Nadszedł grudzień. Na dwa tygodnie przed świętami szkoła świeciła pustkami. Harriet i Rogger wyjechali ze szkoły trzy dni temu. Julia i Artur mieli zostać na święta w szkole, ponieważ ich rodzice wyjechali do dziadków. Wpadłam więc na pomysł, żeby te święta spędzili u mnie.
Staliśmy na stacji wraz z grupką i innych uczniów, czekając na przyjazd pociągu. Byliśmy ostatnią grupą uczniów opuszczających szkołę na święta. Około godziny dziewiątej na stacje kolejową wjechał pociąg. Zapakowaliśmy bagaże do przedziału i usiedliśmy na swoich miejscach.
- Nie mogę się doczekać tych świąt! Będą najwspanialsze ze wszystkich! - wykrzyczała Julia. - Spędzę je z moją przyjaciółką. Chociaż Artura mogłoby nie być.
- Raczej ciebie mogłoby nie być. Tylko będziesz nam przeszkadzać. - powiedział Artur.
- Wystarczy, przestańcie! Nie chcę, że mój chłopak i moja przyjaciółka się kłócili, zwłaszcza, że są rodzeństwem.
- Dobrze, już nie będę. - szepnął Artur i mnie pocałował.
Podróż minęła szybko. Nim się obejrzałam, byliśmy w Londynie. Na stacji czekał na nas tata. Zabrał bagaże ode mnie i Julii, a Arturowi kazał sobie pomóc. Usiadłyśmy na tylnich siedzeniach samochodu i czekałyśmy na Artura i mojego tatę. Po kilku minutach oboje wsiedli do samochodu i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę w samochodzie panowała cisza. Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Gdy tylko weszliśmy do domu usłyszeliśmy wrzaski mojego małego braciszka. Cały dom pogrążony był w chaosie. Wszędzie porozrzucane zabawki, kocyki i smoczki Bena. Po chwili do salonu weszła mama w fartuchu i cała w mące.
- Witajcie. Jak widzicie nie mam za bardzo czasu, aby was ugościć, więc bierzcie na bagaże i na górę.
Posłusznie wzięliśmy bagaże i pomaszerowaliśmy schodami na piętro. Zaprowadziłam Artura i Julię do pokoi a sama zbiegłam na dół do mamy.
- Mogę iść do Bryana? Chcę się z nim przywitać. - spytałam.
- Oczywiście, tylko weź ze sobą Julię i Artura.
Spacerowaliśmy w kierunku domu państwa Sword, kiedy zauważyłam że w naszą stronę idzie Bryan. Gdy tylko mnie zauważył zaczął biec w naszym kierunku. W końcu dobiegł do nas zziajany i od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Widzę, że nasz droga Andromeda zawitała do domu. - powiedział - I kogoś sprowadziła.
- Julia i Artur zostaną u nas na święta.
- Słyszałem, że odkryłaś swoją moc. Nie do wiary! Wziecacz Ognia! Tylko nie podpal nikogo.
Po tych słowach od razu przypomniałam sobie o moim krwawym śnie z Brayanem w roli głównej. On jakby od razu zrozumiał o czym myślę i po chwili szepnął mi do ucha:
- Opowiesz mi o nim później.
Czyżby mój sen okazał się prawdą i Bryan czytał w myślach?
- Tak. - powiedział.
- Więc gdzie idziemy? - powiedziała Julia i w tej chwili przypomniałam sobie, że są ze mną Julia i Artur.
- Nie mam pojęcia. Może do parku. - powiedziałam.
- Dobra. Idziemy. - powiedział Artur i objął mnie w pasie. Rzucił Bryanowi wrogie spojrzenie i ruszyliśmy. Kiedy mijaliśmy dom usłyszeliśmy krzyki mamy stojącej w oknie:
- Artur, Julia wasi rodzice dzwonią!
- Idźcie - powiedziałam do nich. - Julia wie, gdzie jest park, dołączycie do nas. Dobrze?
- Dobrze skarbie. - powiedział Artur i razem z Julią poszli do domu.
- Więc, opowiesz mi o tym śnie? - zapytał Bryan.
- Zgoda. Ale jak gdzieś usiądziemy.
Doszliśmy do parku i znaleźliśmy wolną ławkę. Usiedliśmy na niej i od razu zaczęłam opowiadać Bryanowi o moim śnie. Kiedy skończyłam, przez chwilę się nie odzywał, ale potem powiedział:
- Chyba nie sadzisz, że mógłbym zrobić coś takiego?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Bo widzisz, ja wiem, że ty jesteś szczęśliwa z Arturem i nie posunąłbym się do takiego czynu, żeby być z tobą. - powiedział Bryan i powoli zaczął się do mnie przysuwać. Przytulił mnie do piersi i po chwili zbliżył swoje usta do moich. Odsunęłam się od niego.
- Zabiję cię! - usłyszeliśmy krzyki Artura. - Jak śmiesz przystawiać się do mojej ukochanej! Pożałujesz tego!
Zobaczyłam jak Artur zrzuca Bryana z ławki. Julia stała przerażona nieco dalej.
- Ja się nie przystawiałem! A po za tym nie zasługujesz na nią! - wykrzyczał Bryan i rzucił się na Artura. Oboje upadli na ziemię i zaczęli się bić.
- Wiedziałem, że nie należy zostawiać cię samego z nią!
- Zamknij się! To nie ja ją zdradzałem przez cały czas!
- Dosyć, wystarczy! - krzyknęłam.
Chłopcy wstali z ziemi i przez chwilę był spokój, ale później znowu rzucili się do walki. Zanim dobiegli do siebie wznieciłam między nimi ścianę ognia. Gdy tylko ją zobaczyli zatrzymali się i spojrzeli na mnie.
- Przestańcie, się bić! Przecież nie ma o co! - wykrzyczałam do nich.
- Jak nie ma o co! Jesteś ty! Muszę pokazać temu gnojkowi, że jesteś moja! - powiedział Artur.
- A więc to tak! Traktujesz mnie przedmiotowo? Nie jestem niczyją własnością! - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę domu.
- Andromeda! Zaczekaj! - krzyknął Artur i zaczął biec za mną.
- Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się do domu.
uuuuu . to straszne . kłótnia na całego . :D
OdpowiedzUsuńi bardzo dobrze. niechby zachowywał się normalnie a nie jak debil. współczuje Julii że ma takiego brata
UsuńZły Artur! Jak on mógł tak powiedzieć?!
OdpowiedzUsuńale nerrwy . wrócicie do siebie , prawda ?
OdpowiedzUsuńhahahhaha........ nie
Usuń