niedziela, 30 września 2012

Rozdział 45


Nadszedł grudzień. Na dwa tygodnie przed świętami szkoła świeciła pustkami. Harriet i Rogger wyjechali ze szkoły trzy dni temu. Julia i Artur mieli zostać na święta w szkole, ponieważ ich rodzice wyjechali do dziadków. Wpadłam więc na pomysł, żeby te święta spędzili u mnie.



Staliśmy na stacji wraz z grupką i innych uczniów, czekając na przyjazd pociągu. Byliśmy ostatnią grupą uczniów opuszczających szkołę na święta. Około godziny dziewiątej na stacje kolejową wjechał pociąg. Zapakowaliśmy bagaże do przedziału i usiedliśmy na swoich miejscach.
- Nie mogę się doczekać tych świąt! Będą najwspanialsze ze wszystkich! - wykrzyczała Julia. - Spędzę je z moją przyjaciółką. Chociaż Artura mogłoby nie być.
- Raczej ciebie mogłoby nie być. Tylko będziesz nam przeszkadzać. - powiedział Artur.
- Wystarczy, przestańcie! Nie chcę, że mój chłopak i moja przyjaciółka się kłócili, zwłaszcza, że są rodzeństwem.
- Dobrze, już nie będę. - szepnął Artur i mnie pocałował.
Podróż minęła szybko. Nim się obejrzałam, byliśmy w Londynie. Na stacji czekał na nas tata. Zabrał bagaże ode mnie i Julii, a Arturowi kazał sobie pomóc. Usiadłyśmy na tylnich siedzeniach samochodu i czekałyśmy na Artura i mojego tatę. Po kilku minutach oboje wsiedli do samochodu i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę w samochodzie panowała cisza. Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Gdy tylko weszliśmy do domu usłyszeliśmy wrzaski mojego małego braciszka. Cały dom pogrążony był w chaosie. Wszędzie porozrzucane zabawki, kocyki i smoczki Bena. Po chwili do salonu weszła mama w fartuchu i cała w mące.
- Witajcie. Jak widzicie nie mam za bardzo czasu, aby was ugościć, więc bierzcie na bagaże i na górę.
Posłusznie wzięliśmy bagaże i pomaszerowaliśmy schodami na piętro. Zaprowadziłam Artura i Julię do pokoi a sama zbiegłam na dół do mamy.
- Mogę iść do Bryana? Chcę się z nim przywitać. - spytałam.
- Oczywiście, tylko weź ze sobą Julię i Artura.



Spacerowaliśmy w kierunku domu państwa Sword, kiedy zauważyłam że w naszą stronę idzie Bryan. Gdy tylko mnie zauważył zaczął biec w naszym kierunku. W końcu dobiegł do nas zziajany i od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Widzę, że nasz droga Andromeda zawitała do domu. - powiedział - I kogoś sprowadziła.
- Julia i Artur zostaną u nas na święta.
- Słyszałem, że odkryłaś swoją moc. Nie do wiary! Wziecacz Ognia! Tylko nie podpal nikogo.
Po tych słowach od razu przypomniałam sobie o moim krwawym śnie z Brayanem w roli głównej. On jakby od razu zrozumiał o czym myślę i po chwili szepnął mi do ucha:
- Opowiesz mi o nim później.
Czyżby mój sen okazał się prawdą i Bryan czytał w myślach?
- Tak. - powiedział.
- Więc gdzie idziemy? - powiedziała Julia i w tej chwili przypomniałam sobie, że są ze mną Julia i Artur.
- Nie mam pojęcia. Może do parku. - powiedziałam.
- Dobra. Idziemy. - powiedział Artur i objął mnie w pasie. Rzucił Bryanowi wrogie spojrzenie i ruszyliśmy. Kiedy mijaliśmy dom usłyszeliśmy krzyki mamy stojącej w oknie:
- Artur, Julia wasi rodzice dzwonią!
- Idźcie - powiedziałam do nich. - Julia wie, gdzie jest park, dołączycie do nas. Dobrze?
- Dobrze skarbie. - powiedział Artur i razem z Julią poszli do domu.
- Więc, opowiesz mi o tym śnie? - zapytał Bryan.
- Zgoda. Ale jak gdzieś usiądziemy.
Doszliśmy do parku i znaleźliśmy wolną ławkę. Usiedliśmy na niej i od razu zaczęłam opowiadać Bryanowi o moim śnie. Kiedy skończyłam, przez chwilę się nie odzywał, ale potem powiedział:
- Chyba nie sadzisz, że mógłbym zrobić coś takiego?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Bo widzisz, ja wiem, że ty jesteś szczęśliwa z Arturem i nie posunąłbym się do takiego czynu, żeby być z tobą. - powiedział Bryan i powoli zaczął się do mnie przysuwać. Przytulił mnie do piersi i po chwili zbliżył swoje usta do moich. Odsunęłam się od niego.
- Zabiję cię! - usłyszeliśmy krzyki Artura. - Jak śmiesz przystawiać się do mojej ukochanej! Pożałujesz tego!
Zobaczyłam jak Artur zrzuca Bryana z ławki. Julia stała przerażona nieco dalej.
- Ja się nie przystawiałem! A po za tym nie zasługujesz na nią! - wykrzyczał Bryan i rzucił się na Artura. Oboje upadli na ziemię i zaczęli się bić.
- Wiedziałem, że nie należy zostawiać cię samego z nią!
- Zamknij się! To nie ja ją zdradzałem przez cały czas!
- Dosyć, wystarczy! - krzyknęłam.
Chłopcy wstali z ziemi i przez chwilę był spokój, ale później znowu rzucili się do walki. Zanim dobiegli do siebie wznieciłam między nimi ścianę ognia. Gdy tylko ją zobaczyli zatrzymali się i spojrzeli na mnie.
- Przestańcie, się bić! Przecież nie ma o co! - wykrzyczałam do nich.
- Jak nie ma o co! Jesteś ty! Muszę pokazać temu gnojkowi, że jesteś moja! - powiedział Artur.
- A więc to tak! Traktujesz mnie przedmiotowo? Nie jestem niczyją własnością! - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę domu.
- Andromeda! Zaczekaj! - krzyknął Artur i zaczął biec za mną.
- Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się do domu.

piątek, 21 września 2012

Rozdział 44


Hej!



     Chciałabym cokolwiek ci przekazać, ale sama niczego nie wiem. Każdy bardzo przejmuje się sprawą pani Talley. Próbowałam dowiedzieć się czegoś od Harveya, ale nawet starszym klasom nic nie mówią. Wszyscy są przerażeni tym, co się stało. Wierz mi, nie tylko od waszych nauczycieli nie da się nic wyciągnąć. Jeśli czegokolwiek się dowiem na pewno do ciebie napiszę. 
    Pozdrów ode mnie Isabell i Jacksona. Trzymaj się. 


                                                                             Andromeda




Przeczytałam list kilka razy i włożyłam go do koperty zaadresowanej do Sarity Linares. Wstałam od biurka i wyszłam z sypialni. W pokoju wspólnym siedziała Patricia z gazetą na kolanach.
- Hej. Może chcesz iść ze mną wysłać list? Pokazałabym ci gdzie jest taka nasza między szkolna poczta.
- Dobra, idę z tobą. - powiedziała nowa.
Razem wyszłyśmy z pokoju. Szłyśmy korytarzem. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Artura biegnącego ku nam.
- Dobrze, że cię dogoniłem. O siedemnastej jest wyjście do Needsee. Może poszłabyś ze mną?
- Jasne. Przyjdź wpół do siedemnastej. - odpowiedziałam.
- Ok. Gdzie się wybieracie? - spytał.
- Idę wysłać list do Sary, to koleżanka z wymiany.
- Więc nie przeszkadzam. Do zobaczenia wieczorem.
- Do zobaczenia. - powiedziałam i pocałowałam Artura.
Ruszyłyśmy dalej. Mijałyśmy wejście na wieżę zachodnią - dom szóstoklasistów, kiedy ze schodów zbiegł Harvey.
- Witam śliczną kuzyneczkę. Czy może idziesz wysłać list?
- Tak. Mam wziąć i twój?
- Nie, dzięki. Pójdę razem z tobą.
- Więc idziemy. - powiedziałam i pociągnęłam za sobą Patricię.
- Co tam nowego zobaczyłeś w przyszłości, co? - zwróciłam się do Harveya.
- Nic, oprócz tego, że będę miał za żoną super laskę i że, będę zabójczo bogaty.
- Jak tak, to tą super laską na pewno nie jest Victoria. Gdyby była twoją żoną to wydawałaby kasę na kosmetyki. Przy niej byłbyś biedny.
- Racja. Ostatnio dowiedziałem się od Roggera, że rozwinęłaś swój dar.
- To prawda. - powiedziałam.
- Więc? Pokażesz co umiesz? - spytał Harvey.
Podniosłam rękę i w mojej dłoni ukazała się kula z ognia. Harvey chciał jej dotknąć, ale zamknęłam dłoń.
- Bo się poparzysz, tylko ja tu jestem odporna na ogień.
- Już się tak nie chwal. Co jeszcze umiesz?
- Mogę się teleportować w ogniu. - oznajmiłam.
- Na brodę Merlina! Ale mam zdolną siostrę. Rosalyn i Evelyn na pewno będą zazdrosne. Będzie je można trochę wkurzyć. - zaśmiał się Harvey,
- Już nie mogę się doczekać kiedy spalę im ubrania. - powiedziałam. - A później chcę zobaczyć ich miny.
- Jeszcze trochę i to będzie możliwe.
- Jak to? Nie mów, że mamy zjazd rodziny!
- Coś w tym stylu. Naomi wychodzi za mąż. - oznajmił Harvey.
- Dlaczego ja nic nie wiem! O wszystkim w tej rodzinie dowiaduję się ostatnia! - powiedziałam z wyrzutem - Kiedy ślub?
- W lipcu. To już niedługo.
- Wtedy razem spalimy ubrania bliźniaczek! Ale będzie super! Ciekawe czy mogę zaprosić osobę towarzyszącą?
- Pewnie tak. Na pewno dostaniesz oddzielne zaproszenie. Tak jak ja. - powiedział.
- Ty już masz zaproszenie? To takie niesprawiedliwe!
- Naomi wysłała mi je do domu, a rodzice przysłali mi je tu. Więc pewnie ty też dostaniesz do domu.
- To dobrze. Już się martwiłam, że będę musiała iść z rodzicami.
Otworzyliśmy drzwi prowadzące do międzyszkolnej poczty. Na samym środku pomieszczenia otwarty był portal dla listów do pozostałych szkół. Podeszliśmy razem z Harveyem do niego i wrzuciliśmy listy.
- Do kogo wysłałeś list? - spytałam.
- Do Jacksona. Prosił mnie, żebym napisał do niego w sprawie tego wypadku. A ty do kogo?
- Do Sary, dziewczyny Jacksona. Też w tej samej sprawie. Niestety nic nie wiem.
- To tak samo jak ja. Dlaczego nauczyciele ukrywają przed nami prawdę? Ale i tak się wszystkiego dowiem.

sobota, 8 września 2012

Rozdział 43


Przeczytałam list od Sary i postanowiłam, że odpiszę jej następnego dnia. Usiadłam na łóżku i w tej chwili do pokoju weszła Harriet z Patricią. Harriet spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zrozumiałam, że teraz ja powinnam zająć się nową.
- Hej Patricia! - krzyknęłam - Siadaj koło mnie.
Nowa ruszyła w moim kierunku nieco zdziwiona, bo zwykle nie rozmawiałam z nią na inne tematy niż szkoła. Usiadła na skraju łóżka i czekała na to co powiem.
- Więc, podoba ci się w naszej szkole?
- Jest bardzo fajna, bardzo się różni od mojej poprzedniej szkoły. Tam nie było takiego zamku tylko nowoczesny wieżowiec.
Wow! - pomyślałam. - Pewnie ma nadzianych rodziców.
- Dlaczego będziesz tu tylko przez rok? - spytałam.
- Jeszcze nie wiem czy tylko przez rok, czy może na dłużej. To zależy od moich rodziców. Oni często podróżują.
- Pytam tak z ciekawości. Masz może jakąś moc?
- Ta. Tylko nie jest ona zbyt przydatna. Znajomość języków. - powiedziała Patricia.
- Czyli co?
- Nie muszę się uczyć jakiegokolwiek języka, bo znam wszystkie. Bez nauki potrafię mówić, czytać, pisać.
- To fajnie. Ja bym tak chciała. - powiedziała Julia.
- A wy jakie macie moce? - spytała nowa.
- Ja nie mam żadnej. - wydukała Harriet i pogrążyła się w czytaniu.
- Ja mam coś, co nazywa się spowolnienie molekularne. Patrz. - powiedziała Julia - Andromeda, rzuć coś w moim kierunku.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu odpowiedniej rzeczy. Podeszłam do stolika przy drzwiach i wzięłam stojący na nim wazon. Rzuciłam nim w kierunku Julii. Po kilku sekundach wazon zatrzymał się w powietrzu tuż przy rękach Julii. Patricia wstała z łóżka i podeszła do niej. Ze zdumieniem wpatrywała się w zatrzymany wazon. Minęła minuta i wazon spadł na łóżko Rover.
- Jejku! To jest super! - powiedziała Patricia. - A ty Andromeda?
- Pirokineza. Ostatnio odkryłam, że przy użyciu tej mocy mogę zrobić tak.
Podniosłam rękę i pokazałam dziewczynom kulę ognia w mojej dłoni.
- Umiem też wytworzyć strumień ognia lecący z mojej dłoni i potrafię się teleportować.
Skupiłam się i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się na drugi koniec pokoju. Popatrzyłam na Julię i Harriet. Wpatrywały się we mnie ze zdumieniem.
- Wcześniej tak nie umiałaś! - wrzasnęła Julia - Kiedy to odkryłaś?
- Jak wy byłyście w AM.
- To niesamowite. Kiedyś umiałaś tylko wzniecać ogień i kontrolować ciepło, a teraz to! Jakaś ty zdolna! - krzyknęła z zachwytem Harriet.
- Zaskoczysz nas czymś jeszcze? - spytała Julia.
- Czytałam jeszcze że z moją mocą wiążą się tzw. ogniste oddechy, czyli zionięcie ogniem. Ale tego jeszcze nie umiem.
- Ty to masz szczęście. Tyle mocy, a ja żadnej. - powiedziała Harriet.
- Dlaczego ty się martwisz? Jeszcze odkryjesz swoją moc i będzie najlepsza ze wszystkich. - pocieszyła ją Julia.
- Ona ma rację. Zobaczysz, jeszcze to my będziemy ci zazdrościć. A propos. - zwróciłam się do Julii - Rogger ma jakąś moc?
- Jeszcze nie, ale będzie miał. Z nim tak samo jak z Harriet. Niepotrzebnie się martwi.
- Właśnie. Popatrz na Artura. On dopiero teraz odkrył swoja moc a ma szesnaście lat. - powiedziałam do Harriet.
- Może z tobą będzie tak samo.
- Dzięki, jesteście najlepsze. - wyjąkała Harriet i rzuciła się nam na szyje. Po chwili usłyszałyśmy trzask drzwi. Dopiero tym momencie uświadomiłyśmy sobie, że nie jesteśmy same. Rozejrzałyśmy się po pokoju, ale był pusty. Patricia wyszła.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 42


Pewnie pomyślicie, że pewnie fajnie jest mieć nową współlokatorkę. Jednak dla mnie to nie było fajne. Odkąd Victoria zwędziła mi chłopaka, na każdą nową patrzyłam wilkiem, jak na potencjalną konkurentkę. Na szczęście, zarówno Julia jak i Harriet zauważyły, że nie bawi mnie opieka na Patricią i czasami zajmowały się nową, a ja wtedy miałam czas na spotkania z Arturem. Był akurat piękny sobotni październikowy poranek. Julia z Roggerem poszli do Needsee a Harriet wybrała się z nową i Kevinem do biblioteki. Spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Zauważyłam wolną ławkę i pociągnęłam Artura w jej kierunku. Usiedliśmy i od razu zaczęłam rozmowę.
- Jak tam było w AM? Bo ostatnio nie za często mogliśmy rozmawiać.
- Całkiem, całkiem. Szkoda, że nie było tak ciebie. - powiedział Artur i uśmiechnął się do mnie.
- Julia mówiła, że coś się stało.
- Niby co mogło się wydarzyć?
- No nie wiem, ty mi powiedz.
- Co ci ta Julia nagadała? - spytał oburzony. - Muszę z nią poważnie porozmawiać.
- Nic mi nie nagadała. Ale mówiła, że ty nie chciałeś im o czymś powiedzieć.
- Nic się nie wydarzyło. - powiedział ze złością.
- Mi przecież możesz powiedzieć. Czy chodzi o twoją moc? - spytałam i złapałam go za rękę.
- Skąd o tym wiesz?
- Domyśliłam się. Możemy porozmawiać. Przecież wiesz, że cię kocham i że mi możesz powiedzieć wszystko. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie, jakby wątpił czy to co powiedziałam, jest prawdą.  Uśmiechnęłam się, aby go nieco uspokoić.
- Dobrze. - powiedział - Naprawdę odkryłem swoją moc. Tylko ja nie potrafię nad nią zapanować!
Wiedziałam co czuł Artur. Miałam to samo. Wątpliwości, czy na pewno zdołam unieść ciężar bardzo rzadkiej mocy.
- Spokojnie. Powiedz tylko jaka masz zdolność, a ja ci pomogę, tak jak ty pomogłeś mnie.
- Kiedy się zezłoszczę wokół z ziemi tryska woda. Bez użycia różdżki mogę wyczarować strumień. Raz kiedy chciałem kogoś pobić w mojej ręce pojawiła się jakby kula z wody.
- Hmm… Nie wiem jak to dokładnie się nazywa. Jeśli chcesz możemy  zapytać się Harriet, ona jest teraz w bibliotece.
- Dobrze, więc idziemy.




- Kiedy szukałam mocy Andromedy, napotkałam takie hasło jak Hydrokineza, zaraz jej poszukam. - powiedziała Harriet i ściągnęła z półki książkę zatytułowaną „Moce”. Położyła ją na stoliku i zaczęła przewracać strony. Minęło kilka minut zanim znalazła to, czego szukała.
- Mam. - powiedziała - Hydrokineza - bardzo potężna moc polegająca na kontrolowaniu mocy żywiołu wody. Ta moc pozwala: tworzyć kule wody, które więzią ofiarę dopóki stworzyciel jej nie uwolni, tworzyć burze i naginać żywioł wody, kontrolować strumienie wody i z cząsteczek pary unoszącej się w powietrzu tworzyć ją. Zdolność Hydrokinezy jest bardzo rzadkim zjawiskiem. Do 1900 roku zanotowano tylko dziesięć osób z całego świata posiadających tę zdolność. 
 - Zupełnie tak jak z mocą Andromedy, bardzo rzadka i bardzo niebezpieczna. - powiedział Artur.
- Proszę bardzo, ogień i woda. Przeciwieństwa się przyciągają. - stwierdziła Harriet. - Wy to macie szczęście. Macie bardzo rzadkie moce, a ja nie mam żadnej.
- Harriet, na pewno odkryjesz swoją moc i będzie ona najfajniejsza ze wszystkich. A jeśli nie, to przecież już masz dar. Jesteś najmądrzejszą i najzdolniejszą osobą jaką znam. - powiedziałam do Harriet i ją przytuliłam.
- Dzięki. - szepnęła.



- To dobrze, że Artur ci się zwierzył. W końcu mogę być o niego spokojna. - powiedziała Julia, po tym jak poinformowałam ją o mojej rozmowie z jej bratem. - Przynajmniej tyle dobrego z tego wyjazdu.
- A tak w ogóle to coś wiadomo na temat pani Halley? - spytałam.
- Nikt nic nie mówi. Nikt nic nie wie. Każdy boi się, że może być następny.
- I my mamy być spokojni? Powinni nam coś powiedzieć. Chyba, że sami się boją lub nie wiedzą co to jest. - powiedziałam.
- A ty się nie boisz? Rodzice pisali do mnie. Zastanawiają się czy powinniśmy tu być z Arturem.
- Chcą was zabrać ze szkoły? Ja tego nie przeżyję!
- Nie wiem, ale pisali, że jeśli to się powtórzy to możemy się pakować do domu. A tak w ogóle dostałaś list, leży pod poduszką. - Julia skinęła głową w kierunku mojego łóżka. Podeszłam do niego i podniosłam poduszkę. Pod nią leżał list.
Andromeda Seam
Szkoła Magii I Czarodziejstwa Owlneed


Droga Andromedo!

   Chciałabym dowiedzieć się czy sprawa morderstwa waszej pani profesor została wyjaśniona. Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek od naszej dyrekcji, ale profesor Middwey od dłuższego czasu nie kontaktuje się z naszym dyrektorem. Jeśli wiesz cokolwiek proszę abyś do mnie napisała. 
   Tak poza tym, to jest mi bardzo przykro, że tak szybko musiałam opuścić Owlneed. Wprawdzie i tak miałam głupią współlokatorkę (nie mówię o tobie.), ale było fajnie, nie tak jak teraz gdy Penelopa, znowu wróciła do swojej najgorszej osobowości. Mam nadzieję, że kiedyś się ponownie zobaczymy. Chciałabym poznać cię z moimi koleżankami, na pewno byście się polubiły. 
   Masz pozdrowienia od Isabell i Jacksona. 


                                                                                     Sara

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 41

Podczas drogi powrotnej do Owlneed opowiedziałam wszystkim o tym co się stało. Byli zszokowani tym, że w naszej, spokojnej dotąd szkole, popełniono morderstwo.

- Ale kto niby mógł to zrobić? - spytała roztrzęsiona Julia.
- Nie mam zielonego pojęcia. - powiedziałam. -Nie wiem nawet kiedy dokładnie to się stało. Dzień przed tym wypadkiem pani Talley znikła. Wszyscy myśleli, że zachorowała, albo coś, a potem to.
- I pomyśleć, że to się stało w Owlneed. Przecież tam nie ma nic groźnego.
- No, jasne nie licząc wściekłego gryfa, to chyba jest bezpiecznie. - zażartował Rogger.
- Chyba, że dyrekcja coś przed nami ukrywa. - mówiła Harriet. - Może tylko nam się wydaje, że jest bezpiecznie.
- No co ty? Myślisz, że pani Middwey byłaby zdolna kłamać?
- Może musi. Może ktoś ją do tego zmusza? - powiedziała Harriet.
- Mówisz straszne rzeczy. Dobra, koniec. Powiedzcie co tam u was? - przerwałam rozmowę. - Co się ciekawego wydarzyło w AM?
- Dobrze, że pytasz. Julia ma coś do powiedzenia. - rzekł Rogger. - No powiedz jej.
- No więc, odkryłam swoją moc.
- Julia! To wspaniale! Więc jaką masz?
- Spowalnianie molekularne.
- Co?
- Pokaże ci. Kto na ochotnika?
Rogger podniósł rękę. Staną przed Julią i zaczął wykonywać jakieś dziwne ruchy. Julia wstała i stała przez chwilę skupiona. Uniosła ręce na wysokość klatki piersiowej i rozłożyła palce. Rogger zastygł. Nie poruszał się. Ze zdumienia wstałam z siedzenia i podeszłam do niego. Szturchnęłam go i nic. Rogger nadal stał bez ruchu.
- A więc, jakby zamrażasz ludzi, tak? - spytałam.
- Nie tylko. Mogę zamrozić wszystko. Ale tylko na jakiś czas. - powiedziała Julia i w tym momencie Rogger znów ożył.
- Fajna ta moc. Nie taka beznadziejna jak moja. - stwierdziłam.
- Nie mów tak. Pirokineza jest rzadką mocą. Znam tylko kilku sławnych czarodziei, którzy ją posiadali, w tym również ty. - pocieszyła mnie Harriet.
- Jeszcze jakieś nowości? - spytałam.
- Chyba tak, ale nie jesteśmy pewni.
- O co chodzi?
- Artur chyba też odkrył swoją moc. - powiedziała Julia - Ale nie chce nam powiedzieć czy to prawda.
- Tobie chyba o tym powie.



Szłam razem z Arturem na górę do sypialni, gdy zatrzymała mnie pani Gwendolyn Pride - tutorka mojego roku.
- Panno Seam. Proszę niech panna pójdzie ze mną. Pan Rover sobie poradzi. - powiedziała i poszła w kierunku swojego gabinetu.
- Idź, zaraz do ciebie dołączę. - powiedziałam do Artura i poszłam za nią.
- Pani profesor, czy ja coś zrobiłam nie tak? - spytałam.
- Nie, tylko masz się kimś zaopiekować.
Zaopiekować? Niby kim miałabym się zaopiekować?
Po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Pani Pride weszła do gabinetu i zaprosiła mnie do środka. W środku siedziała jasnowłosa dziewczyna, na moje oko miała tyle lat co ja.
- Seam, to jest Patricia Eber. Będzie twoją współlokatorką do końca tego roku wspólnego. - powiedziała pani profesor. - Zaprowadź ją do waszej sypialni i oprowadź po szkole.
- Dobrze pani profesor. - odpowiedziałam i zwróciłam się do nowej:
- Chodźmy.
Nowa wstała z krzesła i udała się za mną. Przez całą drogę do naszej sypialni milczałyśmy. U drzwi do pokoju wspólnego spotkałam Artura.
- Cześć. Kto to jest? - spytał.
- Ach, tak. To jest nasza nowa współlokatorka. Patricia.
- Hej. Jestem Artur. Witamy w Owlneed.
- Poczekaj chwilkę na mnie. Zaraz wyjdę, tylko ją zaprowadzę do sypialni. - powiedziałam i pocałowałam Artura.
Weszłam z nową do pokoju wspólnego i od razu siedzący tam uczniowie zaczęli się wypytywać kto to jest.
- Ona jest nowa uczennicą Owlneed. Będzie tu przez rok.
- Szkoda, że tylko przez rok. Chętnie bym ją poznał bliżej. - odezwał się Travis - szkolny podrywacz.
- Z tego co wiem już masz dziewczynę. - powiedziałam.
- To da się zmienić, no nie Andromedo?
Nie chciałam dłużej go słychać więc poszłam na górę. Wparowałam do pokoju i już chciałam zacząć wrzeszczeć, ale zorientowałam się że za mną idzie Patricia.
- Julia, Harriet, mamy nową koleżankę. To jest Patricia. Będzie mieszkać z nami do końca tego roku. - powiedziałam do dziewczyn.
- Hej, ja jestem Harriet.
- A ja Julia. Miło cię poznać.
- Dobra, to będzie twoje łóżko. - wskazałam na to, na którym spała Victoria, stojące obok części pokoju Harriet.
- Dzięki. - powiedziała nowa i podeszła do swojego łóżka. Położyła na nim bagaże i zaczęła się rozpakowywać.
Zapowiada się beznadziejny rok szkolny. - pomyślałam - Dlaczego przydzielili ją akurat do nas? Nie mam zamiaru jej niańczyć.




Patricia
Julia
Harriet

Rogger
Artur
Ja

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 40


Dyrekcja Owlneed błyskawicznie powiadomiła AM o wcześniejszym powrocie ich uczniów. Opiekun każdego roku wybrał jedną osobę, która pojedzie po swoich kolegów z roku do AM. Wypadło na mnie. Następnego dnia wstałyśmy wcześnie rano aby jeszcze sprawdzić czy Sara wszystko zabrała. Pociąg wyjeżdżał o 6.30, więc około godziny szóstej musiałyśmy być gotowe. Penelopa biegała po całym pokoju nie mogąc znaleźć swojej kosmetyczki a my obserwowałyśmy jej dramatyczne poszukiwania. Oczywiście za zniknięciem cennej rzeczy Penelopy stałam ja. W końcu Penelopa (nie wiem jakim cudem, skoro rzuciłam zaklęcie niewidzialności) znalazła swój skarb. Na zegarze dochodziła szósta, więc wyszłyśmy z sypialni. Udałam się do sypialni chłopaków z AM, żeby sprawdzić czy są gotowi. Gdy weszłam do ich pokoju siedzieli na łóżkach i czekali na moje przyjście. Kiedy mnie zobaczyli zabrali swoje bagaże i zeszli na dół. W pokoju wspólnym czekała na mnie jeszcze jedna uczennica z AM. Sprawdziłam czy są wszyscy i następnie zeszliśmy schodami na dół gdzie czekała trzecia i czwarta klasa z opiekunem. Kiedy zebrały się wszystkie klasy udaliśmy się na przystanek.
- No dzieciarnia! Do mnie! - krzyczał stojący pod pociągiem profesor Kravchenko. - Uwaga! Do pierwszego wagonu pakuje się klasa druga! Do drugiego trzecia! Do trzeciego czwarta! No, na co czekacie do wagonów!
- Słyszeliście profesora! Do wagonu klasa czwarta! - powiedział jakiś opiekun.
- Dobra. Teraz klasy piąte do czwartego wagonu! - powiedział Kravchenko i nasza grupa ruszyła do wagonu numer 4. Pociąg ruszył, gdy wszyscy byli w środku. Jakieś dziesięć minut po starcie, do naszego wagonu wszedł profesor Kravchenko.
- Seam, melduj! - powiedział do mnie.
Wstałam z miejsca i podeszłam do profesora.
- Klasa piąta Akademii Magii: Sarita Linares, Penelopa Krum, Leland Woddy, Joyce Thing, Letitia Screw. Wszyscy uczniowie obecni.
- Dobrze. Nie rozrabiać za bardzo. Za jakieś siedem godzin będziemy na miejscu. - powiedział i poszedł do następnego wagonu.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Nie mogłam się doczekać spotkania z Julią, Roggerem i Harriet. Ale najbardziej chciałam w końcu zobaczyć się z Arturem. Około godziny dwunastej byliśmy na miejscu. Kiedy wyszłam z wagonu moim oczom ukazała się Akademia Magii - wysoki mające może z pięć pięter zamek otoczony parkiem. Akademia w niczym nie przypominała naszej szkoły. Obok szkoły znajdowało się małe miasteczko (nazwy nie zapamiętałam) z wszelakimi rodzajami sklepów.
- Żegnaj Andromedo. - zwróciła się do mnie Sara. - Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Żegnaj Saro. Będziesz do mnie pisać?
- Oczywiście, że tak. Kiedy zechcesz. - powiedziała i poszła w kierunku szkoły.
Po chwili zauważyłam Jacksona idącego w moją stronę. Ruszyłam w jego kierunku.
- Fajną macie tą szkołę. Taka wielka. - powiedziałam do Jacksona.
- No, wiesz jak tu jest fajnie. Może kiedyś wpadniesz? Bo coś mi mówi, że Sara z Penelopą się nadal nienawidzą.
- Zobaczymy. Jakby nadal się biły, chociaż powinieneś być zadowolony że się dziewczyny o ciebie biją, to idź do Isabell. Ona na pewno ci pomoże.
- Na pewno tak zrobię. Do zobaczenia kiedyś.
- Do zobaczenia. Lepiej już idź bo Sara pomyśli, że do ciebie zarywam.
Jackson się uśmiechnął i popędził w kierunku czekającej na niego Sary. Gdy wszyscy uczniowie AM udali się do szkoły na przystanku zostali tylko opiekunowie. Czekaliśmy jakieś dziesięć minut na przyjście naszych. W końcu ujrzeliśmy profesora Kravchenko prowadzącego uczniów Owlneed. W tłumie szukałam moich przyjaciół. W końcu ujrzałam Julię z Roggerem i Harriet z Kevinem. W ostatnim rzędzie szedł Artur. Kiedy Kravchenko powiedział wszystkim gdzie mają się udać, popędziłam w stronę Julii, Roggera i Harriet. Wyściskałam każdego z osobna.
- Jejku, jak dobrze was widzieć! I jak tam było? - spytałam.
- Świetnie. Fajni nauczyciele, fajne lekcje. - powiedziała Harriet.
- Ale nie aż tak dobrze jak w naszym Owlneed. - dodał Rogger. - Dobrze, że to akurat ciebie wybrali, żebyś po nas przyjechała.
- Stęskniłam się za wami.
- Ale nie aż tak bardzo jak ze Arturem. - rzekła Julia. - A tak w ogóle to dlaczego nie przyszedł się z tobą przywitać?
- Musimy udać się od razu do przydzielonego nam wagonu, nie możemy nigdzie łazić. To dlatego nie przyszedł.
- Chodźmy lepiej do wagonu, bo owali nas Kravchenko - szepnął Rogger.
Weszliśmy do wagonu i zajęliśmy swoje miejsca. Czekaliśmy aż pociąg ruszy. Pięć minut po odjeździe do naszego wagonu wpadł Artur.
- Wybacz Andromedo, nie mogłem wcześniej. Kravchenko wszystkich sprawdzał. - powiedział Artur.
- Nic nie szkodzi. - odparłam i rzuciłam się Arturowi na szyję. - Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też. - szepnął i mnie pocałował.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 39


- Panna Seam chyba powinna się obudzić! Jest przecież na lekcji! - po całej Sali lekcyjnej rozległ się glos profesora Howarda Kettle - znienawidzonego przeze mnie nauczyciela zaklęć. Sara szturchnęła mnie i dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, że te słowa kierował do mnie.
- Ależ ja nie spałam. - powiedziałam z gniewem.
- Ach, tak. A więc pamiętasz co przed chwilą powiedziałem.
- Oczywiście, że tak. Powiedział pan Panna Seam chyba powinna się obudzić! Jest przecież na lekcji!
Cala klasa wybuchła śmiechem. Pan Kettle nie wyglądał na zadowolonego. Rzucił mi takie spojrzenie, że gdyby mógł zabijać wzrokiem na pewno byłabym jego ofiarą. Przez chwilę uciszał klasę a później zwrócił się do mnie:
- Widzę że panna Seam ma bardzo specyficzne poczucie humoru. Ale mina jej zrzednie kiedy będzie odrabiała szlaban w dniu jutrzejszym.
- Przykro mi to mówić, ale nie mogę odrabiać jutro szlabanu.
- Niby dlaczego? - spytał.
- Bo mam ciekawsze rzeczy do roboty. A poza tym nie kręcą mnie spotkania z nauczycielami. Nie uważa pan, że jest pan dla mnie za stary?
- Dość tego! Seam, przez następne dwa tygodnie masz szlaban. Widzę cię punktualnie o 17 w każdą sobotę! - powiedział ze złością.
- Patrzcie już sobie terminy zaklepuje!
- Wyjdź z klasy! Nie mam ochoty dłużej cię wysłuchiwać! Opiekunka twojego roku na pewno się zainteresuje twoim zachowaniem.
- Z nią tez się pan umawia?
- Wyjdź!
Wstałam z krzesła, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Biedne dzieci. Teraz na nich będzie się za mnie wyzywał. Siadłam na podłodze koło klasy i słuchałam jak wrzeszczy na innych. Po chwili z klasy wyszła Sara.
- Ciebie też wywalił?
- Ta. Nawet nie wiesz jak ja się lubię kłócić z nauczycielami. Mam taką nauczycielkę od eliksirów. Wredna baba. Zawsze od niej dostaję szlabany.
- Nieźle. To co? Chyba nie będziemy tu tak siedzieć.
- To gdzie idziemy? - spytała Sara.
- Nie wiem. Byle jak najdalej od tego gnojka.
Szłyśmy z Sarą do naszej sypialni. Kilkanaście minut później rozległ się dzwonek ogłaszający koniec zajęć. Ze wszystkich sal wybiegli uczniowie pędzący na obiad do Wielkiej Sali. Nagle po całej szkole rozległ się wrzask, dobiegający z dołu. Wymieniłyśmy z Sarą spojrzenia i pobiegłyśmy na dół. Schodziłyśmy po schodach i zauważyłyśmy grupkę uczniów zgromadzonych wokół kogoś. Podbiegłyśmy bliżej i przecisnęliśmy się pomiędzy uczniami. Na środku leżała nasza nauczycielka okultyzmu - Agnes Talley.
- Proszę mnie przepuścić! No już! - krzyczała przeciskająca się pomiędzy zgromadzonymi uczniami dyrektor Middwey z profesorem Kravchenko. Kiedy uczniowie ustąpili im z drogi podbiegła do leżącej nauczycielki i uklękła obok niej. Przyłożyła dwa palce do jej szyi i po chwili spojrzała w stronę profesora Kravchenko i pokręciła głową.
- No już, dzieciarnia! Do sypialni! Uczniowie z wymiany udadzą się do swoich pokoi i zaczną pakowanie! Wyjeżdżają jutro z Owlneed. - krzyknął Kravchenko. Uczniowie zaczęli się rozchodzić. Pociągnęłam Sarę za rękę i udałyśmy się w kierunku wieży południowej. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Weszłyśmy do sypialni i zobaczyłyśmy czekających na nas Harveya i Jacksona, nieświadomych tego co się stało. Powiedziałyśmy im o wszystkim. Chwilę później udali się do swojej sypialni.
- Co tak w ogóle się stało? - spytała roztrzęsiona Sara, kiedy pakowałyśmy ją do wyjazdu.
- Nie mam zielonego pojęcia. Nic takiego wcześniej się nie zdarzało. Przynajmniej nie jak ja tu się uczyłam.
- To straszne. Morderstwo i to w biały dzień! Wesoło macie w tej szkole.
- Nawet tak nie żartuj, to poważna sprawa!
- Ja nie żartuję. Oby wyjaśniło się to jak najszybciej.