piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 53

Rozdział ten dedykuję Sarze, największej fance związku Julii i Roggera. Tylko proszę staraj się powtrzymać emocje podczas czytania.






Wracałam do swojego pokoju wczesnym rankiem. Była niedziela, więc mogłam pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Nie chciałam zrobić zbytniego hałasu, bo nie chciałam nikogo obudzić, aby wypytywał mnie dlaczego tak wcześnie się włóczę po szkole albo, co gorsza, gdzie byłam w nocy. Powolnymi krokami zbliżałam się w stronę swojej wieży. Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Victorię. Kroczyła ku mnie zdecydowanymi, szybkimi krokami. Chciałam ją zgubić, bo wiedziałam co oznacza spotkanie z Victorią. Nie skręciłam na górę do wieży, tylko poszłam dalej, szukając jakiegoś zaułka w którym mogłabym schować się i uniknąć rozmowy z Victorią. W miarę gdy przyspieszałam, Vicki również.
- Andromeda! - krzyknęła i zaczęła biec ku mnie - zaczekaj!
Wiedząc, że i tak czeka mnie rozmowa z nią przystanęłam i poczekałam aż się zrówna ze mną.
- Musimy porozmawiać - powiedziała poważnym tonem.
- Niby o czym? Przecież nie mamy wspólnych tematów.
- Czyżby? Doskonale wiesz o co mi chodzi.
- Nie wiem. - skłamałam - oświeć mnie.
- Chodzi o to co widziałaś w piątek. - zniżyła głos, aby mówić jak najciszej.
- A co ja takiego widziałam?
- Ty już wiesz co - powiedziała nieco dosadniej, jakby miała dość moich kłamstw.
- Chodzi ci o to co robiłaś z panem Kettle? Czy raczej, jak go nazywasz, Howard, kochanie. - starałam się nie roześmiać.
- Nie żartuj sobie. I nie tak głośno.
- Będę mówiła o tym tak głośno, jak zechcę - starałam się niemalże krzyczeć, by zdenerwować Victorię.
- Błagam ciszej, Andromedo. Pamiętasz? Kiedyś się przyjaźniłyśmy.
- To było zanim wymieniałaś się śliną z moim chłopakiem. - wzdrygnęłam się na wspomnienie o czasach, gdy Vicki była moją przyjaciółką. Ale na szczęście to przeszłość. Bo niby, która przyjaciółką lepi się do twojego chłopaka - Było, minęło.
- Chciałam cię prosić, ze względu na dawne czasy, byś nie mówiła o tym co widziałaś w gabinecie How… to znaczy pana Kettle.
- Chodzi ci o dawne czasy, gdy trzymałaś mojego chłopaka za rączkę, czy wtedy gdy się obściskiwaliście? - powiedziałam drwiąco i odeszłam.
- Andromedo! Wracaj. To nie koniec naszej rozmowy.
Nie zwracając uwagi na krzyki Victorii poszłam w stronę wieży. Po paru minutach byłam na miejscu. Przeszłam przez salon naszej wieży i skierowałam się do pokoju w którym mieszkałam z Julią i Harriet. Zdziwiłam się, gdy zauważyłam uchylone drzwi. Zanim chwyciłam drzwi, przez szparę spojrzałam na łóżko znajdujące się naprzeciw drzwi. Łóżko to należało do Julii i tam właśnie spała Julia. Obok niej leżał Rogger obejmując ją ramieniem. Oboje byli nadzy, a raczej tak mi się zdawało, bo bez chwili zastanowienia chwyciłam drzwi i zamknęłam je jak najciszej potrafiłam. Odchodząc, śmiałam się w duchu, jak zaskakujące były ostatnie dni.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 52



Jak się można domyślić, Julia i Harriet były zszokowane tym co im powiedziałam. Najgorsze było to, że nie wiedziałam co miałam zrobić z tą tajemnicą. Iść do pana Kettle i powiedzieć mu o wszystkim, zachować do dla siebie, czy szantażować tym Victorię? Mimo, że ostatni pomysł podobał mi się najbardziej, nie był on za bardzo przyzwoity. Dzień po tym szokującym zdarzeniu spacerowałam po szkolnym korytarzu z głową pełną myśli. Była sobota, więc mogłam pozwolić sobie na beztroskę. Przechodziłam właśnie koło ciemnego korytarza, gdzie przyłapałam Victorię na zdradzie wobec Harveya, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w ciemny kąt. Jasne światło z pochodni oświetliło twarz owego człowieka i już wiedziałam dlaczego mnie zatrzymał. Przede mną stał profesor Kettle. W jego oczach widać było strach. On już wiedział, że byłam świadkiem wczorajszego wydarzenia.
- Niech pan mnie puści. - powiedziałam do niego gdy złapał mnie mocno za ręce i przycisnął do ściany abym nie mogła się wydostać.
- Musimy porozmawiać. Ja nie mogę cię wypuścić. - odrzekł roztrzęsionym głosem profesor.
- Niby o czym? O moim sprawdzianie? - spytałam tak jakbym nie wiedziała o czym mówi.
- Ty już dobrze wiesz o czym. To co wczoraj widziałaś…
- Niczego nie widziałam. - skłamałam.
- Nie okłamuj mnie. Wiem, że widziałaś wszystko. Chcę, żebyś do zachowała dla siebie.
- Niby dlaczego?! Mi się zdaję, że właśnie powinnam powiedzieć o tym dyrekcji. Nie może być tak, że profesor sypia ze swoimi uczennicami.
- To nie tak, wysłuchaj mnie. - powiedział przerażony Howard - gdyby to się wydało…
- Straciłby pan pracę. - dokończyłam.
- Nie może do tego dojść. Przysięgnij mi, że nie powiesz o tym nikomu. Błagam.
- Wie pan, że nie mogę… - powiedziałam i wyrwałam się z uścisku nauczyciela.
- Andromedo! Błagam! - krzyknął profesor, ale ja nie zwróciłam na niego uwagi tylko poszłam dalej.


Nie chciałam aby ktokolwiek przeszkadzał mi w rozmyślaniach dlatego wybrałam się na spacer poza teren szkoły. Szłam powoli aleją w jakimś miasteczku zamieszkiwanym przed czarodziei. Nawet nie wiedziałam jak daleko jestem od szkoły. Zresztą mi to nie przeszkadzało. Zawsze mogłam teleportować się w płomieniach do mojego pokoju w Owlneed. Nagle ktoś wykrzyczał moje imię. Odwróciłam się z obawą, że to pan Kettle mnie odnalazł i chciał znowu ze mną porozmawiać. Ale dzięki bogu, to nie był on. Za mną stał Bryan. Po kilku minutach mój chłopak dobiegł do mnie. Przytulił mnie i czule pocałował.
- Co ty tu robisz?
- Mieszkam tutaj. - powiedział.
- Od kiedy? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Od sierpnia. Nie powiedziałem ci, bo nie wiedziałem, czy zostanę tu na stałe. Może pójdziemy do mnie. Pokażę ci mój dom.
Pokiwałam głową i ruszyliśmy. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Bryan mieszkał w dwupiętrowym pięknym domu z ogrodem. Weszliśmy do środka. Bryan kazał mi się rozgościć a sam poszedł zaparzyć herbatę. Postanowiłam trochę pozwiedzać. Poszłam na górę do sypialni Bryana. Na samym środku stało dwuosobowe łóżko z mahoniowymi ramami. Usiadłam na nim i zaczęłam rozglądać się dokoła. Na miętowych ścianach wisiały piękne obrazy. Pod oknem stało biurko a na nim sterta dokumentów. Po chwili dołączył do mnie Bryan.
- Herbata już się parzy. I jak? Podoba ci się tutaj? - powiedział i usiadł obok mnie.
- Bardzo. - odpowiedziałam.
Nie wiem co mnie naszło, ale nagle przysunęłam się do Bryana i zaczęłam go całować. On odwzajemnił moje pocałunki. Nie odrywając swoich ust od jego usiadłam mu na kolanach. Na chwilę przestałam go całować i ściągnęłam jego koszulę. Przejechałam palcami po jego nagim torsie. Bryan położył się na plecach i przyciągnął mnie do siebie.

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 51



Ostatni rok szkolny w Owlneed mijał bardzo, bardzo wolno. Lekcje ciągnęły się w nieskończoność a materiał do zaliczenia był większy niż suma nauki w ciągu ostatnich sześciu lat. Nauczyciele wymagali coraz więcej i zadawali coraz więcej. Każdy dzień był taki sam. Poranne wstawanie, tortury na lekcjach i siedzenie nad książkami i pracą domową do późna. Jednak jednego dnia z tej codziennej harówki stało się coś dziwnego i nieoczekiwanego.


Był piątek około godziny szesnastej, tuż po zakończeniu mojej ostatniej lekcji, zaklęć. Tego dnia na zaklęciach profesor Kettle oddawał sprawdziany z wiedzy praktycznej o rzucaniu zaklęć defensywnych. Kułam do tego testu do pierwszej nad ranem dnia poprzedniego. Byłam pewna, że dostanę ocenę pozytywną. Ale chwilę po otrzymaniu sprawdzonego testu doznałam szoku. Oczekiwałam przynajmniej oceny wysokiej, a dostałam ledwo mierny. Już szykowałam się do kłótni z profesorem Howardem, gdy oznajmił koniec lekcji. Postanowiłam, że odwiedzę go w jego gabinecie i tam wyjaśnię sprawę. Poszłam na drugie piętro. Stanęłam przed drzwiami z tabliczką HOWARD KETTLE PROFESOR ZAKLĘĆ i zastukałam. Drzwi otworzył mi sam profesor.
- Andromedo, nie spodziewałem się ciebie, proszę wejdź. - powiedział do mnie jakbym była niemile widziana właśnie w tej chwili. Pan Kettle nigdy się tak nie zachowywał. Był zaledwie osiem lat starszy od mojego rocznika i jeszcze pamiętał jak to jest w szkole. Niejedna moja koleżanka wzdycha do niego. W końcu profesor jest bardzo przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, blondyn, niebieskie oczy. Ideał. Czego chcieć więcej? Gdybym wierzyła w mitologię, powiedziałabym, że jego matką jest sama bogini piękności, Afrodyta.
- Przyszłam w sprawie ostatniego sprawdzianu. Uważam, że niesprawiedliwie ocenił mój test. - powiedziałam i usiadłam na krześle przed biurkiem. Profesor zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Dlaczego tak uważasz? - spytał.
- Na prawie wszystkie pytania odpowiedziałam dobrze. Pomyliłam się tylko w ostatnim zadaniu, a to chyba nie powinno wpływać na cały sprawdzian. - powiedziałam.
- Skąd pewność, że te odpowiedzi są poprawne? W końcu to ja uczę zaklęć, a nie ty. - zwrócił się do mnie i wypowiedział to nieco ostrzej, jakby już chciał dać mi do zrozumienia, że rozmowa skończona.
- Dam sobie rękę uciąć, że odpowiedzi są poprawne. Czy jest pan aż tak niekompetentny, że nie zna pan poprawnych odpowiedzi? - niemalże krzyknęłam.
- Panno Seam nie wydaje mi się, że jestem pani kolegą, więc takie zwracanie się do mnie jest niedopuszczalne! - powiedział oburzony profesor.
- Niech pan sprawdzi jeszcze raz mój test. - odrzekłam i położyłam sprawdzian przed panem Kettle. - Do widzenia.
Wstałam z krzesła i wyszłam z gabinetu. Jakieś dziesięć minut później, gdy już byłam przy schodach do mojej wieży, że zapomniałam mojej teczki z gabinetu profesora. Pobiegłam na drugie piętro mając nadzieję, że jeszcze nie wyszedł. Byłam tak roztargniona, że nie zapukałam i uchyliłam drzwi do gabinetu. Gdy między drzwiami a futryną było kilka centymetrów, przestałam je otwierać, bo mnie zamurowało. Profesor nie był sam w pokoju. W środku była jeszcze Victoria, moja największa rywalka. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to co się tam działo. Victoria leżała z rozpiętą bluzką na biurku profesora, a sam Howard pochylał się nad nią i namiętnie całował. Nagle Victoria lekko odepchnęła profesora i zaczęła ściągać z niego bluzkę. Nie musiałam zgadywać, co by się stało później. Zamknęłam drzwi i biegłam jak najszybciej do mojego pokoju. Musiałam jak natychmiast powiedzieć Julii i Harriet co widziałam. Gdy wpadłam do mojej sypialni moje przyjaciółki tam były. Usiadłam zasapana na łóżku i zrelacjonowałam czego przed chwilą byłam świadkiem.

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 50


Gdy skończyłam się całować z moim nowym chłopakiem spojrzałam ukradkiem na Artura. Z niedowierzaniem patrzył na mnie i na Bryana. Na jego twarzy pojawił się grymas złości. Zacisnął ręce w pięści i już miał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Spuścił głowę i odszedł w stronę ulicy. Patrzyłam jak czarna postać oddala się w stronę przystanku. Gdy tak patrzyłam na smutnego Artura w mojej pojawiły się wątpliwości czy na pewno postąpiłam słusznie. Gdy uświadomiłam sobie jak bardzo zraniłam Artura do oczu napłynęły mi łzy. Serce o mało nie pękło mi z żalu. Ale było już za późno. Artur zniknął w mroku nocy. Wtedy Bryan położył swoją rękę wokół mojej talii i poszliśmy do środka Sali.


Przez całe wakacje rozmyślałam o Arturze. Mimo, że miałam nowego chłopaka, nie czułam się dobrze. Nie mogłam znieść myśli jak bardzo zraniłam brata Julii. Po powrocie do szkoły Julia zadręczała mnie pytaniami i najwidoczniej miała do mnie żal, że tak postąpiłam. Rozumiałam jak bardzo Artur musi cierpieć, ale ja cierpiałam nie mniej, gdy dowiedziałam się o jego zdradzie. Do tego doszły jeszcze krzyki Julii, gdy dowiedziała się, że naprawdę jestem z Bryanem a nie, jak sądziła, pocałowałam go tylko dlatego, żeby zranić Artura. Czułam, że nasza przyjaźń powoli zmierza ku zagładzie. Chociaż Julię trudno rozgryźć. Raz mówi, że zdecydowanie nie podoba jej się to, że chodzę z jej bratem, a później ma do mnie pretensje, że z nim zerwałam. Julię bardzo trudno zadowolić. Dzięki bogu, że Artur skończył już szkołę, bo nie mogłabym znieść jego smutnego wyrazu twarzy, kiedy tylko mijałby mnie na korytarzu. Jedyną dobrą wiadomością jaką otrzymałam było to, że Harriet odkryła swój dar. Już nie będzie mogła się nam żalić, że jest z nas trzech najmniej uzdolniona. Teraz Harriet była najzdolniejsza, potrafiła lewitować. Wprawdzie nie mogła używać swego daru na korytarzach szkoły, ale gdy same przebywałyśmy w naszym pokoju, ćwiczyła swoje umiejętności. Byłam bardzo szczęśliwa widząc, że Harriet nie patrzy na mnie lub Julię ponurym wzrokiem, gdy używamy mocy. Miałam nadzieję, że ten ostatni rok w Owlneed będzie lepszy od poprzednich. Ale jak wiadomo, nadzieja matką głupich.

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 49


- Szybko! Szybko! - krzyczałam na domowników, którzy biegali obok mnie jeszcze nie gotowi. - Naomi będzie przykro jeśli się spóźnimy!
Był dzień 7 lipca około godziny dziesiątej. Po całym domu biegała mama goniąc Bena uciekającego przed nią, bo nie chciał włożyć butów. Tata krzyczał z góry, bo nie mógł znaleźć krawata. Tylko ja stałam koło drzwi gotowa do wyjścia. Żeby nieco pomóc mamie wyciągnęłam różdżkę i użyłam zaklęcia na Bena, aby go nieco spowolnić. Kiedy przebiegał obok mnie wzięłam go na ręce i zaczęłam wkładać mu buty. Mama popatrzyła na mnie z wdzięcznością i pobiegła do taty. Ben próbował wyszarpnąć mi różdżkę z ręki, ale ja szybko ją schowałam. Oczy zaszły mu łzami. Aby mały się nie rozpłakał wyczarowałam dla niego kulę ognia na mojej ręce. Spokój trwał dopóki mama z tatą nie zbiegli po schodach. Wtedy musiałam zgasić kulę, bo rodzice nie pozwalają mi się bawić pirokinezą w obecności Bena. Rodzice poszli jeszcze do kuchni, a ja wyszłam z małym na podwórze. Czekaliśmy na nich około pięciu minut. Kiedy wyszli, obładowani prezentami dla pary młodej, ruszyliśmy w kierunku naszego samochodu. Zapakowaliśmy się całą rodziną i tata odpalił silnik. Postanowiliśmy nie podróżować tradycyjne drogą, ale teleportować się niedaleko domu Naomi. Tato wyciągnął różdżkę i uderzył parę razy w radio samochodu, szepcząc zaklęcie. Samochód wzniósł się w powietrze i obrócił wokół własnej osi. Nie minęło kilka sekund, gdy byliśmy na miejscu. W tłumie ludzi na podwórku zauważyłam Bryana, którego poprosiłam, aby towarzyszył mi na ślubie kuzynki. Powiedziałam rodzicom, że już teraz przespaceruję się w stronę kościoła. Ślub miał się odbyć za czterdzieści minut. Podeszłam do Bryana i chwyciłam go za rękę. Ruszyliśmy drogą w stronę małego kościółka.



Naomi stanęła przed panem młodym w pięknej, długiej sukni. Jej przyszłym mężem miał zostać jej chłopak jeszcze z czasów gdy chodziła do szkoły magii. Przewodniczący ceremonii kapłan wygłosił jakieś nudne kazanie. Minęła godzina, gdy ceremonia się zakończyła. W tłumie przeciskających się do pary młodej zobaczyłam Harveya z Isabell. Uśmiechnęłam się i pogratulowałam sobie inteligencji. Isabell i Harvey pasowali do siebie idealnie. Tyle tylko, że Isabell miała chłopaka Syriusza. Gdy patrzyłam na szczęście kuzyna sama uświadomiłam sobie, jaka ja jestem samotna. Gdyby Artur nie był taki głupi, byłabym tak samo szczęśliwa jak Naomi, spędziłabym wieczność z osobą którą naprawdę kocham. Wesele było by doskonale, gdyby nie wizyta niezaproszonego gościa. Akurat tańczyłam z moim Bryanem, gdy zauważyłam stojącego za oknem chłopaka - Artura. Przeprosiłam Bryana i wyszłam na dwór.
- Co ty tu robisz?! Skąd wiedziałeś, że tu będę? - krzyknęłam do Artura.
- Julia mi powiedziała. To chyba ja powinienem się pytać co ty robisz z tym Bryanem?!
- To chyba nie twój problem, nie jesteś moim chłopakiem!
- To powinienem być nim znowu, żebyś nie zadawala się z takimi jak on.
- Co z nim jest nie tak? Dlaczego tak go nienawidzisz? - spytałam.
- Hmn… Może dlatego, że to przez niego nie jesteśmy razem?
- Nie, to nie przez niego. To przez ciebie.
Zapadła niezręczna cisza. Nie chciałam dłużej z nim przebywać, więc się odwróciłam i chciałam odejść, ale Artur chwycił mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać, a on tylko się śmiał. Po kilku szarpnięciach przysunął mnie do siebie i spojrzał mi prosto w oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Moje stare uczucia do niego odżyły. Znowu byłam w czwartej klasie i potajemnie kochałam się w bracie mojej najlepszej przyjaciółki.
- Wróć do mnie. Kocham cię. - odezwał się w końcu Artur.
- Już dawno przestałam ci wierzyć.
- Andromedo.
- Nie.
Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę drzwi. Artur poszedł za mną. Przeszłam parę kroków i ujrzałam zbliżającego się do nas Bryana.
- Andromedo! Wróć do mnie. Kocham cię.
- Ale ja ciebie już nie. - skłamałam.
W tym momencie podszedł do mnie Bryan.
- Jestem z Bryanem. - powiedziałam. Rzuciłam się na szyję mojemu nowemu chłopakowi i zaczęłam go całować.







niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 48


Rok szkolny minął bardzo szybko i raczej spokojnie. Sprawa morderstwa pani Talley jeszcze nie została wyjaśniona. Miał zająć się nią ktoś z zewnątrz podczas nieobecności uczniów w szkole. Oprócz tego dostałam list od rodziców informujący mnie o tym, że będę posiadała jeszcze jednego brata lub siostrę. Moja matka znowu jest w ciąży. Początkowo wpadłam w furię jak można mieć kolejne dziecko, skoro jeszcze trzy lata temu urodziła Bena. Ale to ich sprawa. Niech sami zajmują się bandą rozwrzeszczanych bachorów. Po otrzymaniu listu z niniejszą informacją poszłam przejść się po szkole aby nieco się uspokoić. Szkoła świeciła pustkami. Na dwa dni przed wyjazdem każdy siedział w swoim pokoju i dopinał wszystko na ostatni guzik. Szłam powoli w kierunku wieży szóstoklasistów. Mijając drzwi wieży zachodniej, zauważyłam leżący niedaleko list. Podniosłam go i przeczytałam do kogo był zaadresowany:

Isabell Linares
St Louis
Croydon 99 216
London



Wyciągnęłam kartkę z koperty i przeczytałam kawałek listu:


Mam nadzieję, że zgodzisz się towarzyszyć mi na weselu mojej kuzynki Naomi. Byłbym bardzo szczęśliwy gdybyś się zdecydowała. 
                       
                                                                                    Harvey


Mój ukochany kuzyn zaprosił siostrę mojej koleżanki na ślub. Myślałam, że nie otrząsnął się jeszcze po tym jak zdradziła go Victoria. A tu proszę! Zaprasza jedną z bliźniaczek Linares na ślub. Postanowiłam, że wyślę ten list do Isabell, żeby nie było Harveyowi przykro gdy ona nawet nie odpisze. Poszłam do pomieszczenia z portalem i wrzuciłam do niego list.
Niech tylko złamie mu serce, pomyślałam. To ja się z nią rozprawię. Harvey już dość wycierpiał.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 47


Po świętach spędzonych w domu nadszedł czas na powrót do szkoły. Kiedy tylko rozpakowałam się poszłam przywitać się z Harveyem. Dowiedziałam się od niego nowych informacji na temat śmierci profesor Talley. Okazało się, że została otruta. Po długiej rozmowie z kuzynem wróciłam do pokoju. Siadłam na łóżku i zaczęłam czytać jakąś książkę dla zabicia czasu. Nagle do pokoju wparowała rozwścieczona Julia.
- Co się stało?
- Co się stało?! Spytaj Roggerka! Skoro się bardzo przyjaźnicie. - wykrzyczała.
- Ale z tobą również się przyjaźnie, i ciebie się pytam co się stało.
- Uważa, że tak obnoszę się z moją mocą, tylko dlatego, żeby pokazać mu jak bardzo jest głupi, skoro on swojej nie ma. Myśli, że robię to dlatego, żeby uważał się za mniej inteligentnego. - powiedziała Julia. - Co za egoista?! Myśli, że wszystko kręci się wokół niego.
- Pogadać z nim o tym?
- Rób jak chcesz. Nie obchodzi mnie co on myśli.
- Czyli pogadam - powiedziałam pod nosem i poszłam poszukać Roggera. Siedział na ławce niedaleko wieży wschodniej razem z jakimiś panienkami.
- Rogger, co to ma znaczyć?! - krzyknęłam i natychmiast panienki siedzące obok niego rozeszły się po całym korytarzu.
- Andromeda, hej. Niby co?
- Julia już cię nie obchodzi?! - spytałam.
- Nie potrzeba mi dziewczyny, która chce pokazać, że mnie przewyższa.
- Co?! Ty myślisz, że ona robi to, żeby cię upokorzyć? Ty głupku!
- Ja głupkiem? Następna mnie upokarza.
- Idź z nią porozmawiaj.
- Nie mamy o czym.
- Wyjaśnij jej, żeby nie za bardzo chwaliła się swoją mocą kiedy jesteś z nią. Powinna się skupić na czasie z tobą.
- Dobra, ale chodź ze mną.


Stałam pod drzwiami naszej wspólnej sypialni i czekałam na wynik rozmowy Julii i Roggera. Przez jakiś czas było słychać tylko przyciszone glosy, ale później usłyszałam krzyki obojga. Chwyciłam za klamkę i już chciałam wejść do środka, gdy drzwi się otworzyły i wybiegł rozwścieczony Rogger.
- Samolubna ignorantka! - wykrzyczał i obok jego głowy przeleciała książka.
- Egoista! - krzyknęła Julia i kolejna książka przeleciała obok Roggera. - Koniec z nami!
- I bardzo dobrze! Znajdę sobie dziewczynę, która nie będzie mnie szykanować. - wywrzeszczał Rogger i wybiegł z pokoju. Weszłam do sypialni i zobaczyłam płaczącą Julię siedzącą na łóżku. Usiadłam obok niej i ją przytuliłam.
- Wszystko będzie dobrze. Już nie płacz.