niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 49


- Szybko! Szybko! - krzyczałam na domowników, którzy biegali obok mnie jeszcze nie gotowi. - Naomi będzie przykro jeśli się spóźnimy!
Był dzień 7 lipca około godziny dziesiątej. Po całym domu biegała mama goniąc Bena uciekającego przed nią, bo nie chciał włożyć butów. Tata krzyczał z góry, bo nie mógł znaleźć krawata. Tylko ja stałam koło drzwi gotowa do wyjścia. Żeby nieco pomóc mamie wyciągnęłam różdżkę i użyłam zaklęcia na Bena, aby go nieco spowolnić. Kiedy przebiegał obok mnie wzięłam go na ręce i zaczęłam wkładać mu buty. Mama popatrzyła na mnie z wdzięcznością i pobiegła do taty. Ben próbował wyszarpnąć mi różdżkę z ręki, ale ja szybko ją schowałam. Oczy zaszły mu łzami. Aby mały się nie rozpłakał wyczarowałam dla niego kulę ognia na mojej ręce. Spokój trwał dopóki mama z tatą nie zbiegli po schodach. Wtedy musiałam zgasić kulę, bo rodzice nie pozwalają mi się bawić pirokinezą w obecności Bena. Rodzice poszli jeszcze do kuchni, a ja wyszłam z małym na podwórze. Czekaliśmy na nich około pięciu minut. Kiedy wyszli, obładowani prezentami dla pary młodej, ruszyliśmy w kierunku naszego samochodu. Zapakowaliśmy się całą rodziną i tata odpalił silnik. Postanowiliśmy nie podróżować tradycyjne drogą, ale teleportować się niedaleko domu Naomi. Tato wyciągnął różdżkę i uderzył parę razy w radio samochodu, szepcząc zaklęcie. Samochód wzniósł się w powietrze i obrócił wokół własnej osi. Nie minęło kilka sekund, gdy byliśmy na miejscu. W tłumie ludzi na podwórku zauważyłam Bryana, którego poprosiłam, aby towarzyszył mi na ślubie kuzynki. Powiedziałam rodzicom, że już teraz przespaceruję się w stronę kościoła. Ślub miał się odbyć za czterdzieści minut. Podeszłam do Bryana i chwyciłam go za rękę. Ruszyliśmy drogą w stronę małego kościółka.



Naomi stanęła przed panem młodym w pięknej, długiej sukni. Jej przyszłym mężem miał zostać jej chłopak jeszcze z czasów gdy chodziła do szkoły magii. Przewodniczący ceremonii kapłan wygłosił jakieś nudne kazanie. Minęła godzina, gdy ceremonia się zakończyła. W tłumie przeciskających się do pary młodej zobaczyłam Harveya z Isabell. Uśmiechnęłam się i pogratulowałam sobie inteligencji. Isabell i Harvey pasowali do siebie idealnie. Tyle tylko, że Isabell miała chłopaka Syriusza. Gdy patrzyłam na szczęście kuzyna sama uświadomiłam sobie, jaka ja jestem samotna. Gdyby Artur nie był taki głupi, byłabym tak samo szczęśliwa jak Naomi, spędziłabym wieczność z osobą którą naprawdę kocham. Wesele było by doskonale, gdyby nie wizyta niezaproszonego gościa. Akurat tańczyłam z moim Bryanem, gdy zauważyłam stojącego za oknem chłopaka - Artura. Przeprosiłam Bryana i wyszłam na dwór.
- Co ty tu robisz?! Skąd wiedziałeś, że tu będę? - krzyknęłam do Artura.
- Julia mi powiedziała. To chyba ja powinienem się pytać co ty robisz z tym Bryanem?!
- To chyba nie twój problem, nie jesteś moim chłopakiem!
- To powinienem być nim znowu, żebyś nie zadawala się z takimi jak on.
- Co z nim jest nie tak? Dlaczego tak go nienawidzisz? - spytałam.
- Hmn… Może dlatego, że to przez niego nie jesteśmy razem?
- Nie, to nie przez niego. To przez ciebie.
Zapadła niezręczna cisza. Nie chciałam dłużej z nim przebywać, więc się odwróciłam i chciałam odejść, ale Artur chwycił mnie za rękę. Próbowałam się wyrwać, a on tylko się śmiał. Po kilku szarpnięciach przysunął mnie do siebie i spojrzał mi prosto w oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Moje stare uczucia do niego odżyły. Znowu byłam w czwartej klasie i potajemnie kochałam się w bracie mojej najlepszej przyjaciółki.
- Wróć do mnie. Kocham cię. - odezwał się w końcu Artur.
- Już dawno przestałam ci wierzyć.
- Andromedo.
- Nie.
Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam w stronę drzwi. Artur poszedł za mną. Przeszłam parę kroków i ujrzałam zbliżającego się do nas Bryana.
- Andromedo! Wróć do mnie. Kocham cię.
- Ale ja ciebie już nie. - skłamałam.
W tym momencie podszedł do mnie Bryan.
- Jestem z Bryanem. - powiedziałam. Rzuciłam się na szyję mojemu nowemu chłopakowi i zaczęłam go całować.