wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 66

Obudziłam się dość wcześnie rano, zważywszy na to, że wczoraj do późna świętowaliśmy drugą rocznicę ślubu. Obok mnie drzemał Bryan. Nie chcąc go budzić, po cichu zsunęłam się z łóżka, szybko nakładając leżącą obok koszulkę. Zeszłam po schodach na dół, do kuchni. Nastawiając wodę na herbatę zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Było troszkę po ósmej, do wyjścia do pracy miałam jeszcze sporo czasu. Oparłam się tyłem o blat, zastanawiając się co włożę dziś na siebie. Ze stanu zamyślenia wyrwał mnie gwizd czajnika. Zalałam herbatę i usiadłam za stołem delektując się doskonale znanym smakiem gorącego napoju. Niedługo potem wstał Bryan. Stanął w drzwiach kuchni i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.
- Dzień dobry, kochanie. Jak się spało?
Podszedł do mnie i całując w czoło, wyszeptał:
- To myśmy w ogóle spali?
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o minionej nocy.
- Dlaczego wstałaś tak wcześnie? - spytał siadając koło mnie z kubkiem kawy.
- Nie mogę przecież opuszczać pracy. Pieniądze same się nie zarobią. Nie wiem jak tobie, ale mi za ładne oczy nie płacą.
- Chcesz iść dzisiaj do pracy? Po wczorajszym późnym świętowaniu?
- A ty, ty nie idziesz? - powiedziałam podnosząc głowę znad książki, którą wzięłam przed chwilą z krzesła.
- Dzisiaj mam wolne.
- Pan domu zostaje sam? Tylko nie spraszaj tu żadnej panienki, jak mnie nie będzie. Wyczuję każdą na kilometr. - powiedziałam udając obrażoną.
- Jak na mnie nie wystarczy jedna. - zaśmiał się donośnie.
- Uważaj, grabisz sobie. - wstałam z krzesła, odłożyłam jeszcze ciepły po herbacie kubek do zlewu i poszłam na górę przyszykować się do pracy. Przed dziewiątą byłam gotowa. Gdy stałam jeszcze w holu przed lustrem dołączył do mnie Bryan. Objął mnie od tyłu i wtulił się w moje włosy.
- Zostań. Nie musisz dzisiaj iść. Nie chce, żebyś szła.
Obróciłam się twarzą do niego i pocałowałam go w usta.
- Muszę. Ale jak wrócę, jestem cała twoja.
Z wyraźną niechęcią puścił mnie, gdy powoli zaczynałam wyrywać się z jego uścisku.
- Biorę samochód. - powiedziałam i chwyciłam kluczyki wiszące koło lustra.
- Nie lepiej, żebyś użyła portalu?
- Może i lepiej, ale tej porze co ja kończy wielu pracowników. Będzie tłok.
- Jak uważasz, tylko jedź ostrożnie.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się i po raz ostatni go pocałowałam.

Godziny w pracy ciągnęły się w nieskończoność. Gdy doszła szesnasta, odetchnęłam z ulgą. Czułam się jakbym przesiedziała tam więcej niż te sześć godzin. Chciałam być już jak najszybciej w domu. Po drodze wstąpiłam jeszcze do sklepu, w domu brakowało wielu produktów. Już wpół do siedemnastej otwierałam drzwi do domu. Z dwiema rękami zajętymi siatkami z zakupami ruszyłam do kuchni. W drzwiach stanęłam zamurowana. W pomieszczeniu obok stołu siedział Bryan a po przeciwległej stronie stała jakaś kobieta, nachylając się nad stołem i całując mojego męża.
- Czy ja w niczym nie przeszkadzam?! - krzyknęłam zrzucając torby na podłogę.
- Andromeda? To nie tak jak myślisz! - Bryan zdążył się już oderwać od tej wywłoki i doskoczył do mnie - Zaczekaj, wszystko ci wytłumaczę.
- Nie ma czego tłumaczyć. Życzę dobrej dalszej zabawy. - rzuciłam w jego kierunku.
- An, kocha... - nie zdążyłam usłyszeć, co powiedział, bo teleportowałam się do samochodu. Drżącą ręką włożyłam kluczyki do stacyjki i wcisnęłam pedał gazu. Wyjechałam z podjazdu na główną ulicę z konkretnym celem podróży.

Zaparkowałam samochód na ulicy przed domem, mając nadzieję, że Julia wpuści mnie do środka. Siedziałam jeszcze przez chwilę, zastanawiając się czy dobrze robię. Dawno nie rozmawiałyśmy ze sobą. Po chwili namysłu zdecydowałam, że tam pójdę. W końcu to nie tylko dom Julii, ale i Roggera a on na pewno mnie wpuści. Szłam wąską ścieżką prowadzącą od furtki do drzwi oglądając po drodze otoczenie. Wiele zmieniło się od chwili, gdy byłam tu po raz ostatni. Julia zdążyła od tamtej pory wygospodarować miejsce na ogródek i na niewielki plac zabaw dla Remy. Po kilku minutach podziwiania wdrapywałam się na szklane schody prowadzące do domu. Niepewnie zapukałam do wielkich drzwi. Po chwili głębokiej ciszy drzwi się uchyliły. Zajrzałam do środka. Za progiem stał półnagi Arthur.

1 komentarz:

  1. Pa pa Bryan! :D Świat stał się piękniejszy, nie psuj tego, pliz! Arthuś i Andromeda... no, szykuje się chyba coś na co od dawna czekałam

    OdpowiedzUsuń