sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 24


Po upływie dziesięciu minut Bryan oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Wyciągnął różdżkę i wypowiedział jakieś zaklęcie. Po chwili pobliskie drzewo zaczęło się otwierać. W jego wnętrzu ujrzałam schody prowadzące w głąb ziemi. Bryan podszedł do drzewa i zaczął schodzić na dół. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej poszłam za nim. Im głębiej schodziliśmy, tym ciemniej i chłodniej się robiło. Nagle zobaczyłam tlące się na dole światło. Bryan szedł prosto ku niemu. Po chwili znaleźliśmy się we wnętrzu jakiegoś domu. A dokładniej w salonie. Po środku stał wielki drewniany stół, a na nim najróżniejsze przedmioty służące do warzenia eliksirów. Na ścianach wisiały suszone zioła. Obok nich znajdował regał, a wewnątrz niego pudelka z różdżkami.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
- Sam dokładnie nie wiem. Odkryłem to miejsce jeszcze podczas wakacji. Miałem ci pokazać je wcześniej, ale ty nie odzywałaś się do mnie.
- Masz pewność, że to do nikogo nie należy?
- Tak, przez cały czas obserwowałem tą okolicę. Pałętało się tu się kilku ludzi, ale żaden nie zaglądał do tego drzewa.
Bryan gestem ręki pokazał mi, że mam iść za nim. Podszedł do ściany i przejechał po niej różdżką, szepcąc jakieś zaklęcie. Nagle moim oczom ukazała się wielka biblioteka. Po środku stały fotele i stolik, na którym leżał kawałek pergaminu i pióro. Przy ścianach stały wysokie na dziesięć metrów regały. Sufit, najwyraźniej zaczarowany, przypominał gwiaździste niebo, na którym co chwilę zmieniała się konstelacja. Podeszłam do jednego z regałów i wzięłam pierwszą lepszą książkę. Usiadłam w fotelu i zaczęłam ją przeglądać. Bryan usiadł obok mnie na podłodze i zaczął mi się przyglądać. Wyjrzałam zza książki i spojrzałam na niego. Kiedy nasze spojrzenia się napotkały, szybko odwróciłam wzrok. Kątem oka zobaczyłam, że Bryan się uśmiechnął. Nagle usłyszeliśmy czyjeś kroki. Zerwałam się z fotela. Książka upadła z hukiem na podłogę. Z przerażeniem spojrzałam na Bryana. Po chwili ściana zaczęła się otwierać. Przez otwór w ścianie wkroczyła jakaś postać. Wycelowała różdżkę prosto we mnie. Po chwili jasny snop światła wydobywający się z różdżki uderzył we mnie. Upadlam na ziemię. Nade mną zauważyłam Bryana. Później usłyszałam tylko jego krzyk.

piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 23


Mijały miesiące. A ja nie mogłam zapomnieć o Arturze. Mimo, że nadal go kochałam nie chciałam z mi być. Ilekroć przypominałam sobie o nim, zbierało mi się na płacz. Julia i Harriet próbowały mnie pocieszyć, ale to nic nie dawało. Jedynie przebywanie z Roggerem, poprawiało mój nastrój. Tylko on rozumiał, jak podle się czuję. Wielokrotnie, kiedy na korytarzu mijał mnie Artur, próbował ze mną pogadać, ale ja nie miałam na to ochoty. Po tym co zrobił nie chciałam go widzieć. Została mi tylko jedna osoba która naprawdę mnie kocha - Bryan. Niestety nie był ze mną w szkole. Mogłam tylko czekać na zbliżające się święta, aby wrócić do domu.




Na stację wyszli po mnie rodzice. Mama była cała w skowronkach, gdy pokazała swój ciążowy brzuszek. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że w kwietniu będę miała brata. Co prawda, od samego początku nienawidziłam tego bachora, ale pokrzepiała mnie myśl, że będę miała rodzeństwo.
- Wyjeżdżamy do babci na święta? - spytałam rodziców, aby przerwać ciszę panującą w samochodzie.
- Nie, w tym roku cala rodzina przyjedzie do nas. - powiedział tato.
- Świetnie - mruknęłam pod nosem. W głębi duszy nie byłam zadowolona, że przyjadą do nas. Jeśli nie liczyć mojej babci, mojego chrzestnego i mojej chrzestnej co cała moja rodzina mnie nienawidzi.




W dzień przyjazdu mojej rodziny od rana w naszym domu był wielki ruch. Mama chciała, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dlatego do przygotowań włączyła i mnie. Musiałam przygotować piętro na przyjazd moich wszystkich kuzynów i kuzynek. Dzięki Bogu, mam magię, bo inaczej to nigdy bym sobie z tym nie poradziła. Około godziny trzynastej pojawili się rodzice mojego taty. Moja babcia Constance i dziadek Norman. Gdy tylko mnie zobaczyli zaczęli przytulać i mówić jak to urosłam od naszego ostatniego spotkania. Kiedy zachwyt nade mną się skończył wręczyli mi prezent. Piękną różdżkę.
- Piętnaście cali, włosień z serca gryfa, drzewo różane - wyrecytował dziadek - mam nadzieję, że ci się podoba.
- Jasne, jest przepiękna. Dziękuję bardzo.
Moi rodzice chcieli porozmawiać z dziadkami na osobności, więc poszłam do siebie. Wyciągnęłam różdżkę z pudełka i zaczęłam nią wymachiwać. Lepszego prezentu nie mogłam sobie wymarzyć.
Jakieś pół godziny po dziadkach przyjechała znienawidzona przeze mnie część rodziny. Siostra mojego taty - Charlotte z mężem Jasonem i dwójka ich wrednych dzieci - bliźniaczki Rosalyn i Evelyn. Bliźniaczki mają po czternaście lat i jak na swój wiek są bardzo zarozumiałe. Uważają się za najlepsze czarodziejki na świecie. Zawsze to ja konkurowałam z nimi o miejsce najlepszej wnuczki, ale dziadkowie (nie wiedzieć dlaczego) lubią je tak samo jak mnie. Przez resztę pobytu u nas spróbuję uprzykrzyć im życie - pomyślałam, kiedy szłam z nimi na górę pokazać ich sypialnię. Natychmiast po dotarciu na miejsce wyciągnęły różdżki i zamieniły sypialnię w wielki pokój dla Barbie. Zdenerwowało mnie to, ale nie na tyle mocno, aby posłużyć się magią. Wpół do piętnastej przyjechała moja chrzestna Ernestina, jej mąż Nicholas i trójka ich dzieci - czteroletni Tony, dziesięcioletnia April i piętnastoletnia Jacqueline. Oni tak samo jak ja nienawidzili bliźniaczek jak ja. Niedługo po ich przyjeździe pojawił się mój ojciec chrzestny - Jeremy, jego żona Margot oraz moi kuzyni Harvey i Jonathan. Naomi jest córką Jeremiego i Margot, tylko już nie mieszka z nimi. Harvey ma szesnaście lat, a Jonathan dziewiętnaście. O szesnastej przybyli ostatni zaproszeni - siostra mojej mamy - Cindy, Vincent (jej mąż), Elton i Neal (dzieci Cindy i Vincenta) oraz Karl (brat taty) z rodziną (żoną Judith, dziećmi Mabel, Heather, Thomasem i Maximilianem). W domu roiło się od ludzi. Szum i gwar nie ustępował do godziny dwudziestej drugiej, kiedy to ciotka Judith musiała położyć swojego osiemnastomiesięcznego synka Maximiliana. Później zabrałam do swojego pokoju Jacqueline, Harveya, Jonathana, Eltona, Thomasa i Heather. Młodsze od nas dzieci (czyli poniżej dwunastki) spały w pokoju obok. Bliźniaczki dzieliły pokój z Tonym i April. Jak się okazało miałam naprawdę fajnych kuzynów. Dotąd Heather wydawała mi się sztywna, ale jak na poważną szesnastolatkę jest bardzo fajna. Po północy wszyscy położyliśmy się spać. Kiedy tylko zamknęłam oczy, usłyszałam jak ktoś stuka w okno. Wstałam z lóżka, ubrałam kurtkę i buty i podeszłam do drzwi balkonu. Otworzyłam je po cichu, tak żeby nie obudzić smacznie śpiących kuzynów i wyszłam na dwór. Na dole zobaczyłam Bryana. Zeszłam po schodach na dół.
- Cześć.
- Cześć. Dlaczego odwiedzasz mnie tak późno? Nie mogłeś przyjść wcześniej?
- Nie, mam inwazję rodziny w domu, tak jak ty. - powiedział Bryan i spojrzał w stronę mojego okna. - Chodź muszę ci coś pokazać.
- Ale gdzie mam iść?
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.








April

Elton

Harvey

Heather

Jacqueline

Jonathan 
Mabel

Maximillian

Neal

Rosalyn i Evelyn 
Thomas


Tony

środa, 27 czerwca 2012

Rozdział 22


Przez resztę wyjazdu dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Nawet po powrocie nie mogłam przestać myśleć o tym pocałunku z Bryanem. Gdy dnia pierwszego września siedziałam w przedziale pociągu pędzącego do Owlneed, odwiedził mnie Artur. Zastanawiałam się jak powiedzieć mu o tym co zdarzyło się na wakacjach. Wiedziałam że znienawidzi mnie za to. Co gorsza, Julia mnie zabije, jeśli dowie się o tym. Dała mi kredyt zaufania. A ja chyba go już wystarczająco nadużyłam.
- Andromeda, wybacz mi, że nie mogłem pojechać z tobą do Francji.
- Nic się nie stało, rozumiem.
- Julia mówiła, że było wspaniale. Podobno na moje miejsce wzięłaś jakiegoś Bryana? Powinienem być zazdrosny?
- Nie, to tylko przyjaciel.
Przyjaciel. To słowo na pewno nie odnosiło się już do Bryana. Po tym co wydarzyło się w hotelu, nie wiem jak go nazywać.
- Muszę ci coś powiedzieć. - na te słowa serce mi stanęło. Wyobrażałam sobie, że on już o wszystkim wie. Wie, że całowałam się z moim kumplem z piaskownicy. Wie o tym, że Bryan przestał być tylko kolegą.
- Mów śmiało. - odpowiedziałam niepewnie. Byłam przygotowana na najgorsze.
- Bo ja nie byłem wobec ciebie szczery. W tamtym roku szkolnym, kiedy byliśmy razem. to ja spotykałem się z inną.
Po chwili poczułam ból. Jakby ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. A na domiar złego, zaczął wbijać go jeszcze głębiej, jakby chciał przeszyć mnie nim na wylot. Nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Patrzyłam się tylko prosto w oczy Artura. Kiedyś pełne miłości do mnie, teraz puste, patrzące się na mnie żałośnie jakby ich właściciel czuł satysfakcję z tego co przed chwilą powiedział. Na moment oderwałam się od rzeczywistości. Powróciłam do tych pięknych chwil, kiedy Artur mówił, że kocha tylko mnie, że nigdy mnie nie opuści. Gdy powoli wracał do normalnego stanu, uświadomiłam sobie, że mój ukochany, zdradzał mnie przez cały czas. Okłamywał mnie. Być może nawet nie był z rodzicami na wyjeździe, tylko spotkał się z tą głupią panienką. Do oczy napłynęły mi łzy.
- Jak mogłeś? Przez ten cały czas miałeś inną!? A ja głupia, przejmowałam się jednym pocałunkiem z Bryanem.
- Wybacz mi, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że to ty jesteś tą jedyną.
- Byłam naiwna, sądząc, że ty mnie naprawdę kochasz!
- Zawsze cię kochałem i zawsze będę kochał.
- A kiedy spotykałeś się z tą panienką, to też mnie kochałeś? Kiedy się z nią całowałeś to też mnie kochałeś?
- Andromeda, wybacz mi.
- Nie, nie chcę cię widzieć nigdy więcej! Z nami koniec!
- Proszę cię! Daj mi szansę, naprawdę cię kocham. Obiecuję, że więcej cię nie skrzywdzę.
- Nienawidzę cię za to! Nie pokazuj mi się więcej na oczy!

wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 21


- Wstawaj, Andromedo. - usłyszałam nad sobą głos Bryana. - Jesteśmy na miejscu.
Musiałam przyznać, że lot do Francji minął bardzo szybko. Może dlatego, że spalam. Wstałam z miejsca i wzięłam swoje bagaże. Bryan chwycił mnie z rękę i pociągnął w kierunku drzwi. Po chwili naszym oczom ukazał się piękny Paryż. Razem z Julią, Roggerem i Naomi wsiedliśmy do samochodu. Po kilku minutach dotarliśmy do hotelu. Naomi podeszła do portierni i zapytała o naszą rezerwację. Dostała klucze i od razu wręczyła je nam. Ze mną w pokoju miał być Artur. Ponieważ go tu nie było pokój dzieliłam z Bryanem. Weszliśmy do pokoju oznaczonego cyfrą 7 i … Właśnie. Zamurowało nas. W pokoju stało jedno łóżko dla dwóch osób. Postanowiłam to wyjaśnić i poszłam do portiera.
- Proszę, wybaczyć. Musiała nastąpić jakaś pomyłka.
- Więc proszę zamienić pokoje!
- Niestety to nie możliwe. Wszystkie pokoje są już zajęte.
Nie odpowiedziałam nic, tylko poszłam do Bryana.
- I co? Zmienią nam pokój? - zapytał.
- Przepraszam bardzo, ale to nie możliwe. Wszystkie pokoje są już zajęte. - spróbowałam naśladować mężczyznę w portierni, ale chyba mi to nie wyszło, bo Bryanowi nie było do śmiechu. - Musimy to przecierpieć.
Przez resztę dnia siedzieliśmy w pokoju. Od czasu do czasu Bryan próbował zacząć rozmowę, ale jakoś się nie kleiła. W końcu to ja postanowiłam coś powiedzieć.
- Co miałeś na myśli mówiąc chciałbym być na jego miejscu?
- Czy te słowa nie są dość zrozumiałe? Przecież wyraźnie powiedziałem.
- No wiem, ale w jakim sensie chciałbyś być na miejscu Artura.
- W takim, że to ja bym chciał być z tobą.
Czyli mój najlepszy przyjaciel się w mnie kochał? Miałam tyle dni, żeby to przemyśleć, ale chyba podświadomie nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że zakochał się we mnie mój najlepszy przyjaciel.
- Ale…
- Nic nie mów. - powiedział Bryan i zaczął mnie całować. Wiedziałam, że robię źle, ale z jakiegoś powodu nie chciałam, aby przestał…

Rozdział 20


Siedziałam na parapecie czekając na przyjazd Julii i Artura. Rogger przyjechał kilka dni temu. Nagle usłyszałam ryk samochodu, który zatrzymał się przed moim domem. Zauważyłam wysiadającą z niego Julię. Artura z nią nie było. Zastanawiałam się dlaczego nie przyjechał. Gdy zauważyłam że Julia idzie do drzwi, zeskoczyłam z parapetu i razem z Roggerem pobiegliśmy na dół.
- Cześć Julia. Gdzie Artur? - spytałam.
- Witaj, Artur pojechał z rodzicami do babci. Zmusili go do tego. Naprawdę szkoda, że nie jedzie.
W tej chwili do pokoju weszła mama.
- Dzień dobry, Julia. A gdzie twój brat? Przecież też miał przyjechać.
- Niestety, musiał zostać z rodzicami.
- Wielka szkoda. W końcu poznałabym chłopaka mojej córki. No nie zatrzymuje was. Idźcie na górę.
Mama wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie lewitacyjne na kufry Julii, które natychmiast wleciały po schodach do przygotowanego dla niej pokoju.
- Przecież mi obiecał! Powiedział, że przyjedzie! - zaczęłam wrzeszczeć na Julię, kiedy byliśmy na piętrze.
- Rodzice mu nie pozwolili. To nie moja wina!
- I co ja teraz zrobię? - zalałam się łzami. - Ty będziesz z Roggerem a ja sama…
- Przykro mi Andromedo. - wyszeptała Julia.
Nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł.
- Nie muszę jechać sama. Zabiorę Bryana.
- Kogo?
- Bryana, no wiesz, on też jest czarodziejem. To mój przyjaciel. Poczekajcie na mnie chwilę.
Zbiegłam na dół do mamy i podzieliłam się z nią moim pomysłem.
- Według mnie brzmi wspaniale. Tylko zapytaj Bryana.
- To może zrobię to od razu. Zaraz wracam.
I pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je i wybiegłam na podwórko. Skierowałam się do domu Bryana. Po około pięciu minutach byłam na miejscu. Zastukałam do drzwi. Otworzył je ojciec Bryana, Alexander Sword.
- Dzień dobry, panie Sword. Czy zastałam Bryana?
- Dzień dobry, idź do ogrodu. Na pewno tam jest.
- Dziękuje. - powiedziałam i pobiegłam w stronę ogrodu. Kilka chwil później ujrzałam siedzącego na ławce Bryana.
- Bryan! - krzyknęłam.
Sword od razu się odwrócił i uśmiechnął się kiedy mnie zauważył. Dobiegłam do ławki i usiadłam obok niego.
- Mam pytanie.
- Wal śmiało.
- Czy interesowałby się wyjazd ze mną do Francji? Na całe dwa tygodnie.
- Jasne. Dlaczego dopiero o tym mi mówisz? Czyżby Artur nie przyjechał?
- Nie mógł. Ale pomyślałam, że ty chciałbyś pojechać ze mną.
- Dobra, to kiedy jedziemy?
- W tą sobotę.
- To świetnie. Jeszcze tylko spytam się rodziców.
Bryan wstał z ławki i poszedł do domu. Po kilku minutach wrócił i usiadł obok mnie.
- Pozwolili mi.
- Naprawdę? To świetnie. - podskoczyłam uradowana i pocałowałam go w policzek. Bryan był wyraźnie zaskoczony moim zachowaniem, bo nic nie powiedział. Aby przerwać tę niezręczną ciszę, powiedziałam do Bryana:
- Zapowiadają się naprawdę świetne dwa tygodnie.

sobota, 23 czerwca 2012

Rozdział 19


Na dole stał Bryan Sword. Mój stary przyjaciel. On również jest czarodziejem, ale chodzi do innej szkoły niż ja. Bez wahania zbiegłam na dół po schodach i uprzedziłam rodziców odwiedzinach. Podbiegłam do drzwi wejściowych i otworzyłam je na oścież.
- Bryan, wchodź! - krzyknęłam.
Po chwili w drzwiach stanął wysoki, przystojny chłopak o brązowych włosach. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi, zielonymi oczami i powiedział:
- Dawno się nie widzieliśmy, nie interesujesz się już starymi przyjaciółmi?
- Nie żartuj sobie - odrzekłam i rzuciłam mu się na szyję. Bryan odwzajemnił mój uścisk. Po kilku minutach, rozległo się chrząknięcie. Odsunęliśmy się od siebie i przypomniałam sobie, że moi rodzice obserwują całe zajście.
- Dzień dobry, pani Seam - powiedział Bryan - panie Seam.
- Dzień dobry młodzieńcze. Nie będziemy was zatrzymywać. Pewnie macie sobie dużo do powiedzenia. No, już na górę. - pogonił nas tato. Bez zastanowienia ruszyliśmy na piętro. Gdy byliśmy na trzecim, poszliśmy do mnie do pokoju. Rozsiedliśmy się na podłodze i zaczęliśmy rozmawiać.
- No, Andromeda, jak w szkole? Fajna jest?
- Tak, mam bardzo fajnych kolegów. A co będę ci mówić o nauczycielach? Wszędzie są tacy sami.
- Na pewno nie może równać się mojej szkole, ale…
- Ej! - krzyknęłam i kopnęłam Bryana w nogę. - To nie było miłe.
- Po prostu…
- Skończ! Nie mówmy o szkole! Są wakacje.
- Masz absolutną rację, zresztą jak zawsze. - powiedział i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- A jak dziewczyny, u ciebie? No wiesz, każda na pewno na ciebie leci. - zaczęłam.
- A co zazdrosna jesteś?
- Ja? Skądże. Zawsze przyjaźniłam się z tobą. Te laski powinny mi zazdrościć.
- No wiesz jest taka jedna. Chodzimy ze sobą od początku tego roku.
- Szczęściara.
-Wolałabyś być na jej miejscu? - spytał Bryan.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Nie, a poza tym ty już na pewno masz chłopaka. - odrzekł.
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć? - spytałam.
- Bo jesteś ładna. I inteligenta. I w ogóle.
- Tak, mam chłopaka, zadowolony?
- Z twojego roku?
- Nie, starszy o rok. Jest bratem mojej przyjaciółki.
- Ale czy jest tak przystojny jak ja?
- Wiesz, co. Jeśli mam być szczera, to nie wiem. - mówiłam - Nie mogę powiedzieć, który z was jest ładniejszy. Gdybym powiedziała, że Artur, to byś się obraził. Gdybym powiedziała, że ty, byłoby to nie fair w stosunku do niego.
- Dobra, kończymy o związkach. Dzisiaj o 17.00 jest mecz. Oglądamy?
- Jasne, a kto gra? - zapytałam Bryana.
- Anglia - Francja. Na kogo stawiasz?
- Na Anglię oczywiście, a ty?
- Też. Jesteś jedyna dziewczyną, jaką znam, która interesuje się nożną.
- To źle?
- Nie, to wspaniale. Chciałbym być na miejscu tego Artura.





Bryan Sword

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 18


- Co?! - mój krzyk rozległ się po całym domu. - Jak to będziesz miała braciszka?
- Nie przesadzaj, chyba wiesz skąd się biorą dzieci. - powiedział tato z ironią.
- Aż taka głupia nie jestem, ale po co wam drugie dziecko. Przecież macie mnie! Czy ja wam już nie wystarczam?
- Czy ty przypadkiem nie jesteś egoistką? - spytała mama z oburzeniem.
- Jestem, ale wiem po kim to mam. - rzuciłam wrogie spojrzenie w stronę taty.
- Andromedo, to nasza decyzja. Powinnaś się cieszyć.
- Powinnam się cieszyć? Ale to, że kiedy będę tu przebywała, będę niewyspana, wszędzie będą leżały pieluchy, ciągłe krzyki to też jest zaliczane do szczęścia?
- Bez przesady. Praktycznie cały rok jesteś poza domem.
- Ale oświadczam już teraz. Nie oddam mojego pokoju!
- Nikt tu nie mówi o oddaniu pokoju. Mamy dodatkowy pokój na piętrze. Uprzątnie się go i będzie jak znalazł. - oświadczył tato.
No dobra, mogę być spokojna. Ten bachor będzie cisnął się w tym pokoju. Przynajmniej nie każą mi się zamieniać, ani dzielić z nim sypialni.
- Dobra, to kiedy to się urodzi?
- Nie traktuj go przedmiotowo - powiedziała mama z oburzeniem. - On też ma uczucia.
- I pewnie już ma różdżkę i wyczarował uszy dalekiego zasięgu i teraz nas nasłuchuje. Musimy uważać bo nas jeszcze transmutuje. - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Uspokój się! - krzyknęła mama. - Twój braciszek pojawi się w kwietniu.
- To jeszcze mam siedem miesięcy spokoju. Muszę to wykorzystać! A propos… w połowie sierpnia przyjeżdża do mnie Rogger, Julia i jej brat Artur. Wybieramy się do Francji. Nawet jeśli powiecie nie, to i tak znajdę sposób, żeby pojechać.
- Mówimy tak, dla świętego spokoju. Ale pojedzie z wami Naomi. - powiedział tata.
Naomi to moja dwudziestoletnia kuzynka. Jest naprawdę fajna. Kiedyś zabrała mnie i Julię na skok ze spadochronem. Moi rodzice oczywiście o tym nie wiedzą. I lepiej żeby tak zostało.
- Zgoda. Ale oni przyjadą tutaj nocować kilka dni przed wyjazdem. I pomyślałam, że mogliby na moim piętrze. Jest takie duże, że pomieści się w nim z piętnaście osób.
- Pomyślimy nad tym.
- Dziękuje - powiedziałam, bo zawsze gdy rodzice mówią pomyślimy, to się zgadzają. Odwróciłam się na pięcie i poszłam na moje piętro. Aby do niego dojść musiałam przejść schodami na pierwsze piętro, które było przeznaczone dla gości, później na drugie, piętro moich rodziców i na trzecie. Gdy byłam na miejscu ruszyłam w stronę mojego pokoju. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w okno. Nagle ujrzałam stojącego na dole młodego mężczyznę. Uśmiechał się do mnie i machał w moim kierunku. Wytężyłam wzrok, aby lepiej dostrzec kto to jest.






Naomi

niedziela, 17 czerwca 2012

Rozdział 17


W końcu przyszły upragnione wakacje. Ale ja wolałabym zostać w szkole. Przez cały miesiąc nie zobaczę Artura. W połowie sierpnia wybieramy się z Julią, Roggerem i Arturem do Francji. Dzień przed wyjazdem lekcje zostały odwołane ze względu na niegotowość do drogi połowy uczniów. Każdy tego dnia mógł się spakować, pożegnać z przyjaciółmi i po raz ostatni spacerować po szkolnym zamku. Na ostatnią przechadzkę udałam się z Arturem późnym wieczorem. Poszliśmy do parku. Nie byliśmy jedyni. Każdy chciał spędzić te ostanie chwile w magicznym parku. Tego dnia został zniesiony zakaz przechadzania się po zamku i okolicy po godzinie 22. Kto tylko chciał mógł spacerować nawet do rana. W parku roiło się od uczniów a także nauczycieli. Spacerowali grupkami albo samotnie, aby po raz ostatni przed powrotem nacieszyć oczy pięknym widokiem zamku. Przez kilka minut spacerowaliśmy w milczeniu. Potem usiedliśmy na wolnej ławce. Przytuliliśmy się do siebie. Wpatrywaliśmy się w księżyc świecący ponad murami gmachu szkoły. Po chwili dołączyli do nas Rogger z Julią i Harriet z Kevinem. Do sypialni poszliśmy około 23. Artur odprowadził mnie do pokoju.
- Śpij dobrze - wyszeptali i pocałował mnie na pożegnanie. Przeszłam przez pokój wspólny i udałam się do sypialni. W środku zastałam Julię i Harriet. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozmyślać o tym roku szkolnym. Przez ten czas wiele się zmieniło. Chodzę z Arturem, Julia i Rogger są parą, nawet Harriet znalazła sobie drugą połówkę. Nim się obejrzałam znużył mnie sen. Zasnęłam nawet nie przebierając się w pidżamę.
Następnego dnia od rana w naszym pokoju było głośno. Każda z nas chciała być gotowa na czas. Około godziny 10 byłyśmy spakowane. Pół godziny później opuściłyśmy sypialnię, zabierając wszystkie swoje rzeczy. Posiedziałyśmy chwilę w pokoju wspólnym i udałyśmy się na stację kolejową. Przy peronie stal Express Owlneed 7. Zapakowałyśmy do wagonu swoje bagaże i znalazłyśmy wolny przedział. Kilka minut przed odjazdem dołączył do nas Rogger. O 12.00 pociąg ruszył w kierunku Londynu. Podróż trwała siedem godzin. Gdy szykowałam się do wyjścia zatrzymał mnie Artur. Zaciągnął do pustego przedziału i zaczął namiętnie całować. Gdyby do przedziału nie weszła Victoria, zapewne pociąg odjechałby razem z nami. Kiedy Vicki zaczęła się śmiać, wybiegliśmy z przedziału. Pożegnałam się z Arturem i wyszłam na peron. Od razu zauważyłam rodziców. Ruszyłam w ich kierunku. Przywitali się ze mną i poszliśmy do samochodu. Wsiadłam do auta. Odwróciłam głowę i po raz ostatni spojrzałam na machającego do mnie Artura.

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 16


Odkąd Julia i Rogger zostali parą minęły trzy miesiące. Z dnia na dzień robiło się coraz cieplej. Powoli zbliżały się wakacje. Harriet wydawała się na nas nieco obrażona z powodu tego, że ja i Julia spędzamy więcej czasu ze swoimi chłopakami. Byłoby tak do końca roku gdyby nie pewne wydarzenie…
Pewnego czerwcowego dnia udałam się do biblioteki, aby znaleźć informacje do odrobienia pracy. Weszłam do biblioteki i udałam się do działu ksiąg Czarnej Magii. Prawie nikt nie czyta tych książek. Zdziwiłam się, gdy na końcu działu zobaczyłam Harriet. Nie byłoby to zaskoczeniem, gdyby była sama, ale siedziała na kolanach jakiegoś chłopaka z czwartego roku. Gdy tylko mnie zauważyła zeskoczyła z niego. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do działu obok śmiejąc się.
Harriet pobiegła za mną.
- Andromeda, to nie tak… - zaczęła.
- Harriet, no co ty, mnie nie musisz się tłumaczyć z tego co z nim robiłaś.
- Ja nic nie robiłam, pomagałam mu odrobić pracę…
- Jeśli tak to dziwne masz sposoby pomocy. - zachichotałam.
- Andromeda, ja…
- Nic nie mów, wolę nie wiedzieć co by się działo gdybym nie przyszła. To twoja sprawa z kim się spotykasz.
- To tylko kolega. - Harriet próbowała się usprawiedliwić. Ale nie uwierzyłam jej słowa. Po tym co zobaczyłam nie mogłam sądzić inaczej.
- Tak, jasne. To cześć. - powiedziałam wyszłam z biblioteki zostawiając Harriet jej chłopaka. W środku aż cala kipiałam ze złości. Oskarżała mnie o to, że spędzam więcej czasu z Arturem niż z nią, a tym czasem sama spotykała się z jakimś chłopakiem. Zaczęłam zastanawiać się kim on jest. No tak. To Kevin Filling. Już wcześniej go widziałam z Harriet, ale nie sądziłam, że są razem. Postanowiłam o wszystkim powiedzieć Julii. Znalazłam ją w pokoju wspólnym. Siedziała razem z Roggerem. Usiadłam obok nich i podzieliłam się tym co widziałam w bibliotece.
- Nie wierzę! Harriet ma chłopaka? Bez obrazy ona jest ładna, ale nie sądziłam, że kocha coś poza książkami. - krzyknęła zdziwiona Julia.
- Ja też w to nie wierzę, ale nie trudno się tego domyślić po tym co zobaczyłam.
Po chwili do pokoju weszła Harriet. Wymieniłyśmy z Julią spojrzenia. Flingrow siadła obok nas.
- No to jak tam z Kevinem? - spytała Julia. - Od jak dawna jesteście razem?
- Dzięki Andromeda, nie mogłaś tego zachować dla siebie? - powiedziała z wyrzutem Harriet.
- Nie mówiłaś mi, żebym nikomu tym nie wspominała.
- Ale mogłaś się domyślić! Naprawdę wspaniała z ciebie przyjaciółka.
Harriet wstała i pobiegła do sypialni. Chciałam iść za nią ale zatrzymała mnie Julia.
- Zostaw ją, niech pobędzie trochę sama.

                                                                 
                                                                  ~~~~~*~~~~~



Postanowiłam dołączyć kilka zdjęć. Oto one:


Julia

Artur

Rogger


Harriet

Ja

wtorek, 12 czerwca 2012

Rozdział 15


Minęły dwa miesiące. Przez ten czas nic szczególnego się nie działo. Oprócz tego, że Julia zaakceptowała mój związek z Arturem. Od razu po przebudzeniu uświadomiłam sobie, że nadszedł dzień w którym muszę zrealizować mój plan. Po śniadaniu spotkałam się z Arturem w szkolnym parku.
- No dobra. Tylko gdzie oni mają się spotkać.
- Najlepiej tutaj. W parku. Ty pójdziesz do Julii i powiesz że Rogger chce się z nią spotkać. A ja porozmawiam z Roggerem.
- To może zróbmy to od razu? Będziemy mieli spokój. To za pół godziny.
Ruszyliśmy w kierunku szkoły. Ja poszłam poszukać Roggera, a Artur Julii. Długo nie musiałam go szukać. Gdy tylko weszłam do szkoły zauważyłam Roggera stojącego z grupką swoich kolegów.
- Hej, Rogger! - krzyknęłam a on od razu ruszył w moją stronę.
- Cześć.
- Słuchaj, Julia chce się z tobą spotkać w parku.
- Czego chce?
- Nie wiem, ale nie uważasz, że to idealny moment abyś powiedział jej co do niej czujesz?
- Masz rację, zanim ona powie mi co ma powiedzieć, ja wszystko jej wyznam.
- Tylko się pośpiesz. Ma być tam za 20 minut.
Rogger bez chwili wahania poszedł do parku. Chwilę później dołączył do mnie Artur. Jemu również się udało. Poszliśmy do parku. Usiedliśmy nieopodal ławki na której czekał Rogger. Dziesięć minut później dołączyła do niego Julia. Z Arturem staraliśmy się dyskretnie podsłuchać ich rozmowę.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - spytała nieśmiało Julia.
- Tak… Od dłuższego czasu jestem w tobie zakochany. Nie mówiłem ci tego, bo nie chciałem zniszczyć naszej przyjaźni. A poza tym dlaczego miałbym ci się podobać.
- Rogger, przestań. Nie opowiadaj głupstw. - serce mi stanęło. Czyżbym myliła się co do uczuć Julii? - Podobasz mi się i to bardzo. Nie chciałam robić pierwszego kroku. Czekałam na twój ruch. - odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam żeby Rogger cierpiał z powodu mojej pomyłki. Wszyscy umilkli. Rogger podszedł do Julii i zaczął ją całować. Udało się. Nasz plan wypalił. Wstaliśmy z ławki i poszliśmy do zamku, zostawiając zakochanych. W głębi duszy byłam bardzo szczęśliwa takim rozwojem sytuacji, chociaż tego nie okazywałam.
- Świetnie. To teraz możemy się zająć sobą. - powiedział Artur i lekko mnie pocałował.
Julia i Rogger

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozdział 14


- Ale jak my to zrobimy? - spytał Artur po tym jak przedstawiłam mu mój plan swatania Julii z Roggerem.
- Po prostu powiemy Julii, że Rogger chce się z nią spotkać, a Roggerowi że Julia chce się spotkać z nim.
- Dobra zgadzam się, ale nie wiem czy to jest najlepszy pomysł.
- Zaufaj mi. - powiedziałam i pocałowałam Artura. Siedzący obok nas Longriver odwrócił głowę jakby nie chciał tego oglądać. Przez resztę wigilijnej kolacji było dosyć spokojnie. Około 23 nauczyciele posłali nas do łóżek. Artur odprowadził mnie pod drzwi pokoju i pocałował na pożegnanie. Gdy następnego dnia obudziłam się nad ranem zobaczyłam stertę prezentów leżących obok mojego lóżka. Od razu wzięłam się do ich rozpakowywania. Pierwszy był od rodziców. Piękna turkusowa sukienka, w sam raz na bal noworoczny. Od Roggera dostałam piękny srebrny naszyjnik. Julia przysłała mi bransoletę z wieżą Eiffla. Harriet kupiła mi książkę. Otrzymałam jeszcze prezent od dziadków. Ale nie dostałam niczego od Artura. Bardzo mnie to zdziwiło, dlatego że ja mu kupiłam prezent. Kiedy schodziłam na bożonarodzeniowe śniadanie dołączył do mnie Rogger.
- Dzięki za świetny prezent. Musiał dużo kosztować.
- Daj spokój. Ty też pewnie wydałeś wiele na prezent dla mnie.
Kilka chwil później byliśmy w sali. Zauważyłam Artura siedzącego przy stole. Pobiegliśmy w jego kierunku.
- Cześć. - powiedziałam do Rovera i pocałowałam go.
- Cześć skarbie.
- Co ty taki nie w sosie? Coś się stało?
- Nic się nie stało. Mam coś dla ciebie.
Artur wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i wręczył mi je. Natychmiast je otworzyłam. W środku był piękny, srebrny pierścionek z kamieniem szlachetnym.
- Dziękuję. Nie trzeba było. Na pewno był drogi.
- Nie ważne. Czego się nie robi dla miłości swojego życia.

niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 13


Minęły dwa miesiące od wypadku Artura. Pewnego grudniowego poranka wstałam dosyć późno. Podeszłam do okna i spoglądałam na spadający śnieg obwieszczający przyjście zimy, a co za tym idzie świąt Bożego Narodzenia. Co roku każdy z uczniów wraca do domu na tydzień przed świętami. Ci, których rodzice gdzieś wyjeżdżają mogą zostać w szkole. Pani dyrektor co roku organizuje wigilijną kolację. Wszyscy którzy zostali w szkole, włącznie z nauczycielami, zasiadają do wspólnego posiłku. W tym roku w szkole zostało o wiele mniej uczniów niż w poprzednim. Na te święta ja również zostałam w szkole. Harriet wyjechała do rodziny, a Julia pojechała do matki chrzestnej do Francji. W szkole zostałam ja, Artur (został dlatego, że jego rodzice wyjechali do Egiptu a on nie chciał jechać do matki chrzestnej Julii, której nienawidzi), Rogger (jego rodzice wraz z moimi wyjechali do Szwajcarii w góry), kilku trzecioroczniaków i para szóstoklasistów. Podczas tych świąt będę bardzo samotna - pomyślałam - Ale masz Artura. No właśnie. Artur. To przez niego Julia się na mnie obraziła. Kiedy kilka dni dowiedziała się, że jesteśmy parą, zrobiła mi wielką awanturę. Robiła mi wyrzuty, że chodzę z jej bratem. Ale cóż? Miłość nie wybiera. Nie mogę przestać kochać Artura, tylko dlatego, że ona tego chce. Jeśli jest moją prawdziwą przyjaciółką to zrozumie, dlaczego nie chcę z nim zerwać. Dzień przed Wigilią w szkole zaczęły się wielkie porządki. Każdy pomagał jak tylko mógł. Ja z Arturem i Roggerem przystrajaliśmy drzewka. Kiedy po skończonej pracy wracaliśmy na górę zagadałam do Roggera:
- No i co? Kiedy się doczekam pięknego wyznania uczuć do Julii? Czekam i czekam. Obiecałeś, że powiesz jej co czujesz.
- To nie jest takie proste. Właściwie boję się jej reakcji. A co jeśli mnie odrzuci? - odrzekł Rogger ze smutkiem.
- Przecież ona też coś do ciebie czuje. I to jest cos więcej niż przyjaźń. Wiem o tym doskonale.
- Niby skąd? Powiedziała ci to?
- Nie wprost, ale jednak. Za każdym razem kiedy o tobie wspominam wydaje się jakaś szczęśliwsza, gdy tylko wypowiadam twoje imię.
Rogger nie powiedział nic więcej. Gdy byliśmy w pokoju wspólnym od razu poszedł do swojej sypialni. Ja zrobiłam to samo. Przez resztę dnia rozmyślałam nad tym, jak zeswatać Julię z Roggerem. I wpadłam na świetny pomysł…

Rozdział 12


Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano. Wzięłam z kufra prezent, który kupiłam wczoraj Julii i położyłam go na stercie prezentów leżących obok niej. Wróciłam do łóżka. Cały czas rozmyślałam o Arturze. Godzinę później obudziła się Julia. Usiadła na podłodze zaczęła rozpakowywać prezenty. Najpierw wzięła do ręki prezent ode mnie.
- Wszystkiego najlepszego. - powiedziałam.
- Dzięki, chociaż nie mam powodów do radości. Po tym zdarzeniu z Arturem…
- Nie martw się wszystko będzie dobrze.
- Miejmy nadzieję. - odrzekła smutnym głosem i wróciła do rozpakowywania prezentów. Do gustu szczególnie przypadł jej prezent od Roggera.
- Jest śliczny. - wyszeptała Julia.
- Kto Rogger, czy ten łańcuszek? - spytałam roześmiana.
Na twarzy Julii pojawił się rumieniec. Doskonale wiedziałam kogo miała na myśli mówiąc śliczny. Gdy schodziłyśmy na sobotnie śniadanie dołączył do nas Rogger.
- Cześć. Wszystkiego najlepszego Julia.
- Dziękuje, i za prezent też. Jest przepiękny.
Kilka minut później byliśmy na miejscu. Kiedy siedzieliśmy przy stole Rogger szepnął mi do ucha:
- Chyba jej o niczym nie powiedziałaś? Bo jeśli tak, to…
- To co? Nie martw się jeśli o czymś wie, to na pewno nie ode mnie.
- Mam taką nadzieję. To ja muszę jej o tym powiedzieć. Nie chcę abyś to ty mnie wyręczała.
- To powiedz jej to w końcu! Ona też coś do ciebie czuje, ale tego nie okazuje.
- Dobrze, już dobrze. Powiem jej, ale ja sam to zrobię.
Po śniadaniu poszłam do wieży szpitalnej do Artura. Usiadłam obok niego a on od razu otworzył oczy i uśmiechnął się.
- Jesteś… już myślałem że nie przyjdziesz. Pani Drew powiedziała mi że siedziałaś tu do późna.
- Nie mogłam cię zostawić samego. Jak się czujesz? Już ci lepiej? - spytałam zmartwiona.
- Odkąd przyszłaś czuję się wspaniale.
Po tych słowach lekko nachyliłam się do Artura i go pocałowałam. Rover był nieco zdziwiony, ale widocznie zadowolony takim rozwojem wydarzeń. Zapewne gdyby do sali nie wkroczyła pani Drew, chciałby abym jeszcze raz go pocałowała. Przesiedziałam u Artura kilka godzin. Kiedy na zegarze dochodziła 15 pani Drew wygoniła mnie z Sali, mówiąc, że Rover potrzebuje spokoju i snu. Bez protestów opuściłam Artura. Gdy wychodziłam ostatni raz spojrzałam w stronę Rovera. Poruszał wargami jakby mówił Kocham cię.

sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział 11


Zbliżał się dzień urodzin Julii - 26 października. Dzień przed jej świętem zerwałam się rano z łóżka i poszłam wraz z Harriet i Roggerem na zakupy. Szliśmy ścieżką prowadzącą do małego miasteczka niedaleko naszej szkoły - Needsee. Zamieszkiwane było przez zwykłych, nie magicznych ludzi. Przez miasteczko wiodła długa, kręta droga. Po każdej stronie stały najróżniejsze sklepy. Od sklepów z ubraniami, przez wszelkie bary aż po sklepy z najdroższą żywnością sprowadzaną spoza kraju. Gdy byliśmy na miejscu poszliśmy w kierunku sklepu z biżuterią. Rogger kupił w nim przepiękny łańcuszek dla Julii. Poszliśmy dalej. Wstąpiliśmy do księgarni. Harriet kupiła tam ulubioną książkę Julii - Septimus Heap. Ja nadal niczego nie miałam. Poprosiłam abyśmy poszli do jeszcze jednego sklepu. I tam znalazłam idealny prezent - srebrną bransoletę z literą J i z piękną malusieńką kulą, która zmieniała swój wygląd w zależności od pory roku. Julia na pewno będzie zadowolona z takiego prezentu - pomyślałam. Gdy wracaliśmy zauważyliśmy, że na poboczu leży jakaś osoba. Podeszliśmy do niej powoli. Rogger obrócił ją na plecy. Tym kimś był Artur. Leżał zakrwawiony. Miał rozciętą wargę i podbite oko. Z ręki i z uda sączyła mu się krew. Z oczu poleciały mi łzy. Nie mogłam niczego powiedzieć. Rogger podniósł go i położył jego rękę na swoim ramieniu. Zrobiłam to samo. Krzyknęłam do Harriet:
- Idź do szkoły i zawiadom Julię co się stało. Zaprowadzimy go do wieży szpitalnej.
Poszliśmy w kierunku szkoły. Gdy byliśmy na głównym korytarzu podeszła do nas profesor Linda Scramlbed - nauczycielka historii czarodziejstwa.
- Na Merlina, Co mu się stało? Czy to twoja sprawka chłopcze? - zwróciła się do Roggera.
- Pani profesor, to nie jego wina. Kiedy wracaliśmy z Needsee znaleźliśmy go na poboczu. - odpowiedziałam nieco zdenerwowana tym, że profesor Scramlbed podejrzewa Roggera.
- Zaprowadźcie go jak najszybciej do wieży szpitalnej.
Byliśmy już w wieży kiedy podbiegła do nas Julia. Oddaliśmy Artura w ręce pani Drew i opowiedzieliśmy Julii o wszystkim.
- Ale kto mógł to zrobić? - spytała nas po opowiedzeniu jej wszystkiego.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam i spojrzałam w stronę łóżka na którym leżał Artur - Miejmy nadzieję, że nic się poważnego nie stało.
Rozpłakałam się gdy ujrzałam posiniaczone ciało Artura. Wszędzie miał albo siniaki albo rozcięcia. Nie mogłam na niego dłużej patrzeć. Nie chciałam słyszeć jak jęczy z bólu. Ale pomimo tego zostałam. Minęło kilka godzin, a ja nadal czuwałam przy jego łóżku, mając nadzieję, że niedługo się obudzi. Było około pierwszej w nocy, kiedy pani Drew wygoniła mnie do pokoju i kazała się przespać. Ale nie mogłam, gdy tylko zamykałam oczy widziałam Artura, całego we krwi.

Rozdział 10


Od razu po przebudzeniu uświadomiłam sobie co dzisiaj za dzień. Dwudziesty października. Dzień balu piątoklasistów, na który wybieram się z Arturem Roverem. Może ten scenariusz dzisiejszego dnia by mi się podobał, ale nie po tym, co usłyszałam w bibliotece. Bal zaczynał się 18.00. Artur miał być po mnie około 17.30. Przez cały dzień myślałam o tym czy nie wycofać się? Ale to by było głupie! I gdzie biedny Artur miał sobie znaleźć partnerkę? Gdy zbliżała się godzina 16. zaczęłam się powoli szykować. Umyłam się cała, wysuszyłam włosy. Ubrałam się w się w sukienkę i poprosiłam Julię i Harriet aby mnie uczesały. Gdy skończyłam się szykować było krótko po siedemnastej. Z niecierpliwością czekałam na przyjście Artura. A może się rozmyślił? Mijały minuty. I w końcu była 17.30. Chwilę później pojawił się Artur. Ubrany w czarny garnitur, trzymający w ręku bukiecik kwiatków.
- Witaj, gotowa? - spytał.
- Jasne.
Rover podszedł do mnie, chwycił za rękę i poszliśmy w kierunku drzwi.
- Wyglądasz przepięknie. - powiedział Artur.
- Przynajmniej lepiej niż zwykle.
- Nie mów tak, zawsze wyglądasz świetnie.
Szliśmy około dziesięciu minut zanim dotarliśmy do Wielkiej Sali. Gdy drzwi się otworzyły naszym oczom ukazała się przepięknie ustrojona sala. Po prawej stronie stały nakryte stoły, a po lewej miejsce przeznaczone do tańca. W środku było już około dwudziestu piątoklasistów ze swoimi partnerami. Artur ruszył w ich kierunku. Pogawędził z nimi chwile i nim się obejrzałam sala była pełna uczniów. Po chwili rozległ się glos dyrektor Middwey:
- Witam wszystkich piątoklasistów na balu z okazji ich piątego roku nauki w Owlneed. Mija pięć lat odkąd przekroczyliście próg tej szkoły. Wielu z was to właśnie tutaj odnalazło przyjaciół na całe życie. Ale to jeszcze nie koniec. Czekała was jeszcze dwa lata nauki, zanim opuścicie tą szkołę. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić.
Chwile później w sali rozbrzmiała muzyka. Artur chwycił mnie za rękę i poszliśmy na parkiet. Położył mi rękę na biodrze a drugą chwycił moja dłoń. Tańczyliśmy chwilę i w rogu sali ujrzałam Roggera. Tańczył z jakąś piątoklasistką. Wyrwałam się z ucisku Artura i poszłam w jego kierunku. Gdy zauważył mnie Rogger zostawił swoją partnerkę i ruszył w moim kierunku. Zarzuciłam mu ręce na szyje i zaczęliśmy tańczyć.
- Ta dziewczyna cię zaprosiła? Nie znam jej. - spytałam Roggera.
- Tak nazywa się Nina. Jest prześliczna.
- A co z Julią? - spytałam go ze złością. - Przecież się w niej podkochujesz!
- Ale czy ona zechciałaby być ze mną? Julia postrzega mnie tylko jako przyjaciela.
- Więc powiedz jej co do niej czujesz!
- I co mi z tego? Przecież ona podoba się każdemu chłopakowi szkole - powiedział smutnym głosem Rogger - Dlaczego miałaby wybrać mnie?
- Pomyślimy… Jesteś przystojny, nie brak ci poczucia humoru, całkiem dobrze się uczysz… - wyliczałam - Moim zdaniem jesteś idealnym chłopakiem dla Julii.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zespól przestał grać i poszliśmy w kierunku stołu. Usiadłam obok Artura, a Rogger obok Niny. Rover zdawał się mnie ignorować. Rozmawiał tylko ze swoimi kolegami. Czyżby był zazdrosny o Roggera? Przecież jest tylko moim przyjacielem! Jego zachowanie zaczęło mnie irytować. Powoli się do niego nachyliłam i szepnęłam mu do ucha:
- Obraziłeś się na mnie? To dlatego, że tańczyłam z Roggerem?
- Nie, skądże - odrzekł spokojnie - Idziemy tańczyć?
- Jasne, chodźmy.
Artur chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę parkietu. Po kilku chwilach podeszła do nas profesor Middwey. Rover zatrzymał się i zaczął z nią rozmawiać.
- Pozwalam ci na to, tylko i wyłącznie dlatego, że bezgranicznie ci ufam - powiedziałam dyrektor i odeszła.
Znowu zaczęliśmy tańczyć. Bezgranicznie mu ufa. No tak. To o nią chodziło Arturowi podczas tej rozmowy w bibliotece. O panią dyrektor. Uspokoiłam się nieco. Od tamtej pory świetnie się bawiłam z Arturem.
Artur na balu

piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział 9


Mijały tygodnie. Z dnia na dzień robiło się chłodniej. A my mieliśmy coraz więcej nauki. Nauczyciele się nad nami pastwili. Zadawali tyle prac, że nie można było ich zrobić w ciągu jednego popołudnia. Ale ja i Julia miałyśmy Harriet. Ona zawsze nam pomagała. Nadszedł dzień 18 października. Do balu pozostały mi tylko dwa dni. Przez ostatnie tygodnie, Julia i Harriet pomagały mi w doborze sukienki. Obeszłyśmy chyba wszystkie sklepy w poszukiwaniu tej idealnej. I znalazłyśmy ją. Sukienka była w kolorze fioletu, sięgająca mi do kolan. Pod piersiami przepasana jest białą wstążką, związaną z przodu w kokardę. Czekała na mnie w szafie stojącej tuz obok mojego łóżka.
Gdy po lekcjach wróciłam do pokoju wspólnego obok mnie usiadła Julia i zapytała:
- I jak, jak przed balem? Mój brat się nie wycofał?
- Nie, wszystko jest tak jak ustalaliśmy.
- To dobrze, no bo wiesz… - ciągnęła Julia - Do niego rwą wszystkie dziewczyny, i nie chcę, żeby on cię zranił, czy coś. Mam nadzieję, że jesteś na tyle rozsądna i nie zakochałaś się w nim?
- Nie, nie skąd ci to przyszło do głowy! - skłamałam. A czy na pewno? Zresztą to on dał mi do zrozumienia, że mu się podobam. Ja nic mu nie sugerowałam.
Następnego dnia chodziłam zniecierpliwiona. Nie mogłam doczekać się jutrzejszego balu. Nie obchodziły mnie lekcje, myślałam tylko o Arturze.
- A, więc - powiedział pan Aleksander Tasteful. Nauczyciel WMP. - Na następną lekcje opiszecie mi przedmiot przed zmianą w magiczny i po. To by było na tyle. Do widzenia.
Każdy zerwał się z krzesła, wziął swoje rzeczy i popędził w stronę wyjścia. Ja udałam się do biblioteki, aby znaleźć książkę, w której znajdę opis Merlina. W sumie nie było mi to potrzebne, bo wszystko wiedziałam, ale wolałam się upewnić. Wkroczyłam do biblioteki i poszłam do działu ksiąg Zaklęcia i ich twórcy. Gdy znalazłam książkę której potrzebowałam usiadłam przy stoliku i zaczęłam przewracać strony w poszukiwaniu Merlina. Nagle dobiegł mnie cichutki glos z sąsiedniego działu. To był głos Artura:
- Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, nie martw się o nic.
Po chwili usłyszałam jeszcze jeden głos:
- No ja mam nadzieję, ale czy mam ci wierzyć?
- Tak, ona bezgranicznie mi ufa.
Co za ona? I o co chodzi z tym wszystko jest dopięte na ostatni guzik? Czyżby Artur coś knuł? Może chodziło mu o mnie kiedy mówił ona bezgranicznie mi ufa. Nie zastanawiając się chwili dłużej chwyciłam swoje rzeczy i wybiegłam z biblioteki. Pędziłam w stronę pokoju wspólnego. Zastanawiałam się czy powiedzieć Julii o tej dziwnej rozmowie. Ale ona pewnie by mnie wyśmiała. Powiedziałaby, że pewnie chodziło o jakąś błahostkę. Pobiegłam do pokoju wspólnego przez resztę dnia z niego nie wychodziłam. Rozmyślałam o tej dziwnej rozmowie. I o jutrzejszym balu.

Rozdział 8


- Andromeda, obudź się! - usłyszałam szept Julii. - Jesteśmy na lekcji, jak cię przyłapie, że nie uważasz to masz przerąbane!
Nawet na lekcjach nie mogłam się uwolnić od przemyśleń o pocałunku z Arturem.
- Ja uważam. - wyszeptałam.
- Wcale nie. Już na poprzednich lekcjach zdawałaś się jakaś nieobecna. To do ciebie niepodobne.
Zdałam sobie sprawę, że te trzy poniedziałkowe lekcje minęły jakoś szybciej niż zwykle. Nagle rozległ się glos profesor Ernestiny Dutiful:
- Może panna Seam nam powie jaki wywar pomaga zmienić wygląd osoby w inną?
- Tak, yyy.. Eliksir Wieloskowy. - odpowiedziałam.
- Wspaniale. - powiedziała pani profesor.
Dobrze, że interesowałam się książkami, bo inaczej nie udzieliłabym odpowiedzi na to pytanie. Przez całą lekcję nie uważałam. Moje myśli kręciły się wokół Artura i tego co się wydarzyło w piątek. Chwile później profesor Ditiful oznajmiła, że nadszedł koniec lekcji. Do obiadu miałam jeszcze godzinę więc poszłam do pokoju wspólnego. Usiadłam na fotelu przed kominkiem i rozmyślałam o Arturze. Z takiego stanu wyrwała mnie Julia:
- Chodź już na obiad.
Wstałam z fotela i zeszłam razem z Julią i Hariettą na dół. Usiadłyśmy przy stole i Julia zaczęła mnie wypytywać o moje dziwne zachowanie.
- Nic się nie dzieje. Po prostu zamyśliłam się nad czymś.
- A niby nad czym? Może jaką suknię masz wybrać na bal? Mój brat cały czas o tym trąbi. - powiedziała Julia. - Gdy tylko go widzę mówi jaka ty jesteś wspaniała, że z nim idziesz!
Na te słowa lekko się zaczerwieniłam, ale Julia zdawała się tego nie zauważyć. Skończyłyśmy jeść i udałyśmy się do pokoju wspólnego. Zabrałam się do odrabiania prac. Na zielarstwie kazałam nam napisać coś na dzisiejszy temat lekcji. Z eliksirów opisać działanie Wywaru Wielosokowego. Gdy skończyłam było krótko przed 19.00. Jednak nie miałam ochoty na kolacje. Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę drzwi do sypialni.
- Zaczekaj, zaraz będzie kolacja! - krzyknęła za mną Harriet.
- Nie jestem głodna. - powiedziałam i poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i natychmiast zaczęłam rozmyślać o Arturze. Gdy usłyszałam jak drzwi się otwierają zaczęłam się przebierać.
- Nie, jeszcze się nie ubieraj - to była Julia. - Mój brat chce się z tobą widzieć. Stoi przed wejściem do pokoju wspólnego.
- Dobrze, powiedz mu, że zaraz przyjdę. - odpowiedziałam. Czego on ode mnie może chcieć? - pomyślałam.
Wyszłam z pokoju wspólnego i udałam się w stronę miejsca, gdzie stał Artur.
- Cześć. Pogadajmy, ale nie tutaj. Chodź.
Po tych słowach Artur ruszył a ja za nim. Szliśmy kilka minut. Rover zatrzymał się i powiedział:
- Chyba cię wystraszyłem. No wiesz tym pocałunkiem.
- Nie, ależ skąd, tylko nie wiem dlaczego to zrobiłeś? - spytałam nieco speszona.
- No bo wiesz… no… podobasz mi się.
Co? Ja?
- Ale przecież… - i dalej nic nie powiedziałam. Po prostu nie wiedziałam co miałam mówić. A poza tym nie musiałam…

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 7


Gdy się obudziłam było jeszcze ciemno. Leżałam na łóżku mając nadzieję, że zdołam zasnąć. Niestety w mojej głowie kłębiło się zbyt dużo myśli. Rozmyślałam o kłótni z Julią, która miała miejsce kilka dni temu. Robiła mi wyrzuty z powodu spotkań z jej bratem. To, że spotkaliśmy się kilka razy nie oznacza, że ze sobą chodzimy. I nie dość, że pokłóciłam się z moją przyjaciółką to jeszcze dzisiaj mam najgorszy dzień jaki tylko może być. O 9.00 przed Językami Martwymi mamy godzinę Czarnej Magii. Po prostu świetnie - pomyślałam. Wstałam z łóżka i na paluszkach podeszłam do kufra, aby nie obudzić moich lokatorek: Julii, Harriety i Victorii. Victoria Piekle to wysoka blondynka o niebieskich oczach. Jest wyjątkowo gadatliwą osobą. Można by ją porównać do Julii, ale nie ma ona takiego powodzenia jak Rover. A poza tym uczy się ona nieco gorzej niż Julia. Otworzyłam kufer i wyciągnęłam moją ulubioną książkę. Kolejny tom sagi Merlin T. A. Barrona. Wróciłam do łóżka i otworzyłam książkę tam gdzie skończyłam czytać. Tak bardzo pochłonęła mnie ta lektura, że zanim się obejrzałam, moje współlokatorki były już na nogach. Spojrzałam na zegarek. Była 7.50. Zamknęłam książkę i zaczęłam się ubierać. Dziewczyny zaczekały na mnie i razem poszłyśmy na śniadanie. Usiadłyśmy obok siebie i zaczęłyśmy jeść. Gdy przełknęłam kęs kanapki zwróciłam się do Julii:
- Może byśmy się pogodziły. Nie chcę, żebyś nadal się na mnie dąsała.
- Zgoda. Nie potrzebnie na ciebie naskoczyłam. Przecież to ty decydujesz z kim chodzisz. Nawet jeśli to jest mój brat.
- Ale ja z nim wcale nie chodzę. On tylko zaprosił mnie na bal. - powiedziałam nieco oburzona.
- No już dobrze, niech będzie. Przepraszam.
I wróciłyśmy do jedzenia. Gdy zauważyłyśmy, że była już za 15 dziewiąta pobiegłyśmy na lekcje Czarnej Magii. O dziewiątej drzwi do klasy otworzyły się i wszyscy weszli do środka. Razem z Julią siadłyśmy w ławce. Nagle rozległ się zimny głos profesora Kravchenko:
- Dzisiaj zajmiemy się wilkołactwem. Może ktoś wie czym różni się wilkołak od prawdziwego wilka?
Nikt się nie zgłosił. A ponieważ znałam odpowiedz na to pytanie podniosłam rękę.
- Panna Seam?
- Przede wszystkim wilkołak jest o wiele większy od wilka. Wilkołakiem nie jest się cały czas. Są specjalne mikstury dzięki którym można powstrzymać przemianę. Oczywiście nie na zawsze. Pysk wilka jest krótszy niż u wilkołaka. Oczy wilkołaka zwykle się nie przemieniają, więc ma on ludzkie oczy.
- Bardzo dobrze, Seam.
Dalsza część lekcji przebiegała raczej bez rewelacji. Cały czas mówił profesor. Gdy skończyła się lekcja poszliśmy na Języki Martwe. Lekcja była nudna jak flaki z olejem. Ponieważ pierwszy raz mieliśmy ten przedmiot, nauczyciel opowiadał nam o nim. Po Językach mieliśmy WMP, czyli Wytwarzanie Magicznych Przedmiotów. A na nich kolejna lekcja organizacyjna. Po lekcjach poszłam do pokoju wspólnego. Poczytałam trochę i zeszłam na obiad. Gdy zasiadłam do stołu podszedł do mnie Artur i usiadł koło mnie.
- Co tam u ciebie? Jak lekcje? - spytał.
- Nudne, jak to zwykle na początku roku.
- Musimy pogadać, ale nie tutaj. Jak skończysz to pójdziemy gdzie indziej. Zgoda?
- Zgoda - odpowiedziałam, zastanawiając się co o tym sądzić. Może chciał mi powiedzieć, że idzie na bal z kimś innym?
Kiedy skończyłam jeść wstałam od stołu i poszłam za Arturem. W głowie roiło mi się od najczarniejszych myśli. Pomaszerowaliśmy tą część zamku, której nie znałam. Artur stanął i rozglądnął się dokoła. Gdy był pewny, że nikogo nie ma powiedział:
- Wiem, że jesteś przyjaciółka mojej siostry, ale… - urwał. Dalej nic nie powiedział tylko powoli zbliżył się do mnie, przyłożył swoje usta do moich i zaczął mnie całować. Gdy zorientowałam się co tak naprawdę się stało oderwał swoje usta od moich. Stałam zszokowana. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa. Teraz Artur przyglądał mi się swoimi pięknymi, błękitnymi oczami. Staliśmy tak do chwili gdy za rogu wyszedł jakiś uczeń. Artur nachylił się i wyszeptał:
- Powinniśmy iść, odprowadzę cię, dobrze?
Nic nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam głową. Ruszyliśmy w stronę mojego pokoju wspólnego. Kiedy byliśmy na miejscu powiedział:
- Do zobaczenia potem.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam drżącym głosem i weszłam do pokoju.
Przez resztę dnia zastanawiałam się nad tym co się stało. Całowałam się z najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole. Może nie powinnam? Może trzeba go było odepchnąć? Nie pozwolić mu na to? Dręczyły mnie wyrzuty sumienie. Przecież on jest bratem twojej najlepszej przyjaciółki! Myśli te dręczyły mnie nawet podczas kolacji. Gdy byłam w sypialni nie mogłam odrzucić od siebie tego wydarzenia. Zasnęłam bardzo późno, mając nadzieję, że do jutra zapomnę o tej sytuacji.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Rozdział 6


Nadszedł kolejny dzień. Wstałam z lóżka około 8.00. Ubrałam się i spojrzałam na mój dzisiejszy plan lekcji:

9.00 Czarna Magia
9.40 Zielarstwo
10.20 Numerologia
11.00 Eliksiry

No, świetnie. Pierwszą mam Czarną Magię. Będzie ciekawie -pomyślałam. Zeszłam na dół do Wielkiej Sali. Zajęłam miejsce obok Julii i Harriet.
- Czego chciał wczoraj mój brat? - spytała Julia. - Tak cicho rozmawialiście, że nie usłyszałam o czym.
Przez chwilę zastanawiałam się czy powiedzieć jej o tym, że jej brat zaprosił mnie na bal. Postanowiłam, że o wszystkim jej powiem.
- Pytał się czy pójdę z nim na bal piątoklasistów.
Po tym słowach Julia, rzuciła na mnie wrogie spojrzenie. Nawet Harriet, która do tej pory trzymała głowę w książkach, okazała się zainteresowana tym co powiedziałam.
- I co, zgodziłaś się? - zapytała Julia.
- Tak.
Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę klasy do Czarnej Magii. Nie chciałam, aby Julia robiła mi wyrzuty, że umówiłam się z jej bratem. Zaczęło by się ględzenie, że to przecież jej rodzina, jak to wygląda, że idę na bal z JEJ ukochanym braciszkiem. Dochodziła 9.00. Przed salą zebrali się uczniowie. Wśród nich, była garstka uczniów klas piątych. Jednym z nich był ARTUR ROVER. Pod klasę podszedł profesor Kravchenko.
- Nie stójcie tak, do klasy! - krzyknął.
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, rozległ się chłodny głos profesora:
- Klasy piąte w dniu dzisiejszym udały się do Muzeum Przedmiotów Magicznych. Jak widać, niektórzy zostali w szkole. Będą mieli dzisiaj lekcje z klasami czwartymi. Zatem uczniowie klas piątych na dzisiejszej lekcji będą pracowali z młodszymi kolegami. Każdy piątoklasista wybierze sobie osobę młodszą do pracy.
Wtedy każdy uczeń piątej klasy podchodził do ucznia klasy czwartej i siadał z nim w ławce. Do mnie dosiadł się Artur.
- Mogę? - spytał.
- Jasne, siadaj.
Za sobą usłyszałam syk. Odwróciłam się. Za mną siedziała Julia, wyraźnie niezadowolona , z tego, że Artur pracuje ze mną.
- Każdy ma parę? - po sali rozległ się glos Kravchenki. - Świetnie. Oto wasza praca.
Nauczyciel machną różdżką i na każdej ławce pojawił się zwój z zadaniami.
- Pierwsza para, która poprawnie rozwiąże wszystkie zadania otrzyma najwyższą ocenę.
W jednej chwili w klasie było słychać tylko pisanie piór na pergaminie. Spojrzałam na pierwsze zadanie:
Opisz Czarną Magię.
No prostszego to już chyba nie mógł dać. Sięgnęłam po pióro i chciałam zacząć pisać gdy usłyszałam głos Artura:
- Ja będę pisał, zgoda?
- Dobrze. - odpowiedziałam ściszonym głosie, aby nie przerwać ciszy w klasie.
- A więc nie rozmyśliłaś się co do balu? - wyszeptał Rover.
- Nie, jestem pewna na sto procent. A ty?
- Chyba nie wypadałoby się wycofać, a poza tym to dlaczego nie miałbym iść z tobą? W końcu…
- W końcu co? - zapytałam.
- Nic, nieważne. Bierzmy się do zadań.
I od tamtej pory rozmawialiśmy tylko na temat pracy. Po upływie 15 minut nasz arkusz był zapisany. Artur podniósł rękę. Zauważył to profesor Kravchenko. Podszedł do nas i przeczytał odpowiedzi na pytania.
- Świetnie. Zadanie 7 było zadaniem wykraczającym poza program. Które z was odpowiedziało na to pytanie?
- Ja, panie profesorze - powiedziałam.
- Bardzo dobrze. Widocznie cię nie doceniałem. Czy ktoś jeszcze rozwiązał to zadanie?
Nikt się nie zgłosił.
- Zatem panna Seam otrzymuje dwa W., pan Rover również, ale tylko jedno. Koniec lekcji. Możecie już iść.
Każdy złapał swoje rzeczy i wyszedł z sali. Udaliśmy się na lekcje zielarstwa. Dzisiejsza lekcja była niezwykle nudna. Profesor Draught, jak co roku, zrobiła pierwsza lekcje organizacyjną. Na numerologii było to samo. A na eliksirach robiliśmy ćwiczenia powtórzeniowe. Na obiad do Wielkiej Sali za bardzo mi się nie śpieszyło. Wolałam uniknąć kąśliwych uwag ze strony Julii. Gdy skończyłam jeść poszłam do pokoju wspólnego, aby odrabiać zadane lekcje. Gdy nadeszła 19.00 zjadłam kolację i poszłam do sypialni. Chciałam uniknąć rozmowy z Julią. Przebrałam się i położyłam do łóżka mając nadzieję, że gdy wstanę Julia nie będzie się na mnie dąsać.

niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 5


- Znowu się widzimy - usłyszałam. - Siadaj.
Weszłam do środka przedziału, zamknęłam drzwi i usiadłam koło Artura. Zarumieniłam się, ale on najwidoczniej tego nie zauważył.
- Widziałem jak profesor Kravchenko, zabrał ciebie i Longrivera do pokoju nauczycieli. - powiedział Rover - Co się stało?
- Rzuciłam na Roggera zaklęcie niewidzialności. A Kravchenko nas nakrył. - odpowiedziałam nieco onieśmielona.
- I co, dostaliście szlaban? - spytał Artur.
- Rogger nas uratował. Gdyby nie on na pewno miałabym już karę.
- No tak, Longriver to pupilek naszej pani dyrektor.
Na te słowa, siedzący naprzeciwko nas Rogger rozłościł się.
- Nie jestem niczyim pupilkiem! - krzyknął.
- Wiesz, Andromedo, mam do ciebie prośbę… A raczej propozycję. - powiedział przyciszonym głosem Artur.
- Tak? - spytałam nieśmiało.
- Bo teraz na rozpoczęcie piątej klasy mamy bal. - serce zaczęło mi szybciej bić. - I chciałbym na ten bal zaprosić ciebie.
Mnie? Artur Rover, najprzystojniejszy chłopak w całej szkole chciał zaprosić mnie na bal?
- To jak, zgadzasz się? - spytał.
- Jasne - odpowiedziałam. Nadal byłam zaskoczona. - Mogę wiedzieć kiedy jest ten bal?
-  W październiku, dwudziestego.
Dobra, zgodziłam się. Ale jak do tej pory sobie znajdzie kogoś innego? A co jak dzień przed balem przyjdzie i oznajmi, że nie mogę z nim iść, bo znalazł sobie jakąś inną dziewczynę? Te pytania dręczyły mnie nawet, gdy Artur wyszedł z przedziału. Reszta podróży przebiegała bez niespodzianek. Około godziny 22. zaczęłam się przebierać w szaty szkolne, gdyż zostało tylko 20 minut podróży. Kiedy byłam gotowa, rozległ się glos pani dyrektor:
- Drodzy uczniowie, za parę minut wjedziemy na stację Owlneed. Proszę o zabranie bagaży z przedziałów. Wszyscy udajemy się do Wielkiej Sali, aby zasiąść do wspólnej kolacji.
Kilka chwil później wszyscy wysiedliśmy z pociągu i udaliśmy się w stronę gmachu naszej szkoły. Do budynku prowadziła kamienista dróżka oświetlona z dwóch stron lampami w kształcie łez. Wielki, potężny zamek stał na wzgórzu. Wspinaliśmy się w stronę wielkich drzwi wejściowych. Gdy byliśmy przy bramie, drzwi otwarły się na oścież. Naszym oczom ukazał się wielki korytarz prowadzący do Wielkiej Sali. Ruszyliśmy w jej kierunku. Każdy rocznik zasiadł do oddzielnego stołu. Na wszystkich stały różnorodne potrawy. Poczynając na sałatce ziemniaczanej a kończąc na potrawach których nazw nawet nie znałam. Gdy wszyscy się najedli przemówiła profesor Middwey. Mówiła coś o jedności w szkole. Po skończonej przemowie, każdy dostał swój plan lekcji. Wszyscy rozeszli się do pokoi. Gdy położyłam się w łóżku, zaczęłam rozmyślać o jutrzejszym dniu i o mojej rozmowie z Arturem.
Taką kartę dostaje każdy uczeń, w pierwszym dniu nowego roku. Oczywiście, jest adresowana do niego.
Mój plan lekcji na czwarty rok szkolny.

Rozdział 4


- Szybciej, nie spacerujemy. - powiedział, według mnie, najgorszy nauczyciel w naszej szkole. Od samego początku mu się nie podobałam. Ciągle mnie krytykował, ale gdy zaczęłam się uczyć jego stosunek do mnie zmienił się tylko odrobinę. Nauczyciel Czarnej Magii zwykle niezbyt dużo rozmawia. Ale ten był bardzo gadatliwy. A jego styl ubierania był inny niż pozostałych nauczycieli. Chodził on w długich, czarnych szatach, prawie zawsze nosił na głowie kaptur. Miał czarne, sięgające do piersi włosy i ciemne, oczy, które wzbudzały strach nie tylko wśród uczniów. Jego spojrzenia unikali także nauczyciele. Szliśmy wąskim korytarzem, mijając kolejne przedziały dla uczniów. W końcu niego zobaczyliśmy drzwi, prowadzące do wagonu dla piątoklasistów. W połowie zatrzymaliśmy się, aby posłuchać jak Vitalij Kravchenko, krzyczy na biednego piątoklasistę, któremu wyrosły uszy jednorożca. Profesor wyciągnął różdżkę i wypowiedział Ratevri . Po chwili uszy ucznia znów wyglądały tak jak powinny. A my ruszyliśmy dalej. Wchodziliśmy do kolejnych wagonów. Gdy minęliśmy ostatni wagon, przeznaczony dla uczniów, weszliśmy do pomieszczenia dla profesorów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Owlneed. Pokój oświetlały świece unoszące się ponad głowami osób przebywających w tym pomieszczeniu. W kątach siedzieli nauczyciele. Jedni pogrążeni byli w lekturze, drudzy rozmawiali z innymi profesorami. Na końcu wagonu siedziała kobieta z rudymi włosami zakrywającymi jej praktycznie całą twarz - profesor Beatrice Middwey dyrektor Owlneed. Na kolanach trzymała książki D. A. Treenwen Techniki Wróżbiarstwa. Ruszyliśmy w jej kierunku.
- Pani dyrektor - usłyszałam chłodny glos profesora Kravchenko.
- Dzień dobry, Vitalij - odparła profesor Middwey. - Co cię do mnie sprowadza?
- Byłem świadkiem, jak ta oto dwójka - panna Andromeda Seam i pan Rogger Longriver- rzucali zaklęcie niewidzialności, które jest zabronione do praktykowania w naszej szkole. - powiedział srogim głosem profesor Kravchenko. - Przyprowadziłem ich do pani sądząc, że zechce ich pani ukarać.
- Moja droga. - zwróciła się do mnie - Czy miałaś świadomość jakie rzucasz zaklęcie?
- Tak, pani dyrektor. Spuściłam głowę i zaczęłam tępo patrzeć w podłogę.
- Czy wiedziałaś, że jest ono zakazane w naszej szkole?
- Ja… ni… - wyjąkałam.
- Pani dyrektor, przecież jesteśmy poza murami szkoły. - powiedział ściszonym głosem Rogger.
- Jak śmiesz?! - krzyknął Kravchenko. Na jego twarzy rysowała się sroga mina. - Jak śmiesz tak zwracać się do pani dyrektor?!
- Spokojnie, spokojnie Vitalij - powiedziała profesor Middwey - Ten młodzieniec ma rację. Zakaz używania tego zaklęcia obowiązuje tylko w budynku szkoły. Nie widzę potrzeby karania ich za tak błahą sprawę. Już dobrze, możecie iść.
Profesor Kravchenko wyraźnie się zdenerwował. Chwycił mnie oraz Roggera za szaty i odciągnął na bok.
- Tym razem wam się upiekło. Ale nie myślcie, że tak będzie za każdym razem. Mam na was oko.
Gdy uwolniliśmy się z jego uścisku, pobiegliśmy w stronę drzwi. Kiedy byliśmy na zewnątrz powiedziałam do Roggera:
- Dzięki, gdyby nie ty na pewno by nas ukarała.
- Nie ma za co. Ty też dużo razy ratowałaś mi życie.
Poszliśmy w kierunku naszego wagonu. Przeszliśmy przez trzy wagony i znaleźliśmy mój przedział. Otworzyłam drzwi i na siedzeniu obok Julii zobaczyłam jej brata - Artura.

Rozdział 3


Gdy skończyłam czytać książkę zapadał już mrok. Jeszcze tylko kilka godzin i będziemy na miejscu. Spojrzałam na Julię i Harriet, które były pogrążone w rozmowie. Kilka chwil później do przedziału weszła kobieta sprzedająca smakołyki. Kupiłam paczkę dropsów Zmiennogłosych, batony Wybuchowe i Skrzatki, czyli czekoladowe cukierki nadziewane marmoladą z róż. Poczęstowałam dziewczyny i przyłożyłam głowę do okna, aby podziwiać zachód słońca. Rozmyślałam nad rozmową z Arturem. Może mu się podobam? Ale niby dlaczego? On może mieć każdą, nie startuj do najprzystojniejszego chłopaka w szkole! W tym samym momencie do przedziału wskoczył chłopak o blond włosach, z przerażeniem na twarzy. Tym młodzieńcem był mój stary, dobry przyjaciel Rogger Longriver .
- Ej, Rogger, co się stało? - spytałam.
- Gonią mnie, ci z siódmej klasy.
- Terry Street i Patrick Louisne? Tak? Co teraz narobiłeś? - zwróciłam się z pytaniem do skulonego w kącie chłopaka.
- Podsunąłem im Muszle Świerzbiące. Nałożyli je na uszy i … Wolałbym nie wiedzieć jak to piecze. - odparł, z przerażeniem w głosie.
- Jak cię znajdą to wtedy się dowiesz, jak to jest mieć Muszle Świerzbiące w tyłku. - powiedziałam ze śmiechem do Longrivera.
- Miejmy nadzieję, że mnie nie znajdą.
- Pomogę ci, rzucę zaklęcie niewidzialności, kiedy będą zaglądać do naszego przedziału, zgoda? - sama siebie zaskoczyłam moim sprytem.
- Zgoda.
Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Jakieś cztery przedziały dalej stal Terry i Patrick, pytając każdego czy nie widzieli umykającego chłopaka o blond włosach. Zamknęłam drzwi i sięgnęłam po różdżkę. Wypowiedziałam zaklęcie Ucramanta w kierunku Longrivera. Po sekundzie mojej różdżki wystrzeliły błękitne płomienie i trafiły w niego. Rogger zniknął. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i zobaczyłam stojącego w nich nauczyciela Czarnej Magii - Vitalija Kravchenko.
- Proszę, proszę panna Seam. Co my tu wyprawiamy? - powiedział ze złością w głosie. - Chyba musimy poważnie porozmawiać. Trovia krzyknął i zaklęcie niewidzialności przestało działać. Skulony w kącie Rogger znów był widoczny.
- Panna Seam i pan Longriver pójdą ze mną - powiedział, wyciągnął mnie oraz Roggera z przedziału i pociągnął w stronę pomieszczenia dla nauczycieli.
Rogger Longriver

Rozdział 2




- Powinniśmy być tam o 12! - powiedziała mama z nieukrywaną złością.
- Jest dopiero 11.10. - odpowiedział tato ze spokojem w głosie. Jechaliśmy drogą otoczoną potężnymi drzewami różnych rodzajów. Po jednej stronie były buki, sosny i modrzewie. A po drugiej klony i jesiony. Od dawna interesowałam zielarstwem. Gdy tylko trafiłam do pierwszej klasy przedmiot ten przypadł mi do gustu. W domu miałam pełno książek na temat magicznych roślin. Poczynając od verbeny odstraszającej wampiry, a kończąc na molierstrze, którego używa się do wywarzenia śmiertelnego eliksiru znanego pod nazwą Wywaru Wiecznej Śmierci. W pokoju mam wiele doniczek w których hoduje kilkanaście magicznych roślin. Lekcje mamy z przemiłą panią Lynette Draught. Jest ona w podeszłym wieku. Ma siwe włosy. Jej twarz pokrywają zmarszczki. Najciekawsze w jej wyglądzie, są jej oczy, o rzadko spotykanym kolorze amesytu. Nim się obejrzałam byliśmy na stacji kolejowej Locker Priv. Wszyscy wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy. Aby dostać się do Owlneed trzeba było przejść tajemnym wejściem niewidocznym dla zwykłych, nie magicznych istot. Gdy byliśmy na miejscu rozglądaliśmy się dokoła czy żaden zwykły człowiek przypadkiem na nas nie patrzy. Kiedy byliśmy przekonani, ze nikt nas nie obserwuje weszliśmy na magiczny peron numer 7 dostępny tylko dla czarodziejów. Moim oczom ukazał się znany mi widok. Na torach stał pociąg Owlneed Express 7. Pociąg miał 7 wagonów, dla każdego rocznika uczniów. W pierwszym wagonie byli pierwszoroczniacy, zwani przez resztę uczniów firtami. W drugim siedzieli sekundanci czyli drugoroczniacy. W trzecim trzecioroczniacy itd. Gdy tylko pożegnałam się z rodzicami wsiadłam do 4 wagonu, przeznaczonego dla uczniów moim wieku. Znalazłam wolny przedział, wpakowałam do niego moje kufry i usiadłam. Kilka minut później otworzyły się drzwi przedziału. Ujrzałam w nich dziewczynę o blond włosach, niebieskich oczach i pięknym rysującym się uśmiechu na jej twarzy. To była Julia Rover, moja przyjaciółka. Jest ona niezwykle towarzyską osobą. Ze względu na jej charyzmę i piękny wygląd każdy chłopak z naszego roku i ze starszych klas chciał się z nią umówić. Za nią ujrzałam Harriet Flingrow. Dziewczynę posiadającą piękne brązowe oczy i niemalże białe włosy. Harriet niewiele się odzywała, ale była bardzo mądra. Wszyscy mieli ją za prymuskę. Wszystkie wciągnęły do przedziału swoje walizki, zamknęły drzwi i usiadły koło mnie.
- Jak minęły wakacje? - spytała mnie Julia.
- Jak zwykle, dużo podróżowaliśmy. Byliśmy we Francji, Włoszech i Grecji. - odpowiedziałam bez żadnej ekscytacji. - A ty Julia?
- Ja byłam w domu, w tym roku to do nas się zjeżdżali goście. - odpowiedziała ze smutkiem w glosie Julia.
- A ty Harriet? Jak twoje wakacje? Ciekawe? - spytałam, ale przez dłuższy czas nie doczekałam się odpowiedzi. Kilka chwil później usłyszałam cichutki głos Flingrow:
- Tak samo ja Julia, byłam cały czas w domu.
W pewnej chwili do naszego przedziału wszedł wysoki chłopak. Jego czarne włosy lśniły w promieniach słońca, które przedzierały się przez otwarte drzwi. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami i powiedział:
- Cześć ślicznotki, jak wakacje? Fajnie było?
Tym chłopakiem o zniewalająco pięknym wyglądzie był Artur Rover, brat Julii.
- Mnie nie musisz zadawać tego pytania - odparła Julia - Sam wiesz jak było.
- A co u ciebie Andromedo? - zwrócił się w moją stronę - Jak wakacje?
Po tym pytaniu wszedł do środka, zamknął drzwi i usiadł koło mnie.
- Było nawet fajnie - powiedziałam nieśmiało. - Podróżowałam tu i tam.
- Na przykład gdzie? - spytał Artur.
- Do Grecji, Francji i Włoszech.
- Naprawdę byłaś we Francji? Podobno tam jest jeden z najlepszych uniwersytetów magicznych! - krzyknął z podekscytowaniem Rover. - Widziałaś ją? Tą akademię?
- Tak jest naprawdę piękna. Nazywa się Loodcrow. - powiedziałam.
Czyżby ten piękny młodzieniec interesował się konturowaniem nauki na uniwersytecie? Przecież był tylko o rok starszy od nas. Czy myślał o tym poważnie? Moje przemyślenia przerwał trzask drzwi. Ukazał się w nich Rupert Nowrown.
- Tu jesteś! - krzyknął - Chodź, mam do ciebie sprawę.
Chwycił Artura za rękaw i wyciągnął z przedziału. Usłyszałam:
- Cześć Andromedo! Do zobaczenia w szkole.
I drzwi się zamknęły. Przez chwilę nie wierzyłam w to co się stało. Rozmawiałam z najprzystojniejszym chłopakiem w całej szkole. Gdy się otrząsnęłam wyciągnęłam książkę T.A. Barrona Merlin Nieznane lata i pogrążyłam się w lekturze, czekając tylko na szybką podróż do szkoły.
Ja, Andromeda Eva Katherine Seam
Harriet Flingrow

Artur Rover

Julia Rover


sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział 1


- Kochanie, za 10 minut wyjeżdżamy- rozległ się głos mojej matki. - Słyszysz mnie?
- Tak mamo, głośno i wyraźnie. - odpowiedziałam i podeszłam do wielkich kufrów, które stały na środku mojego pokoju. Jak ja to wszystko zaniosę? pomyślałam. Jeszcze tylko różdżka i byłam spakowana.
- Mamo gotowe, kufry lecą – ostrzegłam mamę i rzuciłam zaklęcie lewitacyjne na moje bagaże. Te powoli uniosły się w powietrzu, wyleciały przez otwarte drzwi i skierowały się w kierunku schodów, po których akurat wchodził tata. Był to wysoki mężczyzna, o krótkich, kruczoczarnych włosach i szmaragdowych oczach. Nosił imię Peter.  (Z pewnością te piękne włosy i oczy mam po nim.) Wpadł prosto na nie. Zamki w walizkach puściły i wszystko spadło na schody.
- Andromedo! Co to ma znaczyć? Nie łaska znieść, te kufry normalnie, w rękach?
- Ale tato - jęknęłam - One są bardzo ciężkie!
Tato wyciągnął różdżkę i krzyknął Priviato! Wszystkie moje rzeczy uniosły się w górę i zapakowały do kufrów. Zamki same się zasunęły.
- A teraz, moja droga panno, weźmiesz je do rąk i zniesiesz po schodach! Ostrożnie! - powiedział tata i poszedł do wspólnego pokoju, jego sypialni i sypialni mojej mamy. W tej samej chwili po schodach weszła moja mama Iris - kobieta o pięknych, sięgających do piersi, rudych włosach i o oczach mających barwę szafiru.
- Skarbie, widzę że gotowa. Rzuć zaklęcie lewitacyjne i wpakuj walizki do samochodu.
- Ale tato kazał je znieść normalnie, bez magii. - odpowiedziałam i rzuciłam spojrzenie w kierunku pokoju, w którym przebywał ojciec.
- Pomóż sobie, o niczym mu nie powiem - mama szepnęła mi do ucha. W tym momencie na korytarz wszedł tata. Rzucił wrogie spojrzenie w stronę jej i powiedział:
- Iris, niech uczy się że istnieje także świat bez magii.  A poza tym będzie z nią miała do czynienia cały rok szkolny.
Ale moja kochana mama nie zwróciła uwagi na słowa ojca i wypowiedziała zaklęcie Leviato! Kufry uniosły się w powietrzu i z lekkością zleciały na dół.
- No oczywiście! W tym domu nikt nie zwraca uwagi na moje zdanie. - powiedział rozżalonym głosem tata.
- Peterze, ależ oczywiście że zwracamy uwagę na twoje zdanie - odparła spokojnym głosem mama - No już, nie dąsaj się. Nie jesteś małym dzieckiem!
- Tylko się nie kłóćcie! Chcę opuścić ten dom na czas roku szkolnego, wiedząc, że gdy wrócę, zastanę was w jak najlepszych humorach. I przede wszystkim w zgodzie! - krzyknęłam, aby zapobiec awanturze między mamą i tatą. Spojrzeli na mnie nieco zdziwieni. Jak gdyby bez mojej interwencji nie miało nic się wydarzyć. Udałam, że nie widzę jak rzucili na mnie spojrzenia i zeszłam na dwór po schodach. Mijałam korytarz obwieszony ruchomymi fotografiami moimi i moich ukochanych rodziców. Na jednej z nich byłam ja. Miałam splecione dwa warkoczyki, ubrana byłam w piękną lilową sukienkę. Na głowie miałam nieco za duży kapelusz z kwiatami. Kolejna fotografia przedstawiała moich rodziców dniu ich ślubu. Mama miała na sobie śnieżnobiałą suknię, przepasaną pod piersiami wrzosową wstęgą. Włosy miała upięte w kok i wplecione kwiaty verbeny. Tata ubrany był w czarny garnitur. Trzymał w ręku bukiet ślubny mamy. Stali pod piękną kaplicą na wzgórzu. W tle widać było zachód słońca. Mijałam kolejne fotografie. Zobaczyłam drzwi wejściowe i chwyciłam za klamkę. Moje bagaże były w samochodzie. Usiadłam na tylnim siedzeniu i zatrzasnęłam drzwi. Chwilę później dołączyli rodzice. Tato odpalił silnik i ruszyliśmy w kierunku stacji kolejowej, z której miałam odjechać, by spędzić kolejny cudowny rok we wspaniałej Szkole Magii i Czarodziejstwa Owlneed.

Prolog


Nazywam się Andromeda Eva Katherine Seam. Od 4 lat chodzę do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Owlneed. Opowiem jak to się zaczęło. Cztery lata temu w moje dziesiąte urodziny dowiedziałam się czegoś co na zawsze zmieniło moje życie. Jak co roku 11 lipca, do mojego domu mieli zjechać się wszyscy moi kuzyni, ciotki i wujowie Wyczekiwałam z niecierpliwością ich przyjazdu. Jednak nikt się nie zjawił. Około godziny 20.00 do mojego pokoju wkroczyli rodzice. Opowiedzieli mi o swoim pochodzeniu. I o moim również. Powiedzieli, że jestem czarownicą. Tak, CZAROWNICĄ. I że od tego roku będę chodziła do specjalnej szkoły magii. Do szkoły, w której będę uczyła się panować na moimi mocami. Do szkoły, do której oni sami chodzili. Na samym początku, nie wierzyłam im, ale im bardziej wsłuchiwałam się w ich opowieść, tym bardziej wydawała mi się prawdopodobna. Miałam do nich pretensje, ze wcześniej mi o tym nie powiedzieli. Do moich dziesiątych urodzin utrzymywali to w tajemnicy! Do tej pory zastanawiałam się nad dziwnymi zbiegami okoliczności, które mi się zdarzały, nad tymi snami, które się spełniały… I oto miałam wyjaśnienie.