piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 55

Rozdział dedykowany mojej kochanej Carmen.


Wrześniowe lekcje mijały szybko, ale nie oznaczało to wcale że nie mieliśmy nic do nauki. Ostatni rok nauki w szkole Owlneed niósł ze sobą wiele pracy. Końcowoszkolne testy, wybór zawodu, przygotowania do balu na zakończenie. Jednym słowem harówka. Nasze życie towarzyskie praktycznie nie istniało. No, wyliczając Julię, która pogodziła się z Roggerem i razem planowali wspólną przyszłość. Ja coraz rzadziej miałam czas odwiedzać Bryana a Harriet zbyt dużo kuła, żeby móc spotykać się ze swoim chłopakiem, tak aby ich związek się nie rozpadł. Może to i lepiej? I tak nie za bardzo przepadałam za Kevinem i według mnie tez związek nie miał szans przetrwać. On za często obraca się w towarzystwie innych panienek. A Harriet… Nieśmiała, chodząca z nosem w książkach inteligentka. Siedziałam w naszym pokoju ucząc się całą masę ingrediencji eliksirów i od czasu do czasu czytając zadaną nam przez faceta od zaklęć lekturę. Julia wyszła z Roggerem, a Harriet znikła gdzieś tylko jak wróciłyśmy z lekcji. Normalnie to odpuściłabym sobie tę nudną książkę po paru pierwszych rozdziałach, ale profesor Kettle (po kilku lekcjach z rzędu, kiedy nie mogłam się oprzeć skomentowaniu jego wypowiedzi) ukrócił moją swobodę na jego zajęciach. Zapowiedział, że mnie jaką pierwszą dokładnie przepyta ze znajomości lektury. Oświadczył również, że jeśli nie odpowiem chociaż na jedno z jego pytań, mogę sobie pomarzyć o pozytywnej ocenie na koniec szkoły. Moją niczym niezakłóconą ciszę nauki przerwała Harriet. Bez słowa wpadła do pokoju. Trzasnęła drzwiami z taką siłą, że omal nie pospadały obrazy ze ścian i rzuciła się na łóżko. Przycisnęła twarz do poduszki i zaczęła płakać. Bez chwili zastanowienia rzuciłam książki na bok i usiadłam na jej łóżku. Próbowałam dowiedzieć się co się stało, ale Harriet nawet nie próbowała mi odpowiadać. Dałam się chwilę czasu i zapytałam ponownie. Ta podniosła głowę i powiedziała cała we łzach:
- Zerwałam z Kevinem. Całował się z inną.
I znowu wybuchła płaczem. Przysunęłam się bliżej i ją przytuliłam. Nie zwalniałam uścisku póki Harriet choć trochę się nie uspokoiła. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że prędzej czy później ten gnojek coś wywinie. - pomyślałam. Siedziałyśmy w ciszy jeszcze parę minut, gdy nasze drzwi otworzyły się z hukiem. Stanął w nich Kevin. Na jego widok wezbrało we mnie zdenerwowanie. Wstałam i krzyknęłam:
- Masz jeszcze czelność się tu pokazywać?! Wynocha mi, ale już!
- Ale Andromeda, ty nic nie rozumiesz…
- I wcale nie muszę, wyjdź stąd!
- Ja chcę pogadać z Harriet, chce jej wszystko wytłumaczyć.
- Nie będziesz niczego tłumaczył! Wynocha!
- Andromeda, daj nam chwilkę. - odezwała się w końcu Harriet. - Możesz nas zostawić?
Spojrzałam na przyjaciółkę. Nie chciałam wychodzić i zostawiać ją w takim stanie, ale nie mogłam nie spełnić jej prośby. Wyszłam. Siedziałam w salonie czekając, aż któreś z nich krzyknie, aby móc wejść do pokoju. Ale najwyraźniej na to się nie zanosiło. Po kilkunastu minutach usłyszałam podniesiony glos Harriet:
- Jak możesz takie bujdy opowiadać! Nie sądziłam, że będziesz tak kłamał. Wyjdź.
Teraz czekałam tylko na wybiegającego z pokoju Kevina. Ale to się nie wydarzyło. Chyba będę musiała pomóc mu znaleźć drzwi. - pomyślałam. Wstałam z fotela i pobiegłam do naszego pokoju.
- Nie kłam! Nie kłam! Nie kłam! - krzyczała roztrzęsiona Harriet.
- Ale to prawda! - opowiadał jej Kevin.
Stanęłam przed Harriet i zwróciłam się do niego.
- Chyba prosiła cię, żebyś wyszedł.
- Andromeda wyjdź to nie twoja sprawa. - odpowiedział mi.
- A mi się zdaje, że właśnie moja.
- Andromeda wyjdź, albo już nie będę taki miły.
Nie miałam najmniejszego zamiaru opuścić pokoju. Nie chciałam też aby ten gnojek tutaj został. Podniosłam rękę i rzuciłam kulą ognia w wiszącą obok głowy Kevina donicę z ziemią.
- Następna kula nie chybi.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 54

Siedziałyśmy w salonie i odrabiałyśmy zadane prace. Ja siedziałam na podłodze z książkami na kolanach, Julia na sofie a Harriet na fotelu w rogu pokoju. Harriet pisała wypracowanie na zaklęcia, a ja z Julią przygotowywałyśmy się do klasówki z zielarstwa. Gdy uznałam, że jestem już obkuta, odłożyłam książkę i usiadłam obok Julii na sofie.
- Jak tam z tobą i Roggerem? Wszystko między wami gra? - spytałam Julię, udając, że niczego nie widziałam poprzedniego dnia.
- A niby jak ma być? Nadal się do siebie nie odzywamy. Zresztą wątpię czy kiedykolwiek zaczniemy ze sobą znowu rozmawiać. - powiedziała spokojnie Julia.
- Na pewno nie pogodziliście się? Dobrze by było, gdybyście do siebie wrócili.
- Jak już mówiłam, niczego nie będzie. Z nami koniec. - Julia zaczęła nerwowo wystukiwać palcami w oparcie sofy.
- A mi się zdawało, że po wczorajszym się pogodziliście. - powiedziałam i czekałam na reakcję Julii.
- Po jakim wczorajszym? - spytała.
- Sama wiesz.
- Nadal się do siebie nie odzywamy.
- No, podczas tego co robiliście raczej się nie rozmawia.
Julia zaczerwieniła się, a Harriet podniosła wzrok znad książki.
- Przespałaś się z Roggerem?! - wrzasnęła na cały głos. Julia rzuciła jej uciszające spojrzenie.
- Wcale nie.
- No ja wątpię, czy w łóżku leży się nagim z kimś po zwykłej rozmowie. - powiedziałam.
- An… Ty widziałaś. Przecież…
- Rogger wyszedł wcześnie rano?
Przytaknęła.
- Julio! Ty przespałaś się z Roggerem! - wykrzyczała Harriet. Trudno było zdecydować czy z zachwytu, czy ze zdziwienia.
- Samo tak wyszło. A ty An? Dlaczego całą noc nie było cię w szkole? - rzuciła Julia.
- Bo… ja… - jąkałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie mogłam wyznać, że byłam u Bryana.
- Wiesz co ciekawego znalazłam? Ktoś przypadkiem wrzucił twój list do mojej skrzynki, więc otworzyłam go, aby sprawdzić czy to coś ważnego. I wiesz co? To był list od twoich rodziców. Napisali, że Bryan przeprowadził się do miasteczka niedaleko szkoły. - mówiła Julia.
- Andromedo czy ty… - zaczęła Harriet.
Obie spojrzały na mnie wyczekująco. W salonie zapadła niezręczna cisza. Spuściłam wzrok i na chwilę umilkłam. Kilka sekund później odezwałam się ponownie.
- Tak, całą noc byłam u Bryana.


piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 53

Rozdział ten dedykuję Sarze, największej fance związku Julii i Roggera. Tylko proszę staraj się powtrzymać emocje podczas czytania.






Wracałam do swojego pokoju wczesnym rankiem. Była niedziela, więc mogłam pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Nie chciałam zrobić zbytniego hałasu, bo nie chciałam nikogo obudzić, aby wypytywał mnie dlaczego tak wcześnie się włóczę po szkole albo, co gorsza, gdzie byłam w nocy. Powolnymi krokami zbliżałam się w stronę swojej wieży. Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Victorię. Kroczyła ku mnie zdecydowanymi, szybkimi krokami. Chciałam ją zgubić, bo wiedziałam co oznacza spotkanie z Victorią. Nie skręciłam na górę do wieży, tylko poszłam dalej, szukając jakiegoś zaułka w którym mogłabym schować się i uniknąć rozmowy z Victorią. W miarę gdy przyspieszałam, Vicki również.
- Andromeda! - krzyknęła i zaczęła biec ku mnie - zaczekaj!
Wiedząc, że i tak czeka mnie rozmowa z nią przystanęłam i poczekałam aż się zrówna ze mną.
- Musimy porozmawiać - powiedziała poważnym tonem.
- Niby o czym? Przecież nie mamy wspólnych tematów.
- Czyżby? Doskonale wiesz o co mi chodzi.
- Nie wiem. - skłamałam - oświeć mnie.
- Chodzi o to co widziałaś w piątek. - zniżyła głos, aby mówić jak najciszej.
- A co ja takiego widziałam?
- Ty już wiesz co - powiedziała nieco dosadniej, jakby miała dość moich kłamstw.
- Chodzi ci o to co robiłaś z panem Kettle? Czy raczej, jak go nazywasz, Howard, kochanie. - starałam się nie roześmiać.
- Nie żartuj sobie. I nie tak głośno.
- Będę mówiła o tym tak głośno, jak zechcę - starałam się niemalże krzyczeć, by zdenerwować Victorię.
- Błagam ciszej, Andromedo. Pamiętasz? Kiedyś się przyjaźniłyśmy.
- To było zanim wymieniałaś się śliną z moim chłopakiem. - wzdrygnęłam się na wspomnienie o czasach, gdy Vicki była moją przyjaciółką. Ale na szczęście to przeszłość. Bo niby, która przyjaciółką lepi się do twojego chłopaka - Było, minęło.
- Chciałam cię prosić, ze względu na dawne czasy, byś nie mówiła o tym co widziałaś w gabinecie How… to znaczy pana Kettle.
- Chodzi ci o dawne czasy, gdy trzymałaś mojego chłopaka za rączkę, czy wtedy gdy się obściskiwaliście? - powiedziałam drwiąco i odeszłam.
- Andromedo! Wracaj. To nie koniec naszej rozmowy.
Nie zwracając uwagi na krzyki Victorii poszłam w stronę wieży. Po paru minutach byłam na miejscu. Przeszłam przez salon naszej wieży i skierowałam się do pokoju w którym mieszkałam z Julią i Harriet. Zdziwiłam się, gdy zauważyłam uchylone drzwi. Zanim chwyciłam drzwi, przez szparę spojrzałam na łóżko znajdujące się naprzeciw drzwi. Łóżko to należało do Julii i tam właśnie spała Julia. Obok niej leżał Rogger obejmując ją ramieniem. Oboje byli nadzy, a raczej tak mi się zdawało, bo bez chwili zastanowienia chwyciłam drzwi i zamknęłam je jak najciszej potrafiłam. Odchodząc, śmiałam się w duchu, jak zaskakujące były ostatnie dni.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 52



Jak się można domyślić, Julia i Harriet były zszokowane tym co im powiedziałam. Najgorsze było to, że nie wiedziałam co miałam zrobić z tą tajemnicą. Iść do pana Kettle i powiedzieć mu o wszystkim, zachować do dla siebie, czy szantażować tym Victorię? Mimo, że ostatni pomysł podobał mi się najbardziej, nie był on za bardzo przyzwoity. Dzień po tym szokującym zdarzeniu spacerowałam po szkolnym korytarzu z głową pełną myśli. Była sobota, więc mogłam pozwolić sobie na beztroskę. Przechodziłam właśnie koło ciemnego korytarza, gdzie przyłapałam Victorię na zdradzie wobec Harveya, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w ciemny kąt. Jasne światło z pochodni oświetliło twarz owego człowieka i już wiedziałam dlaczego mnie zatrzymał. Przede mną stał profesor Kettle. W jego oczach widać było strach. On już wiedział, że byłam świadkiem wczorajszego wydarzenia.
- Niech pan mnie puści. - powiedziałam do niego gdy złapał mnie mocno za ręce i przycisnął do ściany abym nie mogła się wydostać.
- Musimy porozmawiać. Ja nie mogę cię wypuścić. - odrzekł roztrzęsionym głosem profesor.
- Niby o czym? O moim sprawdzianie? - spytałam tak jakbym nie wiedziała o czym mówi.
- Ty już dobrze wiesz o czym. To co wczoraj widziałaś…
- Niczego nie widziałam. - skłamałam.
- Nie okłamuj mnie. Wiem, że widziałaś wszystko. Chcę, żebyś do zachowała dla siebie.
- Niby dlaczego?! Mi się zdaję, że właśnie powinnam powiedzieć o tym dyrekcji. Nie może być tak, że profesor sypia ze swoimi uczennicami.
- To nie tak, wysłuchaj mnie. - powiedział przerażony Howard - gdyby to się wydało…
- Straciłby pan pracę. - dokończyłam.
- Nie może do tego dojść. Przysięgnij mi, że nie powiesz o tym nikomu. Błagam.
- Wie pan, że nie mogę… - powiedziałam i wyrwałam się z uścisku nauczyciela.
- Andromedo! Błagam! - krzyknął profesor, ale ja nie zwróciłam na niego uwagi tylko poszłam dalej.


Nie chciałam aby ktokolwiek przeszkadzał mi w rozmyślaniach dlatego wybrałam się na spacer poza teren szkoły. Szłam powoli aleją w jakimś miasteczku zamieszkiwanym przed czarodziei. Nawet nie wiedziałam jak daleko jestem od szkoły. Zresztą mi to nie przeszkadzało. Zawsze mogłam teleportować się w płomieniach do mojego pokoju w Owlneed. Nagle ktoś wykrzyczał moje imię. Odwróciłam się z obawą, że to pan Kettle mnie odnalazł i chciał znowu ze mną porozmawiać. Ale dzięki bogu, to nie był on. Za mną stał Bryan. Po kilku minutach mój chłopak dobiegł do mnie. Przytulił mnie i czule pocałował.
- Co ty tu robisz?
- Mieszkam tutaj. - powiedział.
- Od kiedy? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Od sierpnia. Nie powiedziałem ci, bo nie wiedziałem, czy zostanę tu na stałe. Może pójdziemy do mnie. Pokażę ci mój dom.
Pokiwałam głową i ruszyliśmy. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Bryan mieszkał w dwupiętrowym pięknym domu z ogrodem. Weszliśmy do środka. Bryan kazał mi się rozgościć a sam poszedł zaparzyć herbatę. Postanowiłam trochę pozwiedzać. Poszłam na górę do sypialni Bryana. Na samym środku stało dwuosobowe łóżko z mahoniowymi ramami. Usiadłam na nim i zaczęłam rozglądać się dokoła. Na miętowych ścianach wisiały piękne obrazy. Pod oknem stało biurko a na nim sterta dokumentów. Po chwili dołączył do mnie Bryan.
- Herbata już się parzy. I jak? Podoba ci się tutaj? - powiedział i usiadł obok mnie.
- Bardzo. - odpowiedziałam.
Nie wiem co mnie naszło, ale nagle przysunęłam się do Bryana i zaczęłam go całować. On odwzajemnił moje pocałunki. Nie odrywając swoich ust od jego usiadłam mu na kolanach. Na chwilę przestałam go całować i ściągnęłam jego koszulę. Przejechałam palcami po jego nagim torsie. Bryan położył się na plecach i przyciągnął mnie do siebie.

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 51



Ostatni rok szkolny w Owlneed mijał bardzo, bardzo wolno. Lekcje ciągnęły się w nieskończoność a materiał do zaliczenia był większy niż suma nauki w ciągu ostatnich sześciu lat. Nauczyciele wymagali coraz więcej i zadawali coraz więcej. Każdy dzień był taki sam. Poranne wstawanie, tortury na lekcjach i siedzenie nad książkami i pracą domową do późna. Jednak jednego dnia z tej codziennej harówki stało się coś dziwnego i nieoczekiwanego.


Był piątek około godziny szesnastej, tuż po zakończeniu mojej ostatniej lekcji, zaklęć. Tego dnia na zaklęciach profesor Kettle oddawał sprawdziany z wiedzy praktycznej o rzucaniu zaklęć defensywnych. Kułam do tego testu do pierwszej nad ranem dnia poprzedniego. Byłam pewna, że dostanę ocenę pozytywną. Ale chwilę po otrzymaniu sprawdzonego testu doznałam szoku. Oczekiwałam przynajmniej oceny wysokiej, a dostałam ledwo mierny. Już szykowałam się do kłótni z profesorem Howardem, gdy oznajmił koniec lekcji. Postanowiłam, że odwiedzę go w jego gabinecie i tam wyjaśnię sprawę. Poszłam na drugie piętro. Stanęłam przed drzwiami z tabliczką HOWARD KETTLE PROFESOR ZAKLĘĆ i zastukałam. Drzwi otworzył mi sam profesor.
- Andromedo, nie spodziewałem się ciebie, proszę wejdź. - powiedział do mnie jakbym była niemile widziana właśnie w tej chwili. Pan Kettle nigdy się tak nie zachowywał. Był zaledwie osiem lat starszy od mojego rocznika i jeszcze pamiętał jak to jest w szkole. Niejedna moja koleżanka wzdycha do niego. W końcu profesor jest bardzo przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, blondyn, niebieskie oczy. Ideał. Czego chcieć więcej? Gdybym wierzyła w mitologię, powiedziałabym, że jego matką jest sama bogini piękności, Afrodyta.
- Przyszłam w sprawie ostatniego sprawdzianu. Uważam, że niesprawiedliwie ocenił mój test. - powiedziałam i usiadłam na krześle przed biurkiem. Profesor zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Dlaczego tak uważasz? - spytał.
- Na prawie wszystkie pytania odpowiedziałam dobrze. Pomyliłam się tylko w ostatnim zadaniu, a to chyba nie powinno wpływać na cały sprawdzian. - powiedziałam.
- Skąd pewność, że te odpowiedzi są poprawne? W końcu to ja uczę zaklęć, a nie ty. - zwrócił się do mnie i wypowiedział to nieco ostrzej, jakby już chciał dać mi do zrozumienia, że rozmowa skończona.
- Dam sobie rękę uciąć, że odpowiedzi są poprawne. Czy jest pan aż tak niekompetentny, że nie zna pan poprawnych odpowiedzi? - niemalże krzyknęłam.
- Panno Seam nie wydaje mi się, że jestem pani kolegą, więc takie zwracanie się do mnie jest niedopuszczalne! - powiedział oburzony profesor.
- Niech pan sprawdzi jeszcze raz mój test. - odrzekłam i położyłam sprawdzian przed panem Kettle. - Do widzenia.
Wstałam z krzesła i wyszłam z gabinetu. Jakieś dziesięć minut później, gdy już byłam przy schodach do mojej wieży, że zapomniałam mojej teczki z gabinetu profesora. Pobiegłam na drugie piętro mając nadzieję, że jeszcze nie wyszedł. Byłam tak roztargniona, że nie zapukałam i uchyliłam drzwi do gabinetu. Gdy między drzwiami a futryną było kilka centymetrów, przestałam je otwierać, bo mnie zamurowało. Profesor nie był sam w pokoju. W środku była jeszcze Victoria, moja największa rywalka. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to co się tam działo. Victoria leżała z rozpiętą bluzką na biurku profesora, a sam Howard pochylał się nad nią i namiętnie całował. Nagle Victoria lekko odepchnęła profesora i zaczęła ściągać z niego bluzkę. Nie musiałam zgadywać, co by się stało później. Zamknęłam drzwi i biegłam jak najszybciej do mojego pokoju. Musiałam jak natychmiast powiedzieć Julii i Harriet co widziałam. Gdy wpadłam do mojej sypialni moje przyjaciółki tam były. Usiadłam zasapana na łóżku i zrelacjonowałam czego przed chwilą byłam świadkiem.

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 50


Gdy skończyłam się całować z moim nowym chłopakiem spojrzałam ukradkiem na Artura. Z niedowierzaniem patrzył na mnie i na Bryana. Na jego twarzy pojawił się grymas złości. Zacisnął ręce w pięści i już miał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Spuścił głowę i odszedł w stronę ulicy. Patrzyłam jak czarna postać oddala się w stronę przystanku. Gdy tak patrzyłam na smutnego Artura w mojej pojawiły się wątpliwości czy na pewno postąpiłam słusznie. Gdy uświadomiłam sobie jak bardzo zraniłam Artura do oczu napłynęły mi łzy. Serce o mało nie pękło mi z żalu. Ale było już za późno. Artur zniknął w mroku nocy. Wtedy Bryan położył swoją rękę wokół mojej talii i poszliśmy do środka Sali.


Przez całe wakacje rozmyślałam o Arturze. Mimo, że miałam nowego chłopaka, nie czułam się dobrze. Nie mogłam znieść myśli jak bardzo zraniłam brata Julii. Po powrocie do szkoły Julia zadręczała mnie pytaniami i najwidoczniej miała do mnie żal, że tak postąpiłam. Rozumiałam jak bardzo Artur musi cierpieć, ale ja cierpiałam nie mniej, gdy dowiedziałam się o jego zdradzie. Do tego doszły jeszcze krzyki Julii, gdy dowiedziała się, że naprawdę jestem z Bryanem a nie, jak sądziła, pocałowałam go tylko dlatego, żeby zranić Artura. Czułam, że nasza przyjaźń powoli zmierza ku zagładzie. Chociaż Julię trudno rozgryźć. Raz mówi, że zdecydowanie nie podoba jej się to, że chodzę z jej bratem, a później ma do mnie pretensje, że z nim zerwałam. Julię bardzo trudno zadowolić. Dzięki bogu, że Artur skończył już szkołę, bo nie mogłabym znieść jego smutnego wyrazu twarzy, kiedy tylko mijałby mnie na korytarzu. Jedyną dobrą wiadomością jaką otrzymałam było to, że Harriet odkryła swój dar. Już nie będzie mogła się nam żalić, że jest z nas trzech najmniej uzdolniona. Teraz Harriet była najzdolniejsza, potrafiła lewitować. Wprawdzie nie mogła używać swego daru na korytarzach szkoły, ale gdy same przebywałyśmy w naszym pokoju, ćwiczyła swoje umiejętności. Byłam bardzo szczęśliwa widząc, że Harriet nie patrzy na mnie lub Julię ponurym wzrokiem, gdy używamy mocy. Miałam nadzieję, że ten ostatni rok w Owlneed będzie lepszy od poprzednich. Ale jak wiadomo, nadzieja matką głupich.

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 49


- Szybko! Szybko! - krzyczałam na domowników, którzy biegali obok mnie jeszcze nie gotowi. - Naomi będzie przykro jeśli się spóźnimy!
Był dzień 7 lipca około godziny dziesiątej. Po całym domu biegała mama goniąc Bena uciekającego przed nią, bo nie chciał włożyć butów. Tata krzyczał z góry, bo nie mógł znaleźć krawata. Tylko ja stałam koło drzwi gotowa do wyjścia. Żeby nieco pomóc mamie wyciągnęłam różdżkę i użyłam zaklęcia na Bena, aby go nieco spowolnić. Kiedy przebiegał obok mnie wzięłam go na ręce i zaczęłam wkładać mu buty. Mama popatrzyła na mnie z wdzięcznością i pobiegła do taty. Ben próbował wyszarpnąć mi różdżkę z ręki, ale ja szybko ją schowałam. Oczy zaszły mu łzami. Aby mały się nie rozpłakał wyczarowałam dla niego kulę ognia na mojej ręce. Spokój trwał dopóki mama z tatą nie zbiegli po schodach. Wtedy musiałam zgasić kulę, bo rodzice nie pozwalają mi się bawić pirokinezą w obecności Bena. Rodzice poszli jeszcze do kuchni, a ja wyszłam z małym na podwórze. Czekaliśmy na nich około pięciu minut. Kiedy wyszli, obładowani prezentami dla pary młodej, ruszyliśmy w kierunku naszego samochodu. Zapakowaliśmy się całą rodziną i tata odpalił silnik. Postanowiliśmy nie podróżować tradycyjne drogą, ale teleportować się niedaleko domu Naomi. Tato wyciągnął różdżkę i uderzył parę razy w radio samochodu, szepcząc zaklęcie. Samochód wzniósł się w powietrze i obrócił wokół własnej osi. Nie minęło kilka sekund, gdy byliśmy na miejscu. W tłumie ludzi na podwórku zauważyłam Bryana, którego poprosiłam, aby towarzyszył mi na ślubie kuzynki. Powiedziałam rodzicom, że już teraz przespaceruję się w stronę kościoła. Ślub miał się odbyć za czterdzieści minut. Podeszłam do Bryana i chwyciłam go za rękę. Ruszyliśmy drogą w stronę małego kościółka.



Naomi stanęła przed panem młodym w pięknej, długiej sukni. Jej przyszłym mężem miał zostać jej chłopak jeszcze z czasów gdy chodziła do szkoły magii. Przewodniczący ceremonii kapłan wygłosił jakieś nudne kazanie. Minęła godzina, gdy ceremonia się zakończyła. W tłumie przeciskających się do pary młodej zobaczyłam Harveya z Isabell. Uśmiechnęłam się i pogratulowałam sobie inteligencji. Isabell i Harvey pasowali do siebie idealnie. Tyle tylko, że Isabell miała chłopaka Syriusza. Gdy patrzyłam na szczęście kuzyna sama uświadomiłam sobie, jaka ja jestem samotna. Gdyby Artur nie był taki głupi, byłabym tak samo szczęśliwa jak Naomi, spędziłabym wieczność z osobą którą naprawdę kocham. Wesele było by doskonale, gdyby nie wizyta niezaproszonego gościa. Akurat tańczyłam z moim Bryanem, gdy zauważyłam stojącego za oknem chłopaka - Artura. Przeprosiłam Bryana i wyszłam na dwór.
- Co ty tu robisz?! Skąd wiedziałeś, że tu będę? - krzyknęłam do Artura.
- Julia mi powiedziała. To chyba ja powinienem się pytać co ty robisz z tym Bryanem?!
- To chyba nie twój problem, nie jesteś moim chłopakiem!
- To powinienem być nim znowu, żebyś nie zadawala się z takimi jak on.
- Co z nim jest nie tak? Dlaczego tak go nienawidzisz? - spytałam.
- Hmn… Może dlatego, że to przez niego nie jesteśmy razem?
- Nie, to nie przez niego. To przez ciebie.
Zapadła niezręczna cisza. Nie chciałam dłużej z nim przebywać, więc się odwróciłam i chciałam odejść, ale Artur chwycił mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać, a on tylko się śmiał. Po kilku szarpnięciach przysunął mnie do siebie i spojrzał mi prosto w oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Moje stare uczucia do niego odżyły. Znowu byłam w czwartej klasie i potajemnie kochałam się w bracie mojej najlepszej przyjaciółki.
- Wróć do mnie. Kocham cię. - odezwał się w końcu Artur.
- Już dawno przestałam ci wierzyć.
- Andromedo.
- Nie.
Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę drzwi. Artur poszedł za mną. Przeszłam parę kroków i ujrzałam zbliżającego się do nas Bryana.
- Andromedo! Wróć do mnie. Kocham cię.
- Ale ja ciebie już nie. - skłamałam.
W tym momencie podszedł do mnie Bryan.
- Jestem z Bryanem. - powiedziałam. Rzuciłam się na szyję mojemu nowemu chłopakowi i zaczęłam go całować.