Obudziłam się w pokoju razem z Julią i Harriet. Noga Harriet uciskała mój brzuch a łokieć Julii wbijał mi się w bok. Spałyśmy na jednym łóżku pierwszy raz nie pamiętam od jak dawna. Poprzedniego dnia nieco zaszalałyśmy na wieczorze panieńskim, ale mając na myśli szaleństwo nie mówiłam o alkoholu (zważając na stan Julii). Zegar na ścianie wskazywał 8.50. Nie wiedziałam, dlaczego obudziłam się tak rano i to w pełni wypoczęta, zwłaszcza że nie położyłyśmy się spać zbyt wcześnie. Delikatnie, aby nie obudzić śpiących królewien, zabrałam z siebie ich części ciała i poszłam do łazienki. Dom Julii i Roggera był przytulny i przejrzysty. Dostali go w prezencie od rodziców obydwojga. W łazience, w której byłam, widać było rękę matki Roggera. Margaret, matka wybranka Julii, miała smykałkę do projektowania i urządzania wnętrz. Dlatego zajęła się przyziemną pracą i nie wybrała zajęcia w typowo nadnaturalnym charakterze jaki zazwyczaj wybierali czarodzieje. Kochała to, co robiła. Po kilku minutach doprowadzania się do porządku, do pomieszczenia weszła Julia. Ale nie wyglądała jak ja, potargane włosy, zaspane spojrzenie, tylko promieniała radością i spokojem. Nie wiedziałam, czy tak wpływa na nią ciąża czy fakt, że niedługo zwiąże się z mężczyzną swoich marzeń. Uśmiechnęłam się do niej w lustrze i powróciłam do rozczesywania włosów. Odpowiedziała mi tym samym. Zawiązała włosy w kok i zaczęła wcierać krem nawilżający w swoje dłonie. Kiedy jej koszulka nieznacznie uniosła się do góry, gdy odstawiała krem na półkę, zauważyłam jej zaokrąglony brzuszek. Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się, kiedy mi przyjdzie nosić w sobie nowe życie.
- Nigdy w życiu ubieranie się nie zajmowało mi aż tyle czasu - powiedziała wzburzona Julia.
- Bo jeszcze nigdy w życiu nie wychodziłaś za mąż - skomentowała Harriet.
Dochodziła 16 i powoli zbliżała się godzina ślubu Julii. Harriet i ja pomagałyśmy pannie młodej przygotować się na tę chwilę. Julia stała przed lustrem w bieliźnie a ja wiązałam jej sznurki od gorsetu. Harriet szperała w szufladzie szukając podwiązki. Niedawno wróciłyśmy z salonu piękności i wyglądałyśmy jak boginie. Oczywiście, Julia wyglądała najlepiej. W końcu nie mogłam pozwolić, żeby uroda moja lub Harriet przyćmiła przyszłą panią Longriver. (hahahahahahahahah)
- Jesteś pewna, że akurat do tej szuflady ją wrzuciłaś co, An?
- Daj mi poszukać, a ty chodź wiązać ten gorset, bo ja nie mam cierpliwości. - powiedziałam i zostawiłam sznurki w spokoju.
Chwilę poszperałam w szufladzie i znalazłam, to czego tak natarczywie szukała Harriet. Pomachałam jej przed nosem materiałem i odłożyłam na półkę obok lustra. Harriet zdążyła już zasznurować gorset i Julia nakładała już białe rajstopy. Wreszcie przyszła pora na suknię ślubną. Z łatwością pomogłyśmy jej założyć strój. Kiedy Julia była już gotowa, stanęłyśmy przed lustrem i podziwiałyśmy efekt. Pozostałyśmy w bezruchu jeszcze chwilę, a później zostawiłyśmy Julię i same poszłyśmy się przygotowywać.
Słońce świeciło od rana, jakby od początku było przygotowane na ten dzień. Nic nie był w stanie zepsuć ślubu. Julia wyglądała jak księżniczka. Cieszyłam się jej szczęściem. Humor zepsuł mi jedynie widok Arthura. Nadal pamiętałam jego bolesne słowa. Jednak dzięki Bryanowi czułam się zdecydowanie lepiej. Arthur też jakby zapomniał o mnie i cały czas tulił się do dziewczyny z którą przyszedł. Julia jak na złość posadziła mnie i Bryana obok niego. Musiałam znosić opowiastki jego dziewczyny, Lily. Cały czas paplała jaki to Arthur jest wspaniały, jaki cudowny. A ja tylko się uśmiechałam grzecznie i myślałam "Zamknij się w końcu suko." Otuchy dodawała mi jedynie obecność ukochanego. Udało się w końcu wyrwać z towarzystwa Arthura i Lily. Musiałam zostawić z nimi Bryana. Jego wzrok błagał mnie o litość, ale on dobrze wiedział, że mu wynagrodzę to poświęcenie. Siedziałam na ławce w altance i dziękowałam za chwilę spokoju. Dołączył do mnie Arthur. Jakby nie miał miejsca do siedzenia nigdzie indziej tylko tu.
- A gdzie twoja partnerka? Nie sądziłam, że potrafi cokolwiek zrobić bez ciebie. Myślałam, że nawet w łazience potrzebuje byś z nią był i trzymał za rączkę.
- Ty to jesteś jednak suka.
- Co ty taki oszczędny w słowach? Słyszałam od ciebie gorsze rzeczy o sobie. - skomentowałam.
- Wolę nie strzępić języka na kogoś takiego jak ty. - odparował Arthur. Zrobił się z niego niezły dupek. Nie żeby wcześniej nim nie był.
- Jak ja? A ta pusta lalunia? Nibym w czym jest ode mnie lepsza? Nie powiesz, że jest inteligentniejsza, bo na taką na pewno nie wygląda.
- Wcale jej nie znasz, a już ją oceniasz. Ale czego można było się spodziewać po dziewczynie mordercy.
- Ty lepiej pilnuj swojej dziewczyny, a nie obcej się czepiasz. Ale takiej jak ona, to nie upilnujesz. Pewnie pół miasta już ją dymało. - powiedziałam i odeszłam od Arthura z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy.
A Julia i Rogger tego dnia wyglądali jak z bajki.
Rozdział ekstra, ślub i wgl. Tylko... Dlaczego?! Dlaczego oni się kłócą?! Już widziłam ich ślub, dziecko, happy end, a tu takie rozczarowanie. Ech...
OdpowiedzUsuń