wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 35


Interwencja Isabell poskutkowała. Sara i Penelopa nie odzywały się do siebie. Nareszcie miałam spokój, mój pokój znowu wyglądał normalnie. Po poniedziałkowych lekcjach wracałam do pokoju osamotniona. Sara poszła gdzieś z Jacksonem, a Penelopa uciekła z ostatniej lekcji. Szłam długim korytarzem prowadzącym do mojego pokoju wspólnego. Gdy mijałam jakiś ciemny korytarzyk, usłyszałam rozmowę dwóch osób. Ochrypły glos należał do Tracyego - przyjaciela Harveya z roku, drugi zapewne należał do jakieś dziewczyny. Weszłam w ciemny korytarz i ruszyłam w kierunku, z którego dobiegała rozmowa. Kiedy byłam wystarczająco blisko, przykucnęłam za rzeźbą odgradzającą mnie od nich. Wychyliłam głowę zza posągu i w bladym świetle, przedzierającym się przez małe okienko na końcu korytarzyka, ujrzałam twarz Victorii. Po chwili para stojąca obok mnie zaczęła się całować. Bez chwili namysłu wstałam i zaczęłam skradać się do wyjścia. Kiedy byłam na korytarzu głównym, rzuciłam się pędem do sypialni Harveya, aby podzielić się z nim tym co widziałam. Kilkanaście sekund później wpadłam na Harveya wracającego z Wielkiej Sali. Opowiedziałam mu o tym, czego byłam świadkiem.
- Niemożliwe, Victoria by mnie nie zdradziła. Na pewno nie z moim kumplem. - powiedział Harvey z wyróżnią złością w glosie.
- Udowodnić ci? Więc chodźmy. - odrzekłam i ruszyłam w stronę korytarza, gdzie przyłapałam dwójkę zdrajców. Przykucnęliśmy za posągiem za którym wcześniej się schowałam i czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. Victoria przez chwilę rozmawiała z Tracym, ale później znowu zaczęli się całować. W Harveyu wezbrała złość. Wstał z posadzki i zaczął się wydzierać na nich.
- Jak mogłaś mi to zrobić! Jesteś bezczelna! Szkoda, że nie posłuchałem Andromedy! - wrzeszczał Harvey.
- Stary, to nie tak. - powiedział Tracy.
- Jaki stary!? Człowieku nie jesteś już moim kumplem! Nie spodziewałem się tego po tobie! A ty, panienko! - zwrócił się do Victorii - Koniec z nami! I żebym cię więcej na oczy nie widział!
- Harvey, proszę…
- Zamknij się! - krzyknął - Chodź Andromedo, idziemy stąd.
Ruszyłam za Harveyem. Victoria pobiegła za nami. Nim wyszliśmy z korytarza, odwróciłam się i ze złością spojrzałam na Victorię. Przed nią pojawiły się płomienie i zagrodziły drogę do Harveya.

niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 34


Od chwili bójki Sary z Penelopą, nie było chwili spokoju. Kiedy tylko natrafiała się okazja, kłóciły się o byle co. Moja sypialnia wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Wszędzie porozrzucane książki, poprzewracane krzesła, podrapane ściany, poobrywane plakaty Jacksona (co mnie zadowoliło). Wiele razy zwracałam się o pomoc do Jacksona, ale on najwyraźniej też miał dosyć. Zostało mi tylko jedno wyjście, zwrócić się do sióstr Sary. Nie znałam je zbyt dobrze, ale wiedziałam, że mają dobry wpływ na siostrę. Poprosiłam Harveya, aby pomógł mi je znaleźć.
- A więc, chodzisz z Victorią? Tak?
- Tak, ale to nie twoja sprawa.
- Oczywiście, że moja jesteś moim kuzynem, martwię się o ciebie.
- Nie musisz. Vicki jest wspaniała.
- Na pewno. - szepnęłam.
- Słyszałem to. Nie znasz jej. - powiedział Harvey ze złością.
- Za to ty pewnie bardzo dobrze ją poznałeś. Bardzo dogłębnie…
- Andromeda, mnie nie obchodzi co ty robisz z Arturem, więc ciebie nie powinno obchodzić jak spędzam czas z moją dziewczyną!
- Nie obchodzi mnie to. Jak tylko sobie o tym pomyśle, to, ugh…  Chce mi się wymiotować.
- Więc nie myśl i się więcej nie wtrącaj.
- Dobra, tylko jak wywinie ci jakiś numer, nie przychodź do mnie.
Po dziesięciu minutach szukania bliźniaczek, wreszcie je znaleźliśmy. A przynajmniej jedną - Isabell. Była w parku, odrabiała jakąś pracę.
- Cześć. Pewnie mnie nie pamiętasz. Jestem Andromeda. Mieszkam z twoją siostrą w pokoju. A to mój kuzyn Harvey.
- Ach, tak. Jak tam moja siostrzyczka? Grzeczna jest?- spytała Isabell.
- Chodzi o to, że właściwie to nie. Dzielę pokój także z Penelopą i one ciągle się kłócą. Chyba sama wiesz o kogo.
- Taa, o Jacksona. Ale to chyba nie problem.
- Nie było by problemu, gdyby to były tylko kłótnie. One całą moją sypialnię wywróciły do góry nogami.
- Niby jak miałabym ci pomóc?
- Może przemówiłabyś jej jakoś do rozsądku. W końcu jesteś starsza.
- Dobra, pomogę ci, ale nie gwarantuję skuteczności mojego działania.
Poszliśmy do mojej sypialni. Wyglądała gorzej niż wcześniej. Penelopa wisiała w powietrzu, a Sara stała pod nią z różdżką i się śmiała.
- Jeszcze raz coś takiego powiesz to pożałujesz! - krzyknęła Sara do Penelopy.
- Sarito Linares! Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz? - huknęła Isabell.
- Mszczę się, za to, że chce mi odebrać chłopaka.
- Jackson jest mój! - wrzasnęła Penelopa.
- Wcale nie, bo mój! - krzyknęła Sara.
- Spokój! Może lepiej, żebyś wyszła Andromedo, ty też Harvey.
Zrobiłam tak jak kazała Isabell. Nie miałam co robić, więc poszłam z Harveyem do jego sypialni. Przez resztę wieczoru siedzieliśmy w pokoju i czekaliśmy na efekt pracy Isabell. Niestety nic nie wróżyło, że cokolwiek się udało.




Isabell
Jackson
Sara
Ja

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 33


Siedziałam na parapecie w sypialni i rozmyślałam o Arturze. Brakowało mi go. Zastanawiałam się co teraz robi w Akademii Magii. Julia, Harriet i Rogger pewnie świetnie się bawią. W przeciwieństwie do mnie. Teraz gdy ich nie ma spadla na mnie masa kłopotów. Muszę zajmować się Penelopą, pilnować Victorii i ostrzegać Harveya przed tą wredną zołzą. Ze stanu zamyślenia wyrwał mnie Jackson, który wbiegł do sypialni krzycząc. Zeskoczyłam z parapetu i podbiegłam do niego. Uspokoiłam go i zapytałam o co chodzi.
- Bo Sara i Penelopa, one się biją.
- Nie musze zgadywać o kogo, bo zapewne chodzi o ciebie. Ale co z tego? Niech sobie powalczą, wygra Sara i tyle…
- Chodzi o to, że Sara przegrywa a ja nawet nie wiem gdzie one są! - powiedział Jackson.
- To skąd wiesz, że się biją i skąd wiesz, że przegrywa? - spytałam.
- Harvey mi powiedział. Mówił też gdzie, ale nie znam tej szkoły! Musisz mi pomóc! One się pozabijają!
- Dobrze, już dobrze. Więc co mówił Harvey?
- Nie pamiętam.
- Świetnie, więc idziemy do niego, panie zapominalski.
Wstaliśmy z lóżka i poszliśmy do sypialni Harveya. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Otworzyłam drzwi i w środku ujrzeliśmy ten sam widok co kilka dni temu. Harvey całował się z Victorią.
- Proszę, proszę, znowu to samo. Spadaj stąd Victoria. No już!
- Niby dlaczego mam to zrobić? - spytała Victoria.
- Bo chcę pogadać z bratem. Wynocha.
- Lepiej już idź. - powiedział do niej Harvey - Spotkamy się później.
Victoria zeszła z łóżka i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy mijała Jacksona szepnęła do niego, ale wystarczająco głośno bym też usłyszała co.
- Jakby Sara cię zostawiła, to przyjdź do mnie.
- Nie jest taki głupi, żeby to zrobić. - odpowiedziałam jej. - Już możesz iść zabawiać się z innymi.
Kiedy Victoria wyszła Jackson spytał się jeszcze raz, gdzie dokładnie się biją.
- W Parku, gdzieś na południowym krańcu, obok groty.
- To nie dobrze. Tam nie wolno chodzić. Jeśli nie chcą zginąć.
Bez chwili namysłu ruszyliśmy w stronę parku. Biegliśmy jakieś dziesięć minut, aż dobiegły nas ich krzyki.
- Jackson jest mój!
- Wcale nie, bo mój!
W końcu ujrzeliśmy je niedaleko od nas. Przyśpieszyliśmy, aby przybiec w odpowiedniej chwili.
- Dziewczyny, uspokójcie się! Lepiej stamtąd uciekajcie! - krzyknęłam.
Penelopa i Sara na chwilę przestały się szarpać, ale później nie zwróciły uwagi na moje słowa, tylko dalej się przekrzykiwały. Żeby wypłoszyć je stamtąd podpaliłam pobliski krzak. Z przerażeniem rzuciły się do ucieczki. Kiedy były obok nas zgasiłam płomienie.
- Kto pozwolił wam zapuszczać się w tą część parku? Tą grotę zamieszkuje potężny gryf! - wrzeszczałam na nie - Dobrze, że nic się wam nie stało. Lepiej stąd chodźmy, zanim zauważy nas jakiś nauczyciel.
Kiedy wracaliśmy do zamku, rozpętała się kolejna kłótnia pomiędzy Penelopą a Sarą. Jackson starał się je uspokoić, ale na nic zdawały się jego wysiłki.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 32


Na lekcjach siedziałam w ławce z Saritą. Sara jest bardzo miłą, pogodną dziewczyną. Dowiedziałam się że ma siedmioro rodzeństwa: sześć sióstr i jednego brata. Okazało się również że ona też ma magiczną zdolność - widzenie przez ściany. Po skończonych lekcjach wracałyśmy we trzy do pokoju. Kiedy tylko otworzyłam drzwi zobaczyłam ,że na środku pokoju stoi jakiś chłopak. Weszłam głębiej i zauważyłam, że jest nim Jackson. Pewnie przyszedł odwiedzić Sarę - pomyślałam. Jackson oglądał ściany obklejone jego plakatami. Po chwili zauważył, że nie jest sam w pokoju. Sara natychmiast podbiegła do niego i pocałowała. Penelopa już rzucała się do ataku, ale na szczęście złapałam ją za koniec szaty i pociągnęłam do tyłu. Upadla z hukiem na podłogę i po chwili wybiegła z pokoju cała zapłakana. Para zakochanych zdawała się tego nie zauważyć.
- Piękne ściany, Andromedo - powiedział Jackson
- To nie moje są te plakaty, tylko Penelopy. Ona jest trochę nienormalna.
- Trochę? Ona jest na maksa nienormalna. To co pokazała tutaj to tylko krztyna tego co muszę znosić w szkole. - krzyknęła Sara.
- Myślę, że powinnam was zostawić. - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Postanowiłam odwiedzić Harveya. Weszłam do pokoju szóstoklasistów i skierowałam się do sypialni Harveya. Gdy weszłam do środka zamurowało mnie. Harvey nie był sam. Co gorsza nie był z żadnym ze swoich kolegów. Był z Victorią! Całowali się leżąc na łóżku. Wrzasnęłam na cały głos. Dopiero wtedy zauważyli, że jestem w pokoju.
- Victoria! Ty wredna suko! Najpierw się dobierasz do mojego chłopaka, a później zarywasz do mojego kuzyna? Nie daruję ci tego! - wykrzyczałam i rzuciłam się w kierunku Victorii.
- Andromedo, uspokój się! - krzyknął Harvey i zagrodził mi drogę. Wpadłam na niego i oboje przewróciliśmy się na podłogę.
- Zabiję cię! - nie przestawałam wrzeszczeć - Nie daruję ci tego!
- Victoria wyjdź. - powiedział Harvey i zaczął mnie przytrzymywać, żeby ta suka mogła wyjść.
- Puść mnie! Zapłaci mi za to! - krzyczałam i próbowałam się wyrywać z uścisku Harveya, ale był on zbyt silny. Kiedy Victoria opuściła sypialnię, Harvey wreszcie mnie puścił. Ruszyłam w kierunku drzwi, ale on mnie ubiegł. Zamknął drzwi.
- Dobra, to teraz czas na wyjaśnienia. - zwróciłam się do niego. - Co masz na swoje usprawiedliwienie?
- Chyba nie powinno cię obchodzić z kim się całuję. To moja sprawa.
- Masz rację, ale kiedy tą dziewczyną jest Victoria, zaczyna to dotyczyć także mnie. - mówiłam. - Ona ukradła mi Artura. Już nie pamiętasz o tym? Chce się na mnie zemścić. Dlatego przystawia się do ciebie!
- Przesadzasz, ona może po prostu mnie lubi? - powiedział Harvey.
- Lubi, a może od razu kocha! Nie widzisz jaka ona jest! Wredna, kłamliwa, bezczelna…
- Przestań, nie mów tak o niej, nie jest taka. - przerwał mi.
- I nasz Romeo zakochał się w Julii. W durnej, rozdętej Victorii. Zobaczysz ona chce nastawić cię przeciwko mnie! Z mojego własnego kuzyna chce mi zrobić wroga!
- Dość tego! Wcale jej nie znasz, a już ją oceniasz.
- Nie znam jej? Przez cztery lata dzieliłam z nią pokój i to ja znam ją lepiej od ciebie. - powiedziałam. - A co z twoją dziewczyną?
- Zerwałem z nią, dla Victorii.
- No pięknie! Ale dobra, jak chcesz. Żeby później nie było, że cię zostawiła.
Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Na korytarzu spotkałam Victorię. Gdy mnie mijała, zauważyłam, że na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek.
To nie koniec. Jeszcze się przekonasz! - pomyślałam. - Jak ja ciebie nienawidzę!
Chwilę później usłyszałam wrzaski Victorii. Odwróciłam się i zobaczyłam, że płonie jej szata. Ruszyłam z powrotem do sypialni, nie przestając uśmiechać się pod nosem.

środa, 18 lipca 2012

Rozdział 31


Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano, z powodu hałasu jaki robiła Penelopa. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Zobaczyłam obserwującego mnie Jacksona. I to wszędzie. A dokładniej zdjęcia i plakaty z Jacksonem. Penelopa stała na środku pokoju i wpatrywała się w nie. Nie rozumiem jej. Jest jakaś dziwna. Kocha Jacksona. Dobra, jej sprawa, ale to nie znaczy, że ma oblepiać cały mój pokój jego zdjęciami. Ja kocham Artura, a jakoś nie mam jego plakatu nad łóżkiem. Kilka minut później obudziła się Sara. Nie była zadowolona tym, co uczyniła jej konkurentka, ale widocznie tak bardzo szalała za Jacksonem, że postanowiła nie krytykować Penelopy. Już po chwili każda z nich siedziała na łóżku i wpatrywała się w zdjęcia obłędnie przystojnego chłopaka. Oczywiście, nie dorównywał on urodą Arturowi, ale niczego mu nie brakowało. Nagle zauważyłam, że Penelopa obok mojego łóżka powiesiła zdjęcie Jacksona. Podeszłam do plakatu i zaczęłam się uważniej przyglądać. Zrozumiałam dlaczego te dwie tak za nim szaleją. Około godziny ósmej wyrwałam dziewczyny z transu i powiedziałam, że za chwilę idziemy na śniadanie. Gdy schodziłyśmy do Wielkiej Sali dołączyli do nas Harvey i Jackson. Oczywiście, Jackson pocałował Sarę, co wyraźnie zdenerwowało Penelopę. Cała nasza piątka usiadła przy jednym stole. Nagle do Sali wkroczyła pani dyrektor. Wygłosiła mowę powitalną i oznajmiła, że dzisiaj nie ma lekcji.
- Każdy, którego współlokatorzy wyjechali do Akademii Magii ma obowiązek zaopiekować się uczniami z wymiany. - mówiła profesor Middwey. - Oto wasze plany lekcji. Zajęcia zaczynają się jutro o wyznaczonej porze.
Pani dyrektor machnęła różdżką i przed każdym uczniem pojawił się plan lekcji. Sara i Penelopa miały identyczne plany lekcji jak ja, a Jackson miał taki jak Harvey. Przez resztę dnia pokazywałam dziewczynom sale, w których będą się uczyły.
- Macie dziwne lekcje. - powiedziała Sara.
- Dlaczego? Są normalne.
- U nas nie ma NONI. Co to w ogóle jest? - spytała.
- Nauka o Niemagicznych Istotach.
- A co to OMS?
- Ochrona Magicznych Stworzeń.
- A WMP? - zapytała Penelopa.
- Wytwarzanie Magicznych Przedmiotów. - powiedziałam. - Nie martwcie się. Mamy takie same lekcje. Trzymajcie się mnie to się nie zgubicie.
- Fajnie by było gdyby Penelopa zaginęła. - szepnęła mi na ucho Sara.
- Też tak sądzę.

niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział 30


Wakacje minęły bardzo szybko. Dopiero gdy byłam na przystanku, przypomniałam sobie, że w tym miesiącu nie zobaczę Roggera, Artura, Harriet ani Julii. Siedziałam sama w przedziale, gdy nagle do niego weszła profesor Draught. Ale nie była sama.
- Panno Seam, przyprowadziłam pani koleżanki z wymiany. Będą mieszkały z tobą w pokoju przez najbliższe tygodnie. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.
Profesor wepchnęła dwie dziewczyny do przedziału i zatrzasnęła za nimi drzwi.
- Cześć. Nazywam się Penelopa Krum.
- Hej. Jestem Andromeda Seam.
- Miło mi cię poznać.
- Weź Penelopa, przestań się podlizywać. - powiedziała druga dziewczyna.
- Zamknij się, Linares. Jestem bardziej uprzejma od ciebie. A jeśli ta, Andromeda się z tobą zaprzyjaźni to jest naprawdę głupia.
- Nie słuchaj jej. - zwróciła się do mnie. - Jestem Sarita Linares. Możesz mi mówić Sara.
- Cześć, jestem Andromeda.
Reszta podróży minęła w spokoju nie licząc kłótni Sary z Penelopą. Kłóciły się o jakiegoś chłopaka, ale nie zrozumiałam o kogo. Kiedy byłyśmy w szkole zaprowadziłam je do mojego pokoju, a sama poszłam przywitać się z Harveyem. Opowiedziałam mu o nowych koleżankach i o ich kłótni.
- Chyba wiem o kogo chodzi.
- Naprawdę?
- Tak, widzisz do mnie do pokoju dali jakiegoś chłopaka z AM. Nazywa się Jackson Ward.
- Jackson, Jackson… no tak. One wykrzykiwały to imię. Może to on?
- Sprawdźmy. On jest na górze, u nas w pokoju.
Harvey zabrał mnie na górę i zaprowadził do jego pokoju.
- Jackson, chcę ci przedstawić moją siostrę. To jest Andromeda.
- Cześć. - powiedziałam do chłopaka stojącego na środku pokoju.
- Cześć. Jak już wiesz, jestem Jackson.
- To ja was zostawiam. Mam coś do załatwienia. - powiedział Harvey. Kiedy wychodził spojrzałam w stronę drzwi. Poruszał wargami, jakby mówił spytaj się go.
-Mam do ciebie pytanie. - powiedziałam.
- Pytaj śmiało.
- Czy ty przypadkiem nie znasz Sary Linares i Penelopy Krum?
- Sara to moja dziewczyna, a Penelopa, no cóż, znamy się ze szkoły. Dlaczego pytasz?
- Bo dzielę z nimi pokój i …
- Naprawdę? Mógłbym do was wpaść?
- Jasne, tylko je uprzedzę, dobrze?




- O mój boże! Przyjdzie tu Jackson! Jackson! - krzyczała Penelopa i w żaden sposób nie dało się jej uspokoić.
- Bądź cicho! On przychodzi do mnie! - zawołała Sara.
- Już dobrze! Nie krzyczcie! Ja teraz po niego idę, a wy niczego tu nie rozwalcie. Jasne?
- Jak słońce. - odpowiedziała Sara.
Z radością wybiegłam na szkoły korytarz, z dala od krzyków Penelopy. Poszłam do wieży wschodniej, do pokoju Harveya. Kiedy byłam na miejscu zobaczyłam stojącego pod drzwiami pokoju Jacksona, co chwilę spoglądającego na zegarek. Gdy tylko mnie zobaczył, zaczął iść w moją stronę.
- Już jestem. - powiedziałam - Długo czekałeś?
- Nie, jest dobrze.
I natychmiast ruszyliśmy w stronę wieży południowej. Po drodze spotkaliśmy Victorię. Wyprowadziła się z naszego pokoju. Dlaczego? Bo dowiedziałam się, że to ona chodziła wtedy z Arturem. Byłam na nią wściekła, i ani chwili dłużej nie wytrzymałabym z nią w pokoju.
- Andromedo! Co to ma znaczyć? Artur dopiero co wyjechał, a ty już romansujesz z innym. Nieładnie.
- Zamknij się! Ja z nikim nie romansuję. Ale spróbuj tylko przystawić się do Jacksona, to cię zabiję. Jeszcze tego by brakowało, żebyś zabrała chłopaka Sarze.
- Co ty tak dbasz o tego Jacksona? Spodobał ci się?
- Ty pilnuj, żeby tobie się nie spodobał!
- Nie martw się. Mam na oku twojego brata.
- Tylko spróbuj!
- To wtedy co, poskarżysz się do mamusi?
Nie wytrzymałam. W środku cala kipiałam ze złości. Zatraciłam się na chwilę i … Zaczęła płonąć szata Victorii. Biedna, nie wiedziała co się dzieję. Dobrze jej tak, złodziejka chłopaków - pomyślałam. Na szczęcie był ze mną Jackson, więc mógł potwierdzić, że nawet nie wyciągnęłam różdżki. Bez słowa ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do pokoju i od razu usłyszeliśmy krzyki Sary i Penelopy.
- Dziewczyny! Przestańcie! - krzyknęłam, gdy od razu weszłam do sypialni. - Macie gościa.
- Och, Jackson! Cześć. - pisnęła Penelopa.
- Cześć. - powiedział. - Witaj Saro!
Jackson podszedł do Sary i zaczęli się całować. Widziałam jak Penelopa robi się czerwona z zazdrości. Bez słowa wyszłam z pokoju, bo nie chciałam uczestniczyć w kolejnej kłótni.
Jackson Ward

Penelopa Krum
Sarita Linares

piątek, 13 lipca 2012

Rozdział 29


Przez następne tygodnie próbowałam zapanować nad moją zdolnością. Harriet i Julia pomagały mi jak tylko mogły. Po lekcjach spotykałyśmy się w opuszczonej chatce na skraju parku, abym niczego w szkole nie zniszczyła. Parę razy udało mi się wzniecić ogień, kiedy chciałam, ale na bardzo krótko. Nawet Artur, gdy się dowiedział o mojej mocy, przychodził popatrzeć jak sobie radzę. Jego obecność wpływała na mnie pozytywnie, bo od chwili kiedy przychodził na moje próby, coraz więcej mi się udawało. Dzięki ćwiczeniom z Julią i Harriet już pod koniec roku szkolnego 90% moich prób wzniecenia ognia odnosiło sukcesy i kiedy byłam zła nie podpalałam niczego obok siebie. Po powrocie na wakacje do domu pochwaliłam się rodzicom moją zdolnością.
- Kochanie, to wspaniale. - powiedziała mama.
- A wy macie jakieś zdolności? - spytałam.
- Tak, nie mówiliśmy ci o tym aby cię nie wystraszyć. Ja potrafię wpływać na uczucia ludzi. - powiedział tata.
- To by się zgadzało. Bo zawsze kiedy się kłócicie, mama daje za wygraną i mówi, żebyś więcej tego nie robił - powiedziałam - a ty mamo?
- Zdolność wytwarzania tarczy fizycznej i psychicznej.
- A ktoś jeszcze z naszej rodziny ma jakieś moce?
- Harvey patrzy w przyszłość a Thomas panuje nad żywiołem wody.
- Tylko tyle? Nikt więcej? - spytałam.
- Tak, tylko nasza piątka ma moce. Może twój braciszek będzie miał jakąś moc?
- Może tak, wtedy nie byłabym taka samotna.
- Nie jesteś, masz nas. I jakby co to możesz pogadać z Thomasem lub Harveyem. - powiedział tata.
- A mogę zaprosić któregoś z nich na wakacje?
- Tak, zadzwoń do któregoś, niech przyjeżdża. - odrzekła mama.
Podbiegłam do telefonu i wykręciłam numer do Thomasa. Po kilku minutach skończyłam rozmowę. Thomas nie przyjedzie, jest we Włoszech. Zadzwoniłam do Harveya.
- Cześć Harvey!
- Cześć. Co tam u ciebie, Andromedo?
- Dobrze, mam pytanie. Wpadłbyś do mnie na wakacje?
- Chętnie. Na jak długo? - spytał.
- Może tak na miesiąc. Mógłbyś przyjechać w sobotę?
- Jasne. A o co chodzi?
- Powiem ci jak będziesz u mnie.

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 28


Nadszedł maj. Najbardziej znienawidzony miesiąc przez uczniów naszej szkoły. To właśnie wtedy każdy nauczyciel przeprowadza testy na koniec klasy. Wstałam wcześnie rano, aby przygotować się do testu. Julia i Harriet najwyraźniej nie mogły spać, bo tylko gdy wstałam z łóżka i wzięłam książki, zrobiły to samo. Nadeszła ósma i poszłyśmy na śniadanie. Byłam tak przejęta tymi testami, że przez całe śniadanie nie zjadłam nic oprócz jakiejś małej porcji surówki. Harriet - najmądrzejsza osoba jaką znałam - zdawała się nie przejmować tymi testami. Ona co roku dostaje najlepsze oceny z całego rocznika. Do tej pory nie mogę pojąć jak ona radzi sobie z tą nauką. Gdybym uczyła się tyle co ona, już dawno wyładowałabym w szpitalu. Nagle do naszego stołu podszedł Artur:
- I jak tam przed testami? Zdenerwowane?
- No trudno, żebyśmy nie były. Musimy to zaliczyć. Inaczej wypad ze szkoły - powiedziałam.
- Nie przejmuj się, na pewno sobie poradzisz. A ty siostra, nie zrób mi wstydu!
- To ty nie zrób mi i nie dostań samych T.
- Jakby co to ściągajcie od Harriet.
- Bardzo śmieszne, Artur. - powiedziała Harriet.
Po śniadaniu poszliśmy na górę, aby jeszcze trochę się przygotować. Gdy nadeszła dziewiąta, poszłyśmy pod salę. Przed wejściem na ”salę śmierci” (tak nazywamy sale, w której odbywają się wszystkie testy) każdy jest dokładnie sprawdzany, czy przypadkiem nie przemycił czegoś, co mogłoby pomóc w napisaniu sprawdzianu i zabiera mu się różdżkę. Kiedy każdy był już na swoim miejscu, zaczęliśmy pisać. Po upływie piętnastu minut zauważyłam, że jakiś głupek siedzący obok mnie zaczął do mnie zaglądać i spisywać wszystko co miałam na karcie. Próbowałam za wszelką cenę zasłonić mój test, ale nie wiem jakim cudem, on zawsze zauważył odpowiedź. Kiedy jego zachowanie naprawdę mnie wkurzyło, powiedziałam o wszystkim nauczycielowi, który nas piłował. Jednak on kazał tylko przestać mu ściągać. Każdy normalny profesor wyrzuciłby go za drzwi i nie pozwolił poprawić testu, tylko od razu wstawił T. I wtedy sobie przypomniałam, że ten głupek ściągający ode mnie to Tracy Primmen, syn przyjaciela dyrektorki. To dlatego nauczyciel zaklęć, nie zwrócił uwagi na naganne zachowanie tego chłopaka. Po dziesięciu minutach Tracy znowu zaczął do mnie zaglądać. Wkurzyło mnie to bardzo. Gdybym tylko miała różdżkę walnęłabym w niego jakimś zaklęciem. I nagle, trzask. Kartka Primmena stanęła w płomieniach. Biedny chłopak nie wiedział co się dzieje. Zanim się zorientował w sytuacji, zaczęła mu się palić szata. Profesor Kettle podbiegł do niego i zgasił płomienie. Zawołał profesora Kravchenko stojącego pod klasą i poprosił o to, aby nas popilnował, a sam poszedł z Tracym do Wieży szpitalnej. Julia i Harriet popatrzyły na mnie z przerażeniem. Czyżby uważały, że to wznieciłam ogień? To nie możliwe, przecież nie mam różdżki.



Kiedy wracałyśmy do pokoju zagadnęła do mnie Harriet:
- Czy to ty rozpaliłaś ten ogień?
- Niby jak, zabrali mi różdżkę. - powiedziałam.
- Chodźcie na chwilę do biblioteki. - rzekła Harriet i skierowała się w stronę wieży północnej. Gdy byłyśmy na miejscu Flingrow wzięła do ręki jakąś książkę i zaczęła ją dokładnie przeszukiwać. Nagle powiedziała:
- Wiedziałam. Spójrzcie. - i wskazała na jakieś hasło encyklopedyczne. Julia przeczytała na głos:
Pirokineza (z gr. pur - ogień, błyskawica oraz kínesis - ruch) -umiejętność wzniecania ognia siłą woli. W niektórych przypadkach mówi się o pełnej kontroli nad płomieniami (np. temperatura, ukierunkowanie, moc itp.) lub nieświadomym użyciu zdolności (m.in. tzw. "ludzkie pochodnie"), a także umiejętności podnoszenia temperatury w danym pomieszczeniu lub skupieniu ciepła na przedmiocie.
- Nie sądzicie chyba, że ja mam zdolność pirokinezy? To nie możliwe, wiedziałabym o tym.
- Czy ty nie widzisz co tu jest napisane! Nieświadomym użyciu zdolności! - powiedziała Harriet.
- Może musisz nad tym umieć zapanować. - dodała Julia. - Gdybyś to potrafiła, byłabyś pierwszą z nas, która odkryła swoją moc!
- Jak to? O co wam chodzi? - spytałam.
- Ty o niczym nie wiesz. No więc, miedzy czternastym a siedemnastym rokiem życia czarodzieja, ujawniają się pewne moce. Np., takie jak zdolność lewitacji bez użycia różdżki, czytanie w myślach i tak jak u ciebie, Pirokineza. - mówiła Harriet. - Nie każdy czarodziej tak ma. Jest niewielu, którzy mają ukryte moce. Później, kiedy jest się starszym mogą ujawnić się jeszcze inne zdolności. Znane są przypadki, że moc ujawniła się dopiero po drastycznym wydarzeniu zaistniałym w życiu.
- Tak jak u Merlina - przerwałam Harriet - dopiero, gdy stracił zdolność widzenia, otrzymał wewnętrzny wzrok.
- Dokładnie. Widzisz może to jest twoją magiczną zdolnością. Gdy się wkurzyłaś, to karta stanęła w płomieniach. Gdy będziesz zła, będzie się tak działo. Musisz zapanować nad tym, aby móc jej używać kiedy zechcesz.

niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 27



Nadszedł dzień 7 kwietnia. Na każdej lekcji uczniowie zastanawiali się, kto z nich pojedzie do Akademii Magii. Kiedy po skończonych lekcjach szłam do pokoju wspólnego, zobaczyłam zastępcę dyrektora - Victora Nephew, nauczyciela Numerologii. W ręce niósł kartkę. Podszedł do tablicy ogłoszeń i zawiesił ją na niej. Z daleka przeczytałam tytuł ogłoszenia Losowanie Uczniów. Pobiegłam do pokoju i powiedziałam wszystkim o ogłoszeniu. Wśród uczniów zauważyłam Julię i Harriet. Razem pobiegłyśmy na dół. Harriet przecisnęła się pomiędzy grupą uczniów i przeczytała:



W dniu dzisiejszym, 7 kwietnia, odbyło się losowanie uczniów na „wymianę”. Obok nazwisk widnieją imiona osób z AM, które przyjadą na miejsce wylosowanych. 

Klasa pierwsza                  Uczniowie z AM                   
Melinda Black                   Louis Halt
Thomas Badneen              Bruce Plen
Olivia Falen                     Agnes Buggy
Luisa Riddel                    Beryl Fragile                  
Tony Heart                      Anna Louis

Klasa druga
Abigail Longriver          Alberta Joint
Carrie Pun                    Tracy Store
Terry Street                  Cora Scrath
Rick Leave                   Stuart Numeral
Carla Refill                 Garry Hammer

Klasa trzecia
Sylvester Pun                Montague Perfect
Adele Outline               Marrion Coward
Richard Leash             Gladys Dunnel
Valentine Stolen          Herbert Manual
Keith Night                 Edgar Frame

Klasa czwarta 
Howard Urban           Vance Crease
Miles Turnpike          Velma Cover
Mabel Tuxendo          Stela Fetal 
Hazel Cradle             Pamela Insult
Linda Fertile             Albert Watt 

Klasa piąta
Julia Rover                Sarita Linares
Rogger Longriver     Leland Woddy
Leslie Charcoal        Joyce Thing
Harriet Flingrow     Penelopa Krum
Kevin Filling            Letitia Screw               

Klasa szósta
Gloria Bone              Isabell Linares 
Frank Debt               Larry Symbolize 
Nicholas Rapture     Elmer Fervour  
Artur Rover             Jackson Ward
Maxwell Permit       Jessica Linares

Wylosowani uczniowie proszeni są o zgłoszenie się do dyrekcji w dniu 8 kwietnia.




Tydzień później wyjechałam do domu na święta. Byłam nieco zmartwiona tym, że we wrześniu nie zobaczę Julii, Harriet, Roggera ani Artura. Kiedy leżałam w łóżku, dobiegły mnie krzyki mamy. Zbiegłam na dół. Zobaczyłam tatę pakującego jej torbę. Na łóżku siedziała mama cała blada, co chwilę krzycząc. Zrozumiałam co się dzieje. Podeszłam do taty.
- Mam jechać z wami?
- Nie, zostań w domu. Jak wszystko dobrze pójdzie wrócę nad ranem. - powiedział tata. Podszedł do mamy i złapał ją za rękę. Zaprowadził ją do samochodu i wrócił na górę po torbę.
- Tylko nikomu nie otwieraj, jasne?
- Tak tato. Lepiej już jedzcie.
Ojciec wrócił nad ranem. Z zachwytem pokazał mi zdjęcie mojego brata. Jak dla mnie był on wrzeszczącym bachorem, którym trzeba opiekować się dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale mój tata był zadowolony, że w końcu ma syna. Mama pewnie też nie mogła się go doczekać. Razem z ojcem wymyśliła już dla niego imiona. Nie wiedzieć dlaczego, moi rodzice także jemu nadali aż trzy - Benjamin Eric Rupert.



Po powrocie do szkoły, gdy tylko powiedziałam Julii a narodzinach mojego brata, cały czas mówiła jak to świetnie jest mieć rodzeństwo. Że zawsze ma się z kim pogadać, że nie jest się samotnym. Fajnie, tylko przez jakieś dziesięć lat, nie będę mogła z tym bachorem pogadać na poważne tematy. Za to zawsze, gdy po ciężkim roku pracy w szkole, wrócę do domu, nie będę mogła zasnąć, bo zapewne będzie wrzeszczał całą noc. Jeśli to jest wizja moich kolejnych lat, to ja dziękuję za taką przyszłość.




Benjamin Eric Rupert

sobota, 7 lipca 2012

Rozdział 26


- Jak dobrze, że nic ci nie jest. - powiedziała Julia, kiedy tylko zobaczyła mnie szkolnym korytarzu. - Nie mogłam cię odwiedzić, ale Artur dotarł?
- Tak, został ze mną do wyjazdu do szkoły.
- I co pogodziliście się? - spytała Julia.
- Tak. Co się stało? - powiedziałam i popatrzyłam w kierunku grupki ludzi z zaciekawieniem czytających ogłoszenie na tablicy. Podeszłyśmy do uczniów. Julia przeczytała na głos widniejące ogłoszenie:


Drodzy uczniowie!
Dyrekcja Szkoły Magii i Czarodziejstwa Owlneed postanowiła wysłać uczniów na ”wymianę” do Akademii Magii. Z klas od pierwszej do szóstej zostanie wylosowanych po pięcioro uczniów, którzy we wrześniu pojadą do Akademii Magii. Dyrekcja AM na ich miejsce przyśle uczniów uczących się w tamtejszej szkole. Losowanie odbędzie się dnia 7 kwietnia.


- Świetnie - pisnęła Julia. - Oby mnie wylosowali.
- Zostawisz mnie tutaj samą?
- Nie, może ciebie też wylosują. - powiedziała.

wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 25


Gdy się obudziłam zobaczyłam nad sobą twarz Artura. Leżałam u siebie w łóżku. Nie było słychać krzyków ani wrzasków, więc zapewne moja rodzina zdążyła się wynieść. Ucieszyło mnie to. Zwłaszcza, że mogłam cierpieć w ciszy. Spojrzałam na moje lewe ramię. Przeszywał je nieznośny ból. Pewnie skórę mam rozciętą do mięśni. Podniosłam się, aby sprawdzić czy jeszcze coś oprócz mojej ręki ucierpiało. Odkryłam koc i zaczęłam oglądać moje nogi. Całe w zadrapaniach i gdzieniegdzie było widać siniaki. To teraz wiem jak czuł się Artur, gdy go pobili. Nagle przypomniałam sobie o jego obecności. Spojrzałam w jego kierunku. Uśmiechnął się do mnie i powiedział:
- Witaj, dobrze, że się obudziłaś.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytałam.
- Przyjechałem najszybciej jak mogłem. Julia dostała telefon od twojej mamy.
- A gdzie Bryan?
- U siebie w domu. Wypoczywa. W końcu niósł cię przez zaspy i to z krwawiącą nogą.
- Co? Ale co się stało?
- Bryan nic nie powiedział, oprócz tego, że ktoś was zaatakował. Może gdybym wtedy był z tobą nic by się nie stało. - powiedział Artur i natychmiast opuścił wzrok na podłogę.
- Niby miałeś tu się wziąć? Przecież są ferie. - odrzekłam, aby nieco upewnić Rovera, że to nie jest jego wina, to co się stało.
- Gdyby nie moja głupota, gdybym widział to co widzę teraz nigdy by do tego nie doszło.
I nagle przypomniałam sobie, że już nie jestem z Arturem. I jak bardzo mnie zranił. Ale mimo tego, że go odtrąciłam on tutaj przyjechał. Dlaczego? Bo mnie kochał? Nie, na pewno nie. Nie kocha mnie, uświadomiłam to sobie wtedy, gdy wyznał, że miał inną dziewczynę.
- Andromedo, proszę cię jeszcze raz wybacz mi.
- Niby dlaczego? - spytałam z ironią.
- Ile razy mam ci jeszcze to powtarzać? Bo cię kocham. Bo nie chcę cię stracić. - powiedział - Więc wybaczysz mi?
- Wybaczam ci. - powiedziałam i rzuciłam się Arturowi na szyję. Ściskałam go najmocniej jak tylko mogłam. Nie chciałam go znowu stracić. Nagle Artur odsunął mnie od siebie i położył na łóżku. Podszedł do biurka i wziął apteczkę. Spojrzałam na swoje ramię. Przez bandaż przesiąkła krew.