czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 42


Pewnie pomyślicie, że pewnie fajnie jest mieć nową współlokatorkę. Jednak dla mnie to nie było fajne. Odkąd Victoria zwędziła mi chłopaka, na każdą nową patrzyłam wilkiem, jak na potencjalną konkurentkę. Na szczęście, zarówno Julia jak i Harriet zauważyły, że nie bawi mnie opieka na Patricią i czasami zajmowały się nową, a ja wtedy miałam czas na spotkania z Arturem. Był akurat piękny sobotni październikowy poranek. Julia z Roggerem poszli do Needsee a Harriet wybrała się z nową i Kevinem do biblioteki. Spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Zauważyłam wolną ławkę i pociągnęłam Artura w jej kierunku. Usiedliśmy i od razu zaczęłam rozmowę.
- Jak tam było w AM? Bo ostatnio nie za często mogliśmy rozmawiać.
- Całkiem, całkiem. Szkoda, że nie było tak ciebie. - powiedział Artur i uśmiechnął się do mnie.
- Julia mówiła, że coś się stało.
- Niby co mogło się wydarzyć?
- No nie wiem, ty mi powiedz.
- Co ci ta Julia nagadała? - spytał oburzony. - Muszę z nią poważnie porozmawiać.
- Nic mi nie nagadała. Ale mówiła, że ty nie chciałeś im o czymś powiedzieć.
- Nic się nie wydarzyło. - powiedział ze złością.
- Mi przecież możesz powiedzieć. Czy chodzi o twoją moc? - spytałam i złapałam go za rękę.
- Skąd o tym wiesz?
- Domyśliłam się. Możemy porozmawiać. Przecież wiesz, że cię kocham i że mi możesz powiedzieć wszystko. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie, jakby wątpił czy to co powiedziałam, jest prawdą.  Uśmiechnęłam się, aby go nieco uspokoić.
- Dobrze. - powiedział - Naprawdę odkryłem swoją moc. Tylko ja nie potrafię nad nią zapanować!
Wiedziałam co czuł Artur. Miałam to samo. Wątpliwości, czy na pewno zdołam unieść ciężar bardzo rzadkiej mocy.
- Spokojnie. Powiedz tylko jaka masz zdolność, a ja ci pomogę, tak jak ty pomogłeś mnie.
- Kiedy się zezłoszczę wokół z ziemi tryska woda. Bez użycia różdżki mogę wyczarować strumień. Raz kiedy chciałem kogoś pobić w mojej ręce pojawiła się jakby kula z wody.
- Hmm… Nie wiem jak to dokładnie się nazywa. Jeśli chcesz możemy  zapytać się Harriet, ona jest teraz w bibliotece.
- Dobrze, więc idziemy.




- Kiedy szukałam mocy Andromedy, napotkałam takie hasło jak Hydrokineza, zaraz jej poszukam. - powiedziała Harriet i ściągnęła z półki książkę zatytułowaną „Moce”. Położyła ją na stoliku i zaczęła przewracać strony. Minęło kilka minut zanim znalazła to, czego szukała.
- Mam. - powiedziała - Hydrokineza - bardzo potężna moc polegająca na kontrolowaniu mocy żywiołu wody. Ta moc pozwala: tworzyć kule wody, które więzią ofiarę dopóki stworzyciel jej nie uwolni, tworzyć burze i naginać żywioł wody, kontrolować strumienie wody i z cząsteczek pary unoszącej się w powietrzu tworzyć ją. Zdolność Hydrokinezy jest bardzo rzadkim zjawiskiem. Do 1900 roku zanotowano tylko dziesięć osób z całego świata posiadających tę zdolność. 
 - Zupełnie tak jak z mocą Andromedy, bardzo rzadka i bardzo niebezpieczna. - powiedział Artur.
- Proszę bardzo, ogień i woda. Przeciwieństwa się przyciągają. - stwierdziła Harriet. - Wy to macie szczęście. Macie bardzo rzadkie moce, a ja nie mam żadnej.
- Harriet, na pewno odkryjesz swoją moc i będzie ona najfajniejsza ze wszystkich. A jeśli nie, to przecież już masz dar. Jesteś najmądrzejszą i najzdolniejszą osobą jaką znam. - powiedziałam do Harriet i ją przytuliłam.
- Dzięki. - szepnęła.



- To dobrze, że Artur ci się zwierzył. W końcu mogę być o niego spokojna. - powiedziała Julia, po tym jak poinformowałam ją o mojej rozmowie z jej bratem. - Przynajmniej tyle dobrego z tego wyjazdu.
- A tak w ogóle to coś wiadomo na temat pani Halley? - spytałam.
- Nikt nic nie mówi. Nikt nic nie wie. Każdy boi się, że może być następny.
- I my mamy być spokojni? Powinni nam coś powiedzieć. Chyba, że sami się boją lub nie wiedzą co to jest. - powiedziałam.
- A ty się nie boisz? Rodzice pisali do mnie. Zastanawiają się czy powinniśmy tu być z Arturem.
- Chcą was zabrać ze szkoły? Ja tego nie przeżyję!
- Nie wiem, ale pisali, że jeśli to się powtórzy to możemy się pakować do domu. A tak w ogóle dostałaś list, leży pod poduszką. - Julia skinęła głową w kierunku mojego łóżka. Podeszłam do niego i podniosłam poduszkę. Pod nią leżał list.
Andromeda Seam
Szkoła Magii I Czarodziejstwa Owlneed


Droga Andromedo!

   Chciałabym dowiedzieć się czy sprawa morderstwa waszej pani profesor została wyjaśniona. Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek od naszej dyrekcji, ale profesor Middwey od dłuższego czasu nie kontaktuje się z naszym dyrektorem. Jeśli wiesz cokolwiek proszę abyś do mnie napisała. 
   Tak poza tym, to jest mi bardzo przykro, że tak szybko musiałam opuścić Owlneed. Wprawdzie i tak miałam głupią współlokatorkę (nie mówię o tobie.), ale było fajnie, nie tak jak teraz gdy Penelopa, znowu wróciła do swojej najgorszej osobowości. Mam nadzieję, że kiedyś się ponownie zobaczymy. Chciałabym poznać cię z moimi koleżankami, na pewno byście się polubiły. 
   Masz pozdrowienia od Isabell i Jacksona. 


                                                                                     Sara

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 41

Podczas drogi powrotnej do Owlneed opowiedziałam wszystkim o tym co się stało. Byli zszokowani tym, że w naszej, spokojnej dotąd szkole, popełniono morderstwo.

- Ale kto niby mógł to zrobić? - spytała roztrzęsiona Julia.
- Nie mam zielonego pojęcia. - powiedziałam. -Nie wiem nawet kiedy dokładnie to się stało. Dzień przed tym wypadkiem pani Talley znikła. Wszyscy myśleli, że zachorowała, albo coś, a potem to.
- I pomyśleć, że to się stało w Owlneed. Przecież tam nie ma nic groźnego.
- No, jasne nie licząc wściekłego gryfa, to chyba jest bezpiecznie. - zażartował Rogger.
- Chyba, że dyrekcja coś przed nami ukrywa. - mówiła Harriet. - Może tylko nam się wydaje, że jest bezpiecznie.
- No co ty? Myślisz, że pani Middwey byłaby zdolna kłamać?
- Może musi. Może ktoś ją do tego zmusza? - powiedziała Harriet.
- Mówisz straszne rzeczy. Dobra, koniec. Powiedzcie co tam u was? - przerwałam rozmowę. - Co się ciekawego wydarzyło w AM?
- Dobrze, że pytasz. Julia ma coś do powiedzenia. - rzekł Rogger. - No powiedz jej.
- No więc, odkryłam swoją moc.
- Julia! To wspaniale! Więc jaką masz?
- Spowalnianie molekularne.
- Co?
- Pokaże ci. Kto na ochotnika?
Rogger podniósł rękę. Staną przed Julią i zaczął wykonywać jakieś dziwne ruchy. Julia wstała i stała przez chwilę skupiona. Uniosła ręce na wysokość klatki piersiowej i rozłożyła palce. Rogger zastygł. Nie poruszał się. Ze zdumienia wstałam z siedzenia i podeszłam do niego. Szturchnęłam go i nic. Rogger nadal stał bez ruchu.
- A więc, jakby zamrażasz ludzi, tak? - spytałam.
- Nie tylko. Mogę zamrozić wszystko. Ale tylko na jakiś czas. - powiedziała Julia i w tym momencie Rogger znów ożył.
- Fajna ta moc. Nie taka beznadziejna jak moja. - stwierdziłam.
- Nie mów tak. Pirokineza jest rzadką mocą. Znam tylko kilku sławnych czarodziei, którzy ją posiadali, w tym również ty. - pocieszyła mnie Harriet.
- Jeszcze jakieś nowości? - spytałam.
- Chyba tak, ale nie jesteśmy pewni.
- O co chodzi?
- Artur chyba też odkrył swoją moc. - powiedziała Julia - Ale nie chce nam powiedzieć czy to prawda.
- Tobie chyba o tym powie.



Szłam razem z Arturem na górę do sypialni, gdy zatrzymała mnie pani Gwendolyn Pride - tutorka mojego roku.
- Panno Seam. Proszę niech panna pójdzie ze mną. Pan Rover sobie poradzi. - powiedziała i poszła w kierunku swojego gabinetu.
- Idź, zaraz do ciebie dołączę. - powiedziałam do Artura i poszłam za nią.
- Pani profesor, czy ja coś zrobiłam nie tak? - spytałam.
- Nie, tylko masz się kimś zaopiekować.
Zaopiekować? Niby kim miałabym się zaopiekować?
Po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Pani Pride weszła do gabinetu i zaprosiła mnie do środka. W środku siedziała jasnowłosa dziewczyna, na moje oko miała tyle lat co ja.
- Seam, to jest Patricia Eber. Będzie twoją współlokatorką do końca tego roku wspólnego. - powiedziała pani profesor. - Zaprowadź ją do waszej sypialni i oprowadź po szkole.
- Dobrze pani profesor. - odpowiedziałam i zwróciłam się do nowej:
- Chodźmy.
Nowa wstała z krzesła i udała się za mną. Przez całą drogę do naszej sypialni milczałyśmy. U drzwi do pokoju wspólnego spotkałam Artura.
- Cześć. Kto to jest? - spytał.
- Ach, tak. To jest nasza nowa współlokatorka. Patricia.
- Hej. Jestem Artur. Witamy w Owlneed.
- Poczekaj chwilkę na mnie. Zaraz wyjdę, tylko ją zaprowadzę do sypialni. - powiedziałam i pocałowałam Artura.
Weszłam z nową do pokoju wspólnego i od razu siedzący tam uczniowie zaczęli się wypytywać kto to jest.
- Ona jest nowa uczennicą Owlneed. Będzie tu przez rok.
- Szkoda, że tylko przez rok. Chętnie bym ją poznał bliżej. - odezwał się Travis - szkolny podrywacz.
- Z tego co wiem już masz dziewczynę. - powiedziałam.
- To da się zmienić, no nie Andromedo?
Nie chciałam dłużej go słychać więc poszłam na górę. Wparowałam do pokoju i już chciałam zacząć wrzeszczeć, ale zorientowałam się że za mną idzie Patricia.
- Julia, Harriet, mamy nową koleżankę. To jest Patricia. Będzie mieszkać z nami do końca tego roku. - powiedziałam do dziewczyn.
- Hej, ja jestem Harriet.
- A ja Julia. Miło cię poznać.
- Dobra, to będzie twoje łóżko. - wskazałam na to, na którym spała Victoria, stojące obok części pokoju Harriet.
- Dzięki. - powiedziała nowa i podeszła do swojego łóżka. Położyła na nim bagaże i zaczęła się rozpakowywać.
Zapowiada się beznadziejny rok szkolny. - pomyślałam - Dlaczego przydzielili ją akurat do nas? Nie mam zamiaru jej niańczyć.




Patricia
Julia
Harriet

Rogger
Artur
Ja

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 40


Dyrekcja Owlneed błyskawicznie powiadomiła AM o wcześniejszym powrocie ich uczniów. Opiekun każdego roku wybrał jedną osobę, która pojedzie po swoich kolegów z roku do AM. Wypadło na mnie. Następnego dnia wstałyśmy wcześnie rano aby jeszcze sprawdzić czy Sara wszystko zabrała. Pociąg wyjeżdżał o 6.30, więc około godziny szóstej musiałyśmy być gotowe. Penelopa biegała po całym pokoju nie mogąc znaleźć swojej kosmetyczki a my obserwowałyśmy jej dramatyczne poszukiwania. Oczywiście za zniknięciem cennej rzeczy Penelopy stałam ja. W końcu Penelopa (nie wiem jakim cudem, skoro rzuciłam zaklęcie niewidzialności) znalazła swój skarb. Na zegarze dochodziła szósta, więc wyszłyśmy z sypialni. Udałam się do sypialni chłopaków z AM, żeby sprawdzić czy są gotowi. Gdy weszłam do ich pokoju siedzieli na łóżkach i czekali na moje przyjście. Kiedy mnie zobaczyli zabrali swoje bagaże i zeszli na dół. W pokoju wspólnym czekała na mnie jeszcze jedna uczennica z AM. Sprawdziłam czy są wszyscy i następnie zeszliśmy schodami na dół gdzie czekała trzecia i czwarta klasa z opiekunem. Kiedy zebrały się wszystkie klasy udaliśmy się na przystanek.
- No dzieciarnia! Do mnie! - krzyczał stojący pod pociągiem profesor Kravchenko. - Uwaga! Do pierwszego wagonu pakuje się klasa druga! Do drugiego trzecia! Do trzeciego czwarta! No, na co czekacie do wagonów!
- Słyszeliście profesora! Do wagonu klasa czwarta! - powiedział jakiś opiekun.
- Dobra. Teraz klasy piąte do czwartego wagonu! - powiedział Kravchenko i nasza grupa ruszyła do wagonu numer 4. Pociąg ruszył, gdy wszyscy byli w środku. Jakieś dziesięć minut po starcie, do naszego wagonu wszedł profesor Kravchenko.
- Seam, melduj! - powiedział do mnie.
Wstałam z miejsca i podeszłam do profesora.
- Klasa piąta Akademii Magii: Sarita Linares, Penelopa Krum, Leland Woddy, Joyce Thing, Letitia Screw. Wszyscy uczniowie obecni.
- Dobrze. Nie rozrabiać za bardzo. Za jakieś siedem godzin będziemy na miejscu. - powiedział i poszedł do następnego wagonu.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Nie mogłam się doczekać spotkania z Julią, Roggerem i Harriet. Ale najbardziej chciałam w końcu zobaczyć się z Arturem. Około godziny dwunastej byliśmy na miejscu. Kiedy wyszłam z wagonu moim oczom ukazała się Akademia Magii - wysoki mające może z pięć pięter zamek otoczony parkiem. Akademia w niczym nie przypominała naszej szkoły. Obok szkoły znajdowało się małe miasteczko (nazwy nie zapamiętałam) z wszelakimi rodzajami sklepów.
- Żegnaj Andromedo. - zwróciła się do mnie Sara. - Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Żegnaj Saro. Będziesz do mnie pisać?
- Oczywiście, że tak. Kiedy zechcesz. - powiedziała i poszła w kierunku szkoły.
Po chwili zauważyłam Jacksona idącego w moją stronę. Ruszyłam w jego kierunku.
- Fajną macie tą szkołę. Taka wielka. - powiedziałam do Jacksona.
- No, wiesz jak tu jest fajnie. Może kiedyś wpadniesz? Bo coś mi mówi, że Sara z Penelopą się nadal nienawidzą.
- Zobaczymy. Jakby nadal się biły, chociaż powinieneś być zadowolony że się dziewczyny o ciebie biją, to idź do Isabell. Ona na pewno ci pomoże.
- Na pewno tak zrobię. Do zobaczenia kiedyś.
- Do zobaczenia. Lepiej już idź bo Sara pomyśli, że do ciebie zarywam.
Jackson się uśmiechnął i popędził w kierunku czekającej na niego Sary. Gdy wszyscy uczniowie AM udali się do szkoły na przystanku zostali tylko opiekunowie. Czekaliśmy jakieś dziesięć minut na przyjście naszych. W końcu ujrzeliśmy profesora Kravchenko prowadzącego uczniów Owlneed. W tłumie szukałam moich przyjaciół. W końcu ujrzałam Julię z Roggerem i Harriet z Kevinem. W ostatnim rzędzie szedł Artur. Kiedy Kravchenko powiedział wszystkim gdzie mają się udać, popędziłam w stronę Julii, Roggera i Harriet. Wyściskałam każdego z osobna.
- Jejku, jak dobrze was widzieć! I jak tam było? - spytałam.
- Świetnie. Fajni nauczyciele, fajne lekcje. - powiedziała Harriet.
- Ale nie aż tak dobrze jak w naszym Owlneed. - dodał Rogger. - Dobrze, że to akurat ciebie wybrali, żebyś po nas przyjechała.
- Stęskniłam się za wami.
- Ale nie aż tak bardzo jak ze Arturem. - rzekła Julia. - A tak w ogóle to dlaczego nie przyszedł się z tobą przywitać?
- Musimy udać się od razu do przydzielonego nam wagonu, nie możemy nigdzie łazić. To dlatego nie przyszedł.
- Chodźmy lepiej do wagonu, bo owali nas Kravchenko - szepnął Rogger.
Weszliśmy do wagonu i zajęliśmy swoje miejsca. Czekaliśmy aż pociąg ruszy. Pięć minut po odjeździe do naszego wagonu wpadł Artur.
- Wybacz Andromedo, nie mogłem wcześniej. Kravchenko wszystkich sprawdzał. - powiedział Artur.
- Nic nie szkodzi. - odparłam i rzuciłam się Arturowi na szyję. - Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też. - szepnął i mnie pocałował.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 39


- Panna Seam chyba powinna się obudzić! Jest przecież na lekcji! - po całej Sali lekcyjnej rozległ się glos profesora Howarda Kettle - znienawidzonego przeze mnie nauczyciela zaklęć. Sara szturchnęła mnie i dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, że te słowa kierował do mnie.
- Ależ ja nie spałam. - powiedziałam z gniewem.
- Ach, tak. A więc pamiętasz co przed chwilą powiedziałem.
- Oczywiście, że tak. Powiedział pan Panna Seam chyba powinna się obudzić! Jest przecież na lekcji!
Cala klasa wybuchła śmiechem. Pan Kettle nie wyglądał na zadowolonego. Rzucił mi takie spojrzenie, że gdyby mógł zabijać wzrokiem na pewno byłabym jego ofiarą. Przez chwilę uciszał klasę a później zwrócił się do mnie:
- Widzę że panna Seam ma bardzo specyficzne poczucie humoru. Ale mina jej zrzednie kiedy będzie odrabiała szlaban w dniu jutrzejszym.
- Przykro mi to mówić, ale nie mogę odrabiać jutro szlabanu.
- Niby dlaczego? - spytał.
- Bo mam ciekawsze rzeczy do roboty. A poza tym nie kręcą mnie spotkania z nauczycielami. Nie uważa pan, że jest pan dla mnie za stary?
- Dość tego! Seam, przez następne dwa tygodnie masz szlaban. Widzę cię punktualnie o 17 w każdą sobotę! - powiedział ze złością.
- Patrzcie już sobie terminy zaklepuje!
- Wyjdź z klasy! Nie mam ochoty dłużej cię wysłuchiwać! Opiekunka twojego roku na pewno się zainteresuje twoim zachowaniem.
- Z nią tez się pan umawia?
- Wyjdź!
Wstałam z krzesła, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Biedne dzieci. Teraz na nich będzie się za mnie wyzywał. Siadłam na podłodze koło klasy i słuchałam jak wrzeszczy na innych. Po chwili z klasy wyszła Sara.
- Ciebie też wywalił?
- Ta. Nawet nie wiesz jak ja się lubię kłócić z nauczycielami. Mam taką nauczycielkę od eliksirów. Wredna baba. Zawsze od niej dostaję szlabany.
- Nieźle. To co? Chyba nie będziemy tu tak siedzieć.
- To gdzie idziemy? - spytała Sara.
- Nie wiem. Byle jak najdalej od tego gnojka.
Szłyśmy z Sarą do naszej sypialni. Kilkanaście minut później rozległ się dzwonek ogłaszający koniec zajęć. Ze wszystkich sal wybiegli uczniowie pędzący na obiad do Wielkiej Sali. Nagle po całej szkole rozległ się wrzask, dobiegający z dołu. Wymieniłyśmy z Sarą spojrzenia i pobiegłyśmy na dół. Schodziłyśmy po schodach i zauważyłyśmy grupkę uczniów zgromadzonych wokół kogoś. Podbiegłyśmy bliżej i przecisnęliśmy się pomiędzy uczniami. Na środku leżała nasza nauczycielka okultyzmu - Agnes Talley.
- Proszę mnie przepuścić! No już! - krzyczała przeciskająca się pomiędzy zgromadzonymi uczniami dyrektor Middwey z profesorem Kravchenko. Kiedy uczniowie ustąpili im z drogi podbiegła do leżącej nauczycielki i uklękła obok niej. Przyłożyła dwa palce do jej szyi i po chwili spojrzała w stronę profesora Kravchenko i pokręciła głową.
- No już, dzieciarnia! Do sypialni! Uczniowie z wymiany udadzą się do swoich pokoi i zaczną pakowanie! Wyjeżdżają jutro z Owlneed. - krzyknął Kravchenko. Uczniowie zaczęli się rozchodzić. Pociągnęłam Sarę za rękę i udałyśmy się w kierunku wieży południowej. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Weszłyśmy do sypialni i zobaczyłyśmy czekających na nas Harveya i Jacksona, nieświadomych tego co się stało. Powiedziałyśmy im o wszystkim. Chwilę później udali się do swojej sypialni.
- Co tak w ogóle się stało? - spytała roztrzęsiona Sara, kiedy pakowałyśmy ją do wyjazdu.
- Nie mam zielonego pojęcia. Nic takiego wcześniej się nie zdarzało. Przynajmniej nie jak ja tu się uczyłam.
- To straszne. Morderstwo i to w biały dzień! Wesoło macie w tej szkole.
- Nawet tak nie żartuj, to poważna sprawa!
- Ja nie żartuję. Oby wyjaśniło się to jak najszybciej.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 38


W dniu dyskoteki cały nasz pokój zawalony był ciuchami Sary i Penelopy. Kiedy wybiła dziewiętnasta były już gotowe, a ja dopiero zaczynałam przygotowania. Pół godziny później siedziałyśmy w pokoju czekając na przyjście chłopaków. Najpierw przyszedł Will z Jacksonem a później towarzysz Penelopy. Kiedy schodziliśmy na dół dołączył do nas Harvey z jakąś dziewczyną. O dwudziestej zaczęliśmy zabawę. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo brakuje mi Artura. W prawdzie miałam towarzystwo, ale doskwierała mi samotność, kiedy tylko widziałam Sarę z Jacksonem. Wyglądali na bardzo szczęśliwych. W tańcu tulili się do siebie jakby nie widzieli się z tysiąc lat. Dyskoteka minęła bardzo szybko. Jackson wyszedł wcześniej bo dostał jakąś wiadomość od rodziców, a Will źle się poczuł. Siedziałyśmy z Sarą w prawie pustej Sali. Wybiła trzecia więc postanowiłyśmy wrócić do pokoju. Szłyśmy same ciemnym korytarzem, gdy nagle Sara się zatrzymała i powiedziała:
- Cicho. Słyszysz te szepty?
Wytężyłam słuch i po chwili dobiegły mnie głosy dobiegające z ciemnego bocznego korytarza.
- Słyszę. Widzisz coś?
- Poczekaj. Użyję mocy aby sprawdzić czy ktoś tam jest.
Przez chwilę się nie odzywałam, aby nie przeszkadzać Sarze.
- Nie mogę sprawdzić co tam jest! Pomieszczenie musi być zablokowane zaklęciami. Sprawdźmy co tam jest.
Poszłyśmy w stronę dobiegających nas szeptów. W pewnej chwili na końcu korytarza ujrzałyśmy palącą się pochodnie. Podeszłyśmy bliżej i naszym oczom ukazała się kompletnie nieznana mi część zamku. Na ścianach wisiały podarte portrety, pod naszymi stopami leżał zdobiony zlotem dywan. Nieco dalej zauważyłam trzy wielkie wrota. Na jednych z nich widniał smok, na środkowych sowa, a na ostatnich hipogryf. Podeszłam do wrót ze smokiem i pociągnęłam za srebrną klamkę. Drzwi się otworzyły. Sara chciała otworzyć pozostałe drzwi, ale były zamknięte. Nawet zaklęcie otwierające nie podziałało. Weszłyśmy z Sarą do otwartego pomieszczenia. Ujrzałyśmy wielką pustą salę. Ściany były pozłacane. Na suficie namalowane były wszelkiego rodzaju magiczne stworzenia. Na środku wisiał wielki diamentowy żyrandol.
- Spójrz! Tam namalowany jest smok. - krzyknęła Sara i wskazała palcem na ścianę. Podeszłam bliżej, ale w tym miejscu nie ujrzałam nic, tylko pozłacane zdobienia.
- Tu nic nie ma. - zwróciłam się do niej.
- Jest! O tutaj! - Sara jeszcze raz pokazała miejsce na ścianie.
Spojrzałam jeszcze raz, ale niczego nie zauważyłam. Nagle zrozumiałam, dlaczego Sara widziała tu smoka. Każdy postrzega ten pokój inaczej.
- Sara co ty tu widzisz? - powiedziałam i pokazałam palcem na kryształ wystający ze ściany.
- Chimerę. A co?
- Znam ten pokój. Czytałam kiedyś o nim, ale nie sądziłam, że go odnajdę. Tam gdzie ty widzisz chimerę ja widzę kryształ wystający ze ściany. Każdy czarodziej widzi ten pokój po swojemu, inaczej.
- Ale jak to możliwe?
- Ten pokój tak jakby wyczuwa twoje uczucia i odzwierciedla je w swoim wystroju.
- Super! Ej, co to jest? - powiedziała Sara i pokazała w kierunku jakiegoś wielkiego przedmiotu przykrytego czerwonym materiałem. Bez chwili namysłu ruszyłyśmy w jego kierunku. Sara zdjęła płachtę i naszym oczom ukazało się wielkie lustro. Przez chwilę przyglądałyśmy się jemu w ciszy. Nagle zauważyłam, że na ramie widnieje jakiś napis. Pokazałam go Sarze.
- To chyba łacina. Spróbuję to przetłumaczyć.
- A potrafisz? - spytała Sara ze zdumieniem.
- Chyba tak. Przed przyjściem do Owlneed uczyłam się łaciny przez cztery lata.
Spróbowałam sobie przypomnieć co oznaczają poszczególne słowa. W końcu rozszyfrowałam tekst.
- Niezliczenie wielu trafiło do tej Sali
I tak jak ty przed tym lustrem stali,
Przed prawymi przyszłości sekrety ujawniło,
Przed złymi nawet jutrzejszy dzień zataiło.
Jeśliś gotów zajrzyj do lustra tego
I poznaj tajemnicę przeznaczenia swego.
- Co to może oznaczać? - spytała Sara.
- Jeśli przejrzysz się lustrze zobaczysz swoją przyszłość. Tylko musisz uważać. Jeśli masz nieczyste intencje, nawet jutro będzie dla ciebie nie pewne. - odpowiedziałam.
 - Dobra. Czyli ja mogę popatrzeć. - powiedziała Sara i stanęła przed lustrem. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Podeszła do mnie i nie odżywała się przez dłuższą chwilę. Zaciekawiło mnie co takiego zobaczyła w lustrze, ale postanowiłam jej o to nie pytać. Zastanawiałam się czy ja też powinnam zajrzeć do lustra. W moim umyśle toczyła się zacięta walka. Serce mówiło, żebym popatrzyła, przecież nie każdy może poznać swoją przyszłość. Ale rozum podpowiadał, żeby nie patrzeć, bo może lustro uzna, że nie mam czystych intencji. Jeszcze chwilę stałam zamyślona. Podjęłam decyzję. Postanowiłam, że zajrzę do lustra. Niepewnym krokiem podeszłam do zwierciadła i spojrzałam w swoje odbicie. Na początku niczego nie zauważyłam. Ale po chwili obraz zaczął zasnuwać się mgłą. Bardzo niewyraźnie widziałam swoje odbicie. Nagle za mną wybuchły płomienie. Zobaczyłam ludzi uciekających ze szkoły. Wśród nich był Artur. Trzymał mnie za rękę i próbował wyciągnąć z zamku. Ale ja byłam nieugięta. Pędziłam w głąb zamku, najwyraźniej chcąc kogoś uratować. Scena się zmieniła. Siedziałam razem z Arturem i dziećmi na kocu na łące. Nagle niebo przysłoniła ciemna chmura i pojawiła się ciemna postać snująca ku nam. Złapałam dzieci w objęcia i zaczęliśmy uciekać. Podałam małą dziewczynkę Arturowi, a sama wzięłam na ręce chłopczyka. Potknęłam się i upadłam na plecy. Przytuliłam do siebie mocno dziecko i po chwili wypuściłam je z rąk, aby mogło uciec. Przez chwilę stałam zszokowana tym co zobaczyłam w lustrze. Po chwili Sara pociągnęła mnie za rękę i wyszłyśmy z Sali. Kilka minut szłyśmy w milczeniu. Gdy byłyśmy na korytarzu głównym spytałam Sarę:
- Co widziałaś w lustrze?
- Zobaczyłam trzy dziewczynki. Stały na łące i uśmiechały się do mnie. Po chwili zobaczyłam kogoś z tyłu. To byłam ja. Przytulałam je. One były moimi córkami.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 37


Cała nasza trójka siedziała w pokoju wspólnym. Penelopa odrabiała lekcje, a ja i Sara rozmawiałyśmy. Przez całą rozmowę zastanawiałam się czy powiedzieć Sarze o tym dziwnym śnie, który miałam zeszłej nocy. Przecież nie znasz jej za dobrze, może uzna, że jesteś wariatką. - myślałam. Nie zdobyłam się na odwagę i nie powiedziałam jej o tym. W pewnej chwili do pokoju wbiegł Jackson. Usiadł obok Sary, pocałował ją w policzek, a ona usiadła mu na kolanach. Penelopa odwróciła się w naszą stronę i rzuciła zabójcze spojrzenie w stronę Sary, która zdała się to zignorować. Po chwili przemówił Jackson:
- Mam dla was wiadomość. - spojrzał na mnie i na Sarę. - Dyrekcja Owlneed organizuje dyskotekę.
- To świetnie. - powiedziała Sara. - A możesz nam powiedzieć, kiedy się odbędzie?
- Nie mogę, bo nie wiem. Podobno dzisiaj dyrektorka ogłosi to na zebraniu szkoły.
- Skąd wiesz? - spytałam.
- Harvey mi mówił.
- Czyli to prawda, Harvey przyjaźni się z tutorem jego roku, a on zaś jest w Radzie Uczniowskiej. Na tych zebraniach ustala się takie rzeczy.
- Miejmy nadzieję, że ta dyskoteka jest zaplanowana na czas kiedy my tu jesteśmy. - powiedziała Sara.
- O to się nie martw. Inaczej by nie robili dyskoteki. - zapewniłam.




- Jak widzę jesteście bardzo podekscytowani wiadomościami jakie dla was mam. - po całej Sali rozległ się głos profesor Middwey. Po tych słowach wszelkie rozmowy zanikły i każdy z uwagą słuchał dyrektorki.
- A więc, dyrekcja naszej szkoły postanowiła, że w dniu dziesiątego września, czyli pojutrze o godzinie 20.00 odbędzie się dyskoteka dla uczniów naszej szkoły, ale także dla uczniów z wymiany. Salę na dyskotekę ustroją klasy siódme. - po Sali przeszła fala głosów niezadowolenia. Dyrektorka uciszyła uczniów gestem ręki i mówiła dalej. Sara spojrzała na mnie z uśmiechem. Ona miała z kim iść. A ja zostałam sama. Zastanawiałam się czy ma to jakikolwiek sens by iść samemu. Rozmyślałam nad tym nawet w drodze powrotnej i nie zauważyłam kiedy dołączył do nas jakiś chłopak. Kiedy skończyłam rozmyślania spojrzałam na niego i rozpoznałam, że jest nim William Spotless - mój kolega z roku.
- O, cześć. Wybacz. Byłam zamyślona. - powiedziałam.
- Hej. Chciałem się ciebie coś zapytać. - odrzekł Will.
- O co chodzi?
- No bo… jest ta dyskoteka, no i Artur pojechał, a ty nie masz z kim iść, to pomyślałem, że cię zaproszę.
Zastanawiałam się co powiedzieć. Jeszcze niedawno narzekałam na brak towarzysza na dyskotekę, a on już się znalazł. Czy Artur by się za to nie obraził?
- Jasne, pójdę z tobą. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- To świetnie. Przyjdę po ciebie. - odrzekł i odszedł.
- Wygląda na to, że już masz towarzysza. - odezwała się Sara, kiedy byliśmy już pod drzwiami do pokoju wspólnego.- Tylko żeby nie stał się kimś więcej.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 36


- Andromedo, wstawaj. - usłyszałam nad sobą czyjś głos. Kiedy niechętnie otworzyłam oczy, ujrzałam nad sobą twarz Bryana. Podniosłam się i rozejrzałam się po pokoju. Było jeszcze ciemno. Przez okno przedzierało się blade światło księżyca. Spojrzałam na łóżko na którym spała Sara. Było puste. Penelopa też gdzieś znikła. 
- Chodź ze mną. - rozległ się szept Bryana.
Wstałam z łóżka i nałożyłam na siebie pelerynę. Stanęłam obok Bryana i zapytałam:
- Dokąd mam iść?
- Zobaczysz sama.
Ruszyliśmy w kierunku drzwi. Przeszliśmy przez pusty pokój wspólny i wyszliśmy na korytarz. Bryan zapalił pochodnię leżącą na podłodze. Kiedy światło rozświetliło mrok ujrzałam scenę jakby z filmu grozy. Na posadzce leżały ciała moich kolegów. Zakrwawione. Niektórzy mieli spalone szaty, niektórzy poodrywane części ciała. Nim zdołałam krzyknąć, Bryan zakrył mi usta ręką i szepną: 
- To twoje dzieło. Chodźmy.
Serce zaczęło mi śmiertelnie szybko bić. Mijaliśmy kolejne zbezczeszczone ciała lub ich części. Widok ten przyprawiał mnie o mdłości. Zachwiałam się i upadlałbym na podłogę, gdyby w ostatniej chwili nie złapał mnie Bryan. Szliśmy ciemnym korytarzem głównym. Co chwilę potykałam się o leżące u mych stóp ciała. Doszliśmy do głównych wrót szkoły. Bryan otworzył je na oścież. Moim oczom ukazał się plac szkolny. Ale nie taki jaki zapamiętałam. Na środku leżało kilka ciał, a wokół nich wybuchł ogień. Jedna z osób będących w środku palącego się kręgu uniosła głowę. Przez języki ognia starałam się dostrzec kto to jest. Jackson. Obok niego leżała Sara, nie poruszając się. Serce mi stanęło. Ruszyłam w kierunku płonącego kręgu. Tuż przy nim zatrzymał mnie Bryan.  Obią mnie w tali i pociągnął do tylu. Wrzeszczałam i starałam się wyrwać z jego uścisku, ale on ciągle mnie trzymał. 
- Puść mnie muszę im pomóc! - zdzierałam gardło. Niestety na marne. Bryan przycisnął mnie jeszcze mocniej i nie chciał puścić. 
- Andromedo uciekaj! - wykrzyczał Jackson i wyzionął ducha.
Bryan w końcu mnie puścił, ale nie pozwolił pójść do Jacksona i Sary. Złapał mnie za rękę i podniósł z ziemi. Przytulił mnie do siebie i odeszliśmy od płonącego kręgu. Szliśmy w kierunku parku. Co chwilę odwracałam głowę aby spojrzeć w kierunku ognistego okręgu. Nim się obejrzałam wyszliśmy z parku i weszliśmy do nieznanej mi części placu wokół zamku. Otaczały nas drzewa. Dopiero teraz mój mózg zaczął dobrze pracować. Do głowy napłynęły mi tysiące myśli. Skąd tutaj wziął się Bryan, dlaczego Jackson zginał, co tutaj w ogóle się dzieje i co Bryan miał na myśli mówiąc „to twoje dzieło”? 
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - powiedział Bryan. Co takiego? Skąd Bryan wie o czym myślę? Zapewne też ma zdolność jak ja. 
- Zgadza się. - odpowiedział.
Przez resztę drogi starałam się o niczym nie myśleć. Jednak sceny z zamku i moment śmierci Jacksona same przychodziły mi do głowy. Bryan zatrzymali się. Spojrzałam w jego stronę. Patrzył się na jakąś grotę. Weszliśmy do środka. Płomienie z pochodni oświetlały nam drogę. W końcu znaleźliśmy się w jakimś większym korytarzu. Bryan skinął głową w stronę przeciwległej ściany i odchylił pochodnię w jej kierunku. Spojrzałam w to miejsce. Leżał w nim Artur, ciężko dysząc. Podbiegłam do niego i uniosłam jego głowę. Otworzył oczy i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i ponownie zamknął oczy. 
- Co się stało? Kto mu to zrobił? - spytałam Bryana.
- Ja. 
Bryan wyciągnął różdżkę i wycelował w Artura.
- To teraz czas go dobić!
- Nie, błagam! Dlaczego to robisz?
- Żebyśmy mogli być razem! - krzyknął i wypowiedział jakieś zaklęcie. Jasny snop światła leciał w kierunku Artura. Wstałam i zasłoniłam go. Zaklęcie trafiło we mnie i upadłam na ziemię. Ostatni raz spojrzałam na Artura i ostatkiem sił przysunęłam się do niego. Uniosłam głowę i go pocałowałam. Zamknęłam oczy, aby w spokoju umierać.



Na moją twarz padł snop światła słonecznego. Otworzyłam oczy. Leżałam w łóżku. W moim łóżku. Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Penelopa i Sara jeszcze spały.