- An, przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. - wyszeptał błagalnym tonem Artur. - Nie chciałem cię urazić.
- Ale to zrobiłeś, jak mogłeś tak powiedzieć?! - wykrzyczałam. Najwidoczniej mama usłyszała mój krzyk, bo przybiegła do mojego pokoju z zaniepokojoną miną.
- Kochanie, co się dzieje? - spojrzała piorunującym wzrokiem na Artura. -Wszystko w porządku?
- Tak mamo, jest ok. - odpowiedziałam.
- Ale krzyczałaś.
- Ja nie krzyczałam, tylko głośno coś oznajmiałam. Przepraszam, jeśli zbudziłam Bena.
- Nic się nie stało. Gdybyście czegoś potrzebowali, będę na dole. - mama spojrzała podejrzliwie na Artura i wyszła.
- Ile razy mam cię jeszcze przepraszać?
- Nie musisz w ogóle przepraszać. I tak ci nie wybaczę, nie tym razem.
- An…
- Wyjdź.
- Proszę cię.
- Natychmiast.
Od kłótni z Arturem minęło kilka dni. Przez ten cały czas nie odzywaliśmy się do siebie. Siedziałam z podkulonymi nogami na parapecie, trzymając kubek z gorącym kakao w ręku. Przez okno obserwowałam padający na dworze śnieg. Co chwilę popijałam gorący płyn i czułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele ogrzewając każdą cześć. Z błogiego stanu ciszy wytrąciła mnie Julia wbiegając do pokoju.
- Dromeda, ubieraj się, idziemy na dwór.
- Ale ja nie mam ochoty.
- Ale nie ma marudzenia, idziemy i już. Ubieraj się.
Niechętnie zsiadłam z parapetu i postawiłam na nim kubek gorącego kakao. Nałożyłam na siebie ciepłą kurtkę, buty, wokół szyi owinęłam wełniany szalik. Zbiegłyśmy na dół z Julią i oznajmiliśmy mojemu tacie, że wychodzimy. Gdy tylko wyszłyśmy z domu, zmroziło mnie lodowate powietrze. Wyciągnęłam z kieszeni rękawiczki i wsunęłam na ręce. Julia ruszyła w kierunku parku.
- Gdzie idziemy? - spytałam.
- Jeszcze sama nie wiem. Zobaczymy.
Przez kilka minut szłyśmy w milczeniu. Julia zdawała się mieć określony cel podróży, ale nie chciała abym się dowiedziała dokąd zmierzamy. W końcu zobaczyłam w oddali postać jakiegoś chłopaka. Julia zmierzała w jego kierunku. Gdy byłyśmy na tyle blisko by ujrzeć jego twarz, rozpoznałam Artura. Chciałam zawrócić, ale Julia mnie powstrzymała i siłą zaciągnęła w stronę jej brata. Artur obserwując całą sytuację uśmiechał się co chwilę.
- To ja was zostawiam. Tylko szybko wróćcie. - powiedziała Julia, kiedy byłyśmy na miejscu.
- Ja z nim nie zostaję. Wracam z tobą.
- Nie ma mowy. - odezwał się Artur i gdy tylko Julia ruszyła uwięził mnie w kuli wody.
- Chyba żartujesz! Żądam, abyś mnie wypuścił! Już! - wykrzyczałam do niego.
- Nie.
- Co to ma znaczyć?! Masz mnie wypuścić! - krzyknęłam i wznieciłam okrąg ognia wokół Artura.
- Proszę bardzo. Możesz mnie spalić, ale i tak wysłuchasz co mam ci do powiedzenia. - powiedział.
- Nie to nie. Sama się uwolnię. - teleportowałam się z kuli wody obok i od razu ruszyłam. Niestety Artur był szybszy i znowu mnie uwięził. Sytuacja powtarzała się kilka razy.
- Chcesz walczyć niech tak będzie. Do tej pory dawałam ci fory. Od teraz tak nie będzie.
Skupiłam myśli i wznieciłam potężną ścianę ognia przed Arturem. Dało mi to sekundę przewago nad nim. Nim Artur zamknął mnie, zdążyłam się teleportować obok. Chwilę później zamknęłam Artura w kuli ognia. Chciałam już się teleportować do domu gdy Artur się uwolnił i znowu mnie uwięził. Był widocznie znudzony moimi ucieczkami, więc nim zdążyłam się uwolnić nakazał kuli zbliżyć się do niego i gdy była wystarczająco blisko wszedł do środka, i złapał mnie w ramiona.
- Puszczaj! To przestaje być śmieszne.
- Ale ja wcale się nie śmieję. - powiedział Artur i uścisną mnie mocniej, abym nie mogła się wyrwać. Spojrzał mi w oczy i lekko mnie pocałował.
- Proszę cię, daj mi szansę.
- Miałeś już szansę. Wykorzystałeś ją.
- Przepraszam, że tak powiedziałem. Wybacz mi.
- Nigdy. - powiedziałam.
- Mam paść na kolana i cię błagać o wybaczenie?
- Rób jak chcesz to i tak niczego nie zmieni. Mam nadzieję, że następna twoja dziewczyna nie będzie tak łatwowierna jak ja.
- O czym ty mówisz? - spytał.
- To koniec, Arturze. Koniec z nami.
- Nie rób tego. Daj mi szansę.
- Nie. Ten związek i tak nie ma przyszłości. Za dużo kłamstw, za dużo bólu. - powiedziałam.
- Ale ja więcej cię nie skrzywdzę.
- Przykro mi. Żegnaj. - wyszeptałam i odeszłam. Po policzku spłynęła mi łza.