Jeszcze chwilę siedziałam na łóżku trzymając w drżących dłoniach słuchawkę telefonu. Ktoś lekko dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i zobaczyłam niezaspokojone spojrzenie Arthura. Nie wytrzymywałam jego spojrzenia na sobie, więc nie patrzyłam na jego twarz. Wbiłam wzrok w jego tors, odsłonięty przez rozpiętą koszulę, poruszający się energicznie z każdym wdechem i wydechem. Nie było to najlepszym pomysłem. Właśnie zdradziłam mu jak bardzo mi go brakuje. Przez długą chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Arthur, coraz bardziej zaniepokojony, złapał mnie w pasie i wtulił się w moje potargane włosy. Czułam ciepło jego oddechu na karku. Boże, jak bardzo pragnęłam, aby mnie pocałował. I Rover, jakby czytając w moich myślach, delikatnie zaczął całować moją szyję. Odwróciłam się, a on zaprzestał. Spojrzałam mu w oczy i już miałam powiedzieć mu o telefonie, kiedy jego wargi spoczęły na moich. W przypływie emocji, odwzajemniłam jego pocałunki. Nagle, uderzona jakby przez piorun, który przywrócił mi trzeźwe myślenie, teleportowałam się w płomieniach na przeciwległy kąt pokoju. Arthur, zaskoczony moją nieobecnością w jego objęciach, spojrzał na mnie wyczekująco.
- Arthur, wybacz mi,ale tak nie można. Jak tak nie mogę - dodałam twardo.
- Rozumiem, nadal się wściekasz za to w szpitalu, ale to już przeszłość. Przeprosiłem cię przecież. Nawet nie masz pojęcia, jak cię pragnę. - powiedział i w sekundzie pojawił się przede mną. Czułam chłód jego skóry, pozostały po teleporcie. Ujął moją twarz w dłonie i wyszeptał:
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Tym razem byłam szybsza i wyśliznęłam się ze zbliżającego się uścisku.
- Arthur, ty nie rozumiesz. Przed chwilą dzwonili ze szpitala. Bryan właśnie się obudził. Muszę do niego jechać.
Po długiej, męczącej ciszy wreszcie się odezwał. Wolałabym jednak, oczywiście w tamtym momencie tego nie wiedziałam, aby się nie odezwał.
- A więc to tak? Wolisz tego mordercę ode mnie?
Nie spodziewałam się tak ostrej odpowiedzi. Prawie powstrzymując się przed uderzeniem go w twarz, powiedziałam jedyną rzecz, jaką mogłam w tej chwili.
- On nie jest mordercą.
- Oczywiście. A ta noga od krzesła, którą urwał, przez przypadek przeszła na wylot przez moje ciało! - wykrzyczał.
- To nie jego wina. On był zaślepiony. On nie był sobą. - starałam się usprawiedliwić Bryana, chociaż wiedziałam, że to nic nie pomoże. Arthur nie wiedział wszystkiego.
- Tak, zaślepiony swoją chorą miłością do ciebie! On od początku chciał mi cię odebrać! Nie mógł znieść tego, że jesteś za mną, a nie z nim! Więc chciał się pozbyć rywala. I prawie mu się to udało! Ale co cię to oczywiście obchodzi? Przecież masz serce jaku z lodu. - ostatnie słowa przebiły mnie na wylot. Arthur zabrał z podłogi swoją kurtkę i zaczął zapinać guziki od koszuli. Skończywszy, podszedł do mnie i powiedział
- Obydwoje jesteście siebie warci.
Wyszedł, a ja osunęłam się na kolana i zaczęłam płakać.
- Bryan! Mój boże! Nareszcie się obudziłeś! - stojąc w drzwiach, widziałam przytomnego Bryana, który rozpromienił się na mój widok. Podbiegłam do niego i ujęłam jego twarz z dłonie. - Nareszcie.
- Andromeda, nie mogłem się doczekać kiedy cię znów zobaczę. Co się w ogóle ze mną działo?
- Lekarze ci nic nie powiedzieli?
- Coś tam do mnie mówili, ale jakoś nie mogłem ich słuchać. Byłem zbyt zajęty rozmyślaniem o tobie.
Słowa, które wypowiedział i mina, którą przybrał nakazywały mi rzucić się w jego ramiona i całować go do utraty tchu. Powstrzymałam się jednak, wiedząc że Bryan może być zbyt zmęczony, by wytrzymać takie zachowanie.
- Ale pamiętasz co się działo?
- Mówisz o tym, że o mało nie zabiłem twojego byłego? Tego nie da się zapomnieć.
- Więc zrobiłeś to z premedytacją?
- Nie! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Pamiętam tylko strzępki wydarzeń. Zupełnie jakbym spał i budził się co chwilę na ułamki sekundy. To tylko potwierdza tezę lekarzy - powiedział ponurym głosem. - Byłem kontrolowany. Ale jak?
Wytłumaczyłam mu wszystko, co mogłam. Powiedziałam mu o wszystkim, o czym wiedziałam. Po rozmowie posiedziałam jeszcze chwilę u niego i poszłam wypytać lekarzy dokładnie, co i jak z tym, co się z nim stało i kiedy mogę zabrać mojego chłopaka do domu. Naszego domu.
A w domu czekało na niego łóżko. I ja.
Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale nie czuję chemii pomiędzy Andromedą a Bryanem. Co innego z Arthurem. Co prawda, trochę przesadził, ale i tak trzymam za niego kciuki.
OdpowiedzUsuńRozdział ekstra i czekam jak rozegrasz to wszystko.