niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 48


Rok szkolny minął bardzo szybko i raczej spokojnie. Sprawa morderstwa pani Talley jeszcze nie została wyjaśniona. Miał zająć się nią ktoś z zewnątrz podczas nieobecności uczniów w szkole. Oprócz tego dostałam list od rodziców informujący mnie o tym, że będę posiadała jeszcze jednego brata lub siostrę. Moja matka znowu jest w ciąży. Początkowo wpadłam w furię jak można mieć kolejne dziecko, skoro jeszcze trzy lata temu urodziła Bena. Ale to ich sprawa. Niech sami zajmują się bandą rozwrzeszczanych bachorów. Po otrzymaniu listu z niniejszą informacją poszłam przejść się po szkole aby nieco się uspokoić. Szkoła świeciła pustkami. Na dwa dni przed wyjazdem każdy siedział w swoim pokoju i dopinał wszystko na ostatni guzik. Szłam powoli w kierunku wieży szóstoklasistów. Mijając drzwi wieży zachodniej, zauważyłam leżący niedaleko list. Podniosłam go i przeczytałam do kogo był zaadresowany:

Isabell Linares
St Louis
Croydon 99 216
London



Wyciągnęłam kartkę z koperty i przeczytałam kawałek listu:


Mam nadzieję, że zgodzisz się towarzyszyć mi na weselu mojej kuzynki Naomi. Byłbym bardzo szczęśliwy gdybyś się zdecydowała. 
                       
                                                                                    Harvey


Mój ukochany kuzyn zaprosił siostrę mojej koleżanki na ślub. Myślałam, że nie otrząsnął się jeszcze po tym jak zdradziła go Victoria. A tu proszę! Zaprasza jedną z bliźniaczek Linares na ślub. Postanowiłam, że wyślę ten list do Isabell, żeby nie było Harveyowi przykro gdy ona nawet nie odpisze. Poszłam do pomieszczenia z portalem i wrzuciłam do niego list.
Niech tylko złamie mu serce, pomyślałam. To ja się z nią rozprawię. Harvey już dość wycierpiał.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 47


Po świętach spędzonych w domu nadszedł czas na powrót do szkoły. Kiedy tylko rozpakowałam się poszłam przywitać się z Harveyem. Dowiedziałam się od niego nowych informacji na temat śmierci profesor Talley. Okazało się, że została otruta. Po długiej rozmowie z kuzynem wróciłam do pokoju. Siadłam na łóżku i zaczęłam czytać jakąś książkę dla zabicia czasu. Nagle do pokoju wparowała rozwścieczona Julia.
- Co się stało?
- Co się stało?! Spytaj Roggerka! Skoro się bardzo przyjaźnicie. - wykrzyczała.
- Ale z tobą również się przyjaźnie, i ciebie się pytam co się stało.
- Uważa, że tak obnoszę się z moją mocą, tylko dlatego, żeby pokazać mu jak bardzo jest głupi, skoro on swojej nie ma. Myśli, że robię to dlatego, żeby uważał się za mniej inteligentnego. - powiedziała Julia. - Co za egoista?! Myśli, że wszystko kręci się wokół niego.
- Pogadać z nim o tym?
- Rób jak chcesz. Nie obchodzi mnie co on myśli.
- Czyli pogadam - powiedziałam pod nosem i poszłam poszukać Roggera. Siedział na ławce niedaleko wieży wschodniej razem z jakimiś panienkami.
- Rogger, co to ma znaczyć?! - krzyknęłam i natychmiast panienki siedzące obok niego rozeszły się po całym korytarzu.
- Andromeda, hej. Niby co?
- Julia już cię nie obchodzi?! - spytałam.
- Nie potrzeba mi dziewczyny, która chce pokazać, że mnie przewyższa.
- Co?! Ty myślisz, że ona robi to, żeby cię upokorzyć? Ty głupku!
- Ja głupkiem? Następna mnie upokarza.
- Idź z nią porozmawiaj.
- Nie mamy o czym.
- Wyjaśnij jej, żeby nie za bardzo chwaliła się swoją mocą kiedy jesteś z nią. Powinna się skupić na czasie z tobą.
- Dobra, ale chodź ze mną.


Stałam pod drzwiami naszej wspólnej sypialni i czekałam na wynik rozmowy Julii i Roggera. Przez jakiś czas było słychać tylko przyciszone glosy, ale później usłyszałam krzyki obojga. Chwyciłam za klamkę i już chciałam wejść do środka, gdy drzwi się otworzyły i wybiegł rozwścieczony Rogger.
- Samolubna ignorantka! - wykrzyczał i obok jego głowy przeleciała książka.
- Egoista! - krzyknęła Julia i kolejna książka przeleciała obok Roggera. - Koniec z nami!
- I bardzo dobrze! Znajdę sobie dziewczynę, która nie będzie mnie szykanować. - wywrzeszczał Rogger i wybiegł z pokoju. Weszłam do sypialni i zobaczyłam płaczącą Julię siedzącą na łóżku. Usiadłam obok niej i ją przytuliłam.
- Wszystko będzie dobrze. Już nie płacz.

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 46


- An, przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. - wyszeptał błagalnym tonem Artur. - Nie chciałem cię urazić.
- Ale to zrobiłeś, jak mogłeś tak powiedzieć?! - wykrzyczałam. Najwidoczniej mama usłyszała mój krzyk, bo przybiegła do mojego pokoju z zaniepokojoną miną.
- Kochanie, co się dzieje? - spojrzała piorunującym wzrokiem na Artura. -Wszystko w porządku?
- Tak mamo, jest ok. - odpowiedziałam.
- Ale krzyczałaś.
- Ja nie krzyczałam, tylko głośno coś oznajmiałam. Przepraszam, jeśli zbudziłam Bena.
- Nic się nie stało. Gdybyście czegoś potrzebowali, będę na dole. - mama spojrzała podejrzliwie na Artura i wyszła.
- Ile razy mam cię jeszcze przepraszać?
- Nie musisz w ogóle przepraszać. I tak ci nie wybaczę, nie tym razem.
- An…
- Wyjdź.
- Proszę cię.
- Natychmiast.


Od kłótni z Arturem minęło kilka dni. Przez ten cały czas nie odzywaliśmy się do siebie. Siedziałam z podkulonymi nogami na parapecie, trzymając kubek z gorącym kakao w ręku. Przez okno obserwowałam padający na dworze śnieg. Co chwilę popijałam gorący płyn i czułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele ogrzewając każdą cześć. Z błogiego stanu ciszy wytrąciła mnie Julia wbiegając do pokoju.
- Dromeda, ubieraj się, idziemy na dwór.
- Ale ja nie mam ochoty.
- Ale nie ma marudzenia, idziemy i już. Ubieraj się.
Niechętnie zsiadłam z parapetu i postawiłam na nim kubek gorącego kakao. Nałożyłam na siebie ciepłą kurtkę, buty, wokół szyi owinęłam wełniany szalik. Zbiegłyśmy na dół z Julią i oznajmiliśmy mojemu tacie, że wychodzimy. Gdy tylko wyszłyśmy z domu, zmroziło mnie lodowate powietrze. Wyciągnęłam z kieszeni rękawiczki i wsunęłam na ręce. Julia ruszyła w kierunku parku.
- Gdzie idziemy? - spytałam.
- Jeszcze sama nie wiem. Zobaczymy.
Przez kilka minut szłyśmy w milczeniu. Julia zdawała się mieć określony cel podróży, ale nie chciała abym się dowiedziała dokąd zmierzamy. W końcu zobaczyłam w oddali postać jakiegoś chłopaka. Julia zmierzała w jego kierunku. Gdy byłyśmy na tyle blisko by ujrzeć jego twarz, rozpoznałam Artura. Chciałam zawrócić, ale Julia mnie powstrzymała i siłą zaciągnęła w stronę jej brata. Artur obserwując całą sytuację uśmiechał się co chwilę.
- To ja was zostawiam. Tylko szybko wróćcie. - powiedziała Julia, kiedy byłyśmy na miejscu.
- Ja z nim nie zostaję. Wracam z tobą.
- Nie ma mowy. - odezwał się Artur i gdy tylko Julia ruszyła uwięził mnie w kuli wody.
- Chyba żartujesz! Żądam, abyś mnie wypuścił! Już! - wykrzyczałam do niego.
- Nie.
- Co to ma znaczyć?! Masz mnie wypuścić! - krzyknęłam i wznieciłam okrąg ognia wokół Artura.
- Proszę bardzo. Możesz mnie spalić, ale i tak wysłuchasz co mam ci do powiedzenia. - powiedział.
- Nie to nie. Sama się uwolnię. - teleportowałam się z kuli wody obok i od razu ruszyłam. Niestety Artur był szybszy i znowu mnie uwięził. Sytuacja powtarzała się kilka razy.
- Chcesz walczyć niech tak będzie. Do tej pory dawałam ci fory. Od teraz tak nie będzie.
Skupiłam myśli i wznieciłam potężną ścianę ognia przed Arturem. Dało mi to sekundę przewago nad nim. Nim Artur zamknął mnie, zdążyłam się teleportować obok. Chwilę później zamknęłam Artura w kuli ognia. Chciałam już się teleportować do domu gdy Artur się uwolnił i znowu mnie uwięził. Był widocznie znudzony moimi ucieczkami, więc nim zdążyłam się uwolnić nakazał kuli zbliżyć się do niego i gdy była wystarczająco blisko wszedł do środka, i złapał mnie w ramiona.
- Puszczaj! To przestaje być śmieszne.
- Ale ja wcale się nie śmieję. - powiedział Artur i uścisną mnie mocniej, abym nie mogła się wyrwać. Spojrzał mi w oczy i lekko mnie pocałował.
- Proszę cię, daj mi szansę.
- Miałeś już szansę. Wykorzystałeś ją.
- Przepraszam, że tak powiedziałem. Wybacz mi.
- Nigdy. - powiedziałam.
- Mam paść na kolana i cię błagać o wybaczenie?
- Rób jak chcesz to i tak niczego nie zmieni. Mam nadzieję, że następna twoja dziewczyna nie będzie tak łatwowierna jak ja.
- O czym ty mówisz? - spytał.
- To koniec, Arturze. Koniec z nami.
- Nie rób tego. Daj mi szansę.
- Nie. Ten związek i tak nie ma przyszłości. Za dużo kłamstw, za dużo bólu. - powiedziałam.
- Ale ja więcej cię nie skrzywdzę.
- Przykro mi. Żegnaj. - wyszeptałam i odeszłam. Po policzku spłynęła mi łza.

niedziela, 30 września 2012

Rozdział 45


Nadszedł grudzień. Na dwa tygodnie przed świętami szkoła świeciła pustkami. Harriet i Rogger wyjechali ze szkoły trzy dni temu. Julia i Artur mieli zostać na święta w szkole, ponieważ ich rodzice wyjechali do dziadków. Wpadłam więc na pomysł, żeby te święta spędzili u mnie.



Staliśmy na stacji wraz z grupką i innych uczniów, czekając na przyjazd pociągu. Byliśmy ostatnią grupą uczniów opuszczających szkołę na święta. Około godziny dziewiątej na stacje kolejową wjechał pociąg. Zapakowaliśmy bagaże do przedziału i usiedliśmy na swoich miejscach.
- Nie mogę się doczekać tych świąt! Będą najwspanialsze ze wszystkich! - wykrzyczała Julia. - Spędzę je z moją przyjaciółką. Chociaż Artura mogłoby nie być.
- Raczej ciebie mogłoby nie być. Tylko będziesz nam przeszkadzać. - powiedział Artur.
- Wystarczy, przestańcie! Nie chcę, że mój chłopak i moja przyjaciółka się kłócili, zwłaszcza, że są rodzeństwem.
- Dobrze, już nie będę. - szepnął Artur i mnie pocałował.
Podróż minęła szybko. Nim się obejrzałam, byliśmy w Londynie. Na stacji czekał na nas tata. Zabrał bagaże ode mnie i Julii, a Arturowi kazał sobie pomóc. Usiadłyśmy na tylnich siedzeniach samochodu i czekałyśmy na Artura i mojego tatę. Po kilku minutach oboje wsiedli do samochodu i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę w samochodzie panowała cisza. Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Gdy tylko weszliśmy do domu usłyszeliśmy wrzaski mojego małego braciszka. Cały dom pogrążony był w chaosie. Wszędzie porozrzucane zabawki, kocyki i smoczki Bena. Po chwili do salonu weszła mama w fartuchu i cała w mące.
- Witajcie. Jak widzicie nie mam za bardzo czasu, aby was ugościć, więc bierzcie na bagaże i na górę.
Posłusznie wzięliśmy bagaże i pomaszerowaliśmy schodami na piętro. Zaprowadziłam Artura i Julię do pokoi a sama zbiegłam na dół do mamy.
- Mogę iść do Bryana? Chcę się z nim przywitać. - spytałam.
- Oczywiście, tylko weź ze sobą Julię i Artura.



Spacerowaliśmy w kierunku domu państwa Sword, kiedy zauważyłam że w naszą stronę idzie Bryan. Gdy tylko mnie zauważył zaczął biec w naszym kierunku. W końcu dobiegł do nas zziajany i od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Widzę, że nasz droga Andromeda zawitała do domu. - powiedział - I kogoś sprowadziła.
- Julia i Artur zostaną u nas na święta.
- Słyszałem, że odkryłaś swoją moc. Nie do wiary! Wziecacz Ognia! Tylko nie podpal nikogo.
Po tych słowach od razu przypomniałam sobie o moim krwawym śnie z Brayanem w roli głównej. On jakby od razu zrozumiał o czym myślę i po chwili szepnął mi do ucha:
- Opowiesz mi o nim później.
Czyżby mój sen okazał się prawdą i Bryan czytał w myślach?
- Tak. - powiedział.
- Więc gdzie idziemy? - powiedziała Julia i w tej chwili przypomniałam sobie, że są ze mną Julia i Artur.
- Nie mam pojęcia. Może do parku. - powiedziałam.
- Dobra. Idziemy. - powiedział Artur i objął mnie w pasie. Rzucił Bryanowi wrogie spojrzenie i ruszyliśmy. Kiedy mijaliśmy dom usłyszeliśmy krzyki mamy stojącej w oknie:
- Artur, Julia wasi rodzice dzwonią!
- Idźcie - powiedziałam do nich. - Julia wie, gdzie jest park, dołączycie do nas. Dobrze?
- Dobrze skarbie. - powiedział Artur i razem z Julią poszli do domu.
- Więc, opowiesz mi o tym śnie? - zapytał Bryan.
- Zgoda. Ale jak gdzieś usiądziemy.
Doszliśmy do parku i znaleźliśmy wolną ławkę. Usiedliśmy na niej i od razu zaczęłam opowiadać Bryanowi o moim śnie. Kiedy skończyłam, przez chwilę się nie odzywał, ale potem powiedział:
- Chyba nie sadzisz, że mógłbym zrobić coś takiego?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Bo widzisz, ja wiem, że ty jesteś szczęśliwa z Arturem i nie posunąłbym się do takiego czynu, żeby być z tobą. - powiedział Bryan i powoli zaczął się do mnie przysuwać. Przytulił mnie do piersi i po chwili zbliżył swoje usta do moich. Odsunęłam się od niego.
- Zabiję cię! - usłyszeliśmy krzyki Artura. - Jak śmiesz przystawiać się do mojej ukochanej! Pożałujesz tego!
Zobaczyłam jak Artur zrzuca Bryana z ławki. Julia stała przerażona nieco dalej.
- Ja się nie przystawiałem! A po za tym nie zasługujesz na nią! - wykrzyczał Bryan i rzucił się na Artura. Oboje upadli na ziemię i zaczęli się bić.
- Wiedziałem, że nie należy zostawiać cię samego z nią!
- Zamknij się! To nie ja ją zdradzałem przez cały czas!
- Dosyć, wystarczy! - krzyknęłam.
Chłopcy wstali z ziemi i przez chwilę był spokój, ale później znowu rzucili się do walki. Zanim dobiegli do siebie wznieciłam między nimi ścianę ognia. Gdy tylko ją zobaczyli zatrzymali się i spojrzeli na mnie.
- Przestańcie, się bić! Przecież nie ma o co! - wykrzyczałam do nich.
- Jak nie ma o co! Jesteś ty! Muszę pokazać temu gnojkowi, że jesteś moja! - powiedział Artur.
- A więc to tak! Traktujesz mnie przedmiotowo? Nie jestem niczyją własnością! - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę domu.
- Andromeda! Zaczekaj! - krzyknął Artur i zaczął biec za mną.
- Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się do domu.

piątek, 21 września 2012

Rozdział 44


Hej!



     Chciałabym cokolwiek ci przekazać, ale sama niczego nie wiem. Każdy bardzo przejmuje się sprawą pani Talley. Próbowałam dowiedzieć się czegoś od Harveya, ale nawet starszym klasom nic nie mówią. Wszyscy są przerażeni tym, co się stało. Wierz mi, nie tylko od waszych nauczycieli nie da się nic wyciągnąć. Jeśli czegokolwiek się dowiem na pewno do ciebie napiszę. 
    Pozdrów ode mnie Isabell i Jacksona. Trzymaj się. 


                                                                             Andromeda




Przeczytałam list kilka razy i włożyłam go do koperty zaadresowanej do Sarity Linares. Wstałam od biurka i wyszłam z sypialni. W pokoju wspólnym siedziała Patricia z gazetą na kolanach.
- Hej. Może chcesz iść ze mną wysłać list? Pokazałabym ci gdzie jest taka nasza między szkolna poczta.
- Dobra, idę z tobą. - powiedziała nowa.
Razem wyszłyśmy z pokoju. Szłyśmy korytarzem. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Artura biegnącego ku nam.
- Dobrze, że cię dogoniłem. O siedemnastej jest wyjście do Needsee. Może poszłabyś ze mną?
- Jasne. Przyjdź wpół do siedemnastej. - odpowiedziałam.
- Ok. Gdzie się wybieracie? - spytał.
- Idę wysłać list do Sary, to koleżanka z wymiany.
- Więc nie przeszkadzam. Do zobaczenia wieczorem.
- Do zobaczenia. - powiedziałam i pocałowałam Artura.
Ruszyłyśmy dalej. Mijałyśmy wejście na wieżę zachodnią - dom szóstoklasistów, kiedy ze schodów zbiegł Harvey.
- Witam śliczną kuzyneczkę. Czy może idziesz wysłać list?
- Tak. Mam wziąć i twój?
- Nie, dzięki. Pójdę razem z tobą.
- Więc idziemy. - powiedziałam i pociągnęłam za sobą Patricię.
- Co tam nowego zobaczyłeś w przyszłości, co? - zwróciłam się do Harveya.
- Nic, oprócz tego, że będę miał za żoną super laskę i że, będę zabójczo bogaty.
- Jak tak, to tą super laską na pewno nie jest Victoria. Gdyby była twoją żoną to wydawałaby kasę na kosmetyki. Przy niej byłbyś biedny.
- Racja. Ostatnio dowiedziałem się od Roggera, że rozwinęłaś swój dar.
- To prawda. - powiedziałam.
- Więc? Pokażesz co umiesz? - spytał Harvey.
Podniosłam rękę i w mojej dłoni ukazała się kula z ognia. Harvey chciał jej dotknąć, ale zamknęłam dłoń.
- Bo się poparzysz, tylko ja tu jestem odporna na ogień.
- Już się tak nie chwal. Co jeszcze umiesz?
- Mogę się teleportować w ogniu. - oznajmiłam.
- Na brodę Merlina! Ale mam zdolną siostrę. Rosalyn i Evelyn na pewno będą zazdrosne. Będzie je można trochę wkurzyć. - zaśmiał się Harvey,
- Już nie mogę się doczekać kiedy spalę im ubrania. - powiedziałam. - A później chcę zobaczyć ich miny.
- Jeszcze trochę i to będzie możliwe.
- Jak to? Nie mów, że mamy zjazd rodziny!
- Coś w tym stylu. Naomi wychodzi za mąż. - oznajmił Harvey.
- Dlaczego ja nic nie wiem! O wszystkim w tej rodzinie dowiaduję się ostatnia! - powiedziałam z wyrzutem - Kiedy ślub?
- W lipcu. To już niedługo.
- Wtedy razem spalimy ubrania bliźniaczek! Ale będzie super! Ciekawe czy mogę zaprosić osobę towarzyszącą?
- Pewnie tak. Na pewno dostaniesz oddzielne zaproszenie. Tak jak ja. - powiedział.
- Ty już masz zaproszenie? To takie niesprawiedliwe!
- Naomi wysłała mi je do domu, a rodzice przysłali mi je tu. Więc pewnie ty też dostaniesz do domu.
- To dobrze. Już się martwiłam, że będę musiała iść z rodzicami.
Otworzyliśmy drzwi prowadzące do międzyszkolnej poczty. Na samym środku pomieszczenia otwarty był portal dla listów do pozostałych szkół. Podeszliśmy razem z Harveyem do niego i wrzuciliśmy listy.
- Do kogo wysłałeś list? - spytałam.
- Do Jacksona. Prosił mnie, żebym napisał do niego w sprawie tego wypadku. A ty do kogo?
- Do Sary, dziewczyny Jacksona. Też w tej samej sprawie. Niestety nic nie wiem.
- To tak samo jak ja. Dlaczego nauczyciele ukrywają przed nami prawdę? Ale i tak się wszystkiego dowiem.

sobota, 8 września 2012

Rozdział 43


Przeczytałam list od Sary i postanowiłam, że odpiszę jej następnego dnia. Usiadłam na łóżku i w tej chwili do pokoju weszła Harriet z Patricią. Harriet spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zrozumiałam, że teraz ja powinnam zająć się nową.
- Hej Patricia! - krzyknęłam - Siadaj koło mnie.
Nowa ruszyła w moim kierunku nieco zdziwiona, bo zwykle nie rozmawiałam z nią na inne tematy niż szkoła. Usiadła na skraju łóżka i czekała na to co powiem.
- Więc, podoba ci się w naszej szkole?
- Jest bardzo fajna, bardzo się różni od mojej poprzedniej szkoły. Tam nie było takiego zamku tylko nowoczesny wieżowiec.
Wow! - pomyślałam. - Pewnie ma nadzianych rodziców.
- Dlaczego będziesz tu tylko przez rok? - spytałam.
- Jeszcze nie wiem czy tylko przez rok, czy może na dłużej. To zależy od moich rodziców. Oni często podróżują.
- Pytam tak z ciekawości. Masz może jakąś moc?
- Ta. Tylko nie jest ona zbyt przydatna. Znajomość języków. - powiedziała Patricia.
- Czyli co?
- Nie muszę się uczyć jakiegokolwiek języka, bo znam wszystkie. Bez nauki potrafię mówić, czytać, pisać.
- To fajnie. Ja bym tak chciała. - powiedziała Julia.
- A wy jakie macie moce? - spytała nowa.
- Ja nie mam żadnej. - wydukała Harriet i pogrążyła się w czytaniu.
- Ja mam coś, co nazywa się spowolnienie molekularne. Patrz. - powiedziała Julia - Andromeda, rzuć coś w moim kierunku.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu odpowiedniej rzeczy. Podeszłam do stolika przy drzwiach i wzięłam stojący na nim wazon. Rzuciłam nim w kierunku Julii. Po kilku sekundach wazon zatrzymał się w powietrzu tuż przy rękach Julii. Patricia wstała z łóżka i podeszła do niej. Ze zdumieniem wpatrywała się w zatrzymany wazon. Minęła minuta i wazon spadł na łóżko Rover.
- Jejku! To jest super! - powiedziała Patricia. - A ty Andromeda?
- Pirokineza. Ostatnio odkryłam, że przy użyciu tej mocy mogę zrobić tak.
Podniosłam rękę i pokazałam dziewczynom kulę ognia w mojej dłoni.
- Umiem też wytworzyć strumień ognia lecący z mojej dłoni i potrafię się teleportować.
Skupiłam się i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się na drugi koniec pokoju. Popatrzyłam na Julię i Harriet. Wpatrywały się we mnie ze zdumieniem.
- Wcześniej tak nie umiałaś! - wrzasnęła Julia - Kiedy to odkryłaś?
- Jak wy byłyście w AM.
- To niesamowite. Kiedyś umiałaś tylko wzniecać ogień i kontrolować ciepło, a teraz to! Jakaś ty zdolna! - krzyknęła z zachwytem Harriet.
- Zaskoczysz nas czymś jeszcze? - spytała Julia.
- Czytałam jeszcze że z moją mocą wiążą się tzw. ogniste oddechy, czyli zionięcie ogniem. Ale tego jeszcze nie umiem.
- Ty to masz szczęście. Tyle mocy, a ja żadnej. - powiedziała Harriet.
- Dlaczego ty się martwisz? Jeszcze odkryjesz swoją moc i będzie najlepsza ze wszystkich. - pocieszyła ją Julia.
- Ona ma rację. Zobaczysz, jeszcze to my będziemy ci zazdrościć. A propos. - zwróciłam się do Julii - Rogger ma jakąś moc?
- Jeszcze nie, ale będzie miał. Z nim tak samo jak z Harriet. Niepotrzebnie się martwi.
- Właśnie. Popatrz na Artura. On dopiero teraz odkrył swoja moc a ma szesnaście lat. - powiedziałam do Harriet.
- Może z tobą będzie tak samo.
- Dzięki, jesteście najlepsze. - wyjąkała Harriet i rzuciła się nam na szyje. Po chwili usłyszałyśmy trzask drzwi. Dopiero tym momencie uświadomiłyśmy sobie, że nie jesteśmy same. Rozejrzałyśmy się po pokoju, ale był pusty. Patricia wyszła.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 42


Pewnie pomyślicie, że pewnie fajnie jest mieć nową współlokatorkę. Jednak dla mnie to nie było fajne. Odkąd Victoria zwędziła mi chłopaka, na każdą nową patrzyłam wilkiem, jak na potencjalną konkurentkę. Na szczęście, zarówno Julia jak i Harriet zauważyły, że nie bawi mnie opieka na Patricią i czasami zajmowały się nową, a ja wtedy miałam czas na spotkania z Arturem. Był akurat piękny sobotni październikowy poranek. Julia z Roggerem poszli do Needsee a Harriet wybrała się z nową i Kevinem do biblioteki. Spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Zauważyłam wolną ławkę i pociągnęłam Artura w jej kierunku. Usiedliśmy i od razu zaczęłam rozmowę.
- Jak tam było w AM? Bo ostatnio nie za często mogliśmy rozmawiać.
- Całkiem, całkiem. Szkoda, że nie było tak ciebie. - powiedział Artur i uśmiechnął się do mnie.
- Julia mówiła, że coś się stało.
- Niby co mogło się wydarzyć?
- No nie wiem, ty mi powiedz.
- Co ci ta Julia nagadała? - spytał oburzony. - Muszę z nią poważnie porozmawiać.
- Nic mi nie nagadała. Ale mówiła, że ty nie chciałeś im o czymś powiedzieć.
- Nic się nie wydarzyło. - powiedział ze złością.
- Mi przecież możesz powiedzieć. Czy chodzi o twoją moc? - spytałam i złapałam go za rękę.
- Skąd o tym wiesz?
- Domyśliłam się. Możemy porozmawiać. Przecież wiesz, że cię kocham i że mi możesz powiedzieć wszystko. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie, jakby wątpił czy to co powiedziałam, jest prawdą.  Uśmiechnęłam się, aby go nieco uspokoić.
- Dobrze. - powiedział - Naprawdę odkryłem swoją moc. Tylko ja nie potrafię nad nią zapanować!
Wiedziałam co czuł Artur. Miałam to samo. Wątpliwości, czy na pewno zdołam unieść ciężar bardzo rzadkiej mocy.
- Spokojnie. Powiedz tylko jaka masz zdolność, a ja ci pomogę, tak jak ty pomogłeś mnie.
- Kiedy się zezłoszczę wokół z ziemi tryska woda. Bez użycia różdżki mogę wyczarować strumień. Raz kiedy chciałem kogoś pobić w mojej ręce pojawiła się jakby kula z wody.
- Hmm… Nie wiem jak to dokładnie się nazywa. Jeśli chcesz możemy  zapytać się Harriet, ona jest teraz w bibliotece.
- Dobrze, więc idziemy.




- Kiedy szukałam mocy Andromedy, napotkałam takie hasło jak Hydrokineza, zaraz jej poszukam. - powiedziała Harriet i ściągnęła z półki książkę zatytułowaną „Moce”. Położyła ją na stoliku i zaczęła przewracać strony. Minęło kilka minut zanim znalazła to, czego szukała.
- Mam. - powiedziała - Hydrokineza - bardzo potężna moc polegająca na kontrolowaniu mocy żywiołu wody. Ta moc pozwala: tworzyć kule wody, które więzią ofiarę dopóki stworzyciel jej nie uwolni, tworzyć burze i naginać żywioł wody, kontrolować strumienie wody i z cząsteczek pary unoszącej się w powietrzu tworzyć ją. Zdolność Hydrokinezy jest bardzo rzadkim zjawiskiem. Do 1900 roku zanotowano tylko dziesięć osób z całego świata posiadających tę zdolność. 
 - Zupełnie tak jak z mocą Andromedy, bardzo rzadka i bardzo niebezpieczna. - powiedział Artur.
- Proszę bardzo, ogień i woda. Przeciwieństwa się przyciągają. - stwierdziła Harriet. - Wy to macie szczęście. Macie bardzo rzadkie moce, a ja nie mam żadnej.
- Harriet, na pewno odkryjesz swoją moc i będzie ona najfajniejsza ze wszystkich. A jeśli nie, to przecież już masz dar. Jesteś najmądrzejszą i najzdolniejszą osobą jaką znam. - powiedziałam do Harriet i ją przytuliłam.
- Dzięki. - szepnęła.



- To dobrze, że Artur ci się zwierzył. W końcu mogę być o niego spokojna. - powiedziała Julia, po tym jak poinformowałam ją o mojej rozmowie z jej bratem. - Przynajmniej tyle dobrego z tego wyjazdu.
- A tak w ogóle to coś wiadomo na temat pani Halley? - spytałam.
- Nikt nic nie mówi. Nikt nic nie wie. Każdy boi się, że może być następny.
- I my mamy być spokojni? Powinni nam coś powiedzieć. Chyba, że sami się boją lub nie wiedzą co to jest. - powiedziałam.
- A ty się nie boisz? Rodzice pisali do mnie. Zastanawiają się czy powinniśmy tu być z Arturem.
- Chcą was zabrać ze szkoły? Ja tego nie przeżyję!
- Nie wiem, ale pisali, że jeśli to się powtórzy to możemy się pakować do domu. A tak w ogóle dostałaś list, leży pod poduszką. - Julia skinęła głową w kierunku mojego łóżka. Podeszłam do niego i podniosłam poduszkę. Pod nią leżał list.
Andromeda Seam
Szkoła Magii I Czarodziejstwa Owlneed


Droga Andromedo!

   Chciałabym dowiedzieć się czy sprawa morderstwa waszej pani profesor została wyjaśniona. Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek od naszej dyrekcji, ale profesor Middwey od dłuższego czasu nie kontaktuje się z naszym dyrektorem. Jeśli wiesz cokolwiek proszę abyś do mnie napisała. 
   Tak poza tym, to jest mi bardzo przykro, że tak szybko musiałam opuścić Owlneed. Wprawdzie i tak miałam głupią współlokatorkę (nie mówię o tobie.), ale było fajnie, nie tak jak teraz gdy Penelopa, znowu wróciła do swojej najgorszej osobowości. Mam nadzieję, że kiedyś się ponownie zobaczymy. Chciałabym poznać cię z moimi koleżankami, na pewno byście się polubiły. 
   Masz pozdrowienia od Isabell i Jacksona. 


                                                                                     Sara

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 41

Podczas drogi powrotnej do Owlneed opowiedziałam wszystkim o tym co się stało. Byli zszokowani tym, że w naszej, spokojnej dotąd szkole, popełniono morderstwo.

- Ale kto niby mógł to zrobić? - spytała roztrzęsiona Julia.
- Nie mam zielonego pojęcia. - powiedziałam. -Nie wiem nawet kiedy dokładnie to się stało. Dzień przed tym wypadkiem pani Talley znikła. Wszyscy myśleli, że zachorowała, albo coś, a potem to.
- I pomyśleć, że to się stało w Owlneed. Przecież tam nie ma nic groźnego.
- No, jasne nie licząc wściekłego gryfa, to chyba jest bezpiecznie. - zażartował Rogger.
- Chyba, że dyrekcja coś przed nami ukrywa. - mówiła Harriet. - Może tylko nam się wydaje, że jest bezpiecznie.
- No co ty? Myślisz, że pani Middwey byłaby zdolna kłamać?
- Może musi. Może ktoś ją do tego zmusza? - powiedziała Harriet.
- Mówisz straszne rzeczy. Dobra, koniec. Powiedzcie co tam u was? - przerwałam rozmowę. - Co się ciekawego wydarzyło w AM?
- Dobrze, że pytasz. Julia ma coś do powiedzenia. - rzekł Rogger. - No powiedz jej.
- No więc, odkryłam swoją moc.
- Julia! To wspaniale! Więc jaką masz?
- Spowalnianie molekularne.
- Co?
- Pokaże ci. Kto na ochotnika?
Rogger podniósł rękę. Staną przed Julią i zaczął wykonywać jakieś dziwne ruchy. Julia wstała i stała przez chwilę skupiona. Uniosła ręce na wysokość klatki piersiowej i rozłożyła palce. Rogger zastygł. Nie poruszał się. Ze zdumienia wstałam z siedzenia i podeszłam do niego. Szturchnęłam go i nic. Rogger nadal stał bez ruchu.
- A więc, jakby zamrażasz ludzi, tak? - spytałam.
- Nie tylko. Mogę zamrozić wszystko. Ale tylko na jakiś czas. - powiedziała Julia i w tym momencie Rogger znów ożył.
- Fajna ta moc. Nie taka beznadziejna jak moja. - stwierdziłam.
- Nie mów tak. Pirokineza jest rzadką mocą. Znam tylko kilku sławnych czarodziei, którzy ją posiadali, w tym również ty. - pocieszyła mnie Harriet.
- Jeszcze jakieś nowości? - spytałam.
- Chyba tak, ale nie jesteśmy pewni.
- O co chodzi?
- Artur chyba też odkrył swoją moc. - powiedziała Julia - Ale nie chce nam powiedzieć czy to prawda.
- Tobie chyba o tym powie.



Szłam razem z Arturem na górę do sypialni, gdy zatrzymała mnie pani Gwendolyn Pride - tutorka mojego roku.
- Panno Seam. Proszę niech panna pójdzie ze mną. Pan Rover sobie poradzi. - powiedziała i poszła w kierunku swojego gabinetu.
- Idź, zaraz do ciebie dołączę. - powiedziałam do Artura i poszłam za nią.
- Pani profesor, czy ja coś zrobiłam nie tak? - spytałam.
- Nie, tylko masz się kimś zaopiekować.
Zaopiekować? Niby kim miałabym się zaopiekować?
Po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Pani Pride weszła do gabinetu i zaprosiła mnie do środka. W środku siedziała jasnowłosa dziewczyna, na moje oko miała tyle lat co ja.
- Seam, to jest Patricia Eber. Będzie twoją współlokatorką do końca tego roku wspólnego. - powiedziała pani profesor. - Zaprowadź ją do waszej sypialni i oprowadź po szkole.
- Dobrze pani profesor. - odpowiedziałam i zwróciłam się do nowej:
- Chodźmy.
Nowa wstała z krzesła i udała się za mną. Przez całą drogę do naszej sypialni milczałyśmy. U drzwi do pokoju wspólnego spotkałam Artura.
- Cześć. Kto to jest? - spytał.
- Ach, tak. To jest nasza nowa współlokatorka. Patricia.
- Hej. Jestem Artur. Witamy w Owlneed.
- Poczekaj chwilkę na mnie. Zaraz wyjdę, tylko ją zaprowadzę do sypialni. - powiedziałam i pocałowałam Artura.
Weszłam z nową do pokoju wspólnego i od razu siedzący tam uczniowie zaczęli się wypytywać kto to jest.
- Ona jest nowa uczennicą Owlneed. Będzie tu przez rok.
- Szkoda, że tylko przez rok. Chętnie bym ją poznał bliżej. - odezwał się Travis - szkolny podrywacz.
- Z tego co wiem już masz dziewczynę. - powiedziałam.
- To da się zmienić, no nie Andromedo?
Nie chciałam dłużej go słychać więc poszłam na górę. Wparowałam do pokoju i już chciałam zacząć wrzeszczeć, ale zorientowałam się że za mną idzie Patricia.
- Julia, Harriet, mamy nową koleżankę. To jest Patricia. Będzie mieszkać z nami do końca tego roku. - powiedziałam do dziewczyn.
- Hej, ja jestem Harriet.
- A ja Julia. Miło cię poznać.
- Dobra, to będzie twoje łóżko. - wskazałam na to, na którym spała Victoria, stojące obok części pokoju Harriet.
- Dzięki. - powiedziała nowa i podeszła do swojego łóżka. Położyła na nim bagaże i zaczęła się rozpakowywać.
Zapowiada się beznadziejny rok szkolny. - pomyślałam - Dlaczego przydzielili ją akurat do nas? Nie mam zamiaru jej niańczyć.




Patricia
Julia
Harriet

Rogger
Artur
Ja

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 40


Dyrekcja Owlneed błyskawicznie powiadomiła AM o wcześniejszym powrocie ich uczniów. Opiekun każdego roku wybrał jedną osobę, która pojedzie po swoich kolegów z roku do AM. Wypadło na mnie. Następnego dnia wstałyśmy wcześnie rano aby jeszcze sprawdzić czy Sara wszystko zabrała. Pociąg wyjeżdżał o 6.30, więc około godziny szóstej musiałyśmy być gotowe. Penelopa biegała po całym pokoju nie mogąc znaleźć swojej kosmetyczki a my obserwowałyśmy jej dramatyczne poszukiwania. Oczywiście za zniknięciem cennej rzeczy Penelopy stałam ja. W końcu Penelopa (nie wiem jakim cudem, skoro rzuciłam zaklęcie niewidzialności) znalazła swój skarb. Na zegarze dochodziła szósta, więc wyszłyśmy z sypialni. Udałam się do sypialni chłopaków z AM, żeby sprawdzić czy są gotowi. Gdy weszłam do ich pokoju siedzieli na łóżkach i czekali na moje przyjście. Kiedy mnie zobaczyli zabrali swoje bagaże i zeszli na dół. W pokoju wspólnym czekała na mnie jeszcze jedna uczennica z AM. Sprawdziłam czy są wszyscy i następnie zeszliśmy schodami na dół gdzie czekała trzecia i czwarta klasa z opiekunem. Kiedy zebrały się wszystkie klasy udaliśmy się na przystanek.
- No dzieciarnia! Do mnie! - krzyczał stojący pod pociągiem profesor Kravchenko. - Uwaga! Do pierwszego wagonu pakuje się klasa druga! Do drugiego trzecia! Do trzeciego czwarta! No, na co czekacie do wagonów!
- Słyszeliście profesora! Do wagonu klasa czwarta! - powiedział jakiś opiekun.
- Dobra. Teraz klasy piąte do czwartego wagonu! - powiedział Kravchenko i nasza grupa ruszyła do wagonu numer 4. Pociąg ruszył, gdy wszyscy byli w środku. Jakieś dziesięć minut po starcie, do naszego wagonu wszedł profesor Kravchenko.
- Seam, melduj! - powiedział do mnie.
Wstałam z miejsca i podeszłam do profesora.
- Klasa piąta Akademii Magii: Sarita Linares, Penelopa Krum, Leland Woddy, Joyce Thing, Letitia Screw. Wszyscy uczniowie obecni.
- Dobrze. Nie rozrabiać za bardzo. Za jakieś siedem godzin będziemy na miejscu. - powiedział i poszedł do następnego wagonu.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Nie mogłam się doczekać spotkania z Julią, Roggerem i Harriet. Ale najbardziej chciałam w końcu zobaczyć się z Arturem. Około godziny dwunastej byliśmy na miejscu. Kiedy wyszłam z wagonu moim oczom ukazała się Akademia Magii - wysoki mające może z pięć pięter zamek otoczony parkiem. Akademia w niczym nie przypominała naszej szkoły. Obok szkoły znajdowało się małe miasteczko (nazwy nie zapamiętałam) z wszelakimi rodzajami sklepów.
- Żegnaj Andromedo. - zwróciła się do mnie Sara. - Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Żegnaj Saro. Będziesz do mnie pisać?
- Oczywiście, że tak. Kiedy zechcesz. - powiedziała i poszła w kierunku szkoły.
Po chwili zauważyłam Jacksona idącego w moją stronę. Ruszyłam w jego kierunku.
- Fajną macie tą szkołę. Taka wielka. - powiedziałam do Jacksona.
- No, wiesz jak tu jest fajnie. Może kiedyś wpadniesz? Bo coś mi mówi, że Sara z Penelopą się nadal nienawidzą.
- Zobaczymy. Jakby nadal się biły, chociaż powinieneś być zadowolony że się dziewczyny o ciebie biją, to idź do Isabell. Ona na pewno ci pomoże.
- Na pewno tak zrobię. Do zobaczenia kiedyś.
- Do zobaczenia. Lepiej już idź bo Sara pomyśli, że do ciebie zarywam.
Jackson się uśmiechnął i popędził w kierunku czekającej na niego Sary. Gdy wszyscy uczniowie AM udali się do szkoły na przystanku zostali tylko opiekunowie. Czekaliśmy jakieś dziesięć minut na przyjście naszych. W końcu ujrzeliśmy profesora Kravchenko prowadzącego uczniów Owlneed. W tłumie szukałam moich przyjaciół. W końcu ujrzałam Julię z Roggerem i Harriet z Kevinem. W ostatnim rzędzie szedł Artur. Kiedy Kravchenko powiedział wszystkim gdzie mają się udać, popędziłam w stronę Julii, Roggera i Harriet. Wyściskałam każdego z osobna.
- Jejku, jak dobrze was widzieć! I jak tam było? - spytałam.
- Świetnie. Fajni nauczyciele, fajne lekcje. - powiedziała Harriet.
- Ale nie aż tak dobrze jak w naszym Owlneed. - dodał Rogger. - Dobrze, że to akurat ciebie wybrali, żebyś po nas przyjechała.
- Stęskniłam się za wami.
- Ale nie aż tak bardzo jak ze Arturem. - rzekła Julia. - A tak w ogóle to dlaczego nie przyszedł się z tobą przywitać?
- Musimy udać się od razu do przydzielonego nam wagonu, nie możemy nigdzie łazić. To dlatego nie przyszedł.
- Chodźmy lepiej do wagonu, bo owali nas Kravchenko - szepnął Rogger.
Weszliśmy do wagonu i zajęliśmy swoje miejsca. Czekaliśmy aż pociąg ruszy. Pięć minut po odjeździe do naszego wagonu wpadł Artur.
- Wybacz Andromedo, nie mogłem wcześniej. Kravchenko wszystkich sprawdzał. - powiedział Artur.
- Nic nie szkodzi. - odparłam i rzuciłam się Arturowi na szyję. - Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też. - szepnął i mnie pocałował.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 39


- Panna Seam chyba powinna się obudzić! Jest przecież na lekcji! - po całej Sali lekcyjnej rozległ się glos profesora Howarda Kettle - znienawidzonego przeze mnie nauczyciela zaklęć. Sara szturchnęła mnie i dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, że te słowa kierował do mnie.
- Ależ ja nie spałam. - powiedziałam z gniewem.
- Ach, tak. A więc pamiętasz co przed chwilą powiedziałem.
- Oczywiście, że tak. Powiedział pan Panna Seam chyba powinna się obudzić! Jest przecież na lekcji!
Cala klasa wybuchła śmiechem. Pan Kettle nie wyglądał na zadowolonego. Rzucił mi takie spojrzenie, że gdyby mógł zabijać wzrokiem na pewno byłabym jego ofiarą. Przez chwilę uciszał klasę a później zwrócił się do mnie:
- Widzę że panna Seam ma bardzo specyficzne poczucie humoru. Ale mina jej zrzednie kiedy będzie odrabiała szlaban w dniu jutrzejszym.
- Przykro mi to mówić, ale nie mogę odrabiać jutro szlabanu.
- Niby dlaczego? - spytał.
- Bo mam ciekawsze rzeczy do roboty. A poza tym nie kręcą mnie spotkania z nauczycielami. Nie uważa pan, że jest pan dla mnie za stary?
- Dość tego! Seam, przez następne dwa tygodnie masz szlaban. Widzę cię punktualnie o 17 w każdą sobotę! - powiedział ze złością.
- Patrzcie już sobie terminy zaklepuje!
- Wyjdź z klasy! Nie mam ochoty dłużej cię wysłuchiwać! Opiekunka twojego roku na pewno się zainteresuje twoim zachowaniem.
- Z nią tez się pan umawia?
- Wyjdź!
Wstałam z krzesła, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Biedne dzieci. Teraz na nich będzie się za mnie wyzywał. Siadłam na podłodze koło klasy i słuchałam jak wrzeszczy na innych. Po chwili z klasy wyszła Sara.
- Ciebie też wywalił?
- Ta. Nawet nie wiesz jak ja się lubię kłócić z nauczycielami. Mam taką nauczycielkę od eliksirów. Wredna baba. Zawsze od niej dostaję szlabany.
- Nieźle. To co? Chyba nie będziemy tu tak siedzieć.
- To gdzie idziemy? - spytała Sara.
- Nie wiem. Byle jak najdalej od tego gnojka.
Szłyśmy z Sarą do naszej sypialni. Kilkanaście minut później rozległ się dzwonek ogłaszający koniec zajęć. Ze wszystkich sal wybiegli uczniowie pędzący na obiad do Wielkiej Sali. Nagle po całej szkole rozległ się wrzask, dobiegający z dołu. Wymieniłyśmy z Sarą spojrzenia i pobiegłyśmy na dół. Schodziłyśmy po schodach i zauważyłyśmy grupkę uczniów zgromadzonych wokół kogoś. Podbiegłyśmy bliżej i przecisnęliśmy się pomiędzy uczniami. Na środku leżała nasza nauczycielka okultyzmu - Agnes Talley.
- Proszę mnie przepuścić! No już! - krzyczała przeciskająca się pomiędzy zgromadzonymi uczniami dyrektor Middwey z profesorem Kravchenko. Kiedy uczniowie ustąpili im z drogi podbiegła do leżącej nauczycielki i uklękła obok niej. Przyłożyła dwa palce do jej szyi i po chwili spojrzała w stronę profesora Kravchenko i pokręciła głową.
- No już, dzieciarnia! Do sypialni! Uczniowie z wymiany udadzą się do swoich pokoi i zaczną pakowanie! Wyjeżdżają jutro z Owlneed. - krzyknął Kravchenko. Uczniowie zaczęli się rozchodzić. Pociągnęłam Sarę za rękę i udałyśmy się w kierunku wieży południowej. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Weszłyśmy do sypialni i zobaczyłyśmy czekających na nas Harveya i Jacksona, nieświadomych tego co się stało. Powiedziałyśmy im o wszystkim. Chwilę później udali się do swojej sypialni.
- Co tak w ogóle się stało? - spytała roztrzęsiona Sara, kiedy pakowałyśmy ją do wyjazdu.
- Nie mam zielonego pojęcia. Nic takiego wcześniej się nie zdarzało. Przynajmniej nie jak ja tu się uczyłam.
- To straszne. Morderstwo i to w biały dzień! Wesoło macie w tej szkole.
- Nawet tak nie żartuj, to poważna sprawa!
- Ja nie żartuję. Oby wyjaśniło się to jak najszybciej.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 38


W dniu dyskoteki cały nasz pokój zawalony był ciuchami Sary i Penelopy. Kiedy wybiła dziewiętnasta były już gotowe, a ja dopiero zaczynałam przygotowania. Pół godziny później siedziałyśmy w pokoju czekając na przyjście chłopaków. Najpierw przyszedł Will z Jacksonem a później towarzysz Penelopy. Kiedy schodziliśmy na dół dołączył do nas Harvey z jakąś dziewczyną. O dwudziestej zaczęliśmy zabawę. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo brakuje mi Artura. W prawdzie miałam towarzystwo, ale doskwierała mi samotność, kiedy tylko widziałam Sarę z Jacksonem. Wyglądali na bardzo szczęśliwych. W tańcu tulili się do siebie jakby nie widzieli się z tysiąc lat. Dyskoteka minęła bardzo szybko. Jackson wyszedł wcześniej bo dostał jakąś wiadomość od rodziców, a Will źle się poczuł. Siedziałyśmy z Sarą w prawie pustej Sali. Wybiła trzecia więc postanowiłyśmy wrócić do pokoju. Szłyśmy same ciemnym korytarzem, gdy nagle Sara się zatrzymała i powiedziała:
- Cicho. Słyszysz te szepty?
Wytężyłam słuch i po chwili dobiegły mnie głosy dobiegające z ciemnego bocznego korytarza.
- Słyszę. Widzisz coś?
- Poczekaj. Użyję mocy aby sprawdzić czy ktoś tam jest.
Przez chwilę się nie odzywałam, aby nie przeszkadzać Sarze.
- Nie mogę sprawdzić co tam jest! Pomieszczenie musi być zablokowane zaklęciami. Sprawdźmy co tam jest.
Poszłyśmy w stronę dobiegających nas szeptów. W pewnej chwili na końcu korytarza ujrzałyśmy palącą się pochodnie. Podeszłyśmy bliżej i naszym oczom ukazała się kompletnie nieznana mi część zamku. Na ścianach wisiały podarte portrety, pod naszymi stopami leżał zdobiony zlotem dywan. Nieco dalej zauważyłam trzy wielkie wrota. Na jednych z nich widniał smok, na środkowych sowa, a na ostatnich hipogryf. Podeszłam do wrót ze smokiem i pociągnęłam za srebrną klamkę. Drzwi się otworzyły. Sara chciała otworzyć pozostałe drzwi, ale były zamknięte. Nawet zaklęcie otwierające nie podziałało. Weszłyśmy z Sarą do otwartego pomieszczenia. Ujrzałyśmy wielką pustą salę. Ściany były pozłacane. Na suficie namalowane były wszelkiego rodzaju magiczne stworzenia. Na środku wisiał wielki diamentowy żyrandol.
- Spójrz! Tam namalowany jest smok. - krzyknęła Sara i wskazała palcem na ścianę. Podeszłam bliżej, ale w tym miejscu nie ujrzałam nic, tylko pozłacane zdobienia.
- Tu nic nie ma. - zwróciłam się do niej.
- Jest! O tutaj! - Sara jeszcze raz pokazała miejsce na ścianie.
Spojrzałam jeszcze raz, ale niczego nie zauważyłam. Nagle zrozumiałam, dlaczego Sara widziała tu smoka. Każdy postrzega ten pokój inaczej.
- Sara co ty tu widzisz? - powiedziałam i pokazałam palcem na kryształ wystający ze ściany.
- Chimerę. A co?
- Znam ten pokój. Czytałam kiedyś o nim, ale nie sądziłam, że go odnajdę. Tam gdzie ty widzisz chimerę ja widzę kryształ wystający ze ściany. Każdy czarodziej widzi ten pokój po swojemu, inaczej.
- Ale jak to możliwe?
- Ten pokój tak jakby wyczuwa twoje uczucia i odzwierciedla je w swoim wystroju.
- Super! Ej, co to jest? - powiedziała Sara i pokazała w kierunku jakiegoś wielkiego przedmiotu przykrytego czerwonym materiałem. Bez chwili namysłu ruszyłyśmy w jego kierunku. Sara zdjęła płachtę i naszym oczom ukazało się wielkie lustro. Przez chwilę przyglądałyśmy się jemu w ciszy. Nagle zauważyłam, że na ramie widnieje jakiś napis. Pokazałam go Sarze.
- To chyba łacina. Spróbuję to przetłumaczyć.
- A potrafisz? - spytała Sara ze zdumieniem.
- Chyba tak. Przed przyjściem do Owlneed uczyłam się łaciny przez cztery lata.
Spróbowałam sobie przypomnieć co oznaczają poszczególne słowa. W końcu rozszyfrowałam tekst.
- Niezliczenie wielu trafiło do tej Sali
I tak jak ty przed tym lustrem stali,
Przed prawymi przyszłości sekrety ujawniło,
Przed złymi nawet jutrzejszy dzień zataiło.
Jeśliś gotów zajrzyj do lustra tego
I poznaj tajemnicę przeznaczenia swego.
- Co to może oznaczać? - spytała Sara.
- Jeśli przejrzysz się lustrze zobaczysz swoją przyszłość. Tylko musisz uważać. Jeśli masz nieczyste intencje, nawet jutro będzie dla ciebie nie pewne. - odpowiedziałam.
 - Dobra. Czyli ja mogę popatrzeć. - powiedziała Sara i stanęła przed lustrem. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Podeszła do mnie i nie odżywała się przez dłuższą chwilę. Zaciekawiło mnie co takiego zobaczyła w lustrze, ale postanowiłam jej o to nie pytać. Zastanawiałam się czy ja też powinnam zajrzeć do lustra. W moim umyśle toczyła się zacięta walka. Serce mówiło, żebym popatrzyła, przecież nie każdy może poznać swoją przyszłość. Ale rozum podpowiadał, żeby nie patrzeć, bo może lustro uzna, że nie mam czystych intencji. Jeszcze chwilę stałam zamyślona. Podjęłam decyzję. Postanowiłam, że zajrzę do lustra. Niepewnym krokiem podeszłam do zwierciadła i spojrzałam w swoje odbicie. Na początku niczego nie zauważyłam. Ale po chwili obraz zaczął zasnuwać się mgłą. Bardzo niewyraźnie widziałam swoje odbicie. Nagle za mną wybuchły płomienie. Zobaczyłam ludzi uciekających ze szkoły. Wśród nich był Artur. Trzymał mnie za rękę i próbował wyciągnąć z zamku. Ale ja byłam nieugięta. Pędziłam w głąb zamku, najwyraźniej chcąc kogoś uratować. Scena się zmieniła. Siedziałam razem z Arturem i dziećmi na kocu na łące. Nagle niebo przysłoniła ciemna chmura i pojawiła się ciemna postać snująca ku nam. Złapałam dzieci w objęcia i zaczęliśmy uciekać. Podałam małą dziewczynkę Arturowi, a sama wzięłam na ręce chłopczyka. Potknęłam się i upadłam na plecy. Przytuliłam do siebie mocno dziecko i po chwili wypuściłam je z rąk, aby mogło uciec. Przez chwilę stałam zszokowana tym co zobaczyłam w lustrze. Po chwili Sara pociągnęła mnie za rękę i wyszłyśmy z Sali. Kilka minut szłyśmy w milczeniu. Gdy byłyśmy na korytarzu głównym spytałam Sarę:
- Co widziałaś w lustrze?
- Zobaczyłam trzy dziewczynki. Stały na łące i uśmiechały się do mnie. Po chwili zobaczyłam kogoś z tyłu. To byłam ja. Przytulałam je. One były moimi córkami.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 37


Cała nasza trójka siedziała w pokoju wspólnym. Penelopa odrabiała lekcje, a ja i Sara rozmawiałyśmy. Przez całą rozmowę zastanawiałam się czy powiedzieć Sarze o tym dziwnym śnie, który miałam zeszłej nocy. Przecież nie znasz jej za dobrze, może uzna, że jesteś wariatką. - myślałam. Nie zdobyłam się na odwagę i nie powiedziałam jej o tym. W pewnej chwili do pokoju wbiegł Jackson. Usiadł obok Sary, pocałował ją w policzek, a ona usiadła mu na kolanach. Penelopa odwróciła się w naszą stronę i rzuciła zabójcze spojrzenie w stronę Sary, która zdała się to zignorować. Po chwili przemówił Jackson:
- Mam dla was wiadomość. - spojrzał na mnie i na Sarę. - Dyrekcja Owlneed organizuje dyskotekę.
- To świetnie. - powiedziała Sara. - A możesz nam powiedzieć, kiedy się odbędzie?
- Nie mogę, bo nie wiem. Podobno dzisiaj dyrektorka ogłosi to na zebraniu szkoły.
- Skąd wiesz? - spytałam.
- Harvey mi mówił.
- Czyli to prawda, Harvey przyjaźni się z tutorem jego roku, a on zaś jest w Radzie Uczniowskiej. Na tych zebraniach ustala się takie rzeczy.
- Miejmy nadzieję, że ta dyskoteka jest zaplanowana na czas kiedy my tu jesteśmy. - powiedziała Sara.
- O to się nie martw. Inaczej by nie robili dyskoteki. - zapewniłam.




- Jak widzę jesteście bardzo podekscytowani wiadomościami jakie dla was mam. - po całej Sali rozległ się głos profesor Middwey. Po tych słowach wszelkie rozmowy zanikły i każdy z uwagą słuchał dyrektorki.
- A więc, dyrekcja naszej szkoły postanowiła, że w dniu dziesiątego września, czyli pojutrze o godzinie 20.00 odbędzie się dyskoteka dla uczniów naszej szkoły, ale także dla uczniów z wymiany. Salę na dyskotekę ustroją klasy siódme. - po Sali przeszła fala głosów niezadowolenia. Dyrektorka uciszyła uczniów gestem ręki i mówiła dalej. Sara spojrzała na mnie z uśmiechem. Ona miała z kim iść. A ja zostałam sama. Zastanawiałam się czy ma to jakikolwiek sens by iść samemu. Rozmyślałam nad tym nawet w drodze powrotnej i nie zauważyłam kiedy dołączył do nas jakiś chłopak. Kiedy skończyłam rozmyślania spojrzałam na niego i rozpoznałam, że jest nim William Spotless - mój kolega z roku.
- O, cześć. Wybacz. Byłam zamyślona. - powiedziałam.
- Hej. Chciałem się ciebie coś zapytać. - odrzekł Will.
- O co chodzi?
- No bo… jest ta dyskoteka, no i Artur pojechał, a ty nie masz z kim iść, to pomyślałem, że cię zaproszę.
Zastanawiałam się co powiedzieć. Jeszcze niedawno narzekałam na brak towarzysza na dyskotekę, a on już się znalazł. Czy Artur by się za to nie obraził?
- Jasne, pójdę z tobą. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- To świetnie. Przyjdę po ciebie. - odrzekł i odszedł.
- Wygląda na to, że już masz towarzysza. - odezwała się Sara, kiedy byliśmy już pod drzwiami do pokoju wspólnego.- Tylko żeby nie stał się kimś więcej.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 36


- Andromedo, wstawaj. - usłyszałam nad sobą czyjś głos. Kiedy niechętnie otworzyłam oczy, ujrzałam nad sobą twarz Bryana. Podniosłam się i rozejrzałam się po pokoju. Było jeszcze ciemno. Przez okno przedzierało się blade światło księżyca. Spojrzałam na łóżko na którym spała Sara. Było puste. Penelopa też gdzieś znikła. 
- Chodź ze mną. - rozległ się szept Bryana.
Wstałam z łóżka i nałożyłam na siebie pelerynę. Stanęłam obok Bryana i zapytałam:
- Dokąd mam iść?
- Zobaczysz sama.
Ruszyliśmy w kierunku drzwi. Przeszliśmy przez pusty pokój wspólny i wyszliśmy na korytarz. Bryan zapalił pochodnię leżącą na podłodze. Kiedy światło rozświetliło mrok ujrzałam scenę jakby z filmu grozy. Na posadzce leżały ciała moich kolegów. Zakrwawione. Niektórzy mieli spalone szaty, niektórzy poodrywane części ciała. Nim zdołałam krzyknąć, Bryan zakrył mi usta ręką i szepną: 
- To twoje dzieło. Chodźmy.
Serce zaczęło mi śmiertelnie szybko bić. Mijaliśmy kolejne zbezczeszczone ciała lub ich części. Widok ten przyprawiał mnie o mdłości. Zachwiałam się i upadlałbym na podłogę, gdyby w ostatniej chwili nie złapał mnie Bryan. Szliśmy ciemnym korytarzem głównym. Co chwilę potykałam się o leżące u mych stóp ciała. Doszliśmy do głównych wrót szkoły. Bryan otworzył je na oścież. Moim oczom ukazał się plac szkolny. Ale nie taki jaki zapamiętałam. Na środku leżało kilka ciał, a wokół nich wybuchł ogień. Jedna z osób będących w środku palącego się kręgu uniosła głowę. Przez języki ognia starałam się dostrzec kto to jest. Jackson. Obok niego leżała Sara, nie poruszając się. Serce mi stanęło. Ruszyłam w kierunku płonącego kręgu. Tuż przy nim zatrzymał mnie Bryan.  Obią mnie w tali i pociągnął do tylu. Wrzeszczałam i starałam się wyrwać z jego uścisku, ale on ciągle mnie trzymał. 
- Puść mnie muszę im pomóc! - zdzierałam gardło. Niestety na marne. Bryan przycisnął mnie jeszcze mocniej i nie chciał puścić. 
- Andromedo uciekaj! - wykrzyczał Jackson i wyzionął ducha.
Bryan w końcu mnie puścił, ale nie pozwolił pójść do Jacksona i Sary. Złapał mnie za rękę i podniósł z ziemi. Przytulił mnie do siebie i odeszliśmy od płonącego kręgu. Szliśmy w kierunku parku. Co chwilę odwracałam głowę aby spojrzeć w kierunku ognistego okręgu. Nim się obejrzałam wyszliśmy z parku i weszliśmy do nieznanej mi części placu wokół zamku. Otaczały nas drzewa. Dopiero teraz mój mózg zaczął dobrze pracować. Do głowy napłynęły mi tysiące myśli. Skąd tutaj wziął się Bryan, dlaczego Jackson zginał, co tutaj w ogóle się dzieje i co Bryan miał na myśli mówiąc „to twoje dzieło”? 
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - powiedział Bryan. Co takiego? Skąd Bryan wie o czym myślę? Zapewne też ma zdolność jak ja. 
- Zgadza się. - odpowiedział.
Przez resztę drogi starałam się o niczym nie myśleć. Jednak sceny z zamku i moment śmierci Jacksona same przychodziły mi do głowy. Bryan zatrzymali się. Spojrzałam w jego stronę. Patrzył się na jakąś grotę. Weszliśmy do środka. Płomienie z pochodni oświetlały nam drogę. W końcu znaleźliśmy się w jakimś większym korytarzu. Bryan skinął głową w stronę przeciwległej ściany i odchylił pochodnię w jej kierunku. Spojrzałam w to miejsce. Leżał w nim Artur, ciężko dysząc. Podbiegłam do niego i uniosłam jego głowę. Otworzył oczy i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się i ponownie zamknął oczy. 
- Co się stało? Kto mu to zrobił? - spytałam Bryana.
- Ja. 
Bryan wyciągnął różdżkę i wycelował w Artura.
- To teraz czas go dobić!
- Nie, błagam! Dlaczego to robisz?
- Żebyśmy mogli być razem! - krzyknął i wypowiedział jakieś zaklęcie. Jasny snop światła leciał w kierunku Artura. Wstałam i zasłoniłam go. Zaklęcie trafiło we mnie i upadłam na ziemię. Ostatni raz spojrzałam na Artura i ostatkiem sił przysunęłam się do niego. Uniosłam głowę i go pocałowałam. Zamknęłam oczy, aby w spokoju umierać.



Na moją twarz padł snop światła słonecznego. Otworzyłam oczy. Leżałam w łóżku. W moim łóżku. Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Penelopa i Sara jeszcze spały.

wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 35


Interwencja Isabell poskutkowała. Sara i Penelopa nie odzywały się do siebie. Nareszcie miałam spokój, mój pokój znowu wyglądał normalnie. Po poniedziałkowych lekcjach wracałam do pokoju osamotniona. Sara poszła gdzieś z Jacksonem, a Penelopa uciekła z ostatniej lekcji. Szłam długim korytarzem prowadzącym do mojego pokoju wspólnego. Gdy mijałam jakiś ciemny korytarzyk, usłyszałam rozmowę dwóch osób. Ochrypły glos należał do Tracyego - przyjaciela Harveya z roku, drugi zapewne należał do jakieś dziewczyny. Weszłam w ciemny korytarz i ruszyłam w kierunku, z którego dobiegała rozmowa. Kiedy byłam wystarczająco blisko, przykucnęłam za rzeźbą odgradzającą mnie od nich. Wychyliłam głowę zza posągu i w bladym świetle, przedzierającym się przez małe okienko na końcu korytarzyka, ujrzałam twarz Victorii. Po chwili para stojąca obok mnie zaczęła się całować. Bez chwili namysłu wstałam i zaczęłam skradać się do wyjścia. Kiedy byłam na korytarzu głównym, rzuciłam się pędem do sypialni Harveya, aby podzielić się z nim tym co widziałam. Kilkanaście sekund później wpadłam na Harveya wracającego z Wielkiej Sali. Opowiedziałam mu o tym, czego byłam świadkiem.
- Niemożliwe, Victoria by mnie nie zdradziła. Na pewno nie z moim kumplem. - powiedział Harvey z wyróżnią złością w glosie.
- Udowodnić ci? Więc chodźmy. - odrzekłam i ruszyłam w stronę korytarza, gdzie przyłapałam dwójkę zdrajców. Przykucnęliśmy za posągiem za którym wcześniej się schowałam i czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. Victoria przez chwilę rozmawiała z Tracym, ale później znowu zaczęli się całować. W Harveyu wezbrała złość. Wstał z posadzki i zaczął się wydzierać na nich.
- Jak mogłaś mi to zrobić! Jesteś bezczelna! Szkoda, że nie posłuchałem Andromedy! - wrzeszczał Harvey.
- Stary, to nie tak. - powiedział Tracy.
- Jaki stary!? Człowieku nie jesteś już moim kumplem! Nie spodziewałem się tego po tobie! A ty, panienko! - zwrócił się do Victorii - Koniec z nami! I żebym cię więcej na oczy nie widział!
- Harvey, proszę…
- Zamknij się! - krzyknął - Chodź Andromedo, idziemy stąd.
Ruszyłam za Harveyem. Victoria pobiegła za nami. Nim wyszliśmy z korytarza, odwróciłam się i ze złością spojrzałam na Victorię. Przed nią pojawiły się płomienie i zagrodziły drogę do Harveya.

niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 34


Od chwili bójki Sary z Penelopą, nie było chwili spokoju. Kiedy tylko natrafiała się okazja, kłóciły się o byle co. Moja sypialnia wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Wszędzie porozrzucane książki, poprzewracane krzesła, podrapane ściany, poobrywane plakaty Jacksona (co mnie zadowoliło). Wiele razy zwracałam się o pomoc do Jacksona, ale on najwyraźniej też miał dosyć. Zostało mi tylko jedno wyjście, zwrócić się do sióstr Sary. Nie znałam je zbyt dobrze, ale wiedziałam, że mają dobry wpływ na siostrę. Poprosiłam Harveya, aby pomógł mi je znaleźć.
- A więc, chodzisz z Victorią? Tak?
- Tak, ale to nie twoja sprawa.
- Oczywiście, że moja jesteś moim kuzynem, martwię się o ciebie.
- Nie musisz. Vicki jest wspaniała.
- Na pewno. - szepnęłam.
- Słyszałem to. Nie znasz jej. - powiedział Harvey ze złością.
- Za to ty pewnie bardzo dobrze ją poznałeś. Bardzo dogłębnie…
- Andromeda, mnie nie obchodzi co ty robisz z Arturem, więc ciebie nie powinno obchodzić jak spędzam czas z moją dziewczyną!
- Nie obchodzi mnie to. Jak tylko sobie o tym pomyśle, to, ugh…  Chce mi się wymiotować.
- Więc nie myśl i się więcej nie wtrącaj.
- Dobra, tylko jak wywinie ci jakiś numer, nie przychodź do mnie.
Po dziesięciu minutach szukania bliźniaczek, wreszcie je znaleźliśmy. A przynajmniej jedną - Isabell. Była w parku, odrabiała jakąś pracę.
- Cześć. Pewnie mnie nie pamiętasz. Jestem Andromeda. Mieszkam z twoją siostrą w pokoju. A to mój kuzyn Harvey.
- Ach, tak. Jak tam moja siostrzyczka? Grzeczna jest?- spytała Isabell.
- Chodzi o to, że właściwie to nie. Dzielę pokój także z Penelopą i one ciągle się kłócą. Chyba sama wiesz o kogo.
- Taa, o Jacksona. Ale to chyba nie problem.
- Nie było by problemu, gdyby to były tylko kłótnie. One całą moją sypialnię wywróciły do góry nogami.
- Niby jak miałabym ci pomóc?
- Może przemówiłabyś jej jakoś do rozsądku. W końcu jesteś starsza.
- Dobra, pomogę ci, ale nie gwarantuję skuteczności mojego działania.
Poszliśmy do mojej sypialni. Wyglądała gorzej niż wcześniej. Penelopa wisiała w powietrzu, a Sara stała pod nią z różdżką i się śmiała.
- Jeszcze raz coś takiego powiesz to pożałujesz! - krzyknęła Sara do Penelopy.
- Sarito Linares! Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz? - huknęła Isabell.
- Mszczę się, za to, że chce mi odebrać chłopaka.
- Jackson jest mój! - wrzasnęła Penelopa.
- Wcale nie, bo mój! - krzyknęła Sara.
- Spokój! Może lepiej, żebyś wyszła Andromedo, ty też Harvey.
Zrobiłam tak jak kazała Isabell. Nie miałam co robić, więc poszłam z Harveyem do jego sypialni. Przez resztę wieczoru siedzieliśmy w pokoju i czekaliśmy na efekt pracy Isabell. Niestety nic nie wróżyło, że cokolwiek się udało.




Isabell
Jackson
Sara
Ja

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 33


Siedziałam na parapecie w sypialni i rozmyślałam o Arturze. Brakowało mi go. Zastanawiałam się co teraz robi w Akademii Magii. Julia, Harriet i Rogger pewnie świetnie się bawią. W przeciwieństwie do mnie. Teraz gdy ich nie ma spadla na mnie masa kłopotów. Muszę zajmować się Penelopą, pilnować Victorii i ostrzegać Harveya przed tą wredną zołzą. Ze stanu zamyślenia wyrwał mnie Jackson, który wbiegł do sypialni krzycząc. Zeskoczyłam z parapetu i podbiegłam do niego. Uspokoiłam go i zapytałam o co chodzi.
- Bo Sara i Penelopa, one się biją.
- Nie musze zgadywać o kogo, bo zapewne chodzi o ciebie. Ale co z tego? Niech sobie powalczą, wygra Sara i tyle…
- Chodzi o to, że Sara przegrywa a ja nawet nie wiem gdzie one są! - powiedział Jackson.
- To skąd wiesz, że się biją i skąd wiesz, że przegrywa? - spytałam.
- Harvey mi powiedział. Mówił też gdzie, ale nie znam tej szkoły! Musisz mi pomóc! One się pozabijają!
- Dobrze, już dobrze. Więc co mówił Harvey?
- Nie pamiętam.
- Świetnie, więc idziemy do niego, panie zapominalski.
Wstaliśmy z lóżka i poszliśmy do sypialni Harveya. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Otworzyłam drzwi i w środku ujrzeliśmy ten sam widok co kilka dni temu. Harvey całował się z Victorią.
- Proszę, proszę, znowu to samo. Spadaj stąd Victoria. No już!
- Niby dlaczego mam to zrobić? - spytała Victoria.
- Bo chcę pogadać z bratem. Wynocha.
- Lepiej już idź. - powiedział do niej Harvey - Spotkamy się później.
Victoria zeszła z łóżka i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy mijała Jacksona szepnęła do niego, ale wystarczająco głośno bym też usłyszała co.
- Jakby Sara cię zostawiła, to przyjdź do mnie.
- Nie jest taki głupi, żeby to zrobić. - odpowiedziałam jej. - Już możesz iść zabawiać się z innymi.
Kiedy Victoria wyszła Jackson spytał się jeszcze raz, gdzie dokładnie się biją.
- W Parku, gdzieś na południowym krańcu, obok groty.
- To nie dobrze. Tam nie wolno chodzić. Jeśli nie chcą zginąć.
Bez chwili namysłu ruszyliśmy w stronę parku. Biegliśmy jakieś dziesięć minut, aż dobiegły nas ich krzyki.
- Jackson jest mój!
- Wcale nie, bo mój!
W końcu ujrzeliśmy je niedaleko od nas. Przyśpieszyliśmy, aby przybiec w odpowiedniej chwili.
- Dziewczyny, uspokójcie się! Lepiej stamtąd uciekajcie! - krzyknęłam.
Penelopa i Sara na chwilę przestały się szarpać, ale później nie zwróciły uwagi na moje słowa, tylko dalej się przekrzykiwały. Żeby wypłoszyć je stamtąd podpaliłam pobliski krzak. Z przerażeniem rzuciły się do ucieczki. Kiedy były obok nas zgasiłam płomienie.
- Kto pozwolił wam zapuszczać się w tą część parku? Tą grotę zamieszkuje potężny gryf! - wrzeszczałam na nie - Dobrze, że nic się wam nie stało. Lepiej stąd chodźmy, zanim zauważy nas jakiś nauczyciel.
Kiedy wracaliśmy do zamku, rozpętała się kolejna kłótnia pomiędzy Penelopą a Sarą. Jackson starał się je uspokoić, ale na nic zdawały się jego wysiłki.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 32


Na lekcjach siedziałam w ławce z Saritą. Sara jest bardzo miłą, pogodną dziewczyną. Dowiedziałam się że ma siedmioro rodzeństwa: sześć sióstr i jednego brata. Okazało się również że ona też ma magiczną zdolność - widzenie przez ściany. Po skończonych lekcjach wracałyśmy we trzy do pokoju. Kiedy tylko otworzyłam drzwi zobaczyłam ,że na środku pokoju stoi jakiś chłopak. Weszłam głębiej i zauważyłam, że jest nim Jackson. Pewnie przyszedł odwiedzić Sarę - pomyślałam. Jackson oglądał ściany obklejone jego plakatami. Po chwili zauważył, że nie jest sam w pokoju. Sara natychmiast podbiegła do niego i pocałowała. Penelopa już rzucała się do ataku, ale na szczęście złapałam ją za koniec szaty i pociągnęłam do tyłu. Upadla z hukiem na podłogę i po chwili wybiegła z pokoju cała zapłakana. Para zakochanych zdawała się tego nie zauważyć.
- Piękne ściany, Andromedo - powiedział Jackson
- To nie moje są te plakaty, tylko Penelopy. Ona jest trochę nienormalna.
- Trochę? Ona jest na maksa nienormalna. To co pokazała tutaj to tylko krztyna tego co muszę znosić w szkole. - krzyknęła Sara.
- Myślę, że powinnam was zostawić. - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Postanowiłam odwiedzić Harveya. Weszłam do pokoju szóstoklasistów i skierowałam się do sypialni Harveya. Gdy weszłam do środka zamurowało mnie. Harvey nie był sam. Co gorsza nie był z żadnym ze swoich kolegów. Był z Victorią! Całowali się leżąc na łóżku. Wrzasnęłam na cały głos. Dopiero wtedy zauważyli, że jestem w pokoju.
- Victoria! Ty wredna suko! Najpierw się dobierasz do mojego chłopaka, a później zarywasz do mojego kuzyna? Nie daruję ci tego! - wykrzyczałam i rzuciłam się w kierunku Victorii.
- Andromedo, uspokój się! - krzyknął Harvey i zagrodził mi drogę. Wpadłam na niego i oboje przewróciliśmy się na podłogę.
- Zabiję cię! - nie przestawałam wrzeszczeć - Nie daruję ci tego!
- Victoria wyjdź. - powiedział Harvey i zaczął mnie przytrzymywać, żeby ta suka mogła wyjść.
- Puść mnie! Zapłaci mi za to! - krzyczałam i próbowałam się wyrywać z uścisku Harveya, ale był on zbyt silny. Kiedy Victoria opuściła sypialnię, Harvey wreszcie mnie puścił. Ruszyłam w kierunku drzwi, ale on mnie ubiegł. Zamknął drzwi.
- Dobra, to teraz czas na wyjaśnienia. - zwróciłam się do niego. - Co masz na swoje usprawiedliwienie?
- Chyba nie powinno cię obchodzić z kim się całuję. To moja sprawa.
- Masz rację, ale kiedy tą dziewczyną jest Victoria, zaczyna to dotyczyć także mnie. - mówiłam. - Ona ukradła mi Artura. Już nie pamiętasz o tym? Chce się na mnie zemścić. Dlatego przystawia się do ciebie!
- Przesadzasz, ona może po prostu mnie lubi? - powiedział Harvey.
- Lubi, a może od razu kocha! Nie widzisz jaka ona jest! Wredna, kłamliwa, bezczelna…
- Przestań, nie mów tak o niej, nie jest taka. - przerwał mi.
- I nasz Romeo zakochał się w Julii. W durnej, rozdętej Victorii. Zobaczysz ona chce nastawić cię przeciwko mnie! Z mojego własnego kuzyna chce mi zrobić wroga!
- Dość tego! Wcale jej nie znasz, a już ją oceniasz.
- Nie znam jej? Przez cztery lata dzieliłam z nią pokój i to ja znam ją lepiej od ciebie. - powiedziałam. - A co z twoją dziewczyną?
- Zerwałem z nią, dla Victorii.
- No pięknie! Ale dobra, jak chcesz. Żeby później nie było, że cię zostawiła.
Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Na korytarzu spotkałam Victorię. Gdy mnie mijała, zauważyłam, że na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek.
To nie koniec. Jeszcze się przekonasz! - pomyślałam. - Jak ja ciebie nienawidzę!
Chwilę później usłyszałam wrzaski Victorii. Odwróciłam się i zobaczyłam, że płonie jej szata. Ruszyłam z powrotem do sypialni, nie przestając uśmiechać się pod nosem.

środa, 18 lipca 2012

Rozdział 31


Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano, z powodu hałasu jaki robiła Penelopa. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Zobaczyłam obserwującego mnie Jacksona. I to wszędzie. A dokładniej zdjęcia i plakaty z Jacksonem. Penelopa stała na środku pokoju i wpatrywała się w nie. Nie rozumiem jej. Jest jakaś dziwna. Kocha Jacksona. Dobra, jej sprawa, ale to nie znaczy, że ma oblepiać cały mój pokój jego zdjęciami. Ja kocham Artura, a jakoś nie mam jego plakatu nad łóżkiem. Kilka minut później obudziła się Sara. Nie była zadowolona tym, co uczyniła jej konkurentka, ale widocznie tak bardzo szalała za Jacksonem, że postanowiła nie krytykować Penelopy. Już po chwili każda z nich siedziała na łóżku i wpatrywała się w zdjęcia obłędnie przystojnego chłopaka. Oczywiście, nie dorównywał on urodą Arturowi, ale niczego mu nie brakowało. Nagle zauważyłam, że Penelopa obok mojego łóżka powiesiła zdjęcie Jacksona. Podeszłam do plakatu i zaczęłam się uważniej przyglądać. Zrozumiałam dlaczego te dwie tak za nim szaleją. Około godziny ósmej wyrwałam dziewczyny z transu i powiedziałam, że za chwilę idziemy na śniadanie. Gdy schodziłyśmy do Wielkiej Sali dołączyli do nas Harvey i Jackson. Oczywiście, Jackson pocałował Sarę, co wyraźnie zdenerwowało Penelopę. Cała nasza piątka usiadła przy jednym stole. Nagle do Sali wkroczyła pani dyrektor. Wygłosiła mowę powitalną i oznajmiła, że dzisiaj nie ma lekcji.
- Każdy, którego współlokatorzy wyjechali do Akademii Magii ma obowiązek zaopiekować się uczniami z wymiany. - mówiła profesor Middwey. - Oto wasze plany lekcji. Zajęcia zaczynają się jutro o wyznaczonej porze.
Pani dyrektor machnęła różdżką i przed każdym uczniem pojawił się plan lekcji. Sara i Penelopa miały identyczne plany lekcji jak ja, a Jackson miał taki jak Harvey. Przez resztę dnia pokazywałam dziewczynom sale, w których będą się uczyły.
- Macie dziwne lekcje. - powiedziała Sara.
- Dlaczego? Są normalne.
- U nas nie ma NONI. Co to w ogóle jest? - spytała.
- Nauka o Niemagicznych Istotach.
- A co to OMS?
- Ochrona Magicznych Stworzeń.
- A WMP? - zapytała Penelopa.
- Wytwarzanie Magicznych Przedmiotów. - powiedziałam. - Nie martwcie się. Mamy takie same lekcje. Trzymajcie się mnie to się nie zgubicie.
- Fajnie by było gdyby Penelopa zaginęła. - szepnęła mi na ucho Sara.
- Też tak sądzę.

niedziela, 15 lipca 2012

Rozdział 30


Wakacje minęły bardzo szybko. Dopiero gdy byłam na przystanku, przypomniałam sobie, że w tym miesiącu nie zobaczę Roggera, Artura, Harriet ani Julii. Siedziałam sama w przedziale, gdy nagle do niego weszła profesor Draught. Ale nie była sama.
- Panno Seam, przyprowadziłam pani koleżanki z wymiany. Będą mieszkały z tobą w pokoju przez najbliższe tygodnie. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.
Profesor wepchnęła dwie dziewczyny do przedziału i zatrzasnęła za nimi drzwi.
- Cześć. Nazywam się Penelopa Krum.
- Hej. Jestem Andromeda Seam.
- Miło mi cię poznać.
- Weź Penelopa, przestań się podlizywać. - powiedziała druga dziewczyna.
- Zamknij się, Linares. Jestem bardziej uprzejma od ciebie. A jeśli ta, Andromeda się z tobą zaprzyjaźni to jest naprawdę głupia.
- Nie słuchaj jej. - zwróciła się do mnie. - Jestem Sarita Linares. Możesz mi mówić Sara.
- Cześć, jestem Andromeda.
Reszta podróży minęła w spokoju nie licząc kłótni Sary z Penelopą. Kłóciły się o jakiegoś chłopaka, ale nie zrozumiałam o kogo. Kiedy byłyśmy w szkole zaprowadziłam je do mojego pokoju, a sama poszłam przywitać się z Harveyem. Opowiedziałam mu o nowych koleżankach i o ich kłótni.
- Chyba wiem o kogo chodzi.
- Naprawdę?
- Tak, widzisz do mnie do pokoju dali jakiegoś chłopaka z AM. Nazywa się Jackson Ward.
- Jackson, Jackson… no tak. One wykrzykiwały to imię. Może to on?
- Sprawdźmy. On jest na górze, u nas w pokoju.
Harvey zabrał mnie na górę i zaprowadził do jego pokoju.
- Jackson, chcę ci przedstawić moją siostrę. To jest Andromeda.
- Cześć. - powiedziałam do chłopaka stojącego na środku pokoju.
- Cześć. Jak już wiesz, jestem Jackson.
- To ja was zostawiam. Mam coś do załatwienia. - powiedział Harvey. Kiedy wychodził spojrzałam w stronę drzwi. Poruszał wargami, jakby mówił spytaj się go.
-Mam do ciebie pytanie. - powiedziałam.
- Pytaj śmiało.
- Czy ty przypadkiem nie znasz Sary Linares i Penelopy Krum?
- Sara to moja dziewczyna, a Penelopa, no cóż, znamy się ze szkoły. Dlaczego pytasz?
- Bo dzielę z nimi pokój i …
- Naprawdę? Mógłbym do was wpaść?
- Jasne, tylko je uprzedzę, dobrze?




- O mój boże! Przyjdzie tu Jackson! Jackson! - krzyczała Penelopa i w żaden sposób nie dało się jej uspokoić.
- Bądź cicho! On przychodzi do mnie! - zawołała Sara.
- Już dobrze! Nie krzyczcie! Ja teraz po niego idę, a wy niczego tu nie rozwalcie. Jasne?
- Jak słońce. - odpowiedziała Sara.
Z radością wybiegłam na szkoły korytarz, z dala od krzyków Penelopy. Poszłam do wieży wschodniej, do pokoju Harveya. Kiedy byłam na miejscu zobaczyłam stojącego pod drzwiami pokoju Jacksona, co chwilę spoglądającego na zegarek. Gdy tylko mnie zobaczył, zaczął iść w moją stronę.
- Już jestem. - powiedziałam - Długo czekałeś?
- Nie, jest dobrze.
I natychmiast ruszyliśmy w stronę wieży południowej. Po drodze spotkaliśmy Victorię. Wyprowadziła się z naszego pokoju. Dlaczego? Bo dowiedziałam się, że to ona chodziła wtedy z Arturem. Byłam na nią wściekła, i ani chwili dłużej nie wytrzymałabym z nią w pokoju.
- Andromedo! Co to ma znaczyć? Artur dopiero co wyjechał, a ty już romansujesz z innym. Nieładnie.
- Zamknij się! Ja z nikim nie romansuję. Ale spróbuj tylko przystawić się do Jacksona, to cię zabiję. Jeszcze tego by brakowało, żebyś zabrała chłopaka Sarze.
- Co ty tak dbasz o tego Jacksona? Spodobał ci się?
- Ty pilnuj, żeby tobie się nie spodobał!
- Nie martw się. Mam na oku twojego brata.
- Tylko spróbuj!
- To wtedy co, poskarżysz się do mamusi?
Nie wytrzymałam. W środku cala kipiałam ze złości. Zatraciłam się na chwilę i … Zaczęła płonąć szata Victorii. Biedna, nie wiedziała co się dzieję. Dobrze jej tak, złodziejka chłopaków - pomyślałam. Na szczęcie był ze mną Jackson, więc mógł potwierdzić, że nawet nie wyciągnęłam różdżki. Bez słowa ruszyliśmy dalej. Doszliśmy do pokoju i od razu usłyszeliśmy krzyki Sary i Penelopy.
- Dziewczyny! Przestańcie! - krzyknęłam, gdy od razu weszłam do sypialni. - Macie gościa.
- Och, Jackson! Cześć. - pisnęła Penelopa.
- Cześć. - powiedział. - Witaj Saro!
Jackson podszedł do Sary i zaczęli się całować. Widziałam jak Penelopa robi się czerwona z zazdrości. Bez słowa wyszłam z pokoju, bo nie chciałam uczestniczyć w kolejnej kłótni.
Jackson Ward

Penelopa Krum
Sarita Linares

piątek, 13 lipca 2012

Rozdział 29


Przez następne tygodnie próbowałam zapanować nad moją zdolnością. Harriet i Julia pomagały mi jak tylko mogły. Po lekcjach spotykałyśmy się w opuszczonej chatce na skraju parku, abym niczego w szkole nie zniszczyła. Parę razy udało mi się wzniecić ogień, kiedy chciałam, ale na bardzo krótko. Nawet Artur, gdy się dowiedział o mojej mocy, przychodził popatrzeć jak sobie radzę. Jego obecność wpływała na mnie pozytywnie, bo od chwili kiedy przychodził na moje próby, coraz więcej mi się udawało. Dzięki ćwiczeniom z Julią i Harriet już pod koniec roku szkolnego 90% moich prób wzniecenia ognia odnosiło sukcesy i kiedy byłam zła nie podpalałam niczego obok siebie. Po powrocie na wakacje do domu pochwaliłam się rodzicom moją zdolnością.
- Kochanie, to wspaniale. - powiedziała mama.
- A wy macie jakieś zdolności? - spytałam.
- Tak, nie mówiliśmy ci o tym aby cię nie wystraszyć. Ja potrafię wpływać na uczucia ludzi. - powiedział tata.
- To by się zgadzało. Bo zawsze kiedy się kłócicie, mama daje za wygraną i mówi, żebyś więcej tego nie robił - powiedziałam - a ty mamo?
- Zdolność wytwarzania tarczy fizycznej i psychicznej.
- A ktoś jeszcze z naszej rodziny ma jakieś moce?
- Harvey patrzy w przyszłość a Thomas panuje nad żywiołem wody.
- Tylko tyle? Nikt więcej? - spytałam.
- Tak, tylko nasza piątka ma moce. Może twój braciszek będzie miał jakąś moc?
- Może tak, wtedy nie byłabym taka samotna.
- Nie jesteś, masz nas. I jakby co to możesz pogadać z Thomasem lub Harveyem. - powiedział tata.
- A mogę zaprosić któregoś z nich na wakacje?
- Tak, zadzwoń do któregoś, niech przyjeżdża. - odrzekła mama.
Podbiegłam do telefonu i wykręciłam numer do Thomasa. Po kilku minutach skończyłam rozmowę. Thomas nie przyjedzie, jest we Włoszech. Zadzwoniłam do Harveya.
- Cześć Harvey!
- Cześć. Co tam u ciebie, Andromedo?
- Dobrze, mam pytanie. Wpadłbyś do mnie na wakacje?
- Chętnie. Na jak długo? - spytał.
- Może tak na miesiąc. Mógłbyś przyjechać w sobotę?
- Jasne. A o co chodzi?
- Powiem ci jak będziesz u mnie.

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział 28


Nadszedł maj. Najbardziej znienawidzony miesiąc przez uczniów naszej szkoły. To właśnie wtedy każdy nauczyciel przeprowadza testy na koniec klasy. Wstałam wcześnie rano, aby przygotować się do testu. Julia i Harriet najwyraźniej nie mogły spać, bo tylko gdy wstałam z łóżka i wzięłam książki, zrobiły to samo. Nadeszła ósma i poszłyśmy na śniadanie. Byłam tak przejęta tymi testami, że przez całe śniadanie nie zjadłam nic oprócz jakiejś małej porcji surówki. Harriet - najmądrzejsza osoba jaką znałam - zdawała się nie przejmować tymi testami. Ona co roku dostaje najlepsze oceny z całego rocznika. Do tej pory nie mogę pojąć jak ona radzi sobie z tą nauką. Gdybym uczyła się tyle co ona, już dawno wyładowałabym w szpitalu. Nagle do naszego stołu podszedł Artur:
- I jak tam przed testami? Zdenerwowane?
- No trudno, żebyśmy nie były. Musimy to zaliczyć. Inaczej wypad ze szkoły - powiedziałam.
- Nie przejmuj się, na pewno sobie poradzisz. A ty siostra, nie zrób mi wstydu!
- To ty nie zrób mi i nie dostań samych T.
- Jakby co to ściągajcie od Harriet.
- Bardzo śmieszne, Artur. - powiedziała Harriet.
Po śniadaniu poszliśmy na górę, aby jeszcze trochę się przygotować. Gdy nadeszła dziewiąta, poszłyśmy pod salę. Przed wejściem na ”salę śmierci” (tak nazywamy sale, w której odbywają się wszystkie testy) każdy jest dokładnie sprawdzany, czy przypadkiem nie przemycił czegoś, co mogłoby pomóc w napisaniu sprawdzianu i zabiera mu się różdżkę. Kiedy każdy był już na swoim miejscu, zaczęliśmy pisać. Po upływie piętnastu minut zauważyłam, że jakiś głupek siedzący obok mnie zaczął do mnie zaglądać i spisywać wszystko co miałam na karcie. Próbowałam za wszelką cenę zasłonić mój test, ale nie wiem jakim cudem, on zawsze zauważył odpowiedź. Kiedy jego zachowanie naprawdę mnie wkurzyło, powiedziałam o wszystkim nauczycielowi, który nas piłował. Jednak on kazał tylko przestać mu ściągać. Każdy normalny profesor wyrzuciłby go za drzwi i nie pozwolił poprawić testu, tylko od razu wstawił T. I wtedy sobie przypomniałam, że ten głupek ściągający ode mnie to Tracy Primmen, syn przyjaciela dyrektorki. To dlatego nauczyciel zaklęć, nie zwrócił uwagi na naganne zachowanie tego chłopaka. Po dziesięciu minutach Tracy znowu zaczął do mnie zaglądać. Wkurzyło mnie to bardzo. Gdybym tylko miała różdżkę walnęłabym w niego jakimś zaklęciem. I nagle, trzask. Kartka Primmena stanęła w płomieniach. Biedny chłopak nie wiedział co się dzieje. Zanim się zorientował w sytuacji, zaczęła mu się palić szata. Profesor Kettle podbiegł do niego i zgasił płomienie. Zawołał profesora Kravchenko stojącego pod klasą i poprosił o to, aby nas popilnował, a sam poszedł z Tracym do Wieży szpitalnej. Julia i Harriet popatrzyły na mnie z przerażeniem. Czyżby uważały, że to wznieciłam ogień? To nie możliwe, przecież nie mam różdżki.



Kiedy wracałyśmy do pokoju zagadnęła do mnie Harriet:
- Czy to ty rozpaliłaś ten ogień?
- Niby jak, zabrali mi różdżkę. - powiedziałam.
- Chodźcie na chwilę do biblioteki. - rzekła Harriet i skierowała się w stronę wieży północnej. Gdy byłyśmy na miejscu Flingrow wzięła do ręki jakąś książkę i zaczęła ją dokładnie przeszukiwać. Nagle powiedziała:
- Wiedziałam. Spójrzcie. - i wskazała na jakieś hasło encyklopedyczne. Julia przeczytała na głos:
Pirokineza (z gr. pur - ogień, błyskawica oraz kínesis - ruch) -umiejętność wzniecania ognia siłą woli. W niektórych przypadkach mówi się o pełnej kontroli nad płomieniami (np. temperatura, ukierunkowanie, moc itp.) lub nieświadomym użyciu zdolności (m.in. tzw. "ludzkie pochodnie"), a także umiejętności podnoszenia temperatury w danym pomieszczeniu lub skupieniu ciepła na przedmiocie.
- Nie sądzicie chyba, że ja mam zdolność pirokinezy? To nie możliwe, wiedziałabym o tym.
- Czy ty nie widzisz co tu jest napisane! Nieświadomym użyciu zdolności! - powiedziała Harriet.
- Może musisz nad tym umieć zapanować. - dodała Julia. - Gdybyś to potrafiła, byłabyś pierwszą z nas, która odkryła swoją moc!
- Jak to? O co wam chodzi? - spytałam.
- Ty o niczym nie wiesz. No więc, miedzy czternastym a siedemnastym rokiem życia czarodzieja, ujawniają się pewne moce. Np., takie jak zdolność lewitacji bez użycia różdżki, czytanie w myślach i tak jak u ciebie, Pirokineza. - mówiła Harriet. - Nie każdy czarodziej tak ma. Jest niewielu, którzy mają ukryte moce. Później, kiedy jest się starszym mogą ujawnić się jeszcze inne zdolności. Znane są przypadki, że moc ujawniła się dopiero po drastycznym wydarzeniu zaistniałym w życiu.
- Tak jak u Merlina - przerwałam Harriet - dopiero, gdy stracił zdolność widzenia, otrzymał wewnętrzny wzrok.
- Dokładnie. Widzisz może to jest twoją magiczną zdolnością. Gdy się wkurzyłaś, to karta stanęła w płomieniach. Gdy będziesz zła, będzie się tak działo. Musisz zapanować nad tym, aby móc jej używać kiedy zechcesz.

niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 27



Nadszedł dzień 7 kwietnia. Na każdej lekcji uczniowie zastanawiali się, kto z nich pojedzie do Akademii Magii. Kiedy po skończonych lekcjach szłam do pokoju wspólnego, zobaczyłam zastępcę dyrektora - Victora Nephew, nauczyciela Numerologii. W ręce niósł kartkę. Podszedł do tablicy ogłoszeń i zawiesił ją na niej. Z daleka przeczytałam tytuł ogłoszenia Losowanie Uczniów. Pobiegłam do pokoju i powiedziałam wszystkim o ogłoszeniu. Wśród uczniów zauważyłam Julię i Harriet. Razem pobiegłyśmy na dół. Harriet przecisnęła się pomiędzy grupą uczniów i przeczytała:



W dniu dzisiejszym, 7 kwietnia, odbyło się losowanie uczniów na „wymianę”. Obok nazwisk widnieją imiona osób z AM, które przyjadą na miejsce wylosowanych. 

Klasa pierwsza                  Uczniowie z AM                   
Melinda Black                   Louis Halt
Thomas Badneen              Bruce Plen
Olivia Falen                     Agnes Buggy
Luisa Riddel                    Beryl Fragile                  
Tony Heart                      Anna Louis

Klasa druga
Abigail Longriver          Alberta Joint
Carrie Pun                    Tracy Store
Terry Street                  Cora Scrath
Rick Leave                   Stuart Numeral
Carla Refill                 Garry Hammer

Klasa trzecia
Sylvester Pun                Montague Perfect
Adele Outline               Marrion Coward
Richard Leash             Gladys Dunnel
Valentine Stolen          Herbert Manual
Keith Night                 Edgar Frame

Klasa czwarta 
Howard Urban           Vance Crease
Miles Turnpike          Velma Cover
Mabel Tuxendo          Stela Fetal 
Hazel Cradle             Pamela Insult
Linda Fertile             Albert Watt 

Klasa piąta
Julia Rover                Sarita Linares
Rogger Longriver     Leland Woddy
Leslie Charcoal        Joyce Thing
Harriet Flingrow     Penelopa Krum
Kevin Filling            Letitia Screw               

Klasa szósta
Gloria Bone              Isabell Linares 
Frank Debt               Larry Symbolize 
Nicholas Rapture     Elmer Fervour  
Artur Rover             Jackson Ward
Maxwell Permit       Jessica Linares

Wylosowani uczniowie proszeni są o zgłoszenie się do dyrekcji w dniu 8 kwietnia.




Tydzień później wyjechałam do domu na święta. Byłam nieco zmartwiona tym, że we wrześniu nie zobaczę Julii, Harriet, Roggera ani Artura. Kiedy leżałam w łóżku, dobiegły mnie krzyki mamy. Zbiegłam na dół. Zobaczyłam tatę pakującego jej torbę. Na łóżku siedziała mama cała blada, co chwilę krzycząc. Zrozumiałam co się dzieje. Podeszłam do taty.
- Mam jechać z wami?
- Nie, zostań w domu. Jak wszystko dobrze pójdzie wrócę nad ranem. - powiedział tata. Podszedł do mamy i złapał ją za rękę. Zaprowadził ją do samochodu i wrócił na górę po torbę.
- Tylko nikomu nie otwieraj, jasne?
- Tak tato. Lepiej już jedzcie.
Ojciec wrócił nad ranem. Z zachwytem pokazał mi zdjęcie mojego brata. Jak dla mnie był on wrzeszczącym bachorem, którym trzeba opiekować się dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale mój tata był zadowolony, że w końcu ma syna. Mama pewnie też nie mogła się go doczekać. Razem z ojcem wymyśliła już dla niego imiona. Nie wiedzieć dlaczego, moi rodzice także jemu nadali aż trzy - Benjamin Eric Rupert.



Po powrocie do szkoły, gdy tylko powiedziałam Julii a narodzinach mojego brata, cały czas mówiła jak to świetnie jest mieć rodzeństwo. Że zawsze ma się z kim pogadać, że nie jest się samotnym. Fajnie, tylko przez jakieś dziesięć lat, nie będę mogła z tym bachorem pogadać na poważne tematy. Za to zawsze, gdy po ciężkim roku pracy w szkole, wrócę do domu, nie będę mogła zasnąć, bo zapewne będzie wrzeszczał całą noc. Jeśli to jest wizja moich kolejnych lat, to ja dziękuję za taką przyszłość.




Benjamin Eric Rupert