z fotela. Książka upadła z hukiem na podłogę. Z przerażeniem spojrzałam na Bryana. Po chwili ściana zaczęła się otwierać. Przez otwór w ścianie wkroczyła jakaś postać. Wycelowała różdżkę prosto we mnie. Po chwili jasny snop światła wydobywający się z różdżki uderzył we mnie. Upadlam na ziemię. Nade mną zauważyłam Bryana. Później usłyszałam tylko jego krzyk.

piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 23


Mijały miesiące. A ja nie mogłam zapomnieć o Arturze. Mimo, że nadal go kochałam nie chciałam z mi być. Ilekroć przypominałam sobie o nim, zbierało mi się na płacz. Julia i Harriet próbowały mnie pocieszyć, ale to nic nie dawało. Jedynie przebywanie z Roggerem, poprawiało mój nastrój. Tylko on rozumiał, jak podle się czuję. Wielokrotnie, kiedy na korytarzu mijał mnie Artur, próbował ze mną pogadać, ale ja nie miałam na to ochoty. Po tym co zrobił nie chciałam go widzieć. Została mi tylko jedna osoba która naprawdę mnie kocha - Bryan. Niestety nie był ze mną w szkole. Mogłam tylko czekać na zbliżające się święta, aby wrócić do domu.




Na stację wyszli po mnie rodzice. Mama była cała w skowronkach, gdy pokazała swój ciążowy brzuszek. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że w kwietniu będę miała brata. Co prawda, od samego początku nienawidziłam tego bachora, ale pokrzepiała mnie myśl, że będę miała rodzeństwo.
- Wyjeżdżamy do babci na święta? - spytałam rodziców, aby przerwać ciszę panującą w samochodzie.
- Nie, w tym roku cala rodzina przyjedzie do nas. - powiedział tato.
- Świetnie - mruknęłam pod nosem. W głębi duszy nie byłam zadowolona, że przyjadą do nas. Jeśli nie liczyć mojej babci, mojego chrzestnego i mojej chrzestnej co cała moja rodzina mnie nienawidzi.




W dzień przyjazdu mojej rodziny od rana w naszym domu był wielki ruch. Mama chciała, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dlatego do przygotowań włączyła i mnie. Musiałam przygotować piętro na przyjazd moich wszystkich kuzynów i kuzynek. Dzięki Bogu, mam magię, bo inaczej to nigdy bym sobie z tym nie poradziła. Około godziny trzynastej pojawili się rodzice mojego taty. Moja babcia Constance i dziadek Norman. Gdy tylko mnie zobaczyli zaczęli przytulać i mówić jak to urosłam od naszego ostatniego spotkania. Kiedy zachwyt nade mną się skończył wręczyli mi prezent. Piękną różdżkę.
- Piętnaście cali, włosień z serca gryfa, drzewo różane - wyrecytował dziadek - mam nadzieję, że ci się podoba.
- Jasne, jest przepiękna. Dziękuję bardzo.
Moi rodzice chcieli porozmawiać z dziadkami na osobności, więc poszłam do siebie. Wyciągnęłam różdżkę z pudełka i zaczęłam nią wymachiwać. Lepszego prezentu nie mogłam sobie wymarzyć.
Jakieś pół godziny po dziadkach przyjechała znienawidzona przeze mnie część rodziny. Siostra mojego taty - Charlotte z mężem Jasonem i dwójka ich wrednych dzieci - bliźniaczki Rosalyn i Evelyn. Bliźniaczki mają po czternaście lat i jak na swój wiek są bardzo zarozumiałe. Uważają się za najlepsze czarodziejki na świecie. Zawsze to ja konkurowałam z nimi o miejsce najlepszej wnuczki, ale dziadkowie (nie wiedzieć dlaczego) lubią je tak samo jak mnie. Przez resztę pobytu u nas spróbuję uprzykrzyć im życie - pomyślałam, kiedy szłam z nimi na górę pokazać ich sypialnię. Natychmiast po dotarciu na miejsce wyciągnęły różdżki i zamieniły sypialnię w wielki pokój dla Barbie. Zdenerwowało mnie to, ale nie na tyle mocno, aby posłużyć się magią. Wpół do piętnastej przyjechała moja chrzestna Ernestina, jej mąż Nicholas i trójka ich dzieci - czteroletni Tony, dziesięcioletnia April i piętnastoletnia Jacqueline. Oni tak samo jak ja nienawidzili bliźniaczek jak ja. Niedługo po ich przyjeździe pojawił się mój ojciec chrzestny - Jeremy, jego żona Margot oraz moi kuzyni Harvey i Jonathan. Naomi jest córką Jeremiego i Margot, tylko już nie mieszka z nimi. Harvey ma szesnaście lat, a Jonathan dziewiętnaście. O szesnastej przybyli ostatni zaproszeni - siostra mojej mamy - Cindy, Vincent (jej mąż), Elton i Neal (dzieci Cindy i Vincenta) oraz Karl (brat taty) z rodziną (żoną Judith, dziećmi Mabel, Heather, Thomasem i Maximilianem). W domu roiło się od ludzi. Szum i gwar nie ustępował do godziny dwudziestej drugiej, kiedy to ciotka Judith musiała położyć swojego osiemnastomiesięcznego synka Maximiliana. Później zabrałam do swojego pokoju Jacqueline, Harveya, Jonathana, Eltona, Thomasa i Heather. Młodsze od nas dzieci (czyli poniżej dwunastki) spały w pokoju obok. Bliźniaczki dzieliły pokój z Tonym i April. Jak się okazało miałam naprawdę fajnych kuzynów. Dotąd Heather wydawała mi się sztywna, ale jak na poważną szesnastolatkę jest bardzo fajna. Po północy wszyscy położyliśmy się spać. Kiedy tylko zamknęłam oczy, usłyszałam jak ktoś stuka w okno. Wstałam z lóżka, ubrałam kurtkę i buty i podeszłam do drzwi balkonu. Otworzyłam je po cichu, tak żeby nie obudzić smacznie śpiących kuzynów i wyszłam na dwór. Na dole zobaczyłam Bryana. Zeszłam po schodach na dół.
- Cześć.
- Cześć. Dlaczego odwiedzasz mnie tak późno? Nie mogłeś przyjść wcześniej?
- Nie, mam inwazję rodziny w domu, tak jak ty. - powiedział Bryan i spojrzał w stronę mojego okna. - Chodź muszę ci coś pokazać.
- Ale gdzie mam iść?
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.








April

Elton

Harvey

Heather

Jacqueline

Jonathan 
Mabel

Maximillian

Neal

Rosalyn i Evelyn 
Thomas


Tony

środa, 27 czerwca 2012

Rozdział 22


Przez resztę wyjazdu dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Nawet po powrocie nie mogłam przestać myśleć o tym pocałunku z Bryanem. Gdy dnia pierwszego września siedziałam w przedziale pociągu pędzącego do Owlneed, odwiedził mnie Artur. Zastanawiałam się jak powiedzieć mu o tym co zdarzyło się na wakacjach. Wiedziałam że znienawidzi mnie za to. Co gorsza, Julia mnie zabije, jeśli dowie się o tym. Dała mi kredyt zaufania. A ja chyba go już wystarczająco nadużyłam.
- Andromeda, wybacz mi, że nie mogłem pojechać z tobą do Francji.
- Nic się nie stało, rozumiem.
- Julia mówiła, że było wspaniale. Podobno na moje miejsce wzięłaś jakiegoś Bryana? Powinienem być zazdrosny?
- Nie, to tylko przyjaciel.
Przyjaciel. To słowo na pewno nie odnosiło się już do Bryana. Po tym co wydarzyło się w hotelu, nie wiem jak go nazywać.
- Muszę ci coś powiedzieć. - na te słowa serce mi stanęło. Wyobrażałam sobie, że on już o wszystkim wie. Wie, że całowałam się z moim kumplem z piaskownicy. Wie o tym, że Bryan przestał być tylko kolegą.
- Mów śmiało. - odpowiedziałam niepewnie. Byłam przygotowana na najgorsze.
- Bo ja nie byłem wobec ciebie szczery. W tamtym roku szkolnym, kiedy byliśmy razem. to ja spotykałem się z inną.
Po chwili poczułam ból. Jakby ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. A na domiar złego, zaczął wbijać go jeszcze głębiej, jakby chciał przeszyć mnie nim na wylot. Nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Patrzyłam się tylko prosto w oczy Artura. Kiedyś pełne miłości do mnie, teraz puste, patrzące się na mnie żałośnie jakby ich właściciel czuł satysfakcję z tego co przed chwilą powiedział. Na moment oderwałam się od rzeczywistości. Powróciłam do tych pięknych chwil, kiedy Artur mówił, że kocha tylko mnie, że nigdy mnie nie opuści. Gdy powoli wracał do normalnego stanu, uświadomiłam sobie, że mój ukochany, zdradzał mnie przez cały czas. Okłamywał mnie. Być może nawet nie był z rodzicami na wyjeździe, tylko spotkał się z tą głupią panienką. Do oczy napłynęły mi łzy.
- Jak mogłeś? Przez ten cały czas miałeś inną!? A ja głupia, przejmowałam się jednym pocałunkiem z Bryanem.
- Wybacz mi, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że to ty jesteś tą jedyną.
- Byłam naiwna, sądząc, że ty mnie naprawdę kochasz!
- Zawsze cię kochałem i zawsze będę kochał.
- A kiedy spotykałeś się z tą panienką, to też mnie kochałeś? Kiedy się z nią całowałeś to też mnie kochałeś?
- Andromeda, wybacz mi.
- Nie, nie chcę cię widzieć nigdy więcej! Z nami koniec!
- Proszę cię! Daj mi szansę, naprawdę cię kocham. Obiecuję, że więcej cię nie skrzywdzę.
- Nienawidzę cię za to! Nie pokazuj mi się więcej na oczy!

wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 21


- Wstawaj, Andromedo. - usłyszałam nad sobą głos Bryana. - Jesteśmy na miejscu.
Musiałam przyznać, że lot do Francji minął bardzo szybko. Może dlatego, że spalam. Wstałam z miejsca i wzięłam swoje bagaże. Bryan chwycił mnie z rękę i pociągnął w kierunku drzwi. Po chwili naszym oczom ukazał się piękny Paryż. Razem z Julią, Roggerem i Naomi wsiedliśmy do samochodu. Po kilku minutach dotarliśmy do hotelu. Naomi podeszła do portierni i zapytała o naszą rezerwację. Dostała klucze i od razu wręczyła je nam. Ze mną w pokoju miał być Artur. Ponieważ go tu nie było pokój dzieliłam z Bryanem. Weszliśmy do pokoju oznaczonego cyfrą 7 i … Właśnie. Zamurowało nas. W pokoju stało jedno łóżko dla dwóch osób. Postanowiłam to wyjaśnić i poszłam do portiera.
- Proszę, wybaczyć. Musiała nastąpić jakaś pomyłka.
- Więc proszę zamienić pokoje!
- Niestety to nie możliwe. Wszystkie pokoje są już zajęte.
Nie odpowiedziałam nic, tylko poszłam do Bryana.
- I co? Zmienią nam pokój? - zapytał.
- Przepraszam bardzo, ale to nie możliwe. Wszystkie pokoje są już zajęte. - spróbowałam naśladować mężczyznę w portierni, ale chyba mi to nie wyszło, bo Bryanowi nie było do śmiechu. - Musimy to przecierpieć.
Przez resztę dnia siedzieliśmy w pokoju. Od czasu do czasu Bryan próbował zacząć rozmowę, ale jakoś się nie kleiła. W końcu to ja postanowiłam coś powiedzieć.
- Co miałeś na myśli mówiąc chciałbym być na jego miejscu?
- Czy te słowa nie są dość zrozumiałe? Przecież wyraźnie powiedziałem.
- No wiem, ale w jakim sensie chciałbyś być na miejscu Artura.
- W takim, że to ja bym chciał być z tobą.
Czyli mój najlepszy przyjaciel się w mnie kochał? Miałam tyle dni, żeby to przemyśleć, ale chyba podświadomie nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że zakochał się we mnie mój najlepszy przyjaciel.
- Ale…
- Nic nie mów. - powiedział Bryan i zaczął mnie całować. Wiedziałam, że robię źle, ale z jakiegoś powodu nie chciałam, aby przestał…

Rozdział 20


Siedziałam na parapecie czekając na przyjazd Julii i Artura. Rogger przyjechał kilka dni temu. Nagle usłyszałam ryk samochodu, który zatrzymał się przed moim domem. Zauważyłam wysiadającą z niego Julię. Artura z nią nie było. Zastanawiałam się dlaczego nie przyjechał. Gdy zauważyłam że Julia idzie do drzwi, zeskoczyłam z parapetu i razem z Roggerem pobiegliśmy na dół.
- Cześć Julia. Gdzie Artur? - spytałam.
- Witaj, Artur pojechał z rodzicami do babci. Zmusili go do tego. Naprawdę szkoda, że nie jedzie.
W tej chwili do pokoju weszła mama.
- Dzień dobry, Julia. A gdzie twój brat? Przecież też miał przyjechać.
- Niestety, musiał zostać z rodzicami.
- Wielka szkoda. W końcu poznałabym chłopaka mojej córki. No nie zatrzymuje was. Idźcie na górę.
Mama wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie lewitacyjne na kufry Julii, które natychmiast wleciały po schodach do przygotowanego dla niej pokoju.
- Przecież mi obiecał! Powiedział, że przyjedzie! - zaczęłam wrzeszczeć na Julię, kiedy byliśmy na piętrze.
- Rodzice mu nie pozwolili. To nie moja wina!
- I co ja teraz zrobię? - zalałam się łzami. - Ty będziesz z Roggerem a ja sama…
- Przykro mi Andromedo. - wyszeptała Julia.
Nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł.
- Nie muszę jechać sama. Zabiorę Bryana.
- Kogo?
- Bryana, no wiesz, on też jest czarodziejem. To mój przyjaciel. Poczekajcie na mnie chwilę.
Zbiegłam na dół do mamy i podzieliłam się z nią moim pomysłem.
- Według mnie brzmi wspaniale. Tylko zapytaj Bryana.
- To może zrobię to od razu. Zaraz wracam.
I pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je i wybiegłam na podwórko. Skierowałam się do domu Bryana. Po około pięciu minutach byłam na miejscu. Zastukałam do drzwi. Otworzył je ojciec Bryana, Alexander Sword.
- Dzień dobry, panie Sword. Czy zastałam Bryana?
- Dzień dobry, idź do ogrodu. Na pewno tam jest.
- Dziękuje. - powiedziałam i pobiegłam w stronę ogrodu. Kilka chwil później ujrzałam siedzącego na ławce Bryana.
- Bryan! - krzyknęłam.
Sword od razu się odwrócił i uśmiechnął się kiedy mnie zauważył. Dobiegłam do ławki i usiadłam obok niego.
- Mam pytanie.
- Wal śmiało.
- Czy interesowałby się wyjazd ze mną do Francji? Na całe dwa tygodnie.
- Jasne. Dlaczego dopiero o tym mi mówisz? Czyżby Artur nie przyjechał?
- Nie mógł. Ale pomyślałam, że ty chciałbyś pojechać ze mną.
- Dobra, to kiedy jedziemy?
- W tą sobotę.
- To świetnie. Jeszcze tylko spytam się rodziców.
Bryan wstał z ławki i poszedł do domu. Po kilku minutach wrócił i usiadł obok mnie.
- Pozwolili mi.
- Naprawdę? To świetnie. - podskoczyłam uradowana i pocałowałam go w policzek. Bryan był wyraźnie zaskoczony moim zachowaniem, bo nic nie powiedział. Aby przerwać tę niezręczną ciszę, powiedziałam do Bryana:
- Zapowiadają się naprawdę świetne dwa tygodnie.

sobota, 23 czerwca 2012

Rozdział 19


Na dole stał Bryan Sword. Mój stary przyjaciel. On również jest czarodziejem, ale chodzi do innej szkoły niż ja. Bez wahania zbiegłam na dół po schodach i uprzedziłam rodziców odwiedzinach. Podbiegłam do drzwi wejściowych i otworzyłam je na oścież.
- Bryan, wchodź! - krzyknęłam.
Po chwili w drzwiach stanął wysoki, przystojny chłopak o brązowych włosach. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi, zielonymi oczami i powiedział:
- Dawno się nie widzieliśmy, nie interesujesz się już starymi przyjaciółmi?
- Nie żartuj sobie - odrzekłam i rzuciłam mu się na szyję. Bryan odwzajemnił mój uścisk. Po kilku minutach, rozległo się chrząknięcie. Odsunęliśmy się od siebie i przypomniałam sobie, że moi rodzice obserwują całe zajście.
- Dzień dobry, pani Seam - powiedział Bryan - panie Seam.
- Dzień dobry młodzieńcze. Nie będziemy was zatrzymywać. Pewnie macie sobie dużo do powiedzenia. No, już na górę. - pogonił nas tato. Bez zastanowienia ruszyliśmy na piętro. Gdy byliśmy na trzecim, poszliśmy do mnie do pokoju. Rozsiedliśmy się na podłodze i zaczęliśmy rozmawiać.
- No, Andromeda, jak w szkole? Fajna jest?
- Tak, mam bardzo fajnych kolegów. A co będę ci mówić o nauczycielach? Wszędzie są tacy sami.
- Na pewno nie może równać się mojej szkole, ale…
- Ej! - krzyknęłam i kopnęłam Bryana w nogę. - To nie było miłe.
- Po prostu…
- Skończ! Nie mówmy o szkole! Są wakacje.
- Masz absolutną rację, zresztą jak zawsze. - powiedział i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- A jak dziewczyny, u ciebie? No wiesz, każda na pewno na ciebie leci. - zaczęłam.
- A co zazdrosna jesteś?
- Ja? Skądże. Zawsze przyjaźniłam się z tobą. Te laski powinny mi zazdrościć.
- No wiesz jest taka jedna. Chodzimy ze sobą od początku tego roku.
- Szczęściara.
-Wolałabyś być na jej miejscu? - spytał Bryan.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Nie, a poza tym ty już na pewno masz chłopaka. - odrzekł.
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć? - spytałam.
- Bo jesteś ładna. I inteligenta. I w ogóle.
- Tak, mam chłopaka, zadowolony?
- Z twojego roku?
- Nie, starszy o rok. Jest bratem mojej przyjaciółki.
- Ale czy jest tak przystojny jak ja?
- Wiesz, co. Jeśli mam być szczera, to nie wiem. - mówiłam - Nie mogę powiedzieć, który z was jest ładniejszy. Gdybym powiedziała, że Artur, to byś się obraził. Gdybym powiedziała, że ty, byłoby to nie fair w stosunku do niego.
- Dobra, kończymy o związkach. Dzisiaj o 17.00 jest mecz. Oglądamy?
- Jasne, a kto gra? - zapytałam Bryana.
- Anglia - Francja. Na kogo stawiasz?
- Na Anglię oczywiście, a ty?
- Też. Jesteś jedyna dziewczyną, jaką znam, która interesuje się nożną.
- To źle?
- Nie, to wspaniale. Chciałbym być na miejscu tego Artura.





Bryan Sword

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 18


- Co?! - mój krzyk rozległ się po całym domu. - Jak to będziesz miała braciszka?
- Nie przesadzaj, chyba wiesz skąd się biorą dzieci. - powiedział tato z ironią.
- Aż taka głupia nie jestem, ale po co wam drugie dziecko. Przecież macie mnie! Czy ja wam już nie wystarczam?
- Czy ty przypadkiem nie jesteś egoistką? - spytała mama z oburzeniem.
- Jestem, ale wiem po kim to mam. - rzuciłam wrogie spojrzenie w stronę taty.
- Andromedo, to nasza decyzja. Powinnaś się cieszyć.
- Powinnam się cieszyć? Ale to, że kiedy będę tu przebywała, będę niewyspana, wszędzie będą leżały pieluchy, ciągłe krzyki to też jest zaliczane do szczęścia?
- Bez przesady. Praktycznie cały rok jesteś poza domem.
- Ale oświadczam już teraz. Nie oddam mojego pokoju!
- Nikt tu nie mówi o oddaniu pokoju. Mamy dodatkowy pokój na piętrze. Uprzątnie się go i będzie jak znalazł. - oświadczył tato.
No dobra, mogę być spokojna. Ten bachor będzie cisnął się w tym pokoju. Przynajmniej nie każą mi się zamieniać, ani dzielić z nim sypialni.
- Dobra, to kiedy to się urodzi?
- Nie traktuj go przedmiotowo - powiedziała mama z oburzeniem. - On też ma uczucia.
- I pewnie już ma różdżkę i wyczarował uszy dalekiego zasięgu i teraz nas nasłuchuje. Musimy uważać bo nas jeszcze transmutuje. - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Uspokój się! - krzyknęła mama. - Twój braciszek pojawi się w kwietniu.
- To jeszcze mam siedem miesięcy spokoju. Muszę to wykorzystać! A propos… w połowie sierpnia przyjeżdża do mnie Rogger, Julia i jej brat Artur. Wybieramy się do Francji. Nawet jeśli powiecie nie, to i tak znajdę sposób, żeby pojechać.
- Mówimy tak, dla świętego spokoju. Ale pojedzie z wami Naomi. - powiedział tata.
Naomi to moja dwudziestoletnia kuzynka. Jest naprawdę fajna. Kiedyś zabrała mnie i Julię na skok ze spadochronem. Moi rodzice oczywiście o tym nie wiedzą. I lepiej żeby tak zostało.
- Zgoda. Ale oni przyjadą tutaj nocować kilka dni przed wyjazdem. I pomyślałam, że mogliby na moim piętrze. Jest takie duże, że pomieści się w nim z piętnaście osób.
- Pomyślimy nad tym.
- Dziękuje - powiedziałam, bo zawsze gdy rodzice mówią pomyślimy, to się zgadzają. Odwróciłam się na pięcie i poszłam na moje piętro. Aby do niego dojść musiałam przejść schodami na pierwsze piętro, które było przeznaczone dla gości, później na drugie, piętro moich rodziców i na trzecie. Gdy byłam na miejscu ruszyłam w stronę mojego pokoju. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w okno. Nagle ujrzałam stojącego na dole młodego mężczyznę. Uśmiechał się do mnie i machał w moim kierunku. Wytężyłam wzrok, aby lepiej dostrzec kto to jest.






Naomi