piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 55

Rozdział dedykowany mojej kochanej Carmen.


Wrześniowe lekcje mijały szybko, ale nie oznaczało to wcale że nie mieliśmy nic do nauki. Ostatni rok nauki w szkole Owlneed niósł ze sobą wiele pracy. Końcowoszkolne testy, wybór zawodu, przygotowania do balu na zakończenie. Jednym słowem harówka. Nasze życie towarzyskie praktycznie nie istniało. No, wyliczając Julię, która pogodziła się z Roggerem i razem planowali wspólną przyszłość. Ja coraz rzadziej miałam czas odwiedzać Bryana a Harriet zbyt dużo kuła, żeby móc spotykać się ze swoim chłopakiem, tak aby ich związek się nie rozpadł. Może to i lepiej? I tak nie za bardzo przepadałam za Kevinem i według mnie tez związek nie miał szans przetrwać. On za często obraca się w towarzystwie innych panienek. A Harriet… Nieśmiała, chodząca z nosem w książkach inteligentka. Siedziałam w naszym pokoju ucząc się całą masę ingrediencji eliksirów i od czasu do czasu czytając zadaną nam przez faceta od zaklęć lekturę. Julia wyszła z Roggerem, a Harriet znikła gdzieś tylko jak wróciłyśmy z lekcji. Normalnie to odpuściłabym sobie tę nudną książkę po paru pierwszych rozdziałach, ale profesor Kettle (po kilku lekcjach z rzędu, kiedy nie mogłam się oprzeć skomentowaniu jego wypowiedzi) ukrócił moją swobodę na jego zajęciach. Zapowiedział, że mnie jaką pierwszą dokładnie przepyta ze znajomości lektury. Oświadczył również, że jeśli nie odpowiem chociaż na jedno z jego pytań, mogę sobie pomarzyć o pozytywnej ocenie na koniec szkoły. Moją niczym niezakłóconą ciszę nauki przerwała Harriet. Bez słowa wpadła do pokoju. Trzasnęła drzwiami z taką siłą, że omal nie pospadały obrazy ze ścian i rzuciła się na łóżko. Przycisnęła twarz do poduszki i zaczęła płakać. Bez chwili zastanowienia rzuciłam książki na bok i usiadłam na jej łóżku. Próbowałam dowiedzieć się co się stało, ale Harriet nawet nie próbowała mi odpowiadać. Dałam się chwilę czasu i zapytałam ponownie. Ta podniosła głowę i powiedziała cała we łzach:
- Zerwałam z Kevinem. Całował się z inną.
I znowu wybuchła płaczem. Przysunęłam się bliżej i ją przytuliłam. Nie zwalniałam uścisku póki Harriet choć trochę się nie uspokoiła. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że prędzej czy później ten gnojek coś wywinie. - pomyślałam. Siedziałyśmy w ciszy jeszcze parę minut, gdy nasze drzwi otworzyły się z hukiem. Stanął w nich Kevin. Na jego widok wezbrało we mnie zdenerwowanie. Wstałam i krzyknęłam:
- Masz jeszcze czelność się tu pokazywać?! Wynocha mi, ale już!
- Ale Andromeda, ty nic nie rozumiesz…
- I wcale nie muszę, wyjdź stąd!
- Ja chcę pogadać z Harriet, chce jej wszystko wytłumaczyć.
- Nie będziesz niczego tłumaczył! Wynocha!
- Andromeda, daj nam chwilkę. - odezwała się w końcu Harriet. - Możesz nas zostawić?
Spojrzałam na przyjaciółkę. Nie chciałam wychodzić i zostawiać ją w takim stanie, ale nie mogłam nie spełnić jej prośby. Wyszłam. Siedziałam w salonie czekając, aż któreś z nich krzyknie, aby móc wejść do pokoju. Ale najwyraźniej na to się nie zanosiło. Po kilkunastu minutach usłyszałam podniesiony glos Harriet:
- Jak możesz takie bujdy opowiadać! Nie sądziłam, że będziesz tak kłamał. Wyjdź.
Teraz czekałam tylko na wybiegającego z pokoju Kevina. Ale to się nie wydarzyło. Chyba będę musiała pomóc mu znaleźć drzwi. - pomyślałam. Wstałam z fotela i pobiegłam do naszego pokoju.
- Nie kłam! Nie kłam! Nie kłam! - krzyczała roztrzęsiona Harriet.
- Ale to prawda! - opowiadał jej Kevin.
Stanęłam przed Harriet i zwróciłam się do niego.
- Chyba prosiła cię, żebyś wyszedł.
- Andromeda wyjdź to nie twoja sprawa. - odpowiedział mi.
- A mi się zdaje, że właśnie moja.
- Andromeda wyjdź, albo już nie będę taki miły.
Nie miałam najmniejszego zamiaru opuścić pokoju. Nie chciałam też aby ten gnojek tutaj został. Podniosłam rękę i rzuciłam kulą ognia w wiszącą obok głowy Kevina donicę z ziemią.
- Następna kula nie chybi.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 54

Siedziałyśmy w salonie i odrabiałyśmy zadane prace. Ja siedziałam na podłodze z książkami na kolanach, Julia na sofie a Harriet na fotelu w rogu pokoju. Harriet pisała wypracowanie na zaklęcia, a ja z Julią przygotowywałyśmy się do klasówki z zielarstwa. Gdy uznałam, że jestem już obkuta, odłożyłam książkę i usiadłam obok Julii na sofie.
- Jak tam z tobą i Roggerem? Wszystko między wami gra? - spytałam Julię, udając, że niczego nie widziałam poprzedniego dnia.
- A niby jak ma być? Nadal się do siebie nie odzywamy. Zresztą wątpię czy kiedykolwiek zaczniemy ze sobą znowu rozmawiać. - powiedziała spokojnie Julia.
- Na pewno nie pogodziliście się? Dobrze by było, gdybyście do siebie wrócili.
- Jak już mówiłam, niczego nie będzie. Z nami koniec. - Julia zaczęła nerwowo wystukiwać palcami w oparcie sofy.
- A mi się zdawało, że po wczorajszym się pogodziliście. - powiedziałam i czekałam na reakcję Julii.
- Po jakim wczorajszym? - spytała.
- Sama wiesz.
- Nadal się do siebie nie odzywamy.
- No, podczas tego co robiliście raczej się nie rozmawia.
Julia zaczerwieniła się, a Harriet podniosła wzrok znad książki.
- Przespałaś się z Roggerem?! - wrzasnęła na cały głos. Julia rzuciła jej uciszające spojrzenie.
- Wcale nie.
- No ja wątpię, czy w łóżku leży się nagim z kimś po zwykłej rozmowie. - powiedziałam.
- An… Ty widziałaś. Przecież…
- Rogger wyszedł wcześnie rano?
Przytaknęła.
- Julio! Ty przespałaś się z Roggerem! - wykrzyczała Harriet. Trudno było zdecydować czy z zachwytu, czy ze zdziwienia.
- Samo tak wyszło. A ty An? Dlaczego całą noc nie było cię w szkole? - rzuciła Julia.
- Bo… ja… - jąkałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie mogłam wyznać, że byłam u Bryana.
- Wiesz co ciekawego znalazłam? Ktoś przypadkiem wrzucił twój list do mojej skrzynki, więc otworzyłam go, aby sprawdzić czy to coś ważnego. I wiesz co? To był list od twoich rodziców. Napisali, że Bryan przeprowadził się do miasteczka niedaleko szkoły. - mówiła Julia.
- Andromedo czy ty… - zaczęła Harriet.
Obie spojrzały na mnie wyczekująco. W salonie zapadła niezręczna cisza. Spuściłam wzrok i na chwilę umilkłam. Kilka sekund później odezwałam się ponownie.
- Tak, całą noc byłam u Bryana.