Dnia 26 czerwca na świat przyszła córeczka Julii i Roggera, Remy Lisa. Była ona oczkiem w głowie dla wniebowziętych młodych rodziców. Julia strasznie przejmowała się porodem. Przecież miała dopiero osiemnaście lat, co było dla mnie najgorszym wiekiem do zakładania rodziny. Nie mogła pozwolić sobie na żadne głupoty, musiała ciągle zajmować się dzieckiem. Jednak ta kruszynka, jej piękne błękitne oczka, jej maleńkie rączki, wynagradzały Julii całe jej poświęcenie.
Zbliżały się moje urodziny. Pomiędzy mną a Bryanem układało się coraz lepiej. Przy nim czułam się kochana, i też tak czułam. Bryan był dla mnie całym światem. Nie wyobrażałam sobie życia z kimś innym. Jedenastego lipca zapakowaliśmy się z do samochodu. Uważałam, że używanie takie środka transportu było dość dziwaczne, ale Bryan się uparł. A jak nauczyło mnie te kilkanaście lat znajomości, z nim lepiej się nie kłócić. Tak więc, jechaliśmy autostradą poza teren miasta. Nasza podróż trwała kilka godzin, gdy wreszcie Bryan zatrzymał samochód. Wysiedliśmy i zabraliśmy plecaki z bagażnika. Stałam oparta o samochód i czekałam aż powie co dalej.
- Teraz trochę pospacerujemy. - powiedział z uroczym uśmiechem na twarzy i ruszył przed siebie. Nie poruszałam się jeszcze przez chwilę i obserwowałam jak spodnie Bryana z każdym krokiem układały się na jego zgrabnym tyłku. Opuściłam głowę i uśmiechnęłam się pod nosem. Zapowiadał się piękny dzień. Całą drogę do celu naszego spaceru byłam uśmiechnięta. Szliśmy stromymi ścieżkami wśród półek skalnych. Niejednokrotnie moje buty ślizgały się na mokrej powierzchni, ale wtedy Bryan ratował mnie przed upadkiem. Odwdzięczałam mu się słodkim uśmieszkiem lub całusem policzek. Po godzinie wyczerpującego marszu zatrzymaliśmy się na polanie. Bryan rozłożył koc w cieniu drzew i wyciągnął z plecaka prowiant. Usiadłam na posłaniu. Ściągnęłam buty i rozmasowałam obolałe stopy. Czując, że chłopak mnie obserwuje, powiedziałam
- Wisisz mi dzień w jakimś ekskluzywnym spa, albo chociaż masaż, za tę mordęgę.
- Jeszcze nie koniec, to dopiero połowa naszej drogi - uśmiechnął się do mnie.
- A nie mogliśmy się tak po prostu teleportować? Nie po to mam te moce, żeby utrzymywać je w ukryciu.
- Gdybyśmy tak zrobili, nie było by niespodzianki. A poza tym, nie mogliśmy przegapić takich widoków - Bryan chwycił mnie za podbródek i skierował moją głowę w stronę lasu. Obok drzew, wśród liści stała gromada dzikich koni. Nagle coś je spłoszyło i zaczęły galopować na drugą stronę polany. Ten widok zaparł mi dech w piersiach i zrozumiałam dlaczego tak postąpił. Piękno stada galopujących koni jest niedopisania. Po lekkim posiłku położyłam się na kocu i zaczęłam obserwować niebo. Bryan zrobił to samo. Czułam ciepło jego ciała i słyszałam jego oddech. Chwyciłam go za rękę i leżeliśmy w bezruchu przez kilka minut. Potem przyszedł czas na dalszy marsz. Bryan szedł przodem. Trasa prowadziła przez gęsty las i bałam się, że się zgubimy. Mogłam mieć tylko nadzieję, że on zna tę okolicę. Przez dwadzieścia minut przedzieraliśmy się przez gąszcz i w końcu wyszliśmy na kolejną polanę. Naprzeciw nas, znajdowało się dość wysokie wzniesienie.
- Już niedługo. Tylko miniemy to i jesteśmy na miejscu.
Bez nawet jednego jęknięcia szłam za Bryanem. Nagle, nie wiem już po ilu minutach marszu, Bryan zatrzymał się. Wyjrzałam zza jego pleców. Moim oczom ukazał się niewielki wodospad, z którego woda spływała do niewielkiego jeziora u podnóża góry. Bryan zrzucił z pleców bagaż i ściągnął koszulę. Jego nagi, umięśniony tors, pokrywał się kropelkami potu. Odwrócił się w moją stronę i wyciągnął ku mnie rękę. Zachęcona jego gestem, zaczęłam ściągać koszulę. Gdy zostałam tylko w staniku, podałam mu rękę a on pociągnął mnie w stronę chłodnej wody. Zanurzyliśmy się do pasa w rześkiej wodzie. Bryan popatrzył na mnie z czułością.
- Wszystkiego najlepszego. A teraz, zamknij oczy.
Zrobiłam jak kazał. Poczułam jak jego ręka chwyta moją. Coś zimnego dotknęło mojej skóry . Otworzyłam oczy. Na moim palcu widniał pierścionek.
- Andromedo, miłości mego życia, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Ze łzami w oczach rzuciłam się mu na szyję. Tuliłam go najmocniej jak tylko mogłam. W końcu nasze usta splotły się w pocałunku a ciała przylgnęły do siebie mocniej. W miłosnym szale zapomnieliśmy o otaczającym nas świecie. Pragnęliśmy tylko jednego...