niedziela, 30 września 2012

Rozdział 45


Nadszedł grudzień. Na dwa tygodnie przed świętami szkoła świeciła pustkami. Harriet i Rogger wyjechali ze szkoły trzy dni temu. Julia i Artur mieli zostać na święta w szkole, ponieważ ich rodzice wyjechali do dziadków. Wpadłam więc na pomysł, żeby te święta spędzili u mnie.



Staliśmy na stacji wraz z grupką i innych uczniów, czekając na przyjazd pociągu. Byliśmy ostatnią grupą uczniów opuszczających szkołę na święta. Około godziny dziewiątej na stacje kolejową wjechał pociąg. Zapakowaliśmy bagaże do przedziału i usiedliśmy na swoich miejscach.
- Nie mogę się doczekać tych świąt! Będą najwspanialsze ze wszystkich! - wykrzyczała Julia. - Spędzę je z moją przyjaciółką. Chociaż Artura mogłoby nie być.
- Raczej ciebie mogłoby nie być. Tylko będziesz nam przeszkadzać. - powiedział Artur.
- Wystarczy, przestańcie! Nie chcę, że mój chłopak i moja przyjaciółka się kłócili, zwłaszcza, że są rodzeństwem.
- Dobrze, już nie będę. - szepnął Artur i mnie pocałował.
Podróż minęła szybko. Nim się obejrzałam, byliśmy w Londynie. Na stacji czekał na nas tata. Zabrał bagaże ode mnie i Julii, a Arturowi kazał sobie pomóc. Usiadłyśmy na tylnich siedzeniach samochodu i czekałyśmy na Artura i mojego tatę. Po kilku minutach oboje wsiedli do samochodu i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę w samochodzie panowała cisza. Nikt nie odważył się nic powiedzieć. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Gdy tylko weszliśmy do domu usłyszeliśmy wrzaski mojego małego braciszka. Cały dom pogrążony był w chaosie. Wszędzie porozrzucane zabawki, kocyki i smoczki Bena. Po chwili do salonu weszła mama w fartuchu i cała w mące.
- Witajcie. Jak widzicie nie mam za bardzo czasu, aby was ugościć, więc bierzcie na bagaże i na górę.
Posłusznie wzięliśmy bagaże i pomaszerowaliśmy schodami na piętro. Zaprowadziłam Artura i Julię do pokoi a sama zbiegłam na dół do mamy.
- Mogę iść do Bryana? Chcę się z nim przywitać. - spytałam.
- Oczywiście, tylko weź ze sobą Julię i Artura.



Spacerowaliśmy w kierunku domu państwa Sword, kiedy zauważyłam że w naszą stronę idzie Bryan. Gdy tylko mnie zauważył zaczął biec w naszym kierunku. W końcu dobiegł do nas zziajany i od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Widzę, że nasz droga Andromeda zawitała do domu. - powiedział - I kogoś sprowadziła.
- Julia i Artur zostaną u nas na święta.
- Słyszałem, że odkryłaś swoją moc. Nie do wiary! Wziecacz Ognia! Tylko nie podpal nikogo.
Po tych słowach od razu przypomniałam sobie o moim krwawym śnie z Brayanem w roli głównej. On jakby od razu zrozumiał o czym myślę i po chwili szepnął mi do ucha:
- Opowiesz mi o nim później.
Czyżby mój sen okazał się prawdą i Bryan czytał w myślach?
- Tak. - powiedział.
- Więc gdzie idziemy? - powiedziała Julia i w tej chwili przypomniałam sobie, że są ze mną Julia i Artur.
- Nie mam pojęcia. Może do parku. - powiedziałam.
- Dobra. Idziemy. - powiedział Artur i objął mnie w pasie. Rzucił Bryanowi wrogie spojrzenie i ruszyliśmy. Kiedy mijaliśmy dom usłyszeliśmy krzyki mamy stojącej w oknie:
- Artur, Julia wasi rodzice dzwonią!
- Idźcie - powiedziałam do nich. - Julia wie, gdzie jest park, dołączycie do nas. Dobrze?
- Dobrze skarbie. - powiedział Artur i razem z Julią poszli do domu.
- Więc, opowiesz mi o tym śnie? - zapytał Bryan.
- Zgoda. Ale jak gdzieś usiądziemy.
Doszliśmy do parku i znaleźliśmy wolną ławkę. Usiedliśmy na niej i od razu zaczęłam opowiadać Bryanowi o moim śnie. Kiedy skończyłam, przez chwilę się nie odzywał, ale potem powiedział:
- Chyba nie sadzisz, że mógłbym zrobić coś takiego?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Bo widzisz, ja wiem, że ty jesteś szczęśliwa z Arturem i nie posunąłbym się do takiego czynu, żeby być z tobą. - powiedział Bryan i powoli zaczął się do mnie przysuwać. Przytulił mnie do piersi i po chwili zbliżył swoje usta do moich. Odsunęłam się od niego.
- Zabiję cię! - usłyszeliśmy krzyki Artura. - Jak śmiesz przystawiać się do mojej ukochanej! Pożałujesz tego!
Zobaczyłam jak Artur zrzuca Bryana z ławki. Julia stała przerażona nieco dalej.
- Ja się nie przystawiałem! A po za tym nie zasługujesz na nią! - wykrzyczał Bryan i rzucił się na Artura. Oboje upadli na ziemię i zaczęli się bić.
- Wiedziałem, że nie należy zostawiać cię samego z nią!
- Zamknij się! To nie ja ją zdradzałem przez cały czas!
- Dosyć, wystarczy! - krzyknęłam.
Chłopcy wstali z ziemi i przez chwilę był spokój, ale później znowu rzucili się do walki. Zanim dobiegli do siebie wznieciłam między nimi ścianę ognia. Gdy tylko ją zobaczyli zatrzymali się i spojrzeli na mnie.
- Przestańcie, się bić! Przecież nie ma o co! - wykrzyczałam do nich.
- Jak nie ma o co! Jesteś ty! Muszę pokazać temu gnojkowi, że jesteś moja! - powiedział Artur.
- A więc to tak! Traktujesz mnie przedmiotowo? Nie jestem niczyją własnością! - powiedziałam i zaczęłam biec w stronę domu.
- Andromeda! Zaczekaj! - krzyknął Artur i zaczął biec za mną.
- Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnęłam i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się do domu.

piątek, 21 września 2012

Rozdział 44


Hej!



     Chciałabym cokolwiek ci przekazać, ale sama niczego nie wiem. Każdy bardzo przejmuje się sprawą pani Talley. Próbowałam dowiedzieć się czegoś od Harveya, ale nawet starszym klasom nic nie mówią. Wszyscy są przerażeni tym, co się stało. Wierz mi, nie tylko od waszych nauczycieli nie da się nic wyciągnąć. Jeśli czegokolwiek się dowiem na pewno do ciebie napiszę. 
    Pozdrów ode mnie Isabell i Jacksona. Trzymaj się. 


                                                                             Andromeda




Przeczytałam list kilka razy i włożyłam go do koperty zaadresowanej do Sarity Linares. Wstałam od biurka i wyszłam z sypialni. W pokoju wspólnym siedziała Patricia z gazetą na kolanach.
- Hej. Może chcesz iść ze mną wysłać list? Pokazałabym ci gdzie jest taka nasza między szkolna poczta.
- Dobra, idę z tobą. - powiedziała nowa.
Razem wyszłyśmy z pokoju. Szłyśmy korytarzem. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam Artura biegnącego ku nam.
- Dobrze, że cię dogoniłem. O siedemnastej jest wyjście do Needsee. Może poszłabyś ze mną?
- Jasne. Przyjdź wpół do siedemnastej. - odpowiedziałam.
- Ok. Gdzie się wybieracie? - spytał.
- Idę wysłać list do Sary, to koleżanka z wymiany.
- Więc nie przeszkadzam. Do zobaczenia wieczorem.
- Do zobaczenia. - powiedziałam i pocałowałam Artura.
Ruszyłyśmy dalej. Mijałyśmy wejście na wieżę zachodnią - dom szóstoklasistów, kiedy ze schodów zbiegł Harvey.
- Witam śliczną kuzyneczkę. Czy może idziesz wysłać list?
- Tak. Mam wziąć i twój?
- Nie, dzięki. Pójdę razem z tobą.
- Więc idziemy. - powiedziałam i pociągnęłam za sobą Patricię.
- Co tam nowego zobaczyłeś w przyszłości, co? - zwróciłam się do Harveya.
- Nic, oprócz tego, że będę miał za żoną super laskę i że, będę zabójczo bogaty.
- Jak tak, to tą super laską na pewno nie jest Victoria. Gdyby była twoją żoną to wydawałaby kasę na kosmetyki. Przy niej byłbyś biedny.
- Racja. Ostatnio dowiedziałem się od Roggera, że rozwinęłaś swój dar.
- To prawda. - powiedziałam.
- Więc? Pokażesz co umiesz? - spytał Harvey.
Podniosłam rękę i w mojej dłoni ukazała się kula z ognia. Harvey chciał jej dotknąć, ale zamknęłam dłoń.
- Bo się poparzysz, tylko ja tu jestem odporna na ogień.
- Już się tak nie chwal. Co jeszcze umiesz?
- Mogę się teleportować w ogniu. - oznajmiłam.
- Na brodę Merlina! Ale mam zdolną siostrę. Rosalyn i Evelyn na pewno będą zazdrosne. Będzie je można trochę wkurzyć. - zaśmiał się Harvey,
- Już nie mogę się doczekać kiedy spalę im ubrania. - powiedziałam. - A później chcę zobaczyć ich miny.
- Jeszcze trochę i to będzie możliwe.
- Jak to? Nie mów, że mamy zjazd rodziny!
- Coś w tym stylu. Naomi wychodzi za mąż. - oznajmił Harvey.
- Dlaczego ja nic nie wiem! O wszystkim w tej rodzinie dowiaduję się ostatnia! - powiedziałam z wyrzutem - Kiedy ślub?
- W lipcu. To już niedługo.
- Wtedy razem spalimy ubrania bliźniaczek! Ale będzie super! Ciekawe czy mogę zaprosić osobę towarzyszącą?
- Pewnie tak. Na pewno dostaniesz oddzielne zaproszenie. Tak jak ja. - powiedział.
- Ty już masz zaproszenie? To takie niesprawiedliwe!
- Naomi wysłała mi je do domu, a rodzice przysłali mi je tu. Więc pewnie ty też dostaniesz do domu.
- To dobrze. Już się martwiłam, że będę musiała iść z rodzicami.
Otworzyliśmy drzwi prowadzące do międzyszkolnej poczty. Na samym środku pomieszczenia otwarty był portal dla listów do pozostałych szkół. Podeszliśmy razem z Harveyem do niego i wrzuciliśmy listy.
- Do kogo wysłałeś list? - spytałam.
- Do Jacksona. Prosił mnie, żebym napisał do niego w sprawie tego wypadku. A ty do kogo?
- Do Sary, dziewczyny Jacksona. Też w tej samej sprawie. Niestety nic nie wiem.
- To tak samo jak ja. Dlaczego nauczyciele ukrywają przed nami prawdę? Ale i tak się wszystkiego dowiem.

sobota, 8 września 2012

Rozdział 43


Przeczytałam list od Sary i postanowiłam, że odpiszę jej następnego dnia. Usiadłam na łóżku i w tej chwili do pokoju weszła Harriet z Patricią. Harriet spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zrozumiałam, że teraz ja powinnam zająć się nową.
- Hej Patricia! - krzyknęłam - Siadaj koło mnie.
Nowa ruszyła w moim kierunku nieco zdziwiona, bo zwykle nie rozmawiałam z nią na inne tematy niż szkoła. Usiadła na skraju łóżka i czekała na to co powiem.
- Więc, podoba ci się w naszej szkole?
- Jest bardzo fajna, bardzo się różni od mojej poprzedniej szkoły. Tam nie było takiego zamku tylko nowoczesny wieżowiec.
Wow! - pomyślałam. - Pewnie ma nadzianych rodziców.
- Dlaczego będziesz tu tylko przez rok? - spytałam.
- Jeszcze nie wiem czy tylko przez rok, czy może na dłużej. To zależy od moich rodziców. Oni często podróżują.
- Pytam tak z ciekawości. Masz może jakąś moc?
- Ta. Tylko nie jest ona zbyt przydatna. Znajomość języków. - powiedziała Patricia.
- Czyli co?
- Nie muszę się uczyć jakiegokolwiek języka, bo znam wszystkie. Bez nauki potrafię mówić, czytać, pisać.
- To fajnie. Ja bym tak chciała. - powiedziała Julia.
- A wy jakie macie moce? - spytała nowa.
- Ja nie mam żadnej. - wydukała Harriet i pogrążyła się w czytaniu.
- Ja mam coś, co nazywa się spowolnienie molekularne. Patrz. - powiedziała Julia - Andromeda, rzuć coś w moim kierunku.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu odpowiedniej rzeczy. Podeszłam do stolika przy drzwiach i wzięłam stojący na nim wazon. Rzuciłam nim w kierunku Julii. Po kilku sekundach wazon zatrzymał się w powietrzu tuż przy rękach Julii. Patricia wstała z łóżka i podeszła do niej. Ze zdumieniem wpatrywała się w zatrzymany wazon. Minęła minuta i wazon spadł na łóżko Rover.
- Jejku! To jest super! - powiedziała Patricia. - A ty Andromeda?
- Pirokineza. Ostatnio odkryłam, że przy użyciu tej mocy mogę zrobić tak.
Podniosłam rękę i pokazałam dziewczynom kulę ognia w mojej dłoni.
- Umiem też wytworzyć strumień ognia lecący z mojej dłoni i potrafię się teleportować.
Skupiłam się i stanęłam w płomieniach. Teleportowałam się na drugi koniec pokoju. Popatrzyłam na Julię i Harriet. Wpatrywały się we mnie ze zdumieniem.
- Wcześniej tak nie umiałaś! - wrzasnęła Julia - Kiedy to odkryłaś?
- Jak wy byłyście w AM.
- To niesamowite. Kiedyś umiałaś tylko wzniecać ogień i kontrolować ciepło, a teraz to! Jakaś ty zdolna! - krzyknęła z zachwytem Harriet.
- Zaskoczysz nas czymś jeszcze? - spytała Julia.
- Czytałam jeszcze że z moją mocą wiążą się tzw. ogniste oddechy, czyli zionięcie ogniem. Ale tego jeszcze nie umiem.
- Ty to masz szczęście. Tyle mocy, a ja żadnej. - powiedziała Harriet.
- Dlaczego ty się martwisz? Jeszcze odkryjesz swoją moc i będzie najlepsza ze wszystkich. - pocieszyła ją Julia.
- Ona ma rację. Zobaczysz, jeszcze to my będziemy ci zazdrościć. A propos. - zwróciłam się do Julii - Rogger ma jakąś moc?
- Jeszcze nie, ale będzie miał. Z nim tak samo jak z Harriet. Niepotrzebnie się martwi.
- Właśnie. Popatrz na Artura. On dopiero teraz odkrył swoja moc a ma szesnaście lat. - powiedziałam do Harriet.
- Może z tobą będzie tak samo.
- Dzięki, jesteście najlepsze. - wyjąkała Harriet i rzuciła się nam na szyje. Po chwili usłyszałyśmy trzask drzwi. Dopiero tym momencie uświadomiłyśmy sobie, że nie jesteśmy same. Rozejrzałyśmy się po pokoju, ale był pusty. Patricia wyszła.